// e i g h t e e n //
For crying out loud, settle down! / You know I can't be found with you
Michael nie myślał, że Ashton kiedykolwiek go kochał. Był całkiem pewny, że Ashton prostu poszedł za chwilą i miał nadzieję, że na końcu wszystko będzie dobrze.
To mu się nie podobało, jego proces myślowy nigdy nie zaszedł tak daleko.
Kiedy złe myśli zaczynały chodzić mu po głowie, Michael wyłączał mózg. Nie lubił myśleć o złych rzeczach, nie lubił myśleć o rzeczywistości.
Obudził się z twarzą przyciśniętą do ubranej piersi Ashtona, jego usta były otwarte, strużka śliny ciekła mu wzdłuż policzka. Michael usiadł, ręka bruneta spadła z jego włosów. Ash przewrócił się na bok, kiedy jego podświadomość zorientowała się, że były narzeczony opuścił jego ramiona.
Mike wstał, jego ciało bolało przy każdym kroku, jaki podjął. Patrzył na Ashtona, znowu widząc zdrowy kolor jego skóry. Miska na wymioty była pusta, co oznaczało, że między 6 a 10 rano Ashton nie wymiotował.
Podszedł do prawej strony łóżka, podkładając Ashtonowi kolejną poduszkę. Jego największy koszmar, to prawdopodobnie Ashton, dławiący się własnym wymiocinami i umierający w łóżku.
Właściwie nie, jego największym koszmarem był chyba umierający albo zachodzący w ciążę w wieku piętnastu lat Timothy, ale Ashton byłby na drugim lub trzecim miejscu.
Mike wygładził swój kremowy sweter i czarne spodnie przed wyjściem. Zamknął drzwi sypialni i zeszedł ze schodów. Drewniana podłoga była zimna, a on miał bose stopy, stopnie skrzypiały przy każdym kroku.
Timothy siedział w kuchni, jego palce rozrywały gofry.
- Dzień dobry - powiedział, nie odrywając wzroku od telefonu.
- Hej, dobrze spałeś?
- W porządku. Jak ma się Ashton? - Tim widział Ashtona prowadzonego po schodach przez ojca mniej niż 12 godzin temu, postanowił, że Ashton nie zasługuje na tytuł „tata". Żaden odpowiedzialny ojciec by tego nie zrobił. Nie chciał, kogoś takiego jako ojca.
Ashton mógł być obecny w ich życiu, ale Timothy nigdy nie będzie nazywać go "tatą".
Tim był w stanie dostrzec to, co odrzucał Michael.
- Jeszcze śpi. Musimy porozmawiać, kiedy się obudzi. - Michael sięgnął do szafki, biorąc talerz. Zastanawiał się, czy robić śniadanie Ashtonowi, ale nie bardzo wiedział, kiedy wstanie.
- Tak wyglądała każda noc, kiedy z nami mieszkał? - zapytał Timothy. Po kilku nieprzespanych nocach, Tim doszedł to wniosku, że co za dużo, to niezdrowo. Miał pytania, a Michael znał odpowiedzi.
- Nie – odpowiedział Michael, kiedy robił sobie gofry. Oparł się o granitowy blat naprzeciwko syna. – Chociaż miał swoje złe dni.
Timothy skinął głową.
- Rozumiem, dlaczego go wyrzuciłeś.
Mike posłał mu półuśmiech.
- To było trudne, Tim. Nie chcę, żebyś myślał o mnie jak o demonicznym geniuszu czy coś...
- Nie myślę tak. – przerwał. – Ja nawet nie wiem, co o tym myślę.
Ashton zszedł na dół pół godziny później, widząc dwóch członków swojej rodziny, siedzących przy kuchennym stole w milczeniu.
- Dzień dobry – powiedział swoim chropowatym głosem.
Michael patrzył, jak ten mrużył oczy w świetle, które dostawało się do domu przez francuskie drzwi.
- Jesteś głodny?
- Nie bardzo, ciągle trochę mnie mdli. - Usiadł obok Michaela, opierając łokcie na dębowym stole.
- Pomyślałem, że może powinniśmy zrobić stare dobre rodzinne spotkanie i porozmawiać o wszystkim. Tak jak to robią normalne rodziny, kiedy pojawia się problem - powiedział Michael. Patrzył w dół na pusty śniadaniowy talerz, zbyt podenerwowany, by spojrzeć w górę.
- O czym?
Michael był bardzo bliski nakrzyczenia na Ashtona, ale powstrzymał się. Zawsze się powstrzymywał.
- O tym, że prawie przedawkowałeś, idioto.
- Hej, nie nazywaj mnie tak. - Ashton położył głowę na stole. Jego palce przebiegły po tłustych kosmykach włosów. - Nie chciałem tego, samo jakoś poszło.
Michael przewrócił oczami i policzył do dziesięciu.
- Miałeś być w 100 procentach trzeźwy. Mogę to zgłosić bardzo szybko, Ash. Czy ty naprawdę nie rozumiesz, dlaczego to jest złe?
Ash patrzył na Timothy'ego i powiedział bezpośrednio do niego: - Nie zadzieraj z prawnikami. Będą tylko zrzędzić.
- O mój Boże. - Głos Michaela podnosił się z każdym słowem. - Zachowujesz się jak nastolatka! Zapanuj nad sobą i zachowuj się jak dorosły! Jak ojciec!
- To trudne, Michael! - Ashton usiadł, ciągle się ruszał, jakby nie był w stanie usiedzieć na miejscu. – Wiesz jakie to trudne! - Jego śpiąca twarz odwróciła się do Michaela, kilka razy zamrugał oczami i wydął usta.
Michael potarł oczy, znów licząc do dziesięciu. Liczył do dziesięciu po raz kolejny, potem jeszcze raz. To było pół minuty ciszy, ale Michael opanował nerwy.
- Obiecaj mi teraz, że to się nigdy więcej nie powtórzy albo wyrzucę cię z mojego domu i z naszego życia.
Timothy nic nie mówił. Czuł się bardzo nieswojo, był na skraju łez. Nie lubił konfrontacji, nigdy nie miał do czynienia z czymś takim.
Czuł się tak samo, kiedy rodzice jego przyjaciela skarcili go przed nim. To było niezręczne, nienawidził tego.
Nienawidził Ashtona.
Widział wszystko, widział sposób, w jaki Ashton sprawiał, że Michael był taki słaby. Tim kochał Michaela bardziej, niż kiedykolwiek pokocha kogoś innego, a Ashton miał czelność sobie z niego drwić.
Jak on śmiał?
- Spróbuję...
- Obiecaj mi, do cholery! - Michael nigdy nie krzyczał, nawet w jego napadach szału, to było raczej głośne wypowiadanie słów.
Ashton zwilżył spierzchnięte usta, jego oddech był płytki, kiedy wdychał zimne powietrze.
- Dobrze - powiedział cicho. - Obiecuję.
xxx
Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze :-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top