The Secret Of Love
Zastanawiałem się kiedyś dlaczego ludzie chcą znaleźć miłość życia. To nie jest ani pożyteczne, ani fajne. Po co komu miłość? Moje zastanowienia przenosiły się na tą gorszą stronę. Czasami były takie momenty kiedy nie zwracałem uwagi na to co robię, szczególnie na treningach. Ten jakże wkurzający rudy kretyn za każdym razem kiedy odlatywałem w krainę myśli skakał wokół mnie i pytał się czy nie jestem chory. Wtedy dostawał ode mnie w głowę.
-Ała! Za co to było?!
-Za to, że jesteś idiotą, idioto.
-Sam jesteś idiotą!-odpiął swój rower i znowu odwrócił się do mnie-Do jutra, Bakageyama!
Nienawidziłem kiedy tak do mnie mówił. Ale co mogę zrobić? Podobno na głupotę nie ma lekarstwa. Patrzyłem jeszcze chwilę na znikającą postać Hinaty i sam zacząłem kierować się do swojego domu.
Światło palące się w jednym z okien oznaczało, że moja matka już wróciła albo po prostu zapomniałem je wyłączyć. Po zobaczeniu czarnych, damskich butów przy progu drzwi znałem już odpowiedz.
-Wróciłem.-powiedziałem cicho, odstawiając torbę obok schodów.
-Z takim entuzjazmem witasz matkę?-czarnowłosa kobieta wychyliła się z kuchni.
-Ech...witaj w domu.
-I to rozumiem. W salonie przyszła dla ciebie paczka.
Jak najszybciej poszedłem we wskazane miejsce. Na małym drewnianym stoliczku leżała paczka, zawinięta w kremowy papier. Czekałem na nią ponad tydzień. Już chciałem rozpakować jej zawartość, ale moja jakże upierdliwa matka zabrała mi rzecz z przed nosa.
-Otworzysz po kolacji.-zabrała ze sobą pakunek, a ja niechętnie ruszyłem za nią.
Kiedy jem razem z moją mamą, obowiązuje wtedy zasada, że podczas posiłku nie czytamy. Była to taka tradycja. Kiedyś jak byłem młodszy szmuglowałem pod stołem różne czasopisma siatkarskie. Za każdym razem ona przyłapywała mnie na tym, co kończyło się zbieraniem gazety.
-Jak w szkole?-zapytała biorąc kolejny kawałek wołowiny.
-Normalnie.
-A jak w drużynie?-na jej ustach pojawił się szatański uśmiech. Dobrze wiedziała, że to mój słaby punkt. Zawsze po zapytaniu o to opowiadałem wszystko z takim entuzjazmem jak Hinata kiedy prosi mnie o wystawę. Dzisiaj jednak mój zdrowy rozsądek postanowił sobie odpuścić.
-Normalnie.-wstałem od stołu z zamiarem wzięcia swojej paczki, ale znowu uprzedziła mnie ta wkurzająca kobieta.
-Jesteś taki sam jak ojciec. Nie zdziwię się jeśli wdasz się w niego. Przynajmniej z wyglądu go nie przypominasz.
-Przepiękny uśmiech odziedziczyłem po tobie.-wyrwałem z jej rąk moją własność i jak najszybciej pobiegłem do swojego pokoju.
Zanim zdążyłem zamknąć dzrzwi usłyszałem jeszcze krzyki mojej matki z dołu. "Twój uśmiech jest jak u diabła!". "Nie porównuj mojego piękna do twojej wredoty!". Krzyki nareszcie ustały więc mogłem w spokoju otworzyć paczkę. W środku znajdował się najnowszy magazyn o siatkówce. Różne ciekawostki na temat odbierania i przyjmowania piłki, jak łatwo się skupić na boisku oraz inne tego typu rzeczy. Ostrożnie rozerwałem papier. Jakie było moje zdziwienie kiedy zamiast magazynu siatkarskiego otrzymałem tandetne pisemko dla dziewczyn. Ten różowy kolor na okładce aż jebał po oczach.
