13. "Bo mogę"

Pov. FUKAJ, niedziela sierpień 2021

Leżałem na łóżku, a mój wzrok był wbity w biel sufitu. Panowała cisza, to pewnie ze względu na to, że moi rodzice byli w pracy i nikt nie był w stanie jej przerwać.

W głowie huczały mi słowa, których wolałbym, żeby nikt nie usłyszał. 'Chcę umrzeć w miarę prędko, najlepiej przed dwudziestką'. Nie chciałem, by ktoś z mojego otoczenia pomyślał, że wracam do stanu sprzed paru lat. Była to tylko niepotrzebna myśl, o której miałem pełną świadomość, że się nie spełni. Ale z drugiej strony, napływała do mnie, również inna refleksja - gdy odejdę, bez znaczenia kiedy, ludzie będą musieli nazwać mnie legendą. To było coś, czego byłem pewien. Non omnis moriar - nie wszystek umrę. To te słowa były moim mottem, czymś co kreowało ścieżkę, którą kroczyłem. Był to mój złoty środek. Kiedy zaczynałem tworzyć muzykę, wiedziałem, że chcę nią coś przekazać, coś po sobie zostawić. Pragnąłem, by po śmierci moje utwory wciąż były w pamięci innych, by nigdy nie zginęły.

Parę chwil wcześniej przez moją głowę przeszła myśl na temat mojej przeszłości. W jakim stanie byłem jakiś czas temu? Był to temat, do którego nie lubiłem chętnie wracać. W dużym skrócie moja kondycja psychiczna była tragiczna. Nie ruszałem się z łóżka, byłem wiecznie przemęczony, a moim jedynym osiągnięciem było to, że powstrzymałem się przed zrobieniem sobie krzywdy. To właśnie w tym trudnym okresie powstała piosenka "Uwierz". Była dla mnie ważnym utworem i wracałem do niej w momentach, gdy nie czułem się najlepiej, choć teraz nie było ich aż tak dużo.

Aktualnie moim największym zmartwieniem była sytuacja Oliwkii. Była mi bliska i ciężko było mi na nią patrzeć w tym stanie, ze świadomością tego, że sam czułem to samo i wiem, jak cholernie jest jej źle. Starałem się dać jej to, czego nie dostałem ja - wsparcie i zrozumienie. Ona jednak to odrzucała, tak jakby sama zaprzeczała temu, że potrzebuje pomocy. Nie rozumiałem jej zachowania, sądziłem że mogła na mnie liczyć, ona najwyraźniej była innego zdania.

Od kilku dni ignorowałam moje wiadomości, nie miałem pojęcia co u niej, z resztą nie tylko ja byłem przez nią spławiany, Zielińska również. Uznałem, że skoro pisanie nie daje żadnych pozytywnych efektów, to przyjadę do niej, lecz odpowiedziała mi tylko głucha cisza, gdy dobijałem się do drzwi. Wiedziałem, że była w środku, to dało się wyczuć, jednak z jakiegoś powodu mi nie otworzyła, dlatego poddałem się i wróciłem do siebie.

Pokręciłem głową na boki, tak jakby miało to sprawić, że myśli o czarnowłosej momentalnie wylecą z mojego umysłu. Nie pomogło, ale za to przyczyniło się do tego, że napłynęło do mojej głowy ciekawa rozważanie, któremu poświęciłem trochę czasu.

Jak wyglądałoby moje wymarzone życie?

Może to nietypowe ale rozpocząłem zastanawianie się nad tym od momentu śmierci. Wyobrażałem sobie to tak, że będę leżeć w dresie w trumnie, która całą będzie przesiąknięta zapachem papierosów. Ale przed tym jak umrę, sprzedam wszystko, co kiedykolwiek kupiłem. Nie do końca wiedziałem czemu, po prostu taka była moja wizja.

Co do samego przebiegu życia, widziałem to w taki sposób, że będę robił wszystko co tylko chcę. Będę jadał w drogich restauracjach i zostawiał po sobie ogromne napiwki, ale mimo wszystko wciąż będę odwiedzał swoją ukochana budkę z kebabem, by zachować jakiś zdrowy balans.

Chciałbym leżeć nocami na ulicy, na Gumieńcach, najlepiej z Kamińską, bo ona doceniłaby ten moment jak nikt inny i razem odjebalibyśmy takie gówno, że musieliby ratować nas prawnicy. Nie miałem nic konkretnego na myśli, po prostu tak to kreowało się w mojej głowie.

Marzyłem o tym, by przeżyć niezapomnianą podróż. Wypłynąć na środek oceanu i zostać tam do momentu aż nie wpadnę w szał. Chciałem zwiedzić cały świat, każdy jego zakamarek.

Co dziwne, chciałbym również doświadczyć trudnej, wymagającej pracy, w której zmierzyłbym się niełatwymi warunkami i zepsuciem. Dążyłbym przy tym do osiągnięcia sukcesu i pokaźnego zarobku. Ta droga byłaby pewnie dobrą selekcją ludzi, na tych którzy są wartościowi, a którzy nie. Pieniądze mogłyby przełożyć się nad relację międzyludzkie, a to doprowadziłoby do podziałów, zazdrości i zbędnych kłótni.

