Tobie się tylko wydaje, że coś wiesz, Kornelia.

Ktoś chętny do wykonania zwiastunu tego opowiadania?  Wierzę w was, miśki :" ---------->

-No to chyba jasne – założyła ręce szatynka. - Luksusowa dziwka.

-Na pewno nie! - zaoponowałam. - Poza tym prostytutka raczej nie ogranicza się do jednego faceta prawda? A już na pewno nie łazi z nim na gale.

-No to może sponsoring – upierała się Tośka. - Jak dla mnie fakt jest oczywisty. Puszczała się.

-Skąd ty taka pewna? - parsknęłam.

-Dobra, Kora. Obydwie wiemy jak wspaniałe masz o niej mniemanie – wywróciła oczami dziewczyna. - Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Fakty mówią same za siebie.

-Wiemy tylko, że spotykała się z jakimś bogaczem.

-I co? Pewnie to była wielka miłość? - spojrzała na mnie z politowaniem Czartoryska. - Kora, nie bądź naiwna.

-A ten tekst, że ona nie potrafi kochać? - zwróciłam jej uwagę.

-No cóż, moim zdaniem sytuacja przedstawia się tak... - zaczęła Tośka. - Miss Mercedes była luksusową prostytutką, a Crissy jej... Jak to się mówi? Alfonsiarą – zachichotałam, na wymyślone przez szatynkę określenie. - Albo też była dziwką, co nie? I stąd ten tekst, że ona nie potrafi kochać.

-Jestem pod wrażeniem twoich metod dedukcji, kochana panno Marple – uśmiechnęłam się. - Ale przeoczyłaś jeden szczegół.

-Czepiasz się – fuknęła dziewczyna. - Niby jaki szczegół?

-Że pięć lat temu Crissy była już żoną twojego ojca – uśmiechnęłam się.

Zapadła cisza, podczas której Tośka wyglądała tak, jakby nad czymś intensywnie myślała.

-No dobra, masz rację – przyznała w końcu niechętnie. - A jak to wygląda według ciebie?

-Poszukajmy czegoś na temat tego milionera – przysunęłam bliżej laptop. - Jak mu tam? - wyświetliłam stronę jeszcze raz. - Leo von Russel.

Wpisałam nazwisko w wyszukiwarkę. Wyskoczył mi link do amerykańskiej Wikipedii, który od razy kliknęłam.

-No i znowu po angielsku – jęknęła Tośka. - Weź przetłumacz.

Szybko przeleciałam wzrokiem tekst, jednak moją uwagę przykuło ostatnie zdanie. Musiałam przeczytać je kilka razy, zanim w końcu do mnie dotarło. Jeszcze raz otworzyłam artykuł, który zapisałam w drugiej karcie. Kilka razy przemieniałam strony, jednak nie mogło być mowy o pomyłce. Piętnasty lipca. Siedemnasty sierpnia. Piętnasty lipca. Siedemnasty sierpnia.

-O kurwa! - wyrwało mi się.

-Kora, co tam wyczytałaś? - szatynka potrząsnęła moim ramieniem. - Strasznie zbladłaś.

-Tośka - wyszeptałam. - On się zastrzelił. Miesiąc po tym, jak rozstał się z Marysią.

Tośka wybałuszyła oczy.

-O kurde – mruknęła. - Może to naprawdę była miłość? Czytaj całość.

Odchrząknęłam i zaczęłam tłumaczyć tekst.

Leonard „Leo" von Russel, a właściwie Gregory Wine, ur. 20.03.1965, zm. 17.08.2010 roku. Znany amerykański biznesmen, właściciel firmy Albert&Joe (za jego życia najpopularniejszej fabryki produktów mlecznych na świecie), nazywany m.in.: „królem mrożonych jogurtów". W 2009 roku odznaczony orderem prezydenckim. W 2010 roku popełnił samobójstwo, strzelając do siebie z pistoletu. Niedługo potem firma splajtowała, zatopiona długami, zaciągniętymi przez jej właściciela w ciągu ostatniego miesiąca jego życia. Wszystkie konta, a także sejf, gdzie znajdowała się ogromna fortuna (był 23 najbogatszym człowiekiem na Ziemii) Russela były puste. Do dzisiaj nie wiadomo, co stało się z tak ogromną sumą pieniędzy, jednak przypuszcza się, że mężczyzna (skory do gier hazardowych) po prostu przepuścił je w kasynie. Jednak chyba trudno jest przegrać 200 milionów dolarów, prawda?

-Ja pierdzielę, nic z tego nie rozumiem – westchnęła Tośka, kiedy skończyłam czytać. I tutaj musiałam przyznać jej rację.

Tydzień później

-Tośka, muszę cię o to zapytać – zastrzegłam. - Błagam, nie bądź zła – wzięłam głęboki oddech. - Masz regularny okres, prawda?

Parsknęła.

-Nie sądziłam, że kiedykolwiek zapytasz mnie o coś takiego. Czuję się jak bohaterka jednego z tych edukacyjnych filmów, które puszczają nam na WDŻcie.

-To nie jest śmieszne – mruknęłam. - Martwię się o ciebie, od dwóch tygodni ciągle wymiotujesz i jesteś okropnie blada i zmęczona.

-Mówiłam ci, że się zatrułam.

-Zatrucie raczej nie trzyma dwa tygodnie – zauważyłam. - Powiedz mi, masz go czy nie?

-Ja...

-Odpowiedz – naciskałam.

-No, ja... - plątała się Czartoryska. - Nie – przyznała w końcu.

-Ale wy... - urwałam. - Zabezpieczyliście się, prawda? Wtedy w hotelu.

