// t e n //
And you say I'm such a cliche / I can't see the difference in it either way / And we left things to protect my mental health
Michael i Ashton ponownie poszli coś zjeść. Michael nie chciał, by Ashton pomyślał, że to randka, więc przyniósł ze sobą pracę.
Usiedli z fast foodami, 600-stronicowy segregator leżał między nimi.
- Co to jest? - zapytał Ashton. Podniósł gorącego hamburgera do ust, biorąc kolejny kęs. Nie chciał kończyć posiłku przed Michaelem, ale ten ledwo dotknął jedzenie.
- Praca - odpowiedział bezczelnie. – Jego dłoń przerzucała kolejne kartki, druga chwyciła frytka, podnosząc go do ust.
- Wszystko co robisz to praca. Spędzam z wami jakieś trzydzieści minut w tygodniu i wszystko co robisz to praca - narzekał. Nagle uderzyła go realność jego własnych słów, brzmiał jak on dziesięć lat temu. Ashton zawsze był pierwszym do narzekania na harmonogram prac Michaela, prawdopodobnie będzie też ostatnim.
Michael zamknął segregator i westchnął. Oparł skrzyżowane ręce na stole, patrząc na Ashtona i jego koguta na głowie.
- Już – powiedział. – Odłożyłem pracę.
Ash wyciągnął ręce ponad ich posiłki, biorąc segregator i przekładając go na jego stronę.
- Dostaniesz to z powrotem po kolacji.
Michael roześmiał, uśmiech końcu wdarł się na jego usta. Wziął kęs kolacji, delektując się smakiem.
- Tak, tato. - Złapali ze sobą kontakt wzrokowy, śmiejąc się przez wzgląd na stare czasy.
Siedzieli w ciszy przez kilka chwil, z głowami wypełnionymi nieskończoną ilością wspomnień.
- Więc, kupiłeś firmę po moim odejściu, prawda? – zapytał w końcu Ashton, podnosząc kilka frytek z talerza Michaela, kiedy nie patrzył.
- Tylko jedną czwartą firmy, potem trochę więcej – odpowiedział. - Mam nadzieję kupić resztę w następnej dekadzie. Najpierw muszę wykombinować oszczędności.
- Zawsze taki byłeś - powiedział starszy, kręcąc głową.
- Jaki?
- Po prostu... – Odłożył kolację z powrotem na talerz przed nim i spojrzał na swojego ex. - Nie wiem. Zawsze liczyła się dla ciebie kariera, tak myślę.
Michael wzruszył ramionami.
- Musiała się dla mnie liczyć. Mogłem się albo bez sensu wałęsać albo dojść do czegoś wielkiego. Nie zamierzam przestawać, dopóki nie będę na szczycie, wiesz o tym. - Spojrzał na Ashtona, na zmęczone oczy i suche usta. Widział, że Ashton starał się zmienić swoje życie w coś spektakularnego, ale mu nie wychodziło. - Mama pomogła mi związać koniec z końcem, zanim, no wiesz.
Skinął głową, patrząc w dół na swój posiłek, czuł na sobie wzrok Mike'a.
- Była taką dobrą kobietą. Brakuje mi jej.
Michael przytaknął, starając się nie pokazać, że wciąż jest w żałobie.
- Nie jestem pewien, jak mogłem dokonać czegokolwiek bez mamy. Po jej odejściu zdałem sobie sprawę z tego, co mogło się stać.
- Jak to?
- Było wiele takich dni, kiedy wychodziłem z pracy, żeby odebrać Tima, wrócić do pracy i zostać aż do północy. Tim odrabiał pracę domową w moim biurze i zasypiał. To byłoby straszne, gdyby miał tak robić codziennie przez prawie dziesięć lat.
Coś wypełniło pierś Ashtona: poczucie winy. Nie mógł nic poradzić, bez względu na to jak bardzo Michael uważał go za egoistyczną świnię, nie mógł na to nic poradzić.
Ashton nie był pewien, czy Michael kiedykolwiek w pełni mu wybaczy. Mike go potrzebował, a jego nie było.
Nie był pewny, czy kiedykolwiek w stu procentach wejdzie w życie Michaela (i w życie Timothy'ego). Jednak bierze dzisiejszy obiad za dobry znak. Michael się uśmiecha i jest szczęśliwy. Ashton jest zadowolony, że Michael jest szczęśliwy.
- To będzie dziwne pytanie. - Ashton zrobił pauzę i wziął kolejny kęs. - Ale czy pamiętasz dokładnie chwilę, kiedy okazało się, że jestem w ciąży?
Mały uśmiech wkradł się na usta Michaela, ponownie skinął głową.
- Tak, myślałem, że moja przyszłość była skończona. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek tak bardzo płakał. – Teraz mógł się śmiać z tego wspomnienia, bo było już dawno za nimi, ale w tamtym momencie Michael tak jakby chciał umrzeć.
To nie był dobry moment. Mieli piętnaście i szesnaście lat, byli głupi i młodzi. Teraz są trochę mniej głupi i trochę mniej młodzi.
- To były dość burzliwe tygodnie. - Ashton odsunął pusty talerz i rozsiadł się na swoim miejscu. – Poradziliśmy sobie – powiedział. - Ty sobie poradziłeś.
Michael się uśmiechnął.
- Zawsze będziesz lepszym ojcem, niż mógłbym sobie wyobrazić - powiedział, przybierając poważną maskę. - Jestem za to wdzięczny, wiesz?
Mike podniósł wzrok, jego zielone oczy skoncentrowały się na Ashtonie. Odpłynął, słuchał tylko słów opuszczających usta Ashtona.
- Timothy jest niesamowitym dzieckiem i to nie ja powinienem zbierać za to laury.
xxx
Jakieś przemyślenia?
Na temat wiecznie pracującego Michaela?
Albo na temat Tima, muszącego dorosnąć trochę wcześniej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top