Odczep się od Marysi, mała szmato

Oj dobra, mam miękkie serce XD 

Dwa dni później nadal nie potrafiłam dojść do żadnego porozumienia z Tośką. Ale nawet nie próbowałam jej przepraszać. W końcu nie miała racji. Wprawdzie jeszcze nie wyznałam nic Marysi, jednak gdy to zrobię wszystko będzie wspaniałe i cudowne. Już nie mogę się tego doczekać. Scenariusz Antoniny z pewnością się nie spełni. Będzie tak, jak ja sobie to zaplanowałam. I nie mogę doczekać się tego momentu.

Dzisiaj też mam do niej przyjść. Umówiłyśmy się na wieczór i wtedy jej powiem. Mam dość samego seksu. Chcę, by nasza relacja w końcu weszła na wyższy poziom. Marysia z pewnością się ze mną zgodzi. A wtedy pójdę do Czartoryskiej i powiem jej z nieskrywaną satysfakcją: „A nie mówiłam?". O tak, tak właśnie będzie.

Był dwudziesty pierwszy listopada i klimat z dnia na dzień oziębiał się coraz bardziej. Słońce było widać coraz rzadziej, za to stałym gościem okazał się deszcz i zimny porywisty wiatr, który okropnie niszczył mi fryzurę. Nienawidzę tego, pomimo że jesień jest moją ulubioną porą roku.

Założyłam czarne jeansy z dziurami na kolanach i jasnoniebieską biurową koszulę z dekoltem w kształcie litery „v". Zapięłam mankiety i popatrzyłam na siebie w lustrze. Ostatni raz miałam ją na sobie w trzeciej klasie gimnazjum. Cud, że była jeszcze na mnie dobra.

Rozczesałam włosy i uśmiechnęłam się do siebie. To ważny dzień w twoim życiu, Kornelio Winc. Nie spieprz tego, bardzo cię proszę.

Przed wyjściem schowałam do torebki parasol i narzuciłam na siebie swój czerwony płaszczyk, do którego dobrałam jasnoszary komin. Co do czapki, to odwlekam zakładanie ich na jak najpóźniejszą porę. Krótko mówiąc: nie przepadam za nimi. Zresztą... Dzisiaj tylko zepsułaby mi fryzurę. O ile wiatr nie zrobi tego szybciej.

***

-Jak tam życie? - uśmiechnął się Artur, który stał się moim stałym kompanem podczas „cichych dni" pomiędzy mną , a Tośką. Dziwicie się, że nie stanął po stronie Antosi? Otóż jakiś miesiąc temu Czartoryska przy jego udziale zrobiła dość niewybredny dowcip jednej z nauczycielek i zwaliła całą winę na niego, przez co chłopak miał niemałe problemy u dyrektorki, bo oczywiście życie to nie serial „Szkoła" i nikt nie przybiegł w ostatniej chwili z dowodem uniewinniającym. Nie będę zagłębiać się w szczegóły, ale mówiąc krótko: Artur w końcu przejrzał na oczy, a jego zauroczenie Tośką przeszło na dobre. - Nasza princessa nadal wściekła?

-A żebyś wiedział – wyszczerzyłam się. - Ale pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Słyszałam, że na ferie szykuje ci się wyjazd do Szwajcarii? Może się na siebie natkniemy – puściłam mu oko..

-A tak, przecież ty też jesteś tam co roku – uśmiechnął się. - Ale znając życie, będziemy w dwóch różnych końcach tego kraju – zaśmiał się. - Ale na nudę i tak nie będę narzekać. Ojciec znalazł sobie jakąś niunię i chce mi ją przedstawić. Podobno to całkiem wzięta pani naukowiec. Ciekawe, czy będę mógł zobaczyć ją w kitlu – poruszył zabawnie brwiami.

-Zbok! - parsknęłam i uderzyłam go w ramię. - Nie nastawiaj się! To pewnie jakaś gruba Helga z obwisłym biustem!

-A gdzie tam! - udał oburzenie. - Mój ojciec ma fatalny gust, ale bez przesady! Ta tutaj, to stuprocentowa polka!

-Nie gadaj! - parsknęłam. - Moja matka też ma mi przedstawić jakiegoś nowego fagasa. Może to twój ojciec?

-Jeśli urodę odziedziczyłaś po matce, to nie będę narzekał – puścił mi oko, za co zarobił kolejnego kuksańca. - Ej! Za co to było? Nie umiesz przyjmować komplementów?

-Umiem, umiem – uśmiechnęłam się. - Ale nie ma co gdybać. Prawdopodobieństwo, że nasi rodzice się spotykają wynosi mniej niż jeden na tysiąc.

-Jesteś zbytnią pesymistką – naburmuszył się.

-Chyba optymistką – zachichotałam, za co ja zarobiłam kuksańca w brzuch.