-Co za chłam!-rzuciłem pismem w kąt pokoju. Czemu los tak perfidnie ze mnie zakpił?!
* * *
Dzisiaj byłem w wyjątkowo złym humorze. I to nie tylko przez to co stało się wczoraj. Lekcje minęły mi dość spokojnie, jeśli nie licząc kartkówki z biologii. Swoją złość pzelewałem na piłkę.
-Kageyama?-Hinata pojawił się przede mną.-Co ta piłka ci zrobiła, że tak nałogowo ją rzucasz?
-Daj mi spokój. Jestem w złym humorze.
-Przecież widzę. Powiedz dlaczego to dam ci spokój.
Nie wierzyłem w jego słowa. Raz mu powiedziałem, że mam zły humor bo piłka w moim domu się przebiła, a on dalej naskakiwał na mnie. Wkurza mnie to. Chociaż podroczyć się z nim nie zaszkodzi. Nie. Lepiej będzie jeśli mu powiem.
-Nie dostałem swojego magazynu.-cicho, ale słyszalnie wypowiedziałem te słowa.
-I tylko dlatego tak się zachowujesz?! Jesteś niemądry, Bakageyama!
-Nie nazywaj mnie tak, idioto!
-Nie nazywałbym cię tak gdybyś się nie zachowywał jak egoista!
-Nie jestem egoistą!-zacząłem się z nim szarpać.
-To dlaczego nazywają cię Królem Boiska?! Jesteś zbyt egoistyczny, KRÓLU!
-Nienawidzę cię!-popchnąłem go na parkiet.-Ty za to jesteś beznadziejny! Jak ktoś tak mały może grać w siatkówkę?!
Słowa wylatywały ze mnie, a ja nie byłem tego świadomy. Otrząsnąłem się dopiero gdy zobaczyłem w jego oczach łzy. "Beznadziejny". "Niepotrzebny". "Nic nie wart". Takimi słowami go obraźiłem. Wstał z podłogi i spojrzał na mnie przybitym wzrokiem.
-Nie jesteś egoistą, co? Bzdura.-odwrócił się do mnie plecami i zaczął iść w kierunku wyjścia.-Żałuję, że...że...ugh!
I pobiegł. Tak po prostu. A ja jak debil stałem na środku sali gimnastycznej i zastanawiałem się co chciał mi powiedzieć. Raczej to ja jestem beznadziejny.
* * *
Jedyne wyjście z tej całej sytuacji było bardzo proste. Wystarczy, że po prostu go przeproszę. Wydawać się to może zwyczajnie proste, ale ja wiem, że takie nie jest. Mam go normalnie przeprosić? Podczas jednej z lekcji postanowiłem zapytać się Sugi co o tym myśli. Znając jego na pewno nieobędzie się bez kazania w jego stylu. Miałem zamiar pójść do jego klasy, jednak kompletnie zapomniałem, która to. Tak się szczęśliwie złożyło, że akurat spotkałem go na schodach.
-O, Kageyama. Co u ciebie słychać?-obdarzył mnie swoim promiennym uśmiechem.
-Wszystko dobrze. Chciałbym z tobą porozmawiać.-jego mina zmieniła się diametralnie.
Obaj wyszliśmy na zewnątrz, koło sali gimnastycznej. W wiosnę można bez problemu wychodzić na świeże powietrze, pod warunkiem, że jest ciepło. Miejsce to jest niezbyt odwiedzane, jednak to najbardziej w nim lubiłem. Ciszę i spokój.
-Skoro chcesz ze mną porozmawiać-zaczął-to znaczy, że znowu coś się stało.
-Tak jakby. Bo widzisz...wczoraj pokłóciłem się z Hinatą...i odrobinkę go obraźiłem.
-Jak bardzo?
-Powiedziałem mu, że jest bezużyteczny.-odwróciłem od niego wzrok. Daichi kiedyś nam powiedział żeby nie patrzeć w oczy Sugi jak ten jest zły. Pewnie wiedział to z własnego doświadczenia.
