12. Nie ręczę za Elliota

#TheRoyalPrincessSZ

Wiadomość, którą dostałam przed kilkoma dniami, nadal we mnie dźwięczała i nie potrafiłam się od niej uwolnić.

"Kiedyś się doigrasz, myszko. To dopiero początek."

Co to miało znaczyć? To miała być groźba? A może żart? Jeśli tak, to wybitnie wredny i nieprzemyślany.

Bardzo mnie to męczyło, wolałabym nie tracić energii na głowienie się i rozmyślanie o czymś, na co nie miałam wpływu. Chciałam zdać się na kogoś doświadczonego, dlatego zawitałam na ulicę sąsiadującą z kampusem i odwiedziłam ochroniarza, który tutaj rezydował, by zapewnić bezpieczeństwo mnie i Louisie.

– Podpadłaś komuś? – spytał, patrząc na mnie z ukosa.

Marszczył czoło, raz po raz czytając sms-a, jakby nagle magicznie miała się przy nim znaleźć nazwa nadawcy.

– Zachowaniem raczej nikomu. Za to swoim istnieniem wszystkim.

Przemilczałam siłę niechęci, jaką darzyli mnie inni studenci. Naprawdę nic im nie zrobiłam, ale uwzięli się na mnie, bo byłam łatwym celem.

– Na pewno?

– Tak, na pewno. – Przewróciłam oczami.

– Pytam, bo Louisa lubi wkurzać ludzi i dziwię się, że to nie ona dostaje takie wiadomości. Może z kimś zadarłaś?

– Oczywiście, że zadarłam. Tym, że mam czelność żyć swoim życiem.

Mężczyzna rozparł się w fotelu i oddał mi telefon. Zapatrzył się gdzieś w dal i wydął usta w zamyśleniu. Nie pospieszałam go. Wiedziałam, że jest świetny w swoim fachu i mogłam na niego liczyć. Gdyby było inaczej, nasza rodzina nie przeniosłaby go do Birmingham, by pilnował mojej kuzynki, a później także mnie.

– Według mnie to zwykły straszak – powiedział po chwili. – Trzymają dystans, bo boją się twojej pozycji i dlatego chcą cię stąd wykurzyć. Myślą, że jak napiszą ci coś, co zabrzmi jak groźba, to się przerazisz i wrócisz do domu.

– Ale po co to wszystko? Nic nie zyskają, jeśli mnie tutaj nie będzie.

Westchnęłam i opadłam na drugi fotel. Zachowanie innych studentów nie miało żadnego logicznego wytłumaczenia. Uprzykrzanie życia komuś, kto chciał się po prostu uczyć i nie wychodzić przed szereg, było bardzo dziecinne.

– Włączył im się syndrom wrednej cheerleaderki. – Parsknął głośno. – Nie daj się. Znudzi im się i sobie odpuszczą.

– Uważasz, że jestem bezpieczna?

Głęboko zakorzeniona myśl, że ktoś naprawdę mógł czyhać na mnie i moje życie, wywoływała ból głowy. Zawsze istniało jakieś ryzyko, że komuś coś odwali i wprowadzi w życie niebezpieczny plan.

Ochroniarz pokiwał powoli głową. Wzbudzał we mnie zaufanie jak mało kto, a Lou zawsze powtarzała, że potrafił również przymknąć oko na pewne głupoty, których się dopuszczała. Umiał znaleźć granicę między pracą a relacją poza nią. Gdyby był typowym służbistą, pewnie żadna z nas nie przychodziłaby do niego z problemami, tylko zdawałybyśmy się na siebie, najpewniej ładując w jeszcze większe kłopoty.

– Chroniłem twoją matkę, ochronię również ciebie.

– Dziękuję, Nick.

