Jesteś niedojrzałą emocjonalnie gówniarą.

Jej usta były tak drobne, że całowanie ich było jednocześnie przyjemnością i wyzwaniem. Czułam na sobie miękkość jej warg. Wdychałam zapach jej perfum. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Jeszcze nigdy nic nie sprawiało mi takiej przyjemności.

Marysia początkowo oddawała pocałunek, jednak po paru sekundach nagle zesztywniała i odsunęła mnie od siebie.

- Kornelia, to nie powinno było się wydarzyć - oznajmiła słabym głosem. - Jestem twoją nauczycielką.

Zmarszczyłam brwi.

- W sobotę mówiłaś coś innego.

- Przemyślałam to - usiadła na krześle i oparła twarz na dłoniach. - Nie mogę tyle ryzykować. Przepraszam.

- Chwila, mam przypomnieć kto nakręcił całą tą sytuację? - zmarszczyłam brwi i założyłam ręce. - Kto gapił się na mnie, zostawiał mi liściki, podrywał i nawet zaciągnął do swojego mieszkania?

- Nigdzie cię nie zaciągnęłam, Kornelia - westchnęła brunetka. - Rozmawiałyśmy już o tym.

- Co nie zmienia faktu, że sama zaczęłaś do mnie startować, a teraz się wycofujesz - zwróciłam jej uwagę.

- Kornelia, wiesz że dopiero zaczynam w tym zawodzie. Nie wiedziałam jeszcze wszystkiego.

-A teraz wiesz? - zapytałam wyzywająco.

- Wiem, że nie trzeba przekraczać odgórnie zaznaczonych granic - westchnęła Marysia.  - Jesteś moją uczennicą, nie powinnyśmy...

-Jestem dorosła - przerwałam jej.

Uśmiechnęła się z politowaniem.

-Kochanie, wciąż jesteś nabuzowaną emocjonalnie nastolatką. I dowód osobisty tego nie zmieni, niestety.

Nagle mnie olśniło.

- Chodzi ci o tą sytuację z przed roku, prawda? Fo... To znaczy profesor Ford naopowiadał ci nie wiadomo czego i...

- Nie, Kornelia. - tym razem to ona ostro mi przerwała. - Ale tamta sytuacja dowodzi tego, co właśnie powiedziałam. Jesteś niedojrzałą emocjonalnie gówniarą. I nie życzę sobie, żebyś zwracała się do mnie per ty.

Zabolało, jakby wymierzyła mi policzek. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ona sama była w szoku, że coś takiego w ogóle wyszło z jej ust.

- Kornelia, przepraszam. Ja naprawdę nie chciałam tego powiedzieć ... - zaczęła, ale uciszyłam ją gestem dłoni.

-Nic się nie stało - oznajmiłam głosem wypranym z emocji. - Przynajmniej teraz mamy jasność, prawda?

Odwróciłam się i opuściłam pomieszczenie. A rozbrzmiewający dzwonek zagłuszył jej słowa. Kiedy otwierałam drzwi, zderzyłam się z Krasowską, która właśnie planowała nacisnąć klamkę. A przynajmniej to wywnioskowałam z jej ruchów. Bąknęłam ciche przepraszam, na co ona zmierzyła mnie tym swoim wściekłym wzrokiem. Jednak w tamtej chwili niewiele mnie to obchodziło.

W głowie miałam jedną wielką pustkę. Nie wiedziałam co mamy na kolejnej lekcji, nie wiedziałam dokąd chcę iść... Po prostu brnęłam przez korytarz jak burza, nie rozglądając się na boki. Co za szmata. Co za suka. Jak ona mogła mnie tak upokorzyć?

W toalecie przypomniałam sobie, że powinniśmy mieć teraz informatykę. Mam to gdzieś, nie mam nastroju na siedzenie w dusznej sali komputerowej i słuchać wykładu Bralczyka. Właściwie jedyne na co mam ochotę to położenie się do łóżka z ogromnym pudełkiem lodów czekoladowych i słuchanie smutnych piosenek. Cholera, jak mogłam dać się tak upokorzyć?

Właściwie dlaczego mnie to tak boli? Przecież sama odrzucałam jej zaloty. Irytowały mnie i wkurzały. Więc z jakiego powodu teraz tak mi żal? Przecież mogłam się spodziewać, że to się tak skończy.

Nie powinnam była do tego dopuścić. Nie powinnam była. Jednak to już się stało, a moje serce jest głuche na racjonalne uwagi. Zakochałam się. Zakochałam się w pieprzonej Marysi Ford.

Wstrętnej suce Marii Ford. Tak, to kurwa brzmi lepiej. Pobawiła się mną i co?  Zagrała na moich uczuciach i nienawidzę jej za to. Okropna szmata. Ale ja się na niej zemszczę. O tak.  Tośka, która jest teraz na nią wyjątkowo cięta mi pomoże.

Nie rozpłakałam się. Byłam na to zbyt silna. Jednak czułam się tak, jakbym miała zaraz umrzeć i to było nie do wytrzymania.