-Jestem zawiedziony.-na początku przybrał smutny wyraz twarzy, ale zaraz potem pojawiła się czysta furia-Nie można obrażać siebie w ten sposób! Chyba jesteście przyjaciółmi, prawda?!
-No, ale...-uderzył mnie otwartą dłonią w czoło.
-Żadnych ale!
-Z tego co wiem Daichi zabronił ci stosowania kar fizycznych.-odpowiedziałem odrobinkę rozśmieszony.
-Teraz mówimy o tobie! Masz natychmiast go przeprosić!
-Tak jest.-zasalutowałem mu i zacząłem kierować się w stronę wejścia do budynku.
-Jeśli chcesz zdążyć, radzę Ci pobiec.
-Nie będę biegał po korytarzu jak jakiś...-zesztywniałem widząc jego przerażający wzrok-Już biegnę.
I faktycznie pobiegłem. Znaczy tylko do wejścia, dalej poszedłem piechotą. Nie zajęło mi to długo. Po otworzeniu drzwi do klasy wszystkie spojrzenia zostały skierowane w moją stronę. Włącznie z tym należącym co Hinaty.
-Kageyama? Co ty tu robisz?-podszedł do mnie i przez chwilę milczał-Chciałeś czegoś?
-P-porozmawiać.-powiedziałem zestresowany.
W mgnieniu oka znaleźliśmy się na dachu szkoły. Ciepły, wiosenny wiatr rozwiewał jego rude włosy. Co chwilę przelatywały pojedyńcze płatki kwiatów wiśni.
-O czym chciałeś porozmawiać?-ton jego głosu był niezwykle sarkastyczny.
-No bo wiesz...ta sytuacja z wczoraj...ja...ten...ech.-byłem jeszcze bardziej zestresowany-Przepraszam. Poniosło mnie wczoraj.
-Czekaj...ty mnie...przepraszasz?
-A ty jak zwykle w swoim żywiole. Oczywiście, że tak, idioto!
-W takim razie...ja też przepraszam. Dalej się przyjaźnimy?
-Jesteśmy przyjaciółmi?-zapytałem, a on zrobił typową minę Hinaty.
-I kto tu jest idiotą?!-rozłożył swoje ręce na boki-Zrób to samo co ja.
Moje ręce zrobiły to samo co jego. Od razu tego pożałowałem. Hinata zbliżył się do mnie i przytulił.
Warning.
Brain-Kageyama Tobio-stopped working.
System reset for 3...2...1...
Welcome to the New generation of our brain. We wish you fruitfull cooperation.
Kiedy odzyskałem świadomość chciałem go odepchnąć, ale tego nie zrobiłem. Sam zdziwiłem się gdy oddałem czynność. Serce w mojej klatce piersiowej zaczęło bić szybciej. Zazwyczaj dotyk Hinaty mnie wkurza, teraz jednak on mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, nawet podobał. Trwaliśmy w takiej pozycji dopóki nie zadzwonił dzwonek na kolejne lekcje. Odsuwając się od niego poczułem...zawiedzenie?
-Do zobaczenia, Kageyama-kun!-znowu uśmiechnął się do mnie szeroko. Patrząc na niego myślałem, że spoglądam na dopiero co wschodzące słońce. Jego ciepły dotyk był zmieszany z moim zimnym. Chciałem...więcej.
* * *
Internet to podobno doskonałe źródło wiedzy. Po tym incydencie na dachu za każdym razem kiedy spojrzę lub chociaż pomyślę o tym idiocie serce zaczyna bić mi bardzo szybko. Miałem dość ciągłego zastanawiania się dlaczego tak się dzieje. W wyszukiwarce internetowej nie było jednak żadnych przyczyn czy porad dotyczących takiego zachowania, a jedynie zdjęcia kotów. W końcu postanowiłem się poddać i zignorować to wszystko.
-Pogodziliście się?-zimny ton głosu Sugi rozniósł się echem po pokoju klubowym.
-Tak...
-Całe szczęście! Już myślałem, że z twoim genialnym umysłem powiesz o wiele za dużo. Następnym razem...