A jeśli chodziło o to, jak zapatrywałem się na moją wymarzoną karierę to widziałem to mniej więcej w taki sposób. Chciałbym mieć na tyle duże ego, że nie musiałbym się przedstawiać. Żyłbym w przeświadczeniu, że każdy kojarzy moją twarz i zna mój pseudonim. Grałbym niezliczoną ilość koncertów i mógłbym obserwować to, jak moja muzyka wpływa na moich odbiorców. Tworzyłbym to, co mi się podoba i zdobywał na tym ogromne wyświetlenia. Właśnie tak chciałem, by toczyła się moja rapowa ścieżka.

Miałem też wyobrażenia co do swojego wyglądu. Widziałem siebie, całego wytatuowanego, w dziarach, które nie miałyby żadnego znaczenia, choć znalazłoby się pare takich, które miałyby głębsze przesłanie. Wyglądałbym jak ta typowa, ostatnia kartka w zeszycie, która jest cała zamazana i zanotowana.

W wielkim skrócie chciałbym żyć tak jak bym po prostu chciał. Robił bym to, co akurat mam w głowie. Bo po prostu mogę i mam do tego prawo. Moim mottem było by - "żeby wygrać trzeba grać" i nie bałbym się podejmować ryzyka.

Więc, gdzie leżał problem, by to się spełniło? Całkiem możliwe, że we mnie. W rzeczywistości, nie byłem taki. Byłem spokojny, poukładany i raczej bezproblemowy. W większości przypadków to nie ja szukałem problemów, to one znajdywały mnie i dlatego wychodziło, że wpieprzałem się w jakieś gówno.

Wstałem z łóżka i skierowałam swoje kroki w stronę lustra. Na mojej twarzy wciąż widoczne były siniaki. Nic dziwnego, skoro dwa dni wcześniej zostałem skopany przez pięciu mężczyzn. Czy zasłużyłem sobie na to? Byłem zdania, że nie, jednak najwyraźniej oni mieli odmienną opinie w tym temacie. Nie podobało im się to jak wyglądam i czym się zajmuję. Z początku była to zwykła przepychanka słowna, na którą nie zwróciłem większej uwagi, w końcu to nie pierwszy raz, gdy komuś się coś we mnie nie podoba. Gdy dostrzegli, że nie rusza mnie to, co mówią, uznali że przemówią mi do rozsądku siłą. Jak głupi, wierzyłem, że uda mi się uciec, jednak jak można wywnioskować po siniakach, nie zdołałem tego zrobić. Cały czas czułem ból pod żebrami czy w plecach i obawiałem się, że nie zniknie on zbyt szybko.

Przyjrzałem się sobie dokładnie. Sińce pod oczami, blada skóra, potargane włosy. Siniaki na skroni i na kościach policzkowych. Ciężej było znaleźć płaszczyznę, na której nie byłoby żadnego zadrapania czy innego uszkodzenia niż taką, na której rany by były. Być może powinienem gdzieś zgłosić tą sprawę, ale nie chciałem ściągać na siebie jeszcze większych kłopotów.

Z letargu wybudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Byłem przekonany, że to Kubi, w końcu miałem umówić się z nim na spotkanie, dlatego zdziwiłem się, gdy na wyświetlaczu ujrzałem inne imię.

- Halo? - powiedziałem po odebraniu połączenia.

- Nie powinnam dzwonić o tej godzinie, ale mam złe przeczucia. Od kilku dni ma w dupie moje wiadomości, telefony, nie otwiera gdy pukam do drzwi. Wiem, że to wszystko widzi, znam ją. Boję się, że ona wyjedzie, albo już to zrobiła, że chce się odciąć od problemów, choć to kurewsko głupie, bo chyba zdaję sobie sprawę, że chcemy dla niej jak najlepiej - odpowiedziała Anastazja.

- Mnie też kompletnie ignoruje. Nie wiem już, co mam robić. Staram się ją zrozumieć, ale to nie jest takie proste - odparłem, siadając ponownie na łóżko.

- Ja też czuję się bezsilna, skoro nie chce pomocy od nas to nie przyjmie jej też od kogoś innego - westchnęłem na jej słowa - Już sama nie wiem, czego mogę się po niej spodziewać, jest zdolna dosłownie do wszystkiego.

Gdy miałem odpowiedzieć na to, co usłyszałem od blondynki, poczułem wibracje, co oznaczało, że dostałem jakieś nowe powiadomienie. Odsunąlem telefon od ucha i wczytałem się w jego treść.

Oliwia:
Potrzebuję odetchąć, jest ok, nie szukaj mnie, wrócę

Nie jestem w stanie zliczyć ile razy z rzędu przeczytałem ten sam tekst, byłem jak w transie. Analizowałem go, próbowałem dostrzec coś, co mogłem przegapić, ale niczego takiego nie było. Nie było tam ukrytej żadnej innej, sekretnej wiadomości. Po prostu krótka informacja.

- Do ciebie też napisała? - spytała Zielińska, o której przez moment zapomniałem.

- Tak, i co teraz? - zadałem pytanie, wierząc że blondynka znajdzie racjonalne wyjście.

- Nie wiem, chyba musimy dać jej to, czego tak bardzo pragnie. Przestrzeni - odparła i mimo że jej nie widziałem, miałem pewność że te słowa przychodzą Anastazjii z trudnością.

Trudno było mi pogodzić się z faktem, że nie mogę jej pomoć, że ona tego nie chce. Wiedziałem że u niej w cale nie jest "ok", a nie mogłem zareagować. Wszystko dlatego, że ona nie chciała, a czy ja miałem prawo podważać jej zdanie i ignorować jej prośby? Nie, dlatego poraz kolejny jej posłuchałem. Dałem jej wolną rękę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top