3. Histeryczka i drugorzędna księżniczka
#TheRoyalPrincessSZ na twitterze
Pakowanie, a później rozpakowywanie tych samych rzeczy to jedna z najgorszych czynności na świecie.
Nigdy nie przepadałam za upychaniem ubrań do walizki, gdy wyjeżdżaliśmy na rodzinne wakacje, ale zmieszczenie dodatkowo przedmiotów osobistych i wszystkiego, co wydawało mi się potrzebne do kilku niezdarnie sklejonych kartonowych paczek, to już wyższy poziom. Najtrudniejsze w tym wszystkim była logistyka rozlokowania w jednej szafie, kilku szufladach i wąskich półkach, które wisiały na ścianie obok biurka.
Pokój był sporo mniejszy niż ten, do którego przywykłam w domu rodzinnym, i trudno było mi się zorganizować w taki sposób, by znaleźć odpowiednie miejsce dla nadprogramowych kilogramów ciuchów i butów, które ze sobą przywiozłam. Z obecnego punktu widzenia mogłam stwierdzić, że za bardzo zaszalałam, bo chyba nie potrzebowałam przy sobie połowy garderoby, ale z drugiej strony zawsze mogła wypaść jakaś nieoczekiwana okazja, a wtedy jeansy i koszulka nie spełniłyby się w roli. Niestety nie mogłam poprosić Louisy, by przetrzymywała część rzeczy u siebie, ponieważ jej pokój był takich samych rozmiarów, a sama dziewczyna miała chyba jeszcze większe zamiłowanie do zakupów niż ja.
Akademickie lokum, w którym miałam spędzić przynajmniej najbliższy rok, po wielu godzinach układania drobiazgów i książek w końcu wyglądał ciepło i przytulnie. Nawet szare ściany, które na pierwszy rzut oka wydały mi się ponure i paskudne, teraz stopiły się w dopasowaną jedność z fioletowym dywanem na jasnych panelach i kilkoma zapachowymi świeczkami. Było całkiem znośnie, mogłam być z siebie zadowolona, pozbywając się jednocześnie obaw, że będę się tutaj czuła jak w klatce. Miałam pełną swobodę ruchów; po otwarciu drzwi po lewej stronie znajdowała się rozsuwana szafa, łóżko przesunęłam pod samą ścianę, a przed nim stało biurko, łącząc swoją tylną warstwę drewnopodobnej sklejki z ramą łóżka. Po prawej ulokowane były drzwi do mikroskopijnego aneksu kuchennego z małą lodówką, jednym palnikiem i czajnikiem elektrycznym, a tuż obok nich drzwi do łazienki z kabiną prysznicową. Mogłam trafić znacznie gorzej. Podobno była to jedna z lepszych kwater na kampusie i nie narzekałam, zważając na fakt, że byłam tutaj w pojedynkę, a większość studentów musiała dzielić pokój z drugą osobą, niekoniecznie znajomą. To chyba jedyny przywilej królewski, z którego zamierzałam skorzystać - prawo do wyboru dogodnego lokum.
Na życzenie rodziców pokój Louisy sąsiadował z moim. Stwierdzili, że tak będzie najbezpieczniej, a ja nie zamierzałam się spierać, bo świadomość, że kuzynka jest obecna za ścianą, przynosiła mi coś na wzór ulgi. Rozpoczynała trzeci rok nauki, więc była obeznana we wszystkim, czego nie wiedział taki pierwszoroczny świeżak jak ja, dzięki czemu mogła służyć dobrą radą i wskazówkami.