Piętnaście minut po dzwonku opuściłam łazienkę dziewcząt i skierowałam się schodami do wyjścia. Pójdę do domu, a kiedy skończą się lekcję zadzwonię po Tośkę. Tak, to chyba jest dobry plan.

Jednak kiedy byłam już na dole i właśnie miałam udać się w kierunku wyjścia, zderzyłam się z kimś wychodzącym właśnie zza rogu. Do moich nozdrzy dotarł znajomy ostry zapach perfum Hugo Bossa. No zajebiście. Cała rodzinka w komplecie.

- Przepraszam - bąknęłam.

- Kornelia? - zmarszczył brwi Ford. - Co ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś na lekcji?

- Ja... - zaczęłam, ale zaraz zamknęłam usta. - Nie miałam siły, żeby na nią pójść, proszę pana.

- Co masz na myśli? - zmarszczył brwi.

W tym momencie powinnam zapodać mu jakąś kiepską wymówkę o okresie, ale popełniłam jeden kardynalny błąd. Spojrzałam mu w oczy.

W jego cholerne, ciemnobrązowe tęczówki. Identyczne jak ma Marysia. Wtedy właśnie zarzuciłam mu ręce na szyję i poryczałam się jak bóbr.

***

- Już dobrze? - zapytał, podając mi kolejną chusteczkę i uśmiechając się krzepiąco.

Kiwnęłam głową i otarłam łzy spod oczu. Na białym materiale pojawiły się czarne smugi. No pięknie. Dobrze, że w tej sali nie ma lustra, bo pewnie wyglądam jak panda.

Siedzieliśmy w pustej klasie. Nie wiem, dlaczego nie dałam rady się powstrzymać. Teraz będę musiała wymyślić jakąś zgrabną wymówkę, dlaczego wpadłam w taką histerię. 

- Powiesz mi, co się stało? - zapytał.

- Ja... Nie wiem, czy mogę - spuściłam wzrok.

- Kornelia, wiesz, że powinienem zawiadomić twoją wychowawczynię o tym, że tu jesteś, prawda? - westchnął. - Gdybyś jednak podała mi satysfakcjonujące usprawiedliwienie, może udałoby się nam z tego wybrnąć.

Nie wymawiał mojego imienia w żaden szczególny sposób. Ale, ale... Przecież nie będę porównywać go do Marysi!

- Powiedział pan profesor Ford o tym, co wydarzyło się rok temu? -wypaliłam zamiast tego.

Popatrzył na mnie zdziwiony.

-Skąd to pytanie? 

- Być może ma związek z moją wymówką... - oznajmiłam wymijająco.

- Wiedziałem - westchnął. - Spodziewałem się, że może do tego dojść. Marysia robiła ci jakieś problemy?

Mało powiedziane.

- Nie powiedziałabym, że problemy... - unikałam jego wzroku. - Drobne nieprzyjemności.

- Słuchaj, Kornelia. Moja siostra jest nowa w tym zawodzie. Nie do końca wie co jej wolno, a czego nie...

Widać wymówki stosują te same.

- Oczywiście - mruknęłam. - Rozumiem to.

- To przez nią tak płakałaś?

Bingo, profesorku.

- Nie do końca... Dużo rzeczy nałożyło się na siebie, panie profesorze - spojrzałam na niego. 

- Mimo wszystko, muszę przeprosić cię za Marysię - westchnął. - Cokolwiek by ci nie powiedziała.

- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się. - Jeśli pan profesor twierdzi, że należy jej to wybaczyć, zrobię to.

- Cieszę się, że po tym wszystkim jeszcze mnie słuchasz - uśmiechnął się. - Porozmawiam z nią.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Jest pan naprawdę w porządku, profesorze.

- Miło mi to słyszeć.

Właśnie wtedy wszystkie emocje ze mnie odpłynęły, wstałam z krzesła, podeszłam do niego i usiadłam na nim okrakiem jednocześnie wbijając się w jego wargi. Nie smakował tak jak Ona, ale chwilowo to mi wystarczyło.

- Kornelia, co ty... - zaczął, ale uciszyłam go.

- Proszę nie udawać, że pan tego nie chce... - szepnęłam, ocierając się o niego. Poczułam pod sobą rosnące uwypuklenie. - Nikt nie musi się o niczym dowiedzieć.

-Kornelia... - zaczął, ale ja zatkałam mu usta pocałunkiem.

W tamtej chwili zachowywałam i czułam się jak dziwka. Ale czy nie tego pragnęłam przez cały poprzedni rok? Czy nie tym byłam dla Marysi, Karola i Forda? Więc w czym problem?



Jak oceniacie zachowanie naszych bohaterek? I jak bardzo mnie teraz nienawidzicie? hah

Na pocieszenie powiem wam, że ani Marysia ani Kornelia nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa ;) 

Już niedługo ciąg dalszy :P

buziaki

Karo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top