-Mam kolejne pytanie.-przerwałem mu-Hinata po pogodzeniu się...przytulił mnie...a mi to aż tak bardzo nie przeszkadzało. Mógłbym nawet rzec, że...podobało. I nie wiem dlaczego.
-Kageyama...to co przed chwilą opisałeś było...mocne. Diagnoza może niestety cię trochę zdziwić, ale to tylko moje przypuszczenia. Myślę, że jesteś za...
-Suga! Suga! Suga!-do pomieszczenia wpadli Noya, Tanaka i Hinata cali w wskowronkach-Musisz to zobaczyć!
-Spokojnie. Przecież się nie pali.-jeszcze trochę ich uspokajał-Teraz powiedzcie o co chodzi.
-Za tydzień w piątek jest festiwal wiosenny!-krzyknął uradowany Hinata-Pójdziemy, prawda?!
-Jeśli Daichi się zgodzi, nie widzę przeszkód.
-Na co się zgodzę?-do pomieszczenia jak na zawołanie wszedł kapitan i reszta drużyny.
-Podobno za tydzień-Tanaka nie dokuczaj Tsukishimie!-jest festiwal i-Ennoshita zrób coś z nimi!-czy pójdziemy na niego całą drużyną?
-To nawet świetny pomysł. Co o tym sądzicie?
-Ja nie idę.-odezwał się czterooki-Bedę wtedy zajęty.
-Ty zawsze jesteś zajęty!-oburzył się Noya-Czy to taki problem wyjść raz ze znajomymi?!
-Tak.
-Asahi...trzymaj mnie bo zaraz się na niego rzucę!
W ten oto sposób wylądowałem wraz z Hinatą na podwórku. My jako jedyni wyszliśmy z tego cało, a w środku dalej rozgrywała się scena jak z horroru. Co jakiś czas przez otwarte drzwi wylatywały rzeczy takie jak buty, spodenki sportowe, bluzy klubowe czy bidony na wodę.
-No więc..-zaczął-...chciałbyś może na festiwalu...razem obejrzeć fajerwerki?
-Pytasz się o to MNIE?
-J-jeśli nie ch-chcesz to nie mu-musisz!
-Zgoda.
-Proszę nie bij!...Zaraz...co?
-Zgadzam się ty rudą krewetko.-puknąłem go w czoło-Pod warunkiem, że będziesz zachowywał się jak normalny człowiek, a nie jak tamci.
-O-obiecuję!
* * *
-Powiedz mi jeszcze...-zaczepiłem Sugę po treningu-Co wtedy chciałeś powiedzieć gdy nam przerwano?
-Ach, to. Cóż...Myślę, że zakochałeś się w Hinacie.
Pierwsze co zrobiłem po powrocie z treningu było zaszycie się w swoim pokoju. Matka, którą spotkałem na korytarzu mówiła, że ześwirowałem wbiegając po schodach. I ma rację. Przecież ja nie mogłem zakochać się w kimś takim jak ten rudy idiota. On nie jest w moim typie, a przede wszystkim jest chłopakiem o...pięknych orzechowych oczach.
-Kurwa!-wydarłem się na całe gardło.
-Jeszcze jedno takie słowo, a przysięgam, że ograniczę kupowanie mleka do minimum!-tym razem był to krzyk mojej matki.
Nerwowo chodziłem po pokoju szukając odpowiedzi na wszystkie pytania. Mój wzrok powędrował w stronę pisemka dla dziewczyn, które od dłuższego czasu leży w tym samym miejscu gdzie je rzuciłem. Niechętnie wziąłem pismo do ręki i przeczytałem nagłówek na środku okładki. "Sprawdź czy jesteś zakochana". Nie jestem aż tak bardzo zdesperowany aby zrobić taki test. Jednak ciekawość zwyciężyła. Usiadłem przy biurku i biorąc długopis do ręki zacząłem pomału wypełniać oczojebne ankiety. Coś czuję, że później tego pożałuję.
