Ta blondyneczka musi cię bardzo lubić
Czwarta zmiana okładki ;) Jak wam się podoba nowa?
Robimy mały skok w czasie :P
Listopad 2015
Marysia p.o.v
-Błagam cię, zrobię co zechcesz. Tylko przyjmij Czartoryską z powrotem na swoje lekcje. Ja już nie wytrzymuję psychicznie.
Z trudem ukryłam rozbawienie, które towarzyszyło mi, gdy patrzyłam na wybałuszone w płaczliwym geście oczy Aleksandry. Widać nauka Antoniny nie była tak prosta, jak zakładała. Przez te trzy miesiące zdążyłam trochę poznać charaktery moich współpracowniczek i wiedziałam, iż Ola Merc ma talent do wymądrzania się. Już kiedy „przekazywałam" jej kłopotliwą uczennicę we wrześniu, musiałam się wiele nasłuchać.
-Wszystko jest kwestią odpowiedniego podejścia, moja droga. Oczywiście ty możesz tego nie wiedzieć z powodu nikłego doświadczenia w tym zawodzie, jednak każdy łobuz w głębi duszy jest bezbronną owieczką. Zobaczysz, że u mnie wyciągnie się przynajmniej na tróję.
Tak, tak. Właśnie widzę, jak wspaniałe są jej metody wychowawcze. Wróciła z podkulonym ogonem. Nie ukrywam, iż sprawiło mi to niemałą satysfakcję.
-Czyżbyś nie odszukała drogi do jej łagodnej duszyczki, Olu? - zapytałam ironicznie.
-To diabeł wcielony! - jęknęła Merc. - Nie mogę wypowiedzieć nawet zdania, które obyłoby się bez jej komentarza.
-No cóż, a jak z ocenami? - zapytałam obojętnie, słodząc kawę i mieszając w kubku łyżeczką.
-A jak myślisz? Prawie same jedynki.
-No to przykro mi, ale nie mogę przyjąć jej na swoje zajęcia – upiłam łyk kawy, nadal nie wykazując zbytniego zainteresowania. Przez te trzy miesiące nauczyłam się bardzo wiele. Wiedziałam jak należy rozmawiać z daną osobą, by dojść do swego.
Kątem oka widziałam, iż Aleksandra czerwienieje. Po chwili jednak wzięła głęboki wdech i uspokoiła się
-Marysiu – westchnęła kobieta, nadal nie tracąc zimnej krwi. - To ty wcisnęłaś mi ją na początku roku i to ja wielkodusznie zgodziłam się ją przyjąć. Oczekuję więc, iż zgodzisz się na jej powrót na twoje zajęcia.
-Aleksandro, nie był to żaden tajny układ – oznajmiłam spokojnie. - Pani dyrektor sama go zaakceptowała.
-Od razu powiedz, że nie potrafisz sobie z nią poradzić – zaatakowała ostatni raz Merc.
-A ty potrafisz? - uniosłam brwi. - Cóż, gdybym chciała oczywiście potrafiłabym ją okiełznać, jednak nie widzę powodu dla którego miałabym to robić. Dziewczyna jest rozpieszczona jak dziadowski bicz, a poza tym jest świadoma swojego położenia tutaj. Wie, że nikt nie jest w stanie jej nic zrobić, z powodu jej ojca. Oczywiste jest, że będzie sprawiała problemy. Sama tego doświadczyłam na własnej skórze.
-Rozmawiacie o mojej Antosi? - wtrąciła się Anna Kryńska, siedząca naprzeciwko nich i zapalczywie przepisująca uwagi z dziennika na kartki, które rodzice mieli otrzymać na wywiadówce. - Co znowu nawywijała?
-Och, jeszcze nic pani Anno – uśmiechnęłam się.
-Na razie – burknęła Aleksandra. - Ale jeszcze jeden jej numer, a dostanę załamania nerwowego.
-Wiem, że ma trudny charakter – westchnęła wychowawczyni trzeciej ce. - Ale dobrze wiesz, Olu że nie mogę nic z tym zrobić. Na wywiadówkę przyjdzie pewnie jej macocha, która nie da sobie nic powiedzieć.
-Oj tak, znam to aż za dobrze – uśmiechnęłam się.
Kryńska spojrzała na mnie współczująco.
-Taak, ty przekonałaś się o tym aż zbyt dobitnie, Marysiu. Chyba nawet mam tu twoją uwagę z końca września. Już nie mówiąc o tym, że dość szybko pozbyłaś się jej ze swoich zajęć. Musiała nieźle dać ci w kość.
Odchrząknęła i wyczytała:
-„Uczennica Antonina Czartoryska razem z uczniem Arturem Mirskim oblała mnie sokiem porzeczkowym i niestężoną galaretką z wiśni przy użyciu wiaderka, stojąc na schodach. Podczas czynu uczennica krzyknęła jeszcze „Zemsta Carrie, gińcie szmaty", co jak mniemam było wysoce niestosowne." - Kryńska zachichotała. - Może nie powinnam być taka drobiazgowa, jednak nie jest to zbyt poprawnie stylistycznie... No, ale nie mam tyle czasu by sprawdzać poprawność każdej uwagi.
Aleksandra Merc popatrzyła na mnie jakoś dziwnie.
-Pamiętam tą akcję z galaretką. Miałaś na sobie białą koszulę, prawda? Nieszczęśliwe zrządzenie losu – dodała uszczypliwie.
Kochana, martwi się o mnie. Kto by pomyślał?
