17. "Balon"

Pov. FUKAJ, niedziela wrzesień 2021

Opuściłem imprezę niespełna półgodziny temu. Po rozmowie z Oliwką, w mojej głowie panował mętlik. Próbowałem się bawić tak, jak wcześniej ale nie było to proste. W moich myślach naprzemiennie pojawiały się Kamińska i Klaudia. Zastanawiałem się nad relacjami z nimi, nad tym, jak się przy nich czuję i jaki, ich obraz kształtuje się w mojej podświadomości, gdy o nich myślę.

Wszedłem na teren ogrodu i pokierowałem się do drzwi, otworzyłem je, przy czym narobiłem sporo hałasu. Gdy już miałem wejść do środka, poczułem nagłą ochotę zapalenia. Wziąłem pierwszego, lepszego buta, który znajdował się na korytarzu i postawiłem go w drzwiach, tak by się nie zamknęły. Pokierowałem swoje kroki z powrotem na trawnik. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, wyjąłem jednego i oddałem się tej chwili.

Poczułem jak zaczynam się lekko trząść, nie wiedziałem czy to ze strachu, czy z zimna na dworze. Mój ubiór był średnio adekwatny na aktualną pogodę. Miałem na sobie t-shirt i krótkie spodenki, co przy niecałych dziesięciu stopniach sprawiło, że doskonale odczuwałem każdy, nawet najmniejszy powiew wiatru.

W przeciągu godziny paliłem już piątego peta, sam nie wiedząc czy to jakkolwiek mi pomoże - zarówno z chłodem jak i natłokiem myśli. Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze po całym ciele.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni, by sprawdzić godzinę, jednak to nie ona zwróciła moją uwagę. Spojrzałem na pasek powiadomień i poza kilkoma wiadomościami, w moje oczy rzuciła się ikonka Snapchata i informacja o tym, bym zobaczył swoje snapy z przeciągu kilku lat. Kliknąłem w nie, a ono przeniosło mnie do aplikacji.

Obserwowałem po kolei różne zdjęcia. Jedne z nich przedstawiały jakieś krajobrazy, inne mnie ze znajomymi, a jeszcze inne były randomowe i nie miały żadnego większego przesłania. Przesuwałem je z koncentracją, przypominając sobie momenty z przeszłości. I wtedy przed oczami pojawiło się jedno zdjęcie, które sprawiło, że zatrzymałem się przy nim na dłużej.

Widziałem siebie i Oliwkę z 2018 roku w pamiętnym domu na ulicy Ogrodowej. Byliśmy wtedy na imprezie. Oboje mieliśmy po piętnaście lat. Było to chwilę po tym jak tańczyliśmy. Widziałem szczęście wymalowane na twarzy Kamińskiej. W jej oczach widziałem radość i iskierki, nie pamiętam czy kiedykolwiek później widziałem ją w aż tak wielkiej euforii. To ja byłem wtedy jej powodem do szczęścia. I nagle poczułem ból, którego nie czułem od dawna. Dwa lata po tamtym zdarzeniu stałem się przyczyną jej smutką i zagubienia, które towarzyszą jej do dziś.

Spojrzałem na niebo, na którym było widać tej nocy sporo gwiazd. Miałem wrażenie jakby cała przestrzeń nade mną była jedną wielką mapą, gdzie każde światło miało swoje miejsce. Przez myśl przeszło mi to, ile z tych gwiazd jest widocznych, bo naprawdę świecą, a ile to ślad po tym co już dawno zniknęło. Tak bardzo nie chciałem być tym drugim przypadkiem - nieistonym, niezauważalnym. Wciąż chciałem zapisać się na kartach historii, tak że nawet gdy zginę każdy z dumą wypowiadałby moje imię, ale to chyba tylko świadczyło o moim ego i o tym jak bardzo się rozrosło.

Zgasiłem papierosa w popielniczce, stojącej przy schodach i jeszcze bardziej oddałem się myślą w mojej głowię.

To nie tak, że po prostu odszedłem z życia Oliwki, choć z jej perspektywy właśnie tak to wyglądało. Udawałem, że nie widzę tego, że zaczynała coś do nie czuć. Nie wiedziałem kogo chciałem oszukać, siebie czy ją, po prostu nie chciałem tego widzieć, a jednak to było takie oczywiste. Zniknąłem, choć tak naprawdę chciałem pozwolić jej odejść. Wiedziałem, że stać ją na kogoś lepszego, że zasługiwała na więcej. Ale gdy jej nie było, w mojej głowie kształtowała się myśl, czy nie trzeba było samemu stać się kimś lepszym.

Kamińska nigdy nie była mi obojętna. Zawsze była kimś ważnym, jednak w naszej relacji wszystko co miało być wieczne lub na zawsze, finalnie dobiegało końca. Dlatego tak bardzo bałem się, że jeśli ona się we mnie zakocha, to nasza przyjaźń bezprowotnie przeminie. Sam doprowadziłem do tego, że ją straciłem, ale jednak los dał mi szansę i na nowo skrzyżował nasze drogi, może był to znak, by tym razem tego nie zjebać.

Westchnąłem cicho i oczyściłem na chwile swoją głowę od tych myśli. Skierowałem się z powrotem do drzwi wejściowych.

Wyjąłem buta, którego wcześniej zostawiłem, by przypadkiem nie obudzić mamy i taty hałasem.

