4."Północ"
Pov. OLIWIA KAMIŃSKA niedziela, lipiec 2021
Mikołaj już od jakiegoś czasu spał w moim łóżku, a ja właśnie stałam na terenie małego ogródka, otaczającego blok. Włożyłam dłoń do kieszeni bluzy, by wyszukać w niej paczkę papierosów, jednak jej nie znalazłam. Weszłam ponownie do klatki i po paru sekundach znów znajdowałam się w swoim mieszkaniu. Zgarnęłam używkę ze stolika, zamknęłam drzwi i wróciłam w miejsce, w którym byłam przed chwilą.
Kilka dni wcześniej byłam w podobnej sytuacji, wtedy za to stałam na dachu mojego bloku i również paliłam Camele. Pamiętam zgrzyt moich zebów spowodowany stresem i to jak zjadały mnie wówczas nerwy. Mówi się, że każdy ma swojego anioła stróża, jeśli to prawda, to mój musi chyba za mną nie przepadać. Gdy stałam wtedy przy krawędzi dachu i patrzyłam w dół, czułam się tak, jakby to właśnie on popychał mnie w przód. Ostatecznie zeszłam stamtąd, wróciłam do domu i przykryłam się grubą kołdrą.
Zastanawiające może być czemu o pierwszej trzydzieści nagle się obudziłam i w trybie natychmiastowym opuściłam dom Wasiluka. Odpowiedź jest dosyć przewidywalna. Okazało się, że Aleks nie tylko był raperem ale najwyraźniej również wróżbitą. Weź mnie ze sobą do snu, poznajmy się na nowo, zatopmy się w tym. Wzięłam go ze sobą do snu ale wcale nie poznaliśmy się na nowo, a jedyne co się w nim zatopiło to ostrze noża, które wbiłam mu między łopatki.
Sen z jego udziałem tej nocy był dosyć brutalny. Na początku wszystko wyglądało normalnie. Byliśmy w jego domu, objadaliśmy się słodyczami i oglądaliśmy jakąś tanią komedię romantyczną. Wyglądało to tak, jakbyśmy byli szczęśliwi, a w naszych życiach nie pojawiały się żadne przeszkody czy problemy. W pewnym momencie szatyn wstał, myslałam, że poszedł po więcej Coca Coli, która właśnie zniknęła z naszych szklanek, jednak chłopak po dłuższym czasie ciągle nie wracał. Minęło pięć, dzięsięć i piętnaście minut, a ja cały czas siedziałam sama na jego wersalce i zastanwiałam się, gdzie podział się brązowooki. W końcu wstałam z kanapy, weszłam do kuchni, lecz po Wasiluku nie było ani śladu. Pamiętam, że krzyczałam jego imię, ale odpowiadała mi tylko cisza. Wyszłam z domu, przejrzałam wszystkie miejsca w pobliżu, ale jego nigdzie nie było i gdy już miałam się poddać, dostrzegłam go w oknie, jednego z opuszczonych budynków. Poszłam tam, a kiedy znalazłam się na miejscu zaczełam wpatrywać się w jego wychyloną sylwetkę. Nie wiem skąd w mojej dłoni nagle pojawił się nóż, ale w końcu był to sen, tam wszystko było możliwe. Nie wiem też, w którym momencie znalazł się on w jego plecach. Pamiętam tylko jego ciało, które przeleciało przez szybę i zderzyło się z kostką brukową oraz wielką plamę krwi, która powstała na chodniku.
I właśnie w tym momencie się obudziłam i zdecydowałam się na ucieczkę z jego domu.
Zdażało mi się miewać podobne sny, często pojawiał się w nich Aleks, jednak przeważnie to ja kończyłam martwa bądź ranna. Czasami ginęłam z własnej ręki, czasami ktoś mi w tym pomagał, jednak nigdy przedtem nie zdarzyło mi się, abym to ja komuś odebrała życie.
Stojąc w ogródku i paląc kolejnego papierosa do mojej głowy napłyneła jedna myśł. Czy lepiej jest tonąć we własnych łzach czy w łzach swoich bliskich? Co jest lepsze? Płakać czy być opłakiwanym? Nie lubiłam momentów gdy po moich policzkach spływały łzy, jednak jeszcze boleśniejszy wydawał mi się widok osób, których łzy byłyby spowodowane moją osobą. Jednak ludzie czasami są egoistami i nie zwracają uwagi na uczucia innych, być może ja też taka byłam. Kiedyś podobne pytanie zadałam Anastazji usłyszałam wtedy, że osoby przeżywające jakiś trudny okres często przelewają cierpienie na bliskich. Według niej tacy ludzie mogą mieć blokadę z mówieniem o swoich problemach albo gromadzą je w sobie pod pretekstem sprawienia nimi przykróści innym. Wiedziałam, że w jej słowach jest dużo prawdy, w końcu sama nie mówiłam o tym, że sobie nie radzę, nie miałam tylko świadomości, że jest szansa, że przelewam swój ból na osoby, które mnie otaczają.