-Cholera, nie wiem – dziewczyna oparła się o ścianę i ukryła twarz w dłoniach. - Ja nawet nie pamiętam szczegółów tego wszystkiego, byłam uchlana w trzy dupy.

Podeszłam do niej i przytuliłam ją.

-Wszystko będzie dobrze – uspokoiłam ją. - Musisz zrobić test i wszystko się wyjaśni.

Pokręciła głową.

-Nie, Kora. Nie mogę. Za bardzo się boję wyniku.

-Chyba lepiej wiedzieć, niż żyć w niepewności – westchnęłam. - Możesz zrobić go u mnie jak chcesz.

-Niby skąd go wezmę? - prychnęła. - Przecież nie pójdę do apteki i tak po prostu o niego nie poproszę. Następnego dnia całe miasto mówiłoby tylko o tym, że córka burmistrza się puszcza.

-No fakt – zamyśliłam się. - Ale ja też nie mogę. Jak moja babcia się dowie, to koniec.

-No widzisz – uśmiechnęła się Tośka. - Nie możemy zdobyć testu, więc problem rozwiązał się sam.

-Oj, nie tak szybko, moja panno – żartobliwie pogroziłam jej palcem, bo wpadł mi do głowy pewien pomysł. - Znam idealną osobę, która nam to załatwi?

Szatynka zmarszczyła brwi.

-Niby kogo?

-Zobaczysz – uśmiechnęłam się. - Zobaczymy się w klasie. Do zobaczenia!

***

-Wybacz, Kornelia, ale trochę się spieszę – uśmiechnęła się przepraszająco Marysia. - Muszę jeszcze załatwić parę rzeczy, a zostało mi tylko dziesięć minut. To coś ważnego?

-Niezbyt, ale zajmę tylko chwilę – odwzajemniłam uśmiech, międzyczasie podziwiając jej piękną drobną twarzyczkę, tak ślicznie wyeksponowaną przez ogromnego koka z tyłu głowy.

-A więc słucham – westchnęła brunetka. - Ale szybko.

-Chcę, żeby kupiła mi pani test ciążowy – wypaliłam, a Marysię musiało to bardzo zaskoczyć, bo z wrażenia wszystkie materiały wypadły jej z rąk i z hukiem uderzyły o biurko.

- Że co proszę? - wybałuszyła na mnie swoje małe oczka. - Dobrze się czujesz, Kornelia?

-Doskonale, dziękuję pani profesor za troskę – uśmiechnęłam się grzecznie. - Więc jak?

-Jesteś co najmniej bezczelna! - odzyskała rezon Fordowa. - Żeby prosić nauczycielkę o takie rzeczy...

-Bezczelność wynikająca z proszenia nauczycielki o zakup testu ciążowego jest porównywalna do tej,którą prezentuje ta sama nauczycielka pieprząca tą samą uczennicę w swoim mieszkaniu – odparłam rezolutnie.

-Jak... Jak śmiesz?! – zająknęła się kobieta. - Ale nie ważne, tym razem puszczę ci to płazem. Mogę wiedzieć po co ci ten test?

-Żeby podlewać nim kwiatki, a do czego innego? - uśmiechnęłam się.

-Bez żartów, Kornelia. Jesteś w ciąży?

-Niech się pani nie boi, nie z panią – zażartowałam, a widząc jej minę dodałam. - Nie chodzi o mnie.

-Ach, mogłam się domyślić – uśmiechnęła się pod nosem Marysia, zbierając rzeczy z biurka. - Chodzi o twoją puszczalską koleżankę. Sylwestrowe szaleństwa dają o sobie znać?

-Mogłabym zapytać panią o to samo – odbiłam piłeczkę. Nie wiem dlaczego w ogóle do niej poszłam. Nie spodziewałam się, że będzie taka wredna.

-Doprawdy nie wiem, skąd o tym wiesz – uśmiechnęła się z przekąsem Fordowa. - Przecież panna Czartoryska była tak pijana, że pewnie urwał jej się film.

-Napisała do mnie smsa.

-Ach, ta współczesna technika – zachichotała kobieta. - Dzisiaj niczego nie można być pewnym. Więc chcesz, żebym kupiła jej test ciążowy? Ależ bardzo proszę, kochanie. Trzeba w końcu pomagać starym znajomym, prawda? - uśmiechnęła się ironicznie.

-Ma pani na myśli macochę Tośki? - zgadłam.

Po raz pierwszy w tej rozmowie Marysia wydawała się kompletnie zbita z tropu.

-Skąd o tym wiesz?

-Nie ważne – uśmiechnęłam się. - Wiem dużo rzeczy, z których nie zamierzam się pani tłumaczyć.

-Dobrze, panno bezczelna dopięłaś swego – prychnęła kobieta. - Jutro dostaniesz ten test, najlepiej dwa żebyś nie marudziła. Zadowolona?

-Bardzo – uśmiechnęłam się skromnie. - Dziękuję, pani profesor.

-Nie ma za co – uśmiechnęła się sztucznie, mijając mnie i kierując się do wyjścia z sali.

-Proszę pani? - zapytałam jeszcze, kiedy była już przy drzwiach.

-Co znowu? - odwróciła się gwałtownie.

-Wiem o Leo – nie mogłam się powstrzymać, chciałam widzieć jej reakcję.

Jednak nie było to nic tak spektakularnego, jak myślałam. Na jej twarzy pojawił się tylko lekki ironiczny uśmiech.

-Tobie się tylko wydaje, że wiesz Kornelia – zaśmiała się. - A teraz wyjdź, bo muszę zamknąć salę.


Czekam na wasze opinie co do rozdziału. Wiecie już jaka jest tajemnica Marysi?

buziaki

Karo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top