To dwie kreski mojego końca.
No to zaczynamy ;D
-Boję się je zrobić -jęknęła Tośka. - Kora, te trzy plastikowe pierdółki decydują o moim dalszym życiu. To jakiś horror!
-Ciąża będzie, niezależnie od tego, czy zrobisz te testy czy nie - zauważyłam. - A chyba lepiej jest wiedzieć, nie?
-Nie rozumiesz tego, nigdy nie byłaś w takiej sytuacji - pokręciła głową Czartoryska. - Jeśli wyjdą pozytywnie, to nie mam już życia, rozumiesz?
-A może zrobiłabyś je, zamiast tak gdybać? - westchnęłam.
-Chyba powinnam - wzięła do ręki odpakowane testy. - Ale jeszcze nie wiem, czy będę chciała na nie patrzeć.
***
-Ile trzeba czekać?
-Dziesięć minut - wyczytałam z ulotki.
-Cholerka, nie wiem jak ja tyle wytrzymam - jęknęła Tośka.
-Uspokój się. Zrobiłam ci melisy - wskazałam na kubek, znajdujący się na stoliku. - Napij się, to dobrze ci zrobi.
-Dzięki - uśmiechnęła się słabo dziewczyna. - Za herbatę i za to, że przechodzisz ze mną przez to wszystko.
-Nie ma za co - odpowiedziałam. - Od tego są przyjaciółki. Nawet jeśli Artur twierdzi co innego!
Szatynka zakrztusiła się herbatą, której właśnie upiła łyk.
-Pokłóciłaś się przeze mnie z Artim? Jezu, Kora! Strasznie mi przykro!
-Strasznie miła się ostatnio zrobiłaś - zauważyłam. - Kiedyś zapytałabyś wprost, co ten dupek nawywijał - zaśmiałam się. - Chyba dojrzewasz, kochana.
-Dojrzewam, czy nie, ta herbata smakuje świńsko - uśmiechnęła się przepraszająco. - Nigdy nie zrozumiem, jak możesz to pić.
-Nikt ci nie każe kończyć, mogę zrobić to za ciebie - wyciągnęłam rękę po kubek.
-A! A! A! - pacnęła mnie po dłoni Tośka. - Kto daje i zabiera...
-Widać bardzo tęsknisz za dzieciństwem - spojrzałam na nią z politowaniem. - A jeśli chodzi o Artura, to nie zamierzam być z kimś, kto nie akceptuje moich przyjaciół.
-Nadal nie przebolał tego, w jaki sposób z nim zerwałam?
-Jak widać - westchnęłam. - Dlatego się z nim pokłóciłam, siadłam z Kamilem i znowu naraziłam się Miss Mercedes.
-Siadanie z Kamilem prawie zawsze równa się kłopotami u nauczycieli - zachichotała Czartoryska. - Aczkolwiek jeśli chodzi o ciebie i Fordową, to nawet on nie jest potrzebny. Ty masz talent do kompromitowania się przy niej. Jak tym razem się zemściła?
-Kazała mi tłumaczyć notatkę na podstawie jednego zdania. Oczywiście w ogóle jej wcześniej nie słuchałam i nawet nie zapisałam tematu lekcji. Na szczęście przypomniało mi się olimpiada z angielskiego, na której było podobne zdanie. Miałam farta.
-Oj, już nie bądź taka skromna - uśmiechnęła się Tośka. - Ty po prostu jesteś mądra z tego angielskiego. Nasz klasowy geniusz.
-Już się nie podlizuj - zażartowałam i spojrzałam na zegarek. Jeszcze trzy minuty.
-Wiesz, tak teraz sobie myślę... - zaczęła Tośka. - Że ta nasza miss Mercedes jest postacią rodem z jakiejś dobrej obyczajówki. Piękność z mroczną przeszłością.... To idealnie do niej pasuje, nie?
-Wow! Pierwszy raz nazwałaś ją piękną - zaśmiałam się.
-Może faktycznie dorastam? - puściła mi oko. - W każdym razie, patrząc obiektywnie, jest bardzo atrakcyjna. Temu nie da się zaprzeczyć. Natomiast jeśli chodzi o charakter...
-Z tym już trochę gorzej.
-O wiele - kiwnęła głową. - Ale może przeszła w życiu przez coś, co to usprawiedliwia.
-Strasznie współczująca się ostatnio zrobiłaś - zauważyłam. - Zupełnie jak nie ty.
-Oj wiem, wiem - szatynka odłożyła kubek i uderzyła się w pierś. - Jestem cudowna. A jak tam z czasem?
Spojrzałam na zegarek i kiwnęłam głową.
-Już.
Czartoryska natychmiast spoważniała.
-Nie chcę na to patrzeć, Kornelia. Błagam, zrób to za mnie.
