03 ♠ Ciekawość

Asgard nieustannie pozostawał pięknym, ale niekiedy wiało w królestwie nudą. Przynajmniej dla niego.

Loki naprawdę nie uważał się za duszę towarzystwa, przez co podczas każdej biesiady chodził z kąta w kąt, obserwując poddanych, to opowiadającego za głośne żarty brata. Owszem, brak interakcji wynikał również z jego introwertyzmu, lecz po tylu ucztach nie miał nawet ochoty na przyglądanie się pijącym ludziom.

Leżał na wielkim, wygodnym łóżku, skąpanym w jego ulubionym kolorze – zieleni. Patrzył na wysoki, jasny sufit oraz na mieniące się w zachodzącym blasku słońca ostrze sztyletu, który podrzucał, następnie z gracją łapiąc. Uwielbiał swój nowy podarek, toteż się z nim nie rozstawał.

Myślał o bitwie na Xoverno. O tym, że powinni napisać o jego męstwie w księgach upamiętniających wspaniałą historię Asgardu. Zresztą, pierwszy raz od młodszych lat porozmawiał z bratem i obaj zgodnie wyrazili rozczarowanie zachowawczym postępowaniem wszechojca. Niemniej brunet nadal wracał myślami do chwil niebezpieczeństwa na obcej ziemi, odtwarzając sobie swą fantastyczną postawę oraz spryt nie do opisania.

Tyle że nawet jego narcystycznej naturze się to znudziło. Ile można myśleć o jednej bitwie? Na ilu fetach można było się pojawić, pić wino i słuchać obecnych? Księciu brakowało wrażeń, tym bardziej że te z pola bitwy wcale nie leżały w jego naturze.

Podniósł się do pozycji siedzącej, chowając swój sztylet do głębokiej kieszeni. Z pałacu dochodziły go radosne śmiechy, okrzyki, bicie naczyń, a nawet głos boga piorunów. Loki westchnął nonszalancko, dumając, co ludzie widzieli w jego starszym bracie? Lubił go, ale żeby bez przerwy się nim zachwycać?

Od bitwy przestał być aż tak krytycznie nastawiony do Thora, choć nadal się unikali. Loki nie umiał się otworzyć – wiedział to on i jego matka, reszcie jakby ten szczegół umykał pośród asgardzkich wydarzeń. Zazwyczaj bogu kłamstw to nie przeszkadzało, ale czasem i on czuł się samotny.

A aktualnie dodatkowo znużony otaczającym go niezmiennym pięknem tego samego miejsca.

Postanowił, że nie zmarnuje tego dnia na leżenie w łóżku.

Wymknął się ze swej szmaragdowej komnaty, upewniwszy się, że wszyscy znajdowali się na uczcie. Nie minął nikogo, nie licząc zapijaczonych Asgardczyków w drodze na Bifrost. Uśmiechnął się pod nosem. To nie tak, że zamierzał korzystać z uprzejmości Heimdalla. O nie.

Wziął niewielką łódkę, puszczając się na asgardckie wody, urzekające pięknem tak samo jak stały ląd jego królestwa. Z radością odpływał od książęcych problemów w stronę gór, pośród których co i raz odkrywał jakieś przejścia. Zastanawiał się, dlaczego o nich nie wiedzieli? Mógł przysiąc, że nawet gdyby wyjawił tę tajemnicę bratu, ten by nie uwierzył. I Loki chyba nawet by się nie zdziwił.

Błękitna tafla wody zadziwiająco uspokajała chaotyczne myśli boga kłamstw, choć nigdy nie lubił tej barwy. Tak czy inaczej łódź sunęła naprzód, a on uśmiechał się szczerze do swojego odbicia w przejrzystym akwenie.

Krótka podróż okazała się niezwykle przyjemna. Brunet z relaksu został wyrwany poprzez uderzenie burtą o jakiś kanciasty brzeg. Wyskoczył na skały, chwiejąc się, finalnie utrzymując równowagę, choć bez typowej gracji, jaką posiadał. Podekscytowany ruszył do górskich wnęk, oferujących wiele kuszących sekretów.

Zanim jednak Loki ostrożnie zajrzał głębiej, stopa spłatała mu figla, ślizgając się na okrągłym kamieniu. Dość brutalnie wpadł do dziury, a gdy spotkał się z podłożem, jęknął cicho. Czuł się obolały, lecz odnosił też dziwne wrażenie, jakby coś zamortyzowało upadek. Podniósł się z jasnego piasku, wybałuszając oczy.

Nie był już w Asgardzie. Serce biło mu jak oszalałe na tę niespodziewaną nowość, której doświadczał. Rozejrzał się szybko, niewiele rejestrując, ponieważ zastrzyk adrenaliny uniemożliwiał mu skupienie się na czymkolwiek. Słyszał głośny szum, nie wiedząc, czy to w jego głowie, czy może przez wodę.