Uśmiechnęłam się, gdy wstał i poklepał mnie ramieniu jak stary dobry znajomy. Nicholas przez pewien czas był osobistym ochroniarzem mamy, która przed ponad dwudziestoma latami nie cieszyła się wśród ludzi zbyt wielką sympatią. Była spoza elity i dlatego od razu ją przekreślali, zaczepiając i grożąc, a tata był tak zdeterminowany, by zapewnić jej bezpieczeństwo, że odstąpił jej jednego ze swoich ochroniarzy. Później wydarzyło się coś, przez co mężczyzna zwolnił się z pracy i wyjechał, ale rodzice nigdy nie chcieli o tym mówić, zawsze urywali temat. Pięć lat po moich narodzinach mama uparła się, że Nick musi być znowu obecny w naszym życiu. Nie ustąpiła, bo czuła się przy nim swobodnie, i takim sposobem trwał na straży aż do dzisiaj.

Gawędziłam z nim jeszcze przez godzinę, aż w końcu musiałam się zbierać. Niechętnie opuściłam jego lokum, gdyż miałam do przeczytania pięćdziesiąt stron notatek na zajęcia, które miały się odbyć następnego dnia.

Zamiast wrócić na kampus, przespacerowałam się po mieście i zajrzałam do jednej z małych kawiarenek. Usiadłam przy oknie i wyjęłam potrzebne materiały, nastrajając się do nauki, ale podświadomie czułam, że herbata, którą zamówiłam, nie będzie stanowiła dobrego towarzystwa do książek.

Podeszłam do lady, za którą stał młody przestraszony chłopak z plakietką "uczę się" i widząc jego bladą minę, postanowiłam zrezygnować z upragnionej mieszanki arabskich kaw, by jeszcze bardziej go nie stresować. Poprosiłam o najzwyklejsze podwójne espresso, lecz gdy wyjęłam gotówkę, by zapłacić, na blacie pojawił się banknot, który nie należał do mnie.

– Stawiam.

Odwróciłam głowę. Obok mnie stał Elliot Chamberlain i uśmiechał się delikatnie, unikając mojego wzroku.

– Nie trzeba – mruknęłam, ale powstrzymał moją dłoń, zanim zdążyłam opłacić zamówienie.

– Trzeba. Jestem ci to winien.

Dopiero teraz odważył się na mnie spojrzeć. Wyglądał na zatroskanego, może odrobinę winnego, ale cóż się dziwić, skoro kilka dni wcześniej pozwolił, by na jego zajęciach publicznie wieszano na mnie psy. Wykładowca nie powinien się tak zachowywać, a on wtedy podkulił ogon i pozwolił, by grupa go wchłonęła, przetrawiła i wypluła.

– Kawa jako zadośćuczynienie za przyzwolenie na dręczenie podopiecznej? – Uniosłam brwi, siląc się, by mój głos nie brzmiał tak jadowicie, ale moje starania spaliły na panewce. – Jakie to wspaniałomyślne.

Westchnął, spuszczając głowę. Pokręcił nią, chyba bardziej do swoich myśli niż do mnie, i zaczął bawić się plastikowym wieczkiem kubka. Dopiero po chwili ciszy, gdy ja również nie chciałam się odezwać, wskazał na pobliski wolny stolik.

– Usiądziemy? – spytał z wahaniem.

– Podziękuję.

Ominęłam go, by wrócić na swoje krzesło i czytać notatki. Jego obecność zanieczyściła powietrze i zburzyła mój pozorny spokój, ale najwidoczniej tego nie wyczuł albo miał to gdzieś, bo od razu poszedł za mną i bez pytania o zgodę opadł na drugie krzesełko. Postawił swój napój na blacie i wbił plecy w oparcie, pocierając nerwowo kark.

– Josephine...

– Panie Guildfordzie. – Przerwałam, z premedytacją zwracając się do niego znienawidzonym pierwszym imieniem.

– Elliot – poprawił.

– Panie Chamberlain.

– Elliot.

– Panie doktorancie.

– Elliot. – Upierał się. – Przecież już ci mówiłem...

– Mówiłeś wiele rzeczy, które nie mają teraz pokrycia. Czy nie tego dotyczyła nasza rozmowa po pierwszym wykładzie?

– Jesteś pamiętliwa – zauważył.

Kąciki jego warg drgnęły lekko ku górze, nadając twarzy łagodnej postaci. Był przystojnym facetem, tego nie można mu było odebrać i wcale nie dziwiło, że studentki się do niego przymilały, a Louisa okrzyknęła Boskim Stworzeniem. Mimowolnie skupiłam wzrok na dłoniach, w których obracał kubek. Były duże i silne, z długimi palcami.