* * *
Ostatni raz spojrzałem na wypełnioną ankietę. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem takiego dużego problemu jak ten. Na domiar złego test wyszedł pozytywny. Czuję się jak kobieta w ciąży. Schowałem magazyn pod łóżko i skierowałem się w stronę wyjścia. Piątkowy wieczór zapowiadał się na miły i piękny. Dla mnie będzie to najgorszy wieczór na świecie. Przez ostatni tydzień nie mogłem wcale się skupić w szkole jak i na treningach. Ciągle myślałem o Hinacie...i jego pięknych oczach. Kurwa no! Znowu o tym pomyślałem. Ale taka jest prawda. Ma przepiękne oczy. I miękkie włosy. Tobio, musisz się leczyć. Z oddali przy bramie szkoły, gdzie mieliśmy się spotkać zauważyłem wszystkich z drużyny. Oprócz Tsukishimy.
-Kageyama-kun! Nareszcie przyszedłeś!
Zza pleców kapitana wyszedł Hinata w yukacie. Biało-czerwony kolor materiału z jego urodą wyglądał wspaniale. Pomarańczowy, przeplatany pas dodawał mu jeszcze więcej uroku.
-Skoro jesteśmy już w komplecie, możemy wyruszać.-powiedział Daichi.
Festiwal był strasznie kolorowy i zatłoczony. Lampiony nad nami miały kwiatowe wzory. Przy stoiskach z nagrodami i innymi rzeczami kręciło się mnóstwo dzieciaków. Właśnie na takim z jednych stoisk Hinata próbował coś wygrać. Musiałem przyznać, że wyglądał uroczo.
-Hinata wygląda słodko kiedy stara się coś wygrać, nieprawdaż?-głos Sugi odbił się echem w mojej głowie.
-Nie...-powiedziałem, choć wiedziałem inaczej.
-Mnie nie oszukasz. Widzę wszystko nawet kiedy na to nie patrzę. Lubisz go, prawda?
-Czemu mam ci się spowiadać?-zapytałem podirytowany.
-Jestem dla ciebie jak druga matka. Założę się, że nawet z pierwszą tak dużo nie rozmawiasz.
-Dobra, lubię go! I co z tego skoro on mnie nie?!
-Skąd możesz to wiedzieć? Pytałeś go o to?
-No...nie.
-Zaraz będą puszczać fajerwerki. Wczoraj wspominał coś o tym, że będziecie razem je oglądać. To powinna być odpowiednia okazja.-zaczął iść w przeciwnym kierunku-Ach te dzisiejsze dzieciaki. Nawet spokoju z nimi nie ma.
Hinata w tym czasie przypomniał sobie o fajerwerkach. Mówił coś o genialnym miejscu do oglądania. Złapał mnie za rękę i przez tłumy zaczął ciągnąć mnie do tego tajemniczego miejsca, którym okazało się być górka z ławką. Jego roześmiana twarz w blasku księżyca wydawała się bardziej weselsza. Teraz byłem w 100% pewny, że na pewno go lubię.
-Przystopuj trochę, co!
-Przepraszam! Jestem bardzo podekscytowany!
-Przecież to tylko fajerwerki.
-Tylko fajerwerki?! Dla mnie jest to najwspanialsza rzecz na świecie! A ty tego nie widzisz, bo sam nie masz uczuć!
-Mam uczucia! Tylko...
-Jeśli masz uczucia to pokaż mi je!-ta kłótnia od samego początku do tego zmerzała-Chyba, że ich nie masz!
Mój umysł w tym momencie przestał normalnie funkcjonować. Na raz ogarnęły mnie uczucie wściekłości i delikatnego szczęścia. Nie panowałem nad własnymi ruchami i...no...kurwa, uderzyłem go! Upadł na kolana, trzymając się ręką za nos, z którego sączyła się krew. Nie chciałem tego zrobić. Po otrząśnięciu się z gniewu chciałem mu pomóc wstać, ale on tylko odsunął się ode mnie bardziej. Jego mina była przerażona.
-Hina...