Po kilku minutach ewidentnego szoku wstał. Jego stopy zapadały się w piasku, a on im bliżej znajdował się wyjścia z kolorowej jaskini, tym głośniej słyszał szum. Niemal zachłysnął się powietrzem z zachwytu, ujrzawszy przed sobą ogromną taflę wody, wodospad, który odgraniczał go od krainy, w której się znalazł.

Wyszedł bokiem, tak by nie wpaść pod ostry strumień. Znalazł się na intensywnie zielonej trawie pośród bujnej roślinności, niemal odurzającej jego zmysł powonienia. Poczuł się... świeżej. W jego krainie nie dało się poczuć tak przyjemnych zapachów czegoś innego.

Rozejrzał się, widząc niewielkie, ale rozbudowane miasto, wyglądające zupełnie inaczej niż jego świat. Strzeliste budowle mierzyły w idealnie czyste niebo, a za nimi rozpościerały się góry oraz doliny. Wystraszył się, widząc jakieś dziwne istoty w powietrzu, poruszające się z zadziwiającą prędkością. Gdzieś w oddali słyszał jakieś dźwięki, jakby zwierząt, a widząc jakiegoś człowieka, schował się za okazałym krzakiem.

Tu, gdzie trafił, było pięknie. Co prawda zdecydował o tym przypadek, jednak nie żałował, że tak się stało. Obserwując osobę w zupełnie innym stroju niż on, odprowadzał ją wzrokiem do – zapewne – domu tej bardzo ludzkiej istoty.

Loki wciągnął w płuca świeże powietrze, zakładając ręce do tyłu. To nie było jego królestwo, ale tak się czuł. Kraina już zrobiła na nim olbrzymie wrażenie, oczekiwał, że dalej zaskoczy go jeszcze bardziej. Kroczył dumnym krokiem w celu zwiedzania nieznanego terytorium, aż usłyszał za sobą damski głos.

- Ej, typie, kim jesteś?! Rusz się, a nogi z dupy ci powyrywam!

Wstrząśnięty tymi ordynarnymi słowami brunet, bardzo powoli odwrócił się w kierunku kobiety. Pierwsze, co zobaczył, to interesująco wyglądająca broń – jak mniemał broń, wycelowaną prosto w jego klatkę piersiową. Dziewczyna za to zdawała się być młoda o dziwnych, długich włosach, upiętych na jej głowie.

- Pytam, kim jesteś i co tutaj robisz? – powtórzyła głośniej. – Głuchy jesteś czy jakiś opóźniony?!

- Czy ty wiesz, dziewczyno, do kogo się zwracasz? – zapytał po chwili oszołomienia Loki, mierząc ją bardzo groźnym wzrokiem.

- No, chyba ty powinieneś mi się tu tłumaczyć! Jesteś obcym na mojej ziemi, skąd się tu wziąłeś?!

- Żenujące – mruknął oburzony mężczyzna, nie dowierzając, że musi się tłumaczyć jakieś niewychowanej młódce. – Jestem Loki, bóg kłamstw, książę Asgardu, następca tronu, syn Odyna.

- Wow... - Dziewczyna ewidentnie poczuła się zbita z tropu, ale i rozbawiona. – Co za przedstawienie, liczyłam na samo imię, a tu proszę, księciunio mi się wepchał na chatę.

- Czy mogłabyś... - zaczął agresywnie Loki, ale ta się zaśmiała.

- Słuchaj, ja to jestem księżniczką Shuri, siostrą takiego kota bez humoru, geniuszem i dziewczyną, która ma styl.

- Co?

- Matko, ty jakiś ociemniały jesteś? Jesteś w Wakandzie!

Brunet chciał coś powiedzieć, lecz słowa zatrzymały mu się na końcu języka. Wakanda? Owszem, słyszał, ale uważał, że tak rozwinięta kraina to zwykła mrzonka i nic ponadto. Przyjrzał się niejakiej Shuri, potem ponownie zerknął na krajobraz za swoimi plecami, by ostatecznie ściągnąć brwi.

- Jesteś księżniczką?

- No tak, kurde – westchnęła i wywróciła oczami, lecz przestała w niego celować czymś, co miała na ręku. – A ty skąd się tu wytrzasnąłeś, co, Loki?

- Powinnaś nazywać mnie księciem.

- A ty mnie księżniczką. Ej, nie jesteś u siebie, więc przestrzegaj zasad Wakandy – zirytowała się i podeszła do niego. – Fajna kiecka.

- To szata!

- Dobra, to szata. Ale czy możesz mi w końcu wyjaśnić...

- Z wodospadu, tam jest przejście.