Moi rodzice byli dla mnie niezwykle ważni, nawet mimo tego, że nasza relacja nie zawsze była kolorwa i daleko nam było do ideału. Nie chciałbym żeby kiedykolwiek byli smutni, a już na pewno nie z mojego powody. Na codzień nie okazywaliśmy sobie zbyt wielkich uczuć, ale nie raz słyszałem, jak mówili swoim znajomym, że są ze mnie dumni. Właśnie te słowa mnie budowały, sprawiały że czułem, że to, co robię ma sens i nie chcę tego zaprzestać ani zaprzepaścić. Pojawiały się również kłótnie, często burzliwe, które później wisiały w powietrzu i tworzyły napiętą atmosferę. Ale nie umiałbym i nie chciałbym niczego zmienić. Kochałem ich cały czas, mimo że oni nie powiedzieli mi ów słów wsparcia w twarz.

Wszedłem do środka, a w mojej głowie była złudna nadzieja, że spotkam tam Oliwkę, albo Klaudię, miałem im tak dużo do wyjaśnienia. Mimo, że byłem już w pomieszczeniu gdzie było ciepło, wciąż czułem drgawki, które towarzyszyły mi również, gdy byłem na zewnątrz. Najwyraźniej to wcale nie był chłód, tylko strach.

Chciałbym wiedzieć co będzie. Zarówno na podłożu mojej kariery, jak i życia prywatnego. Chciałbym mieć pewność, że wszystko co planuję ma szansę na sukces, a moje marzenia są realne. W innym wypadku to wszystko nie miałoby sensu, moje życie byłoby w martwym punkcie.

Chciałbym wiedzieć więcej o moich relacjach z innymi. Czy są wartościowe? Czy warto się w to angażować? Czy każdy ma czyste intencje? I najważniejsze. Czy pokochałem odpowiednia osobę?

Potrzebowałem kogoś, z kim wspólnie mógłbym popadać w depresję. Razem przeżywalibyśmy najgorsze chwile, żaląc się, wylewajac łzy i wspierając się nawzajem. A później byśmy z niej wychodzili i łapczywie sięgali po szczęście. Cieszylibyśmy się każdą wspólną chwilą, momentami, które potem moglibyśmy każdemu opowiadać. Robilibyśmy wszystko to, na co mielibyśmy ochotę, tylko po to, by przez cały ten czas mieć uśmiech na buzi.

A jeśli chodziło o karierę, to mimo że byłem wdzięczny z tego, co udało mi się osiągnąć, to wciąż chciałem więcej. Miałem duże ambicje i na pierwszy rzut oka była to zaletą, jednak im dalej się w to zagłębiało, tym zaczynało być to coraz bardziej destrukcyjne. Bałem się, że gdy będą na szycie (bo zakładałem, że tak właśnie będzie) nie będę wiedział, co ze sobą zrobić. Będę chciał więcej i więcej, ale nie będę umiał tego osiągnąć, a moją jedyną opcją będzie długi i dramatyczny skok w dół, gdy sam siebie wyniszczę. To wszystko tak bardzo siedziało mi w głowie.

Ostatni czas był wyjątkowo ciężki i jak wcześniej sądziłem, że zły okres już dawno poszedł w zapomnienie, tak teraz zaczynałem w to powątpiewać.

Zastanawiałem się czy powinienem zadzwonić do którejś z dziewczyn i po krótkim namyśle właśnie to zrobiłem. Był środek nocy, istniało małe prawdopodobieństwo, że odbierze ale warto było się łudzić, w końcu i tak nie miałem żadnego innego planu.

Wybrałem odpowiedni numer i przyłożyłam telefon do ucha. Słyszałem co jakiś czas dźwięk łączenia, który z każdą sekundą coraz bardziej mnie irytował i sprawiał, że traciłem wszelkie nadzieję.

- Aleks, czego ty chcesz o takiej godzinie? - usłyszałem zaspany głos, w momencie gdy już chciałem się rozłączyć.

- Obudziłem cię? - spytałem, mimo że odpowiedź była całkiem oczywista, w końcu każdy normalny człowiek spałby o tej godzinie.

- Tak, ale to już nie ważne. O co chodzi? - zadała pytanie, a ja sam zacząłem się zastanawiać, co tak naprawdę chcę powiedzieć.

- Musimy się spotkać, pogadać potrzebuje ci coś powiedzieć - wyjaśniłem.

Po drugiej stronię na chwilę zapadła cisza. Zaczynałem się stresować, tym że ona wcale nie chce mnie widzieć, ale chyba nie miała ku temu żadnego powodu.

- Dobrze, ale to już nie dzisiaj. Dam znać rano, jak wstanę, okej? - odparła, a ja odechnąłem z ulgą.

- Będę czekał. To w takim razie do usłyszenia - odpowiedziałem.

- Dobranoc Aleks - pożegnała się i zakończyła rozmowę.

Odsunąłem telefon do ucha i schowałem go do kieszeni. Ruszyłem przed siebie i Wszedłem do pokoju, a następnie do łóżka. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że wciąż miałem na sobie ubrania, w których chodziłem przez cały dzień. Przykryłem się grubą kołdrą i przymknąłem oczy. Poczułem koło siebie dziwną obecność kogoś innego, dręczyło mnie to od jakiegoś czasu. Nawet jeśli w ciągu dnia doskwierała mi samotność to znikała ona w nocy. Wtedy przychodziły do mnie moje wszystkie demony. Wszystkie lęki i problemy, z którymi się borykałem. Czułem się tak, jakby kładły się koło mnie i szeptały do ucha, a ja mimo że tego nie chciałem, musiałem ich słuchać. Gdy się budziłem, to wszystko znikało, a ja zastanawiałem się czy nie poddałem w paranoję. Nie wiedziałem czy żyją naprawdę, czy tylko chwilę przed tym jak zasnę. Wiedziałem tylko jedno - Co by nie było, mówiły tylko prawdę, cholernie bolesną prawdę, która wypierałem. A ona wracała i wracała. Wiecznie, to trwało wiecznie, bo chyba tylko ból jest stały.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top