-Nie dotykaj mnie!-krzyknął, wstając z ziemi.
-Przepraszam!
-I myślisz, że przeprosiny cokolwiek załatwią?! Nienawidzę cię!-Hinata zaczął biec w kierunku, z którego przyszliśmy.
Jestem idiotą. Właśnie sprawiłem, że osoba, którą (chyba) kocham znienawidziła mnie. Czy może być jeszcze gorzej?
* * *
W nocy nie mogłem spać. W głowie ciągle chodziły mi słowa Hinaty. "Nienawidzę cię". To wszystko jest mega porąbane.
-Tobio! Wyłaź z tego pokoju i pożegnaj się ze mną!-moja mama waliła w drzwi i próbowała się do mnie dostać. Przez cały dzień wcale nie wyszedłem z pomieszczenia. Nawet, żeby pobiegać.
-Nie!-odpowiedziałem zamykając drzwi na klucz.
-Ja i tak się do ciebie dostanę! Zapasowy klucz nie jest niczym wyjątkowym!-przestraszyłem się, więc niechętnie wpuściłem ją do siebie-Boże drogi! Co z tobą nie tak?! Jak ty wyglądasz?!
-Normalnie.-miałem na sobie zwykły, czatny t-shirt i niebieskie spodnie-I czego narzekasz? Przynajmniej się ubrałem.
-Jeszcze nigdy widziałam ciebie w takim stanie.-w jej głosie mogłem wyczuć lekką nutę zmartwienia-Wory pod oczami, roztrzepane włosy... i kawałek śniadania na policzku.
-Dobra, pożegnałaś się więc możesz iść.-zmazałem z części twarzy śniadanie i rzuciłem się na łóżko.
-Zgaduję, że coś się stało. Dalej, wygadaj się starej matce.
-Od kiedy tak bardzo się mną przejmujesz?
-Od wtedy, kiedy urodziłam wkurzającego, aspołecznego syna, który potrafi wypić nawet dwa kartony mleka w godzinę.-usiadła na skraju łóżka-Nie dam ci spokoju dopóki mi nie powiesz.
Czasami jej charakter był strasznie podobny do tego Hinaty. Oboje potrafili zachowywać się jak małe dzieci. Westchnąłem zrezygnowany.
-To... dość głupi problem. Bo ja... chyba się zakochałem...
-No tego się nie spodziewałam.-założyła czarny kosmyk włosów za ucho-Cofam wszystko co o tobie mówiłam. I co dalej?
-No bo problem tkwi w tym, że... zaraz...co?! Mówiłaś coś o mnie?!
-Nie przerywaj!
-Tak więc... zakochałem się... w... koledze z drużyny...-odwróciłem wzrok czekając na jej reakcję.
-I?
Nie dość, że jest wielkim, dorosłym dzieckiem to nawet nie zareaguje na to, że jej jedyny syn powiedział właśnie o swojej orientacji. Czuję, że tego dnia czeka mnie jeszcze więcej niespodzianek.
-Wczoraj na festiwalu pokłóciłem się z nim i... uderzyłem go.
-Nie. Dalej jesteś głupkiem.-walneła mnie w głowę-Czyli teraz mam ci coś doradzić? Skoro tak. Musisz go przeprosić. Koniec? To ja idę. Przyjadę za dwa tygodnie. Pa!
Wyszła z mojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Ja się tu jej wyrzalam, decyduję się jej powiedzieć mój największy sekret, a ona co robi?! Jednak i tak ma rację. Muszę go przeprosić. Nawet jeśli nasza przyjaźń już nie będzie istnieć! Nie mogę żyć ze świadomością, że mnie nienawidzi. W mgnieniu oka szybko się ogarnąłem i najszybciej jak mogłem biegłem w kierunku domu Hinaty. Nocne niebo było czarne jak smoła, z milionami swiecących gwiazd. Nawet gdyby mnie nie wpuścił, znajdę każdą drogę, dzięki której dostanę się do niego. Moje rozmyślania trwały tak długo, że nawet nie zauważyłem kiedy stanąłem przed jego drzwiami. Zapukałem w nie i z ogromnym stresem czekałem aż mi otworzy. Ten czas, choć trwał zaledwie kilka sekund, dla mnie trwał kilka minut. W końcu jednak otworzył mi.