Na samą myśl, że za moment rozpocznę studia, żołądek podchodził mi do gardła i natychmiast czułam w ustach posmak żółci. Gdyby nie Louisa, pewnie w ostatniej chwili zachowałabym się jak tchórz i sama wykreśliła się z listy studentów, bo wizja pojawienia się pośród innych studentów, którzy natychmiast mnie rozpoznają, jawiła mi się jedynie w czarnych scenariuszach. Nie znałam tych ludzi, ale oni znali mnie. A przynajmniej tak im się wydawało, bo widzieli mnie jedynie w telewizji i internecie. Żadna z tych młodych osób zapewne nie miała ze mną styczności w życiu prywatnym, tym samym nie mieli szansy, by poznać mnie jako człowieka, a nie księżniczkę, drugą postać w kolejce do brytyjskiego tronu. Być może mieli już o mnie wyrobione zdanie oparte na wyobrażeniach, plotkach lub pomówieniach. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić i byłam świadoma, że niektórzy z miejsca uznają mnie za wroga i intruza, którego trzeba się pozbyć. Zapewne wielu z nich uważało, że dostałam się na studia dzięki tytułowi, a nie ciężkiej pracy i nocom zarwanym na naukę, i sądzili, że będę traktowana lepiej od nich. Chciałam wybić im to z głowy, pokazać, że zasłużyłam na miejsce na liście studentów, udowodnić, że jestem takim samym człowiekiem jak oni i na uniwersytecie chcę być traktowana jak jedna z nich - zwyczajna dziewczyna, która chce zdobyć wiedzę. Ale czekała mnie jeszcze długa droga, nie łudziłam się, że od razu przyjmą mnie do swojego kampusowego plemienia. Byłam gotowa do ciężkiej przeprawy, która mnie czekała.
– Długo jeszcze? – Usłyszałam za plecami, gdy próbowałam otworzyć ostatnie pudło z książkami. – Miałyśmy pójść na kawę.
Wstałam z klęczek i odwróciłam się do kuzynki. Stała w progu mojego pokoju, opierając się jedną stroną ciała o framugę drzwi. Postanowiłyśmy, że od razu dorobimy sobie wzajemnie klucze do swoich sypialni, by mieć do nich dostęp, gdyby coś miało się stać.
– Pięć minut.
Louisa przewróciła oczami, po czym przeniosła ciężar ciała na drugą nogę i tym razem oparła się o framugę prawym ramieniem.
– Przeciągasz, bo boisz się iść na zajęcia – walnęła prosto z mostu.
I cholera, miała rację.
Zagryzłam dolną wargę, patrząc na nią z niepokojem. Coś w moim brzuchu niebezpiecznie zabulgotało, jakby chciał się przypomnieć, że od świtu nie dostarczyłam mu żadnego pokarmu. Ekscytacja zajęciami przeplatała się ze strachem o to, czy sobie poradzę i czy na pewno dobrze zrobiłam, rekrutując.
Mimo że wykłady kuzynki zaczynały się dopiero za trzy dni, sprawiła mi ogromną przysługę, przyjeżdżając do Birmingham razem ze mną. Za półtorej godziny miałam rozpocząć zajęcia informacyjne, dzięki którym pierwszoroczni studenci mogli zapoznać się z regulaminami, procedurami i uzyskać odpowiedzi na absorbujące ich pytania. Miałam ich wiele, ale chyba nie odważyłabym się trzymać cały czas ręki w górze, by dowiedzieć się wszystkiego, co spędzało mi sen z powiek. Przecież byli również inni, którzy byli nowi, zagubieni, z dala od domu i w znaczniej gorszej sytuacji, bo nie mieli przy sobie Louisy, która ogarnęłaby wszystko za nich, trzymała za rękę i naprowadziła na właściwy ton. Miałam ogromne szczęście, że byłyśmy na tej samej uczelni.
– Defekuję w gacie. – Jęknęłam żałośnie. – Poważnie, zaraz zwymiotuję albo pójdzie mi drugą stroną. Słabo mi.
– Boże, jaka z ciebie histeryczka.
Blondynka skrzywiła się z niesmakiem, kręcąc głową. Musiałam wyglądać jak kupka nieszczęścia i tak się właśnie czułam. Na domiar złego zaczęło mi być duszno, mimo że okno stale było otwarte, dlatego wzięłam głęboki wdech, chcąc się chociaż trochę ogarnąć, gdy dziewczyna podeszła do mnie i położyła dłonie na moich ramionach.
– Nikt cię tutaj nie zje. Jasne, że będziesz widowiskiem, ale za kilka dni przestaniesz być sensacją. – Uspokoiła.
– A jak zareagowali na ciebie?
– Jestem drugorzędną księżniczką. – Roześmiała się złośliwie. – Mieli mnie gdzieś i niech tak pozostanie.