Zaśmiewaliśmy się, przemierzając korytarz. I wtedy właśnie napotkałam mordercze spojrzenie Krasowskiej. Świdrujące mnie na wylot. Wzdrygnęłam się. Artur też przestał się uśmiechać.

-Dzień dobry – oznajmiliśmy chórem.

-Dzień dobry – odpowiedziała, lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu. Boże, co z ta kobietą jest nie tak?

-Jezu, gdyby wzrok mógł zabijać już leżałabyś martwa – mruknął Artur, kiedy już się od niej oddaliliśmy. - Co ona się tak do ciebie przyczepiła?

-Do mnie? - zdziwiłam się. - Przecież ona tak do każdego.

-Lustruje wzrokiem owszem. Ale to spojrzenie było przewściekłe.

Parsknęłam.

-Jest w ogóle takie słowo?

-Nie czepiaj się. Chodzi o to, że spędzam z tobą ostatnio dużo czasu i widzę, że od kilku dni, ona patrzy na ciebie jakby chciała cię wypatroszyć. To nie jest normalne, wiesz o tym. Na twoim miejscu wybadałbym, co mogłaś jej zrobić, albo co ktoś mógł jej o tobie powiedzieć.

-Miło, że się martwisz, ale uważam, że to nic takiego – uśmiechnęłam się delikatnie. - Krasowska już tak ma. Trzeba przywyknąć.

-Jak chcesz, ale żeby nie było, że cię nie ostrzegałem – odpowiedział Artur.

Zabawne, że już druga osoba w tym tygodniu mi to mówi.

***

Szłam z Melą przez opustoszałe szkolne korytarze, bo Marsalska wysłała nas z ogłoszeniem na temat konkursu historycznego. Jak dla mnie w porządku, zwłaszcza że przynudzała coś o upadku komunizmu i tego typu pierdołach. Nie to, że nie interesuje mnie historia Polski, ale kiedy nasza historyca rozgada się o czasach swojego dzieciństwa, to naprawdę można na tym usnąć.

Właśnie kończyłyśmy pierwsze pięć sal, kiedy natknęłyśmy się na Ewę Krasowską we własnej osobie. Miała na sobie prosty damski garnitur, perły i wysokie szpilki. Gdyby nie jej mina zbitego psa (jak zawsze przyklejona do jej twarzy) można by powiedzieć, że wygląda ładnie i elegancko. Co do jej stylówek, rzadko mogłam się do czegoś przyczepić. Ale wygląd... Wygląd po prostu tragiczny. No chyba, że ktoś lubi zbite psy. Ja na przykład nie lubię ich w ogóle. Brzydzą mnie, a te duże nawet przerażają. Ups... Chyba zbytnio odeszłam od bieżącej akcji. Wybaczcie mi. Odchodzenie od tematu zdarza mi się dość często.

Więc wracając... Krasowska spojrzała na nas, dokładnie zlustrowała wzrokiem i oznajmiła piskliwie(w odpowiedzi na nasze chóralne dzień dobry):

-Dzień dobry. Och, to zabawne – na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. - Właśnie ciebie szukałam. Kornelia, prawda? - zwróciła się do mnie.

-Taak – powiedziałam powoli. - A o co chodzi?

-Och, to delikatna sprawa. Wolałabym na osobności. Ty z pewnością też – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, co u niej wyglądało dość karykaturalnie i spojrzała znacząco na Melanię.

W ogóle widok uśmiechającej się Ewy Krasowskiej nie był zbyt częsty, a więc też bardzo zaskakujący. Przez te trzy lata, które spędziłam w tym liceum widziałam to zaledwie kilka razy. W tym, o dziwo większość w tym roku. Inni też to zauważyli. To chyba Marysia ma na nią taki zbawienny wpływ. Z tego co wiem, bardzo się zaprzyjaźniły.

-To ja... Zacznę już klasy na drugim korytarzu – wskazała ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. - Dołączysz do mnie później. Do widzenia.

Oddaliła się,a ja spojrzałam ciekawie na Krasowką.

-Wejdź do klasy, dobrze? - wyjęła z torebki kluczyk i otworzyła nim drzwi do malutkiej salki językowej. Od razu naszły mnie wspomnienia tego, co się tam działo. Weszłam jednak do środka, jak kazała anglistka. - Tak jak mówiłam, to delikatna sprawa... - oznajmiła zamykając za sobą drzwi. - Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał.

Odłożyła kluczyk i torebkę na biurko i podeszła do mnie tak, że dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów. Spojrzała mi prosto w oczy. Na jej twarzy nie było widać żadnych resztek poprzedniego uśmiechu.

-Będę mówić tylko raz, ale mam nadzieję, że się dobrze zrozumiemy – zaczęła bardzo powoli. - Odczep się od Marysi, mała szmato.


Mam nadzieję, że się spodobało :P Polubiliście Artura i Ewcię? XD 

Kolejna część za 27 gwiazdek i 10 komentarzy - tym razem się nie ugnę hhaha 

buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top