-Tak, widzę, że masz świetną pamięć – odpowiedziałam ignorując jej chamski ton. - Na szczęście wyegzekwowałam od jej ojca pieniądze na pralnię. W końcu była to koszula z Wólczanki.
-Ach tak? - kiwnęła głową kobieta. - Tak, to naprawdę godne ubolewania.
Znając życie, nie wie nawet co to za firma. Ale czego można spodziewać się po osobie, która ubiera się na wiejskim targu i obnosi się z tym, jakby były to ciuchy od Chanel czy Armaniego. Niektórzy ludzie są dziwni.
Chyba nikt nie powinien się dziwić, że nie chcę jej ustąpić.
***
-Słyszałam, że trochę poróżniłaś się z Olą – oznajmiła Ewa, kiedy dyżurowałyśmy razem na górnym korytarzu. Obdarzyła mnie bacznym spojrzeniem swoich ogromnych oczu. Czasami kiedy tak na mnie patrzyła, przechodził mnie dreszcz. Sprawiała wrażenie, jakby znała mnie na wylot, wiedziała wszystko i odkryła wszystkie moje myśli. Aczkolwiek za tym mogło kryć się coś innego, coś czego w tej chwili nie mogę rozgryźć.
-Nie nazwałabym tak tego – wzruszyłam ramionami. - Po prostu nie dam sobie wejść na głowę komuś takiemu. Zgodziła się na zamianę uczennic, to niech nie ma pretensji. Chciała się popisać swoją biegłością w wychowaniu młodzieży, proszę bardzo.
-Z tego co wiem, nikt nie dałby rady Antoninie Czartoryskiej – uśmiechnęła się Ewa. - Nawet nasza primadonna.
-Uczyłaś ją kiedyś?
-Nie, ale tutaj wszyscy ją znają. Ona i ta jej przyjaciółka... Karolina czy Kornelia... To niezłe ziółka. Obydwie wiele nawywijały, ale ona przynajmniej nadrabia intelektem. Antonia to po prostu zwykła pusta lalka, której tatuś jest burmistrzem i przez to ma fory.
-Słyszałam, że w tym roku kończy urzędowanie – mruknęłam.
-Tak, tak. Mają wyjechać z żoną do Kanady – odpowiedziała Krasowska. - Plotki szybko się rozchodzą. Dziewczyna ma zostać tu sama, masz pojęcie?
-I co z tego? Jest już dorosła, prawda?
-Chyba tylko fizycznie. Nie widzisz, jak ona się zachowuje? Ma szczęście, że to jej ostatni rok tutaj. Bo gdyby miała tu siedzieć jeszcze jeden bez układów tatusia, od razu zostałaby wyrzucona na zbity pysk.
Z damskiej łazienki wyszła Kornelia z Antoniną. Dzisiaj jeszcze jej nie widziałam, dlatego z zadowoleniem stwierdziłam, iż dziewczyna ma na sobie krótką sukienkę w czerwono-czarną kratę z grzecznym kołnierzykiem przy szyi. Wyglądała obłędnie.
Wiedziała, czym mnie zachwycić.
Uśmiechnęła się do mnie, a kiedy nas mijały chórem oznajmiły „Dzień dobry". Czartoryska oczywiście jak zwykle łypnęła na mnie podejrzliwym wzrokiem. Swoją drogą ciekawe, czy ona wie.
-Ona musi cię bardzo lubić – z rozmyślań wyrwała mnie uwaga Ewy.
-Kto?
-Jak to kto? Ta blondyneczka.
-Ach, Kornelia! - uśmiechnęłam się. - Nie zauważyłam. Ale to naprawdę miła dziewczyna.
-Cóż, ty możesz tego nie widzieć – mruknęła Ewa. - Ale już kiedyś ci mówiłam, że ona oznacza kłopoty. A jak dla mnie, to ona zachowuje się w stosunku do ciebie zbyt poufale.
-Dlatego, że się do mnie uśmiechnęła?
-Dlatego, że wciąż się na ciebie gapi zacznijmy od tego.
-Przesadzasz – uśmiechnęłam się. - A zresztą nawet gdyby czegoś próbowała, wiem jak sobie z tym poradzić.
-I tak wiem, że zrobisz jak uważasz. Zdążyłam cię już trochę poznać, uparciuchu – puściła mi oko. - Ale uważaj na siebie, mimo wszystko.
Dyskretnie spojrzałam na zegarek. Jeszcze dziesięć minut, no świetnie. Ewa chyba zauważyła mój gest, bo postanowiła przejść na lżejsze tematy.
-Co u Oliviera? - spytała. - Andrzej mówił, że świetnie sobie radzi w nowej pracy.
-Och tak, zdecydowanie – uśmiechnęłam się. - Twój mąż jest naprawdę świetny, Olivier bardzo go chwali. Mimo że wciąż ciężko mu przestawić się na małomiasteczkowy styl pracy – zachichotałam.
-Ty szybko sobie z tym poradziłaś – zwróciła uwagę kobieta.
-Tak, ale wiesz jacy są faceci – uśmiechnęłam się. - Nie tacy bystrzy jak my.
Ten rozdział jak dla mnie jest średni, ale sami oceńcie czy wam się podoba. Postanowiłam zrobić cały z perspektywy Marysi, bo potem będzie więcej perspektywy Kornelii.
Czekam na wasze opinie ;)
Domyślacie się, kim jest Olivier?
Buziaki
Karo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top