Odsapnęłam, robiąc krok w tył, przez co ręce kuzynki zsunęły się z moich ramion. Rozejrzałam się dookoła w popłochu, szukając torby, do której mogłabym wcisnąć notatnik i długopisy. Nie było odwrotu, musiałam chwycić byka za rogi i udowodnić rodzicom, a zwłaszcza negatywnie nastawionemu tacie, że idę właściwą drogą. Co się stało, już się nie odstanie. Może za bardzo się zafiksowałam i wmawiałam sobie same złe scenariusze, zamiast myśleć pozytywnie i iść przed siebie z podniesioną głową. W końcu dostałam to, czego chciałam. Byłam studentką. Teraz pozostawało jedynie utrzymać ten status.
– Idziemy. Zaprowadzę cię do tutejszej kawiarni, ale ostrzegam, że mają uzależniające rogaliki z malinową konfiturą. Nawet lepsze niż te, które robi twój dziadek Greg. – Spojrzała na mnie konspiracyjnie. – Tylko mu tego nie mów, bo już niczego dla mnie nie ugotuje.
Złapała mój łokieć, ciągnąc do wyjścia jak małe dziecko, jakby obawiała się, że za moment zmienię zdanie i schowam się pod łóżkiem. Nie ukrywam, miałam taką chęć.
Zamknęłam pokój, po czym nacisnęłam klamkę jeszcze dwa razy, żeby sprawdzić, czy drzwi na pewno nie ustępują. Odeszłam kilka kroków, wróciłam i po raz ostatni nacisnęłam klamkę.
– No co? – spytałam, widząc minę Lou.
Na wszelki wypadek pstryknęłam telefonem zdjęcie, by dla świętego spokoju mieć dowód.
– Takie coś się leczy, wiesz? To nerwica natręctw.
– Sama się lecz. Upewnienie się, że nikt nie wtargnie do naszej bezpiecznej przestrzeni, to nie żadne zaburzenie.
– Ale sprawdzanie po pięćdziesiąt razy czy wyłączyłaś żelazko albo piekarnik już tak.
Ruszyłam przodem, nie chcąc patrzeć na przemądrzałą twarz blondynki.
– Zgliszcza i gruz to ostatnie, co chciałabym zastać po powrocie.
– Och, zamknij się wreszcie. – Wsunęła rękę pod moje ramię, kierując mnie ku wyjściu z akademika. – Widzę, że się denerwujesz.
Pchnęła ciężkie drewniane drzwi i wkroczyłyśmy na kampusowy chodnik z kostki brukowej. Natychmiast przysłoniłam oczy dłonią, czując na twarzy mocne promienie słońca. Wrzesień zbliżał się ku końcowi, ale tegoroczne lato nie chciało odejść w zapomnienie. Moje w połowie amerykańskie geny i głęboko zakorzeniona miłość do ciepła i pięknej pogody podskoczyły w górę i zrobiły fikołka. Może nie mogłam liczyć na upały jak u dziadków w Miami, ale obecny stan rzeczy nie był wcale najgorszy i chyba bym zgrzeszyła, gdybym zaczęła narzekać.
Nie minęła nawet minuta spaceru, a już czułam na sobie spojrzenia innych studentów. Niektórzy rozłożyli koce na trawie i oddawali się rozmowom, inni zaś korzystali z przyjaznej aury i urządzali przedpołudniowy jogging. Jedni zerkali na mnie ukradkiem, jakby nie chcieli się ujawnić ze swoim zaciekawieniem, drudzy wgapiali się jak sroka w kość, obnosząc się ze wścibstwem.
Zimny dreszcz przeszedł po moich plecach, gdy mijałyśmy grupkę rozbawionych dziewczyn, które na nasz widok wybuchły gromkim śmiechem i zaczęły coś między sobą szeptać. Ich rozbiegane spojrzenia i prześmiewcze wyrazy twarzy sprawiały, że nie miałam wątpliwości - wzbudzałam zainteresowanie, a wredne dziewczyny były kanonem, którego nie dało się uniknąć. Byłam widowiskiem, czymś nowym, niespodziewanym. Powodem plotek i łatwym celem.
– Jedyną suką, którą możesz tolerować, jesteś ty sama. Pamiętaj o tym. – Lou ścisnęła mocniej moją dłoń, wyczuwając mój stres.
– A ciebie?
Kuzynka roześmiała się pod nosem.
Najchętniej skuliłabym się, zgarbiła i schowała w jakimś kącie, ale nie tego mnie nauczono, dlatego wyprostowałam się jak struna, wysunęłam do przodu niezbyt pokaźny biust i uniosłam podbródek, przyspieszając.