– Spaprałem. Pozwoliłem, żeby grupa pożarła cię żywcem. Na swoją obronę mam to, że nadal uczę się bycia po drugiej stronie auli wykładowej.

– Czy Ryan Atkins wyleci przeze mnie z kursu? – wypaliłam.

Bałam się, że chłopak poniesie konsekwencje. Nie chciałam, żeby miał jakieś nieprzyjemności. Elliot zmarszczył brwi i zaczął bębnić palcami o stolik.

– Nie wyleci. Tylko się odgrażałem. – Przewrócił oczami. – Dlaczego interesujesz się losem Atkinsa, zamiast martwić się o siebie? Sam podjął decyzję o opuszczeniu auli.

– Bo tylko Maud Finlay i Ryan Atkins stanęli w mojej obronie i jeszcze im się za to oberwało.

– Słuchaj, Josephine. – Zaczął się wiercić na krześle. – Wychowałem się w Birmingham i znam sporo osób, które tutaj studiują. Z niektórymi z nich chodziłem do szkoły, a z innymi wychodzę w weekendy na piwo. Nie umiem jeszcze rozdzielić życia prywatnego od zawodowego. Staram się, ale marnie mi to wychodzi, gdy ludzie, których znam od lat, nagle stali się moimi studentami. To dziwne zarówno dla nich, jak i dla mnie.

– To żadne usprawiedliwienie. Trudno uwierzyć, że twoje zachowanie nie ma nic wspólnego z prywatnymi poglądami.

– Hej, to nieprawda. Może nie jestem fanem monarchii i mógłbym wyliczyć dziesięć powodów, dla których ten ustrój powinien przestać istnieć, skoro mamy dwudziesty pierwszy wiek, ale to nie znaczy, że robię ci na złość.

Otworzyłam zeszyt i pochyliłam się nad nim, licząc, że jeśli zajmę się nauką, Chamberlain sobie odpuści. Ale on również pochylił się nad stolikiem, złapał za okładkę notatnika i ostrożnie go zamknął, bym skupiła całą swoją uwagę na nim. Gdy tego nie zrobiłam i ponownie zajrzałam do środka, wstał, przesunął swoje krzesło w taki sposób, że teraz znajdowało się obok mojego i znowu usiadł.

Przemknęłam w popłochu wzrokiem po otoczeniu, sprawdzając, czy ktoś zauważył tą nagłą zmianę miejsca. Kilka osób zerknęło na nas z zaciekawieniem.

– Przepraszam i postaram się poprawić.

– Liczą się czyny, a nie słowa.

Jego ramię zetknęło się z moim, dlatego szybko odsunęłam się w bok. Obróciłam głowę w jego stronę.

– Może jesteś po godzinach, ale twoje zachowanie mogłoby zostać mylnie odebrane – zauważyłam, kiwając na gapiących się studentów. – Jesteś wykładowcą.

– Tylko doktorantem.

– Nadal wykładowcą.

– I nadal studentem. Mam dwadzieścia pięć lat i daleko mi do wykładowcy, jak już sama zdążyłaś zauważyć.

Westchnęłam z irytacją. Nie docierało do niego sedno sprawy, a ja nie chciałam brać udziału w żadnym skandalu. Plotki były dla studentów chlebem powszednim.

– Po pierwsze siedzisz przy moim stoliku, a po drugie siedzisz zbyt blisko. Ktoś mógłby to zgłosić i oboje mielibyśmy problemy. Za chwilę usłyszę na kampusie, że podrywam cię dla lepszych ocen albo że to ty się do mnie przystawiasz, wykorzystując swoją pozycję na uczelni.

Wytrzeszczył oczy, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Natychmiast się odsunął i zagryzł dolną wargę, kładąc złączone dłonie na blacie. Rozejrzał się nerwowo, by ostatecznie zatrzymać spojrzenie na mnie. Uśmiechnął się półgębkiem, jego mina wyrażała zmieszanie, a jednocześnie rozbawienie.