- Z wodospadu? – Dziewczyna mocno się zdziwiła, spojrzawszy na szumiącą wodę. – W sensie, w jaskini jest przejście między naszymi krainami?

- Na to wygląda.

- Ale czad! – podekscytowała się i jakby nigdy nic, pociągnęła nadal zszokowanego Lokiego za szatę, ciągnąc go w miejsce, z którego przybył.

- Co ty robisz?!

Ale Shuri mu nie odpowiedziała, zbyt mocno zachłyśnięta nową wiedzą na temat Wakandy. Weszli ponownie do jaskini, tym razem Asgardczyk został nieco umoczony, co przyjął z krzywą miną. Dziewczyna rozglądała się po szerokiej jaskini, jakby czegoś szukając, a potem ponownie patrząc na niego.

- I gdzie to wejście, co?

- Nie widać go – rzucił zniecierpliwionym tonem, patrząc w górę i nagle uświadamiając sobie brutalną rzeczywistość. – Spadłem na piasek stamtąd – wskazał ręką na pustą przestrzeń przed sobą. – I teraz nie wiem, jak się dostanę do Asgardu...

- Spoko, pomogę ci! – odparła rozentuzjazmowana Shuri, której waleczność gdzieś odpłynęła i został sam entuzjazm. – Wow, super, nie wiedziałam, że mamy takie przejścia! A tyle razy tu przyłaziłam. Pewnie T'challa wie, ale menda mi nie powiedziała.

- T'challa? – Loki ponownie zmarszczył brwi.

- No, mój brat, książę tak jak ty, następca tronu – zaśmiała się.

- Następca? – zapytał, podejrzliwie przyglądając się nowej znajomej. – Mówisz to tak lekko... jakbyś nie chciała zostawać królową.

- Bo nie chcę – wzruszyła ramionami, wychodząc z jaskini. Loki ruszył za nią. – To nie dla mnie, decydowanie o jakichś paktach, przemowy i udawanie, że się wszystkich lubi. Ja jestem science bitch – zaśmiała się.

- Przepraszam, co?

- No, ja się technologią tutaj zajmuję – odpowiedziała. – Dlatego jest tak nowocześnie, bo staram się rozwijać Wakandę. Poza tym kocham naukę i tworzenie nowych rzeczy. To moje hobby. Zresztą, mój ponury braciszek będzie dobrym królem, więc nie muszę się przejmować tronem i skupić na tym, co chcę robić.

- I nie chcesz zarządzać swoim krajem? – zapytał brunet, jakby nie mogąc uwierzyć, że ktoś mógł nie chcieć zasiąść na tronie.

- Nie, nie chcę? – rzuciła trochę sarkastycznym tonem. – To totalnie nie dla mnie. Znam się na komputerach, medycynie i nowinkach technicznych, ale nie na zarządzaniu czymkolwiek. No, nie licząc mojego laboratorium.

- Zadziwiające – przyznał jakby z uznaniem Loki, dość zaskoczony całym tym niespodziewanym spotkaniem i jego obrotem.

- Dobra, typie, czy ja ci mogę zaufać? – zapytała nagle.

- Jestem bogiem kłamstw, mnie nie można ufać – odparł jakby z dumą, na co ta się zaśmiała.

- Odlot, musisz mi koniecznie powiedzieć, co taki bóg kłamstw robi, ja ci pokażę moje laboratorium. Ale tak, żeby się nikt nie zorientował, bo się T'challa wścieknie, że kogoś obcego tu wpuściłam. Chodź.

- I nie boisz się, że cię zaatakuję, albo, na przykład, zdradzę twoje tajemnice?

- Zabawny jesteś, ziomek – zaśmiała się. – Normalnie może bym się zastanowiła, ale tam u was w tym waszym Asgardzie to chyba nie wiecie, co to komputer.

- Co... co?

- No właśnie. Nawet nie zapamiętasz nazw urządzeń. Zresztą, zdradziłeś mi, jak się do was dostać, więc jakbyś fikał, to cię tam uspokoję.

Brunet szedł za dziewczyną, intensywnie myśląc, co się właśnie działo. Shuri nie zamykała się ani na chwilę, opowiadając o swoim osobistym królestwie, czyli tak zwanym laboratorium. Przemykali polnymi drogami, tak by nie rzucać się w oczy. Loki nie miał pojęcia, dlaczego ta tak serdecznie przyjęła obcego, tak dużo mówiła i kompletnie nie zachowywała się jak na księżniczkę przystało. Ale o dziwo poczuł się przy niej... swojsko.

Po długim zwiedzaniu oraz opowiadaniu o Wakandzie, przy okazji wybierając jakieś dziwne drogi czy przejścia, by nikt nie zdziwił się widokiem Lokiego w ich królestwie, dotarli do miejsca tak ważnego dla Shuri.