Kilka minut później stanęłyśmy przed niewielkim budynkiem z różowo-brązowym szyldem informującym, że znajdujemy się przed kawiarnią. Przyjrzałam się wypolerowanym na błysk szybom, a w moje nozdrza wdarł się błogi aromat świeżo parzonej kawy. O tak, właśnie tego potrzebowałam.
Weszłyśmy do środka, po raz kolejny zwracając na siebie uwagę wszystkich klientów. Lou pomachała do kogoś ręką, ten ktoś odwzajemnił gest, a później ktoś inny przedarł się przez tłum, mrugając do niej okiem. Była lubiana, nie ulegało wątpliwości, że potrafi zjednać sobie ludzi i dostosować się do każdego środowiska, w którym się znajdzie. Zawsze jej tego zazdrościłam. Była otwarta, nie miała w sobie grama wstydu ani żadnych zahamowań i chociaż czasami przysparzało jej to kłopotów, w ogólnym rozrachunku każda z jej odważnych cech przynosiła korzyści.
– Co bierzesz? Ja chyba latte.
– Czarna. Duża czarna. Naprawdę tego potrzebuję – powiedziałam.
Złożyłyśmy zamówienia, po czym kupiłyśmy jeszcze sławne malinowe rogaliki, żeby zapchać nasze smutne, puste brzuchy.
W pewnym momencie, gdy stałam przed gablotką z ciastami, a Lou tłumaczyła dziewczynie za ladą, ile chce cukru, poczułam obok siebie jakiś ruch. Odwróciłam głowę, spotykając się wzrokiem z wysokim blondynem, który stał obrócony centralnie w moją stronę i przyglądał mi z szerokim uśmiechem.
– Hej. – Jego niebieskie oczy nawet na ułamek sekundy nie straciły kontaktu z moimi.
– Hej. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie i odsunęłam się o kilkanaście centymetrów, szukając prywatnej przestrzeni.
Ale nadal czułam na sobie przewiercając na wskroś niebieskie tęczówki. Przełknęłam ślinę. Czego on chciał? Może przywitał się z grzeczności?
– Jestem Joel.
Ponownie odwróciłam się w jego stronę. Nie chciałam wyjść na niegrzeczną ani zadufaną.
– A ja...
- Josephine Cornelia Hemsworth, wiem.
Odetchnęłam głęboko, czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Zaczyna się.
– Pewnie czujesz się skołowana tym wszystkim, co się dzieje. Nie dziwię się, też bym był. Pierwszy rok jest trudny. To znaczy nie jeśli chodzi o naukę, chodzi bardziej o przystosowanie się. Nowe miejsce, nowi ludzi, to może przytłoczyć człowieka.
Kiwnęłam powoli głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Uruchomił słowotok, a ja byłam na tyle skonfundowana, że nie miałam siły mu przerwać, dlatego tylko uśmiechałam się uprzejmie.
– Jeśli chcesz, chętnie oprowadzę cię po okolicy. Jestem na trzecim roku i kampus nie ma już przede mną żadnych tajemnic. – Puścił mi oczko, szczerząc się jeszcze bardziej niż wcześniej. – Mogę zostać twoim prywatnym przewodnikiem. Jak sądzisz, Josie? Mogę tak do ciebie mówić, prawda? Josephine wydaje mi się zbyt oficjalne, a ty wyglądasz na przyziemną dziewczynę. Co ty na to?
– Dwa kroki w tył, Joel!
Wzdrygnęłam się, słysząc podniesiony, wrogi ton głosu kuzynki, która za chwilę wdarła się między nas, jakby chciała ochronić mnie przed całym złem tego świata. Blondyn nie posłuchał jej rozkazu. Stał uparcie w miejscu, górując nad nią wzrostem i spoglądając z wrednym uśmieszkiem. Zacmokał w zamyśleniu.
– Lou. – Zbliżył się do niej, ale się nie cofnęła. – Jak miło cię widzieć.
– Tylko nie Lou. Dla ciebie Louisa. – Na jej piękną twarz wdarło się obrzydzenie.
– Przerwałaś nam rozmowę, to niegrzeczne. Właśnie proponowałem Josie oprowadzanie, może jakiegoś drinka...