Bez słowa wzięłam ze stołu trzy plastikowe testy, odwrócone wierzchem do dołu. Ułożyłam je w kształt wachlarza, wzięłam głęboki oddech i podniosłam do siebie, by widzieć, to co na nich było. Mimo, że nie chodziło o mnie, strasznie się bałam. Dla Tośki to teraz być albo nie być.
Nie wiedziałam, jak mam jej to powiedzieć. Ale chyba słowa nie były potrzebne. Z mojego wzroku wyczytała wszystko.
-K-Kora? - wyjąkała. - I jak?
-Tośka... - wzięłam kolejny głęboki oddech. - Dwie kreski.
Odwróciłam testy tak, żeby mogła je zobaczyć. Na każdym widniały dwa czerwone pasy.
Szatynka kurczowo złapała się za oparcie krzesła.
-Cholera - wyszeptała. - Cholera. Cholera. Cholera.
-Tośka, wszystko będzie dobrze... - zaczęłam, ale przerwała mi.
-Nic nie będzie dobrze, rozumiesz? - w jej oczach pojawiły się łzy. - Nic! To dwie kreski mojego końca! Czy może powinnam powiedzieć sześć? - parsknęła rozpaczliwie, podniosła się i zaczęła chodzić po pokoju.
-Ojciec mnie zabije... Będzie chciał, żebym ożeniła się z tym dupkiem! A Crissy? Ta kretynka pewnie ucieszy się, że obydwie jesteśmy w ciąży w podobnym czasie. Już sobie to wyobrażam... Będziesz miała dzidziusia, Antoinette? Och, jak cudownie! Nasza mała dziecinka będzie miała się z kim bawić! - w innych okolicznościach, pewnie uznałabym to przedrzeźnianie za zabawne. Jednak teraz atmosfera była zbyt gęsta.
-Uspokój się - zarządziłam. Jestem beznadziejna w pocieszaniu ludzi, więc może stanowczość coś tu pomoże. - Przede wszystkim... Masz jeszcze kontakt z Feliksem?
Stanęła w miejscu i pokręciła głową. Podałam jej chusteczkę. To jednak był dobry pomysł, żeby postawić je w salonie.
-Powinnaś mu powiedzieć. Jest za to odpowiedzialny.
-Powiem mu - kiwnęła głową. - Ale nie wiem kiedy. Tak bardzo się boję, Kora...
Wstałam i mocno ją przytuliłam. Wtuliła głowę w moje ramię.
-Ale najbardziej boję się reakcji ojca. On jest taki konserwatywny i zapatrzony w siebie. Pewnie najpierw zacznie martwić się opinią publiczną. Ja w zasadzie mam ją gdzieś. Nie obchodzi mnie, że jakieś laski będą gapić się na mnie jak na zdzirę. I tak już czasem się to zdarzało. Teraz to mój najmniejszy problem.
-Będzie dobrze - powtórzyłam, bo nie wiedziałam co innego mogłabym jej powiedzieć. - Mogę pójść z tobą do ojca, jeśli chcesz.
-Nie trzeba, ale dziękuję, że o to pytasz - pociągnęła nosem. - Jesteś wspaniała, Kornelia. Ale to muszę załatwić z nim sama.
-A Feliks?
-Najpierw ojciec - kiedy już się od siebie odczepiłyśmy, zaczęła wycierać chusteczką pozostałości tuszu do rzęs. - Czuję, że to właściwa kolejność.
-Skoro tak uważasz - kiwnęłam głową.
-Pójdę do łazienki się trochę ogarnąć - uśmiechnęła się blado Tośka. - Pewnie wyglądam okropnie. Może powinnam zaskarżyć producentów tych wodoodpornych maskar?
-Świetny pomysł - zażartowałam. - Może dostaniesz pudło takich samych i zaczniesz je sprzedawać?
-Bardzo śmieszne - wywróciła oczami. - Wiesz co, Kora? Ja chyba faktycznie dorastam. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że w razie ciąży, po urodzeniu oddam dziecko do adopcji. Ale teraz, kiedy nie jest to już odległa wizja, ale całkiem realna przyszłość... Nie jestem już tego taka pewna. Do cholery i jeszcze ta miss Mercedes! - jęknęła.
-Co cię tak dzisiaj wzięło na tą miss Mercedes? -westchnęłam.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Nie powiedziałam ci? O kurczę!
-Czego mi nie powiedziałaś?
-Fordowa poprosiła mnie o rozmowę na osobności. Powiedziała mi, że poprosiłaś ją o kupno tych testów (swoją drogą to było ekstremalnie głupie, Kornelio Mario Winc) a do tego... Dała mi pewną radę.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Powiedziała mi, że z całego serca życzy mi, żeby testy były negatywne. Ale jeśli zdarzy się, że tak nie będzie, to żebym nigdy nie oddawała dziecka do adopcji. Bo potem będę żałować tego do końca życia.
Kolejny rozdział = 27 gwiazdek i 17 komentarzy
buziaki xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top