Ona nie potrafi kochać
-Mam bardzo dobrą herbatę – oznajmiła radośnie Crissy, kończąc w końcu monolog o dzieciach swoich znajomych i ich pięknych arystokratycznych, wymyślonych przez Pereę imionach.- Kupiłam ostatnio w New York City. Lubisz czarną, prawda?
-Tak, dziękuję – odpowiedziałam. - Mam nadzieję, że niedługo pogoda się poprawi.
-Też mam taką nadzieję. Ale bardzo miło nam się rozmawia, prawda? - uśmiechnęła się szeroko, stawiając na blacie dwie filiżanki. - Kurczę, muszę cię trochę poprawić. - zlustrowała mnie wzrokiem. - Cała się rozmazałaś, my darling.
-Och, nie trzeba, Crissy – uśmiechnęłam się skromnie.
-Trzeba, trzeba – machnęła ręką. - Chodźmy do salonu, dobrze? O kurczę! - mruknęła. - Chyba nie mam cukru. Będę musiała posłać Antoinette jak wróci. Co za niedopatrzenie! Rozumiem, że Tomasz nie zwraca uwagi na takie rzeczy. On jest w końcu wysoko postawionym urzędnikiem państwowym i przez to jest bardzo zajęty. Ale Antonia? Ona powinna dbać o dom! - zastanawiałam się, czy Crissy znała uprawnienia burmistrza. I czy w ogóle dostrzegała różnicę między nim, a posłem czy choćby starostą. - Mam rację, prawda?
-Tak, chyba tak – powiedziałam.
-No trudno, wypijemy bez cukru. Chodź, idziemy – uśmiechnęła się. - Opowiesz mi trochę o tej waszej klasie, bo Antoinette nic mi nie mówi. A zresztą... Przy niej zawsze kręcili się jacyś chłopcy. Przy tobie zresztą też. Piękne dziewczyny jesteście. Tylko, że ty trochę mądrzejsza od niej – zaśmiała się, kiedy szłyśmy do salonu. - Tylko jej tego nie powtarzaj, bo się na mnie śmiertelnie obrazi. Ale jak widzę naszą Antoinette to myślę, że ona będzie taką typową house wife. Znajdzie sobie bogatego męża i na tym skończą się jej ambicje. Każdy ma swoją drogę. Rozmawiałam o tym z Tomaszem. On też stwierdził, że nie będzie jej przymuszał do dalszej edukacji. Jak będzie chciała studiować to sama go poprosi. A jak tam z tobą, Kornelia? Masz jakiegoś przystojnego chłopaka?
I wtedy właśnie pękły wszystkie trzymające mnie bariery. Poryczałam się jak bóbr, widząc kątem oka szok malujący się na twarzy Cristiny. Po kilku sekundach poczułam ostry zapach je różanych perfum i jej ręce na moich ramionach. Mocno mnie przytuliła.
-No, już, już- szepnęła. - Wszystko będzie dobrze. Chodź, napijemy się herbaty, zrobię ci nowy makijaż i wszystko mi opowiesz. Pamiętaj, że żaden asshole nie jest wart tylu łez.
Poczułam się trochę tak, jakbym miała matkę.
***
Cristina delikatnie przejechała wacikiem, umoczonym w płynie do demakijażu po mojej twarzy.
-No więc? Powiesz mi, co się takiego stało?
-Nie jestem pewna... - zaczęłam.
-Czy możesz mi zaufać? -odgadła. - Jestem gadułą, ale umiem dotrzymać tajemnicy. Zresztą... Z Tomaszem nie rozmawiamy o takich sprawach. A moje koleżanki z Kanady i tak cię nie znają, więc nie widzę problemu. Ale i tak, jeśli mnie o to poprosisz nikomu nie powiem.
-Sprawa jest bardzo złożona, Crissy – westchnęłam. - Nie tylko ja miałabym problemy, gdyby to wyszło na jaw.
-Zabiłaś kogoś? - uśmiechnęła się mulatka. - Zamknij oczy – poleciła i przejechała wacikiem po powiekach. Pokręciłam głową. - Nie? No to nie jest tak źle. To o co chodzi? Kidnapping? Kradzież? Narkotyki?