Dziewczyna wycelowała w niego palec wskazujący. Wbiła go w jego tors, patrząc na niego z zaciętością.
– Trzymaj się od niej z daleka.
Obróciła się na pięcie. Wypuściła całe powietrze, które trzymała w płucach i pchnęła mnie w stronę wyjścia, nie pozwalając nawet, żebym zabrała z lady swoją kawę. Popatrzyłam przez ramię z utęsknieniem najpierw na upragniony napój, a później z ciekawością na chłopaka, którego zostawiłyśmy w środku.
– Znalazł się boski Alvaro. Absolwent Wyższej Szkoły Bajery – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Już dawno nie widziałam jej tak złej i rozjuszonej. Ten chłopak, kimkolwiek był, musiał porządnie nacisnąć jej na odcisk.
– Kto to jest?
Fuknęła z irytacją, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Kilku studentów minęło nas na chodniku, oglądając się za nami i plotkując.
– Joel Finch. – Na samą wzmiankę jego imienia jej buzia wykrzywiła się z odrazą. – Na pierwszym roku zaprosił mnie na randkę, kupując takimi samymi tekstami jak dzisiaj ciebie. Oczywiście byłam na tyle głupia, że się zgodziłam. Był miły i zabawny, wiec zgodziłam się na drugie spotkanie. Trochę się upiliśmy. Polecieliśmy w ślinę, a później on poleciał do kolegów. Dlatego ja poleciałam do jego samochodu i przebiłam mu opony. Sympatyczna historia.
Wytrzeszczyłam oczy. Lou rzeczywiście wspominała coś o kolesiu, na którym bardzo się zawiodła, bo okazało się, że chciał ją jedynie zdobyć i pochwalić się kolegom, że przeleciał księżniczkę. Nie dziwiłam się, że po tym wszystkim była na niego cięta i że trzymała urazę nawet dwa lata po tych wydarzeniach.
Zdusiłam w sobie westchnięcie, gdy dotarło do mnie, że najprawdopodobniej upatrzył mnie sobie jako kolejną zdobycz na liście. To nie tak, że chętnie bym się z nim umówiła, bo dopiero co zaczynałam naukę i miałam na głowie milion innych spraw do ogarnięcia, ale sama myśl, że ktoś mógłby mnie wykorzystać ze względu na mój status i dla chwili uwielbienia znajomych, przyprawiał mnie o mdłości.
– To jeden z tych typów, którzy myślą, że mogą wszystko, bo są przystojni i lubiani. Trzeba na takich uważać, bo można się przejechać.
Pokiwałam głową, na nic więcej nie było mnie stać. Nie znałam tutaj nikogo, nie wiedziałam komu mogę zaufać, a randkowanie było daleko poza moją listą rzeczy do odhaczenia na najbliższe miesiące. Naprawdę nie miałam do tego głowy ani siły, a teraz, gdy na własne oczy zobaczyłam, jacy ludzie potrafią być samolubni, strach i wszelkie obawy jeszcze mocniej wstrząsnęły moim ciałem.
Zerknęłam na telefon. Zbliżała się godzina rozpoczęcia moich pierwszych zajęć informacyjnych - godzina prawdy. Coś znowu ścisnęło mnie w żołądku i odechciało mi się jedzenia rogalików. Gdybym je teraz przeżuła, pewnie zwróciłabym wszystko na pobliski trawnik, robiąc z ciebie jeszcze większe widowisko. Wgryzłam się zębami we wnętrze lewego policzka, aż poczułam rdzawy posmak. Natychmiast odpuściłam, przerażona, że jak tak dalej pójdzie, to wejdę na salę z zakrwawionymi ustami.
Droga do auli wykładowej była prosta i intuicyjna, pomagały również ogromne transparenty przeznaczone dla pierwszego roku. Wewnątrz uczelni pachniało starym wypolerowanym drewnem i książkami, czyli dokładnie tak jak to sobie wyobrażałam. Surowe mury wzniesione z cegieł nie odbiegały wizerunkiem od tego, który zaprezentowano w broszurce.
Kilka głębszych wdechów miało pozwolić mi przyzwyczaić się do otoczenia i unormować oddech, który wydzierał się spomiędzy drżących warg, gdy Louisa stanęła za mną i kopnęła delikatnie w pośladki.
– Na szczęście. Bądź dzielna, moje drogie dziecko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top