– Masz rację. Studenci to plotkarze.

Jego zielone oczy nie zmieniały położenia, cały czas wpatrywały się we mnie z uwagą, a ja tylko marzyłam o tym, by już sobie poszedł. Toczyłam z nim bitwę na spojrzenia, czekając, aż Chamberlain się podda, odsunie krzesło i wyjdzie z lokalu, ale koleś był naprawdę zawzięty. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i jeszcze bardziej rozsiadł się na krześle, jakby zamierzał spędzić tutaj dłuższy czas, co nie zgadzało się z moimi oczekiwaniami. Przecież już próbował wybrnąć z sytuacji i wytłumaczyć się za błędy, które popełnił, więc równie dobrze mógł dać mi spokój.

– Coś jeszcze? – Westchnęłam ze znużeniem, podpierając głowę na dłoni.

– Tak. Nie czytaj tych notatek.

Zwęziłam oczy, nie rozumiejąc, co szatyn ma na myśli. Przeniosłam spojrzenie na kartki, a przez mój umysł niespodziewanie przebiegła myśl, że być może się pomyliłam i coś źle zanotowałam. Przestraszyłam się, że coś mi umknęło, ale wtedy mój niechciany towarzysz wyjął z kieszeni jeansów swój telefon i przez kilkanaście sekund przesuwał palcem po ekranie, by wreszcie odwrócić komórkę w moim kierunku. Utkwiłam wzrok w nazwie strony internetowej i przeczytałam w myślach nagłówek oraz podtytuł jakiegoś artykułu.

– Profesor Dalley uwielbia tę stronkę, a przy okazji kocha studentów, którzy wychodzą z inicjatywą i są aktywni na zajęciach. Jeśli wspomnisz o jakimś artykule, to z miejsca znajdziesz się na liście jego ulubieńców. Natomiast doktor Thirlock nie znosi ludzi, którzy mają własne zdanie. – Wyliczał. – Z kolei Banham jest zakochany w ornitologii i gdy usłyszy, że któryś ze studentów umie odróżnić jednego ptaka od drugiego, to stawia tę osobę na piedestale i wpisuje najwyższą ocenę, nie patrząc na wcześniejsze uchybienia.

– Dlaczego miałabym ci wierzyć? – Przekrzywiłam głowę, spoglądając na niego wyzywająco.

Jego usta opuścił krótki serdeczny śmiech. W jego policzkach uformowały się małe dołeczki, gdy kręcił głową z rozbawieniem, chowając telefon. Złączył dłonie i zaczął wykręcać palce, strzelając kostkami.

– Zawsze jesteś taka nieufna? – spytał, gdy w odpowiedzi na jego bliskość odchyliłam się od stołu.

No dobra, może miał rację, bo rzeczywiście stale zastanawiałam się nad wszystkim dwa razy, albo wyszukiwałam w ludzkich słowach lub zachowaniu ukryty motyw, ale nauczyło mnie tego życie na świeczniku. A jemu tym bardziej nie powinnam ufać, bo nie miałam ku temu żadnego powodu.

– To tylko kumpelska rada – dodał, gdy przez dłuższy czas się nie odzywałam.

Parsknęłam. Chwyciłam w prawą dłoń kubeczek z kawą i przysunęłam go do ust.

– Rzecz w tym, że nie jesteśmy kumplami. – Uśmiechnęłam się z wyższością, na co on po raz drugi przewrócił oczami, bo chyba spodziewał się odpowiedzi tego pokroju.

Skosztowałam podwójnego espresso i wstałam, zgarniając drugą ręką moje notatki, a następnie wrzucając je do torby. Czułam, że szatyn nieprędko zostawi mnie w samotności, bym mogła się swobodnie pouczyć, dlatego wybrałam inną opcję – postanowiłam jednak wrócić do akademika i czytać przy biurku w pokoju.

Zrobiłam krok, ponownie przystawiając kawę do warg. Zdążyłam upić jedynie nieduży łyk, gdy Chamberlain bez ostrzeżenia i skrępowania złapał mnie za lewy nadgarstek i pociągnął, sprawiając, że mimowolnie zatrzymałam się w miejscu. Wbrew własnej woli pochyliłam się w jego stronę. Z wrażenia o mały włos nie oplułam go kawą. Szybko przełknęłam jej resztki.