-Romans z nauczycielką – wypaliłam.
Cristina zastygła. Jej ręka zatrzymała się w powietrzu i trwała tak przez chwilę z szeroko otwartymi oczami i ustami.
-Kornelia, czy ja dobrze zrozumiałam? Czy ty jesteś...
-Nie, nie, nie! -zaprzeczyłam. - Nic z tych rzeczy!
-W sumie tak myślałam – kiwnęła głową mulatka, wracając do zmywania mojego makijażu. - Za dużo chłopaków się koło ciebie kręciło. Poza tym... Nie wyglądasz jak lesbijka. A wiesz mi, że ja się na tym znam. Czyli jesteś.... Tak, wiem, że Polacy boją się tego słowa jak ognia... Biseksualna.
Niepewnie kiwnęłam głową.
-Och, darling nie ma się czego wstydzić. Powiem ci coś, tylko błagam nie mów Antoinette ani Tomaszowi, bo on jest strasznie stereotypowy w pewnych kwestiach. Nie to, że nie starałam się wybić mu tych jego sztywnych poglądów z głowy, no ale na niektórych nie ma mocnych.
Po tym wstępie spodziewałam się tego, co usłyszę kilka sekund później.
-Też jestem biseksualna, Kornelia. Nie jest to powód do wstydu. Przynajmniej w innych krajach. W Polsce niestety mało kto tak uważa. Dlatego nie chcę, by moja córka się tu wychowywała. Czy syn, zależy jak to wyjdzie.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Crissy, to...- zaczęłam. - To zostanie między nami, obiecuję ci.
-Cieszę się – uśmiechnęła się. - No ale to ty miałaś się zwierzać nie ja, no co jest! - zachichotała i upiła łyk herbaty. - Kurczę, już prawie ostygła. To ja zabieram się za twoją oprawę, a ty mów – wzięła ze stolika pędzel do podkładu.
-Um... Crissy – wtrąciłam. - Chyba nie dopasowujemy się odcieniami.
-Tak myślisz? - zmarszczyła brwi. Ciekawe, że tak zdolna pani architekt wnętrz nie potrafi dostrzec różnicy między skórą praktycznie oliwkową, a porcelanowobladą. - Może faktycznie. To nic ci nie poprawiać?
-Nie trzeba– uśmiechnęłam się. - I tak dzięki, że mogłam tu przezimować tą ulewę.
-Aj, aj nie wykręcaj się! - wycelowała we mnie pędzlem kobieta. Jej niektóre zachowania były naprawdę dziecinne. No, ale też doskonale do niej pasowały. - Kim ona jest? Czekaj, czekaj! Sama zgadnę. Przez trzy lata chodziłam na te nudne wywiadówki i na spotkania w sprawie Antoinette, że mniej więcej znam te wasze nauczycielki. Tak, jak mówiłam, Kornelia ja się znam na tych sprawach. Ostatnio... Trzy miesiące temu, jak byłam w szkole w sprawie tego angielskiego Antoinette... - czy to możliwe, żeby odgadła? - Widziałam taką jedną. Sztucznawe blondopodobne włosy, całkowicie wyblakłe zresztą. Bardzo poważny, stonowany styl ubierania się. No, ale elegancja w prostocie, co kto lubi. Ja bym tak nie mogła. I jeszcze coś. Straszne charakterystyczna twarz. Przychodziła mi na myśl mopsa.
Zachichotałam. Czyli nie tylko ja tak widziałam Krasowską, bo to o niej bez wątpienia była mowa.
-Nie, Crissy nie o nią chodzi – zapewniłam z uśmiechem. - Błagam cię, ten jej wygląd... No coś ty. Poza tym ona ma męża!
-A Marysia narzeczonego! - zauważyła natychmiast moja podświadomość.
-Naprawdę? - parsknęła Crissy. - Z tego, co widziałam to ona ewidentnie podwalała się do tej małej brunetki. Do tej wrednej baby, z którą potem musiałam wykłócać się w sprawie Antoinette.