Czy lepiej jest umierać co noc w snach czy zabić w nich wszystkich innych? Było to drugie pytanie, które napłynęło do mojej głowy. Zarówno jedna, jak i druga wizja nie przemawiała do mnie. Odebranie sobie życia wydawało mi się czymś trudnym, czymś do czego potrzeba wielkiej odwagi i konkretnego powodu. Często taką przyczyną było złamane serce, zerwanie długoletniej przyjaźni, strata kogoś, czasem była to choroba taka jak depresja, a jeszcze kiedy indziej brak sensu, który przytrzymywałby przy życiu. A może w rzeczywistości samobójstwo nie było czymś aż tak wymagającym? Może potrzebne było tylko odpowiednie miejsce i czas? W snach zawsze wyglądało to na takie proste.
A zabicie kogoś? Czy było to gorsze? Zdecydowanie. Podejmujesz decyzję za kogoś, odbierasz mu coś czego nie możesz oddać. Dany człowiek może wcale nie chciał umierać, a jednak przez ciebie jest zmuszony to zrobić. Dlatego chyba po dzisiejszej nocy byłam aż tak roztrzęsiona. Zabiłam kogoś. Był to tylko sen, jednak w głębi siebie czułam niepokój. Zdawałam sobie sprawę, że w realnym życiu nie byłabym w stanie wyrządzić komuś większej, fizycznej krzywdy ale mimo wszytko byłam przerażona, że myśl o odberaniu komuś życia pojawiła się w mojej podświadomości.
Zgasiłam używkę butem i poraz kolejny tego wieczoru skierowałam się do swojego mieszkania. Nie wiedziałam ile czasu przesiedziałam na dworze. Być może było to kilka minut, a może godzina, nie miałam pojęcia.
Przekręciłam klucz w zamku, przekroczyłam próg i ku mojemu zdziwiniu dostrzegłam Mikołaja, siedzącego przy wyspie kuchennej z kubkiem w ręku. Zdjęłam obuwie i podeszłam do niego. Chłopak siedząc przy blacie swoim wyglądem przypominał mi Wasiluka. Ciemne, lekko przydługie włosy, ułożone w każdą stronę świata. Czarny t-shirt i spodenki. Nawet ich rysy twarzy były podobne, jedyne co ich różniło to uśmiech. Ten Aleksa był nie do podrobienia.
Nawet nie zdążyłam się zorientować, a chłopak stał przede mną smiejąc się i patrząc mi prosto w oczy. Ich oczy również były takie same. Ten sam odcień brązu. Jego usta przywarły do moich, a ja oddawałam wszystkie te pocałunki, bo przed oczami miałam całkowicie kogoś innego niż Mikołaj.
- Kocham cię - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
Zapewne liczył, że dostanie ode mnie podobne zapewnienie, ze rzucę mu się w ramiona i razem stworzymy romantyczny związek, usłany różami, a tymczasem odpowiedziała mu cisza. Przeszywająca cisza, która z każdą upływająca sekundą stawała się coraz bardziej niezręczna.
Szatyn niejendokrotnie zapewniał mnie, że zawsze będzie przy mnie, już od jakiegos czasu przeczuwałam, że poczuł do mnie coś więcej. Czy dawałam mu powody do tego? Nieszczególnie, jednak najwyraźniej on sprzecznie odebrał niektóre z moich sygnałów. Kilka razy wyszeptał mi, że nasza relacja będzie trwała wiecznie, ale ja w to nie wierzyłam, nie byłam w stanie, bo już kiedyś usłyszłam podobną obietnicę, która nie została spełniona.
- Wiem, że pewnie teraz nie myślisz już tak samo, ale nie bój się o tym głośno powiedzieć, ale powiedz mi teraz już wierzysz, w to że nic nie jest na stałe? - obdarzyłam go pustym spojrzeniem.
Nic więcej nie powiedział, po prostu się odsunął, założył buty i bluzę. Zniknął. To był moment, kiedy widziałam go poraz ostatni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top