-Co ty tu robisz?-przyjrzałem się jego twarzy. Na szczęście nie miał opatrunku na nosie.
-Przyszedłem z tobą porozmawiać. Proszę.
Po długich namowach w końcu w9puścił mnie do środka. Usiedliśmy na kanapie w salonie. Cisza między nami była zbyt niezręczna.
-Gdzie są twoi rodzice?-zagadnąłem.
-Pojechali do babci. Wrócą w poniedziałek.
-Ja...-zacząłem-... nie chciałem tego zrobić.
-To dlaczego to zrobiłeś?
-Nie wiem. To tak samo wyszło. Wtedy byłem po prostu na ciebie zły za to, że wyśmiewałeś się ze mnie. Przepraszam.
-Zwykłymi przeprosinami tego nie załatwisz. Straciłeś moje zaufanie, wiesz?
-Czy uda mi się je odzyskać?-zapytałem z nadzieją w głosie.
-Musiałbym długo o tym myśleć. Teraz ci wybaczam, ale wiedz, że jesteś dla mnie wyjątkową osobą. Dalej chcę się z tobą przyjaźnić.-jego uśmiech od razu poprawił mi humor.
Patrzyliśmy sobie w oczy. W tej sytuacji mogłem powiedzieć wszystko, ale postanowiłem go tylko pocałować. Jego wargi były ciepłe. Myślałem, że mnie odepchnie, ale on o dziwo oddał pocałunek. Zdziwiło mnie to. Tylko co ja takiego wyprawiam? Odsunąłem się od niego i wstałem z zamiarem wyjścia.
-Przepraszam. Zapomnij o tym.
Kroki, kierowane w stronę drzwi zmniejszały się z każdą sekundą.
-Nie!-krzyknął i podbiegł do mnie, obejmując moje plecy-Nie pozwolę ci odejść! Kiedy mówiłem o tym, że jesteś dla mnie wyjątkowy chodziło mi właśnie o to! Kageyama... zakochałem się w tobie!
Odwróciłem się do niego tak, że stałem do niego przodem. W jego oczach widziałem łzy, które po chwili namysłu wytarłem. Objawem go tak samo jak tamtego dnia.
-Ja w tobie chyba też.
Po raz kolejny złączyłem nasze usta w pocałunku. Tym razem był słodszy od poprzedniego. Wplątałem rękę w jego rude włosy, za to jego ręce zaciśnięte były na materiale mojej bluzki. Nie chciałem przerywać, jednak zmusił nas do tego brak powietrza.
Hinata otworzył mi drzwi. Chciałem wrócić do domu. Powstrzymałem się kiedy zobaczyłem bardzo mocny deszcz.
-Chyba musisz zostać na noc.-powiedział zamykając drzwi- Wolisz futon czy łóżko?
-Łóżko. Zdecydowanie.
Pociągnął mnie za rękę do swojego pokoju. Był mały, ale przestronny. Ciemność za oknem była straszna. W środku panowała światłość. Położyłem się w ubraniach do jego łóżka, zaraz potem on zrobił to samo. Delikatne rumieńce pokryły moją twarz.
-Skoro... jesteśmy w sobie zakochani... to znaczy, że zostaliśmy parą?
-Na to wygląda.-przycisnąłem go do siebie, obejmując jego drobne ciało.
-Czyli możemy mówić do siebie po imieniu?
-Jeśli chcesz.
-W takim razie... dobranoc, Tobio.
Zastanawiałem się kiedyś dlaczego ludzie chcą znaleźć miłość życia. To nie jest ani pożyteczne, ani fajne. Po co komu miłość? Teraz już wiem. Ona sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Tak samo czuję się kiedy gram w siatkówkę z Hinatą. Ale samo to uczucie... jest lepsze.
-Dobranoc... Shoyo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top