-Marysi – mruknęłam.
-Tak, Marii jakiejś tam. Ona to dopiero ma powodzenie – zachichotała mulatka. - Z tego, co zauważyłam na podstawie moich obserwacji to lecą na nią aż dwie osoby.
-Naprawdę? - zmarszczyłam brwi. - Kto jeszcze?
-Nie chcę rozsiewać plotek – machnęła ręką Crissy. - Ale lepiej ty powiedz. Kim ona jest?
Spuściłam wzrok.
-Maria Ford.
Uśmiech zszedł z twarzy Cristiny Perei. Właściwie wyglądała, jakby odeszły z niej wszystkie emocje. Zbladła, a w jej oczach pojawiła się jakaś nieznana mi nuta. Chyba odczuła, że milczenie trwa zbyt długo, bo spuściła wzrok i bąknęła:
-To chuchro z którym się kłóciłam, tak?
-Dokładnie. Tylko, że ja nie uważam jej za chuchro – uśmiechnęłam się blado.
-No, skoro wpakowałaś się z nią w romans to jakiś pociąg fizyczny musiał być. Ale, że do niej? Mój boże... Owszem, jest ładna. Ale też pusta, wredna i przemądrzała... To znaczy tak mi się wydaje - zaznaczyła szybko.
-Crissy... - zaczęłam powoli, ważąc w myślach każde słowo. - Czy ty ją znasz?
-Nie, skąd ten pomysł? - odpowiedziała, jak na mój gust trochę zbyt szybko. - Ale ona chyba też ma męża, prawda?
-Nie, dlaczego tak myślisz? - spytałam.
-Przecież wcześniej miała na nazwisko Nowacka - wyrwało jej się.
Zmarszczyłam brwi.
-Skąd to wiesz? Przecież jeszcze przed chwilą twierdziłaś, że widziałaś ją tylko ten jeden, jedyny raz. Poza tym Ford to jej nazwisko panieńskie, wiem to na pewno.
-Okłamała mnie, szmata - szepnęła Crissy, a następnie kontunuowała wesołym tonem, jakby nic się nie stało. - No, ale opowiadaj czym ciebie zraniła, skarbie.
Wiedziałam, że nic więcej z niej nie wyciągnę, więc nie drążyłam.
-Powiedziała, że nic dla niej nie znaczę. Że nigdy nie znaczyłam i że to był tylko seks. Poza tym ma narzeczonego, o czym też mi nie powiedziała.
-Narzeczonego, hm? - mruknęła Cristina. - A ty liczyłaś na coś więcej, tak? - spytała łagodnie.
-No... Tak.
-Oh Goth, Kornelia – westchnęła Crissy. - Nie powinnaś pakować się w takie romanse. W dorosłym świecie nie każdy ma ochotę na miłość. Niektórzy chcą po prostu rozrywki... Zwłaszcza ona - mruknęła ciszej.
-Ale ja się w niej zakochałam, Crissy – jęknęłam żałośnie.
-Wiem, my darling – pogładziła mnie po ramieniu. - Teraz to pewnie boli jak cholera, ale wiesz mi. To się w końcu wygoi. Tylko obiecaj mi, że nie będziesz się pakować więcej w takie rzeczy. Przynajmniej dopóki nie skończysz szkoły.
-Obiecuję – szepnęłam.
Cristina objęła mnie i mocno przytuliła.
-Będzie dobrze. Ona po prostu na ciebie nie zasługiwała, Kornelia - oznajmiła łagodnie i dodała tak cicho, jak tylko mogła, tak, że sama ledwo ją usłyszałam. - Ona nie potrafi kochać.
Maraton uważam za zakończony :P Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze, jesteście kochani ^^
To chyba najdłuższy rozdział jaki tu napisałam - ma 1500 słów - brawo ja ;P
Jak myślicie, jakie powiązania miała Crissy z Marysią? I o co jej chodziło?
Jestem ciekawa waszych pomysłów.
buziaki
Karo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top