Mężczyzna naprawdę się zachwycał, chociaż nie potrafił wyrazić swoich pozytywnych emocji. Wyglądał jak zawsze wyniośle, ale jego błyszczący wzrok zdradzał oczarowanie.

Tu wszystko różniło się od Asgardu, który tak doskonale znał. Inne barwy, inna atmosfera, zupełnie inny styl życia, wszystko zdawało mu się takie... zaawansowane. I takie było. Loki doświadczał odmiennego świata ze swoimi własnymi zasadami, tradycjami, siecią dróg, wyższymi górami, budynkami o innej funkcji i architekturze. Oprócz krainy bogów istniały inne, gdzie mieszkali nieboscy ludzie, swą nieboskość nadrabiając kreatywnością i pracowitością.

Loki poczuł się zachłyśnięty Wakandą, której nie spodziewał się odkryć. W zamian opowiadał o zwyczajnym życiu Asgardczyków, niezwyczajnej rodzinie oraz ich podbojach, chyba nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że nigdy nie wymówił tylu słów jednego dnia.

- Ej, wiesz co, jestem głodna – stwierdziła nagle Shuri, kiedy oboje póki co wyczerpali swoje najciekawsze opowieści. – Zjesz coś?

- Hmm – Brunet niespodziewanie odkrył, że w sumie jego żołądek zdawał się nadzwyczaj pusty. – Chętnie. Co tutaj jadacie?

- W sumie to pewnie to co wy – zaśmiała się księżniczka, nagle spojrzawszy na niego spod przymrużonych powiek.

- Co? Coś nie tak?

- Jadłeś kiedyś fast food?

- Co to takiego?

- Kurde, musisz spróbować! Zrobię nam frytki i hamburgery!

Brunet nie miał pojęcia, o czym dziewczyna mówiła, lecz zrobiła to z takim entuzjazmem, że poczuł się jeszcze głodniejszy. Kiwnęła głową i oboje, niczym jacyś szpiedzy, przemknęli do innego pomieszczenia. Bóg kłamstw, czując zapach ziół, ponownie poczuł skręt głodu.

- A ty mi pomożesz. Bierz ziemniaki.

- Słucham?

- Kurde, nie mamy kupnych frytek, musimy sami zrobić – wyjaśniła Shuri, po czym zaśmiała się. – A, tobie pewnie chodzi, że księciu nie przystaje, co?

- Nie jestem sługą, żeby...

- Weź zluzuj gatki, Loki – Shuri poklepała go po ramieniu, a jej bezpośredniość kolejny raz tego dnia go zmroziła. – Posmakuj trochę innego życia niż w waszym Agardzie. Dawaj, dawaj, będzie fajnie! Już się tak nie napinaj!

Loki bardzo chciał się wściec, zrobić teatralną burdę, ale przestał mieć na to ochotę. Nigdy nawet nie bywał w kuchni, gdyż uważał, że mu to uwłaczało, w końcu należał do królewskiego rodu. Jednak ani nie był na swojej ziemi, ani nigdy wcześniej nie jadł frytek, czymkolwiek były. Nikt go tutaj z Asgardu nie widział, nikt nie musiał o tym wiedzieć.

Loki przystąpił więc do obierania ziemniaków. Co prawda Shuri śmiała się jak szalona, gdy wychodziły mu kwadratowe kształty, lecz ten przyjmował to ze zblazowaną miną, godnością i niewzruszeniem. Uważał, że jak na pierwszy raz, wyszło mu co najmniej doskonale.

Z zainteresowaniem przyglądał się, jak księżniczka nakładała na siebie kolejne warstwy warzyw oraz mięsa, a potem wkłada to do dziwnego urządzenia. Następnie tak zwane frytki zanurzała w gorącej cieczy. Obserwował to z nieukrywaną fascynacją, co Shuri przyjmowała z pobłażliwym uśmiechem.

Gdy zasiedli do stołu, dziewczyna wyczekiwała, aż jej znajomy zasmakuje nowego dla niego dania. Loki więc w końcu chwycił kawałek warzywa, które sam kroił, po czym ugryzł tak zwanego hamburgera. Gryzł długo, delektował się, aż wydał werdykt:

- Fantastyczne.

Przy stole spędzili dość sporo czasu. Nowe doznania sprawiły, że brunet poczuł się... lepiej. Zapomniał o swoim własnym, nieustannym porównywaniu do brata. Zapomniał, że chciałby zasiąść na tronie.

Na ten jeden dzień odpuścił pragnienie stania się królem Asgardu. I było wspaniale.


Hah, wróciłam tutaj na stałe! Zostały trzy odcinki, każdy kolejny we wtorek. :)

Mam nadzieję, że Wam się spodoba i przepraszam, że tyle musieliście czekać. Pod tym ff to się nie powtórzy, obiecuję! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top