– Na twoim miejscu wziąłbym sobie moją radę do serca. – Posłał mi tak rozbrajający, cwany uśmiech, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. – W przeciwnym razie zaliczę cię jako pierwszy i ostatni.

Wybałuszyłam oczy. Uchyliłam usta w zaskoczeniu, ale byłam tak oszołomiona, że nie potrafiłam zebrać myśli, by przekształcić je na coś godnego powiedzenia. Zatkało mnie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił. Z premedytacją przytoczył tekst, który palnęłam przy nim kiedyś w barze, gdy w stresie nie potrafiłam zapanować nad własnym słowotokiem. Cholerny Chamberlain wcale nie był taki grzeczny i potulny, na jakiego kreował się na zajęciach. Chciał mnie zawstydzić i zobaczyć moją reakcję, a teraz kąciki jego ust wyginały się ku górze w wyniku triumfu, podczas gdy ja poczułam, jak moje policzki zaczynają mrowić od wypływających na nie rumieńców. Od razu pożałowałam, że jednak go nie oplułam.

– Odważne słowa jak na wykładowego prawiczka. – Wyrwałam rękę z jego uścisku. Byłam pewna, że moja twarz płonie. – Tym bardziej, że do zaliczenia może dojść tylko wtedy, gdy zainteresowanie pochodzi z
obu stron.

– A ty nie jesteś zainteresowana?

Kurwa. On był niepoważny.

Żartował sobie przy świadkach, a każdy, kto znajdował się obok, mógł zinterpretować naszą rozmowę w jedyny możliwy sposób, czyli oddalony od miliony lat świetlnych od tego, o czym rzeczywiście mówiliśmy.

Poprawiłam zsuwający się z ramienia pasek torby i zacisnęłam zęby, by powstrzymać się od obrzucenia go bluźnierstwami. Przynajmniej jedno z nas powinno zachować powagę.

Wciągnęłam powietrze nosem, licząc, że świeża dawka tlenu powoli mi na uspokojenie niestabilnych emocji, które Chamberlain we mnie wywołał. Uśmiechnęłam się wymownie, patrząc na niego z góry, gdy nadal wykrzywiał wargi z radością, że udało mu się mnie podpuścić i zagiąć.

– Twoje zajęcia to tylko dodatkowy fakultet. Zmiana na inny byłaby teraz niekorzystna, ale nie niemożliwa – mruknęłam.

Tym razem sama pochyliłam się do przodu, odzyskując rezon. Wcisnęłam swój kubek po pusty kubeczek trzymany w dłoni przez szatyna. Zanim się wyprostowałam, przekręciłam jeszcze na moment głowę, by spotkać się z nim twarzą w twarz, uniemożliwiając innym podsłuchanie tego, co miałam do powiedzenia.

– Tak się składa, że antropologia wcale nie jest aż taka ciekawa, jak wcześniej sądziłam. Do tego prowadzący to upierdliwiec, który nagabuje niewinne studentki.

– Może te studentki wcale nie są takie niewinne?

– Czy ty ze mną flirtujesz, Guildfordzie? – walnęłam prosto z mostu, gdy wyczułam, że prawdopodobnie znalazł sobie inny sposób na zbicie mnie z pantałyku.

Jego zielone tęczówki powędrowały od papierowego naczynia do mojego spojrzenia. Czułam na sobie jego ciepły oddech.

– Nie, Guildford z tobą nie flirtuje, bo jest twoim wykładowcą i to by było bardzo ryzykowne, księżniczko – odpowiedział bez wahania.

Odsunęłam się i wyprostowałam. Musiałam zrobić krok w tył, gdy chłopak wstał, miażdżąc w dłoni zużyte kubki. Górował nade mną wzrostem, dlatego zadarłam głowę, chcąc mu odpyskować i wytknąć, jakie to żałosne, gdy mówi o sobie jak o kimś obcym, w trzeciej osobie, ale ubiegł mnie, ponownie się odzywając:

– Ale nie ręczę za Elliota.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top