10. Prywatność to luksus, na który nie możesz sobie pozwolić

#TheRoyalPrincessSZ

Wpatrywałam się w dwie sylwetki, które obserwowały mnie równie uważnie, próbując wywęszyć coś, co mogłoby stanowić dla nich punkt zaczepienia. Wbijałam plecy w ścianę, nie poruszając się nawet o milimetr, gdy siedziałam na łóżku z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, co miało stanowić swego rodzaju barierę i pokaz pewności siebie.

– Co to jest? – Tata pomachał w powietrzu ręką, w której trzymał telefon.

Wiedziałam, co ma na myśli. Od kilku dni w internecie aż wrzało na mój temat. Pismaki rozpisywały się o księżniczce, która schodzi na złą drogę, paląc i, co gorsze, śmiecąc w przestrzeni publicznej. Byłam pewna, że facet, który gonił mnie z aparatem, zbił na moich zdjęciach małą fortunę.

– Telefon.

Ojciec wstał gwałtownie z krzesła, a ja zacisnęłam usta, by nie parsknąć. Jego reakcja na moją sarkastyczną odpowiedź była tak przewidywalna, że zachciało mi się śmiać.

– Nie rób ze mnie durnia, Jo. – Podniósł głos. – Jak mogłaś zachować się aż tak nieodpowiedzialnie? Czy zastanowiłaś się, w jakim świetle nas stawiasz? Księżniczce nie...

Uniosłam brwi, patrząc na niego z irytacją.

– Zakonnik się znalazł.

– Jo, nie podnoś mi ciśnienia.

– Tak, tak, wiem. Księżniczce nie wypada – powtórzyłam słynną mantrę. – Słyszę to średnio raz dziennie. A tobie, szanowny ojcze, wypadało, gdy twoje błyszczące od wódki oczy rozświetlały nagłówki gazet?

Przesadziłam, a konsekwencją tego był gwałtowny wybuch taty, który rzucił komórką o materac mojego łóżka. Telefon odbił się od miękkiej pościeli i wylądował z hukiem na podłodze. Skuliłam się. Wiedziałam, że nienawidził, gdy ktoś wypominał mu jego przeszłość, ale traktując mnie jak kiedyś babcia Margot jego, wykazywał się niezwykłą hipokryzją.

Odwrócił się do mnie plecami i podszedł szybko do biurka. Zaczął odsuwać po kolei każdą szufladę, grzebiąc w ich zawartości, więc zerwałam się z łóżka i doskoczyłam do niego. Mama nadal siedziała na drugim krześle, które przytaszczyła z pokoju Louisy, obserwując naszą małą wojnę. Była do tego przyzwyczajona.

– Jestem dorosła i mogę palić, jeśli tego chcę. To pogwałcenie mojej prywatności! – Złapałam go za nadgarstek, ale równie szybko strzepnął moją rękę i kontynuował przeszukiwanie.

– Jesteś monarchą. Prywatność to luksus, na który nie możesz sobie pozwolić.

Spojrzałam błagalnie na mamę, wysyłając jej nieme prośby, by go powstrzymała, ale znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że żadne interwencje nie przyniosą skutku. Przerabialiśmy to milion razy.

Tata był cholernie uparty, ja też. I żadne z nas nigdy nie chciało odpuścić.

– Nikotyna jest niezdrowa, to błąd. Kiedyś mi podziękujesz.

– Ty też palisz. Chowasz się po kątach jak jakiś małolat i myślisz, że nikt o tym nie wie. Mam ci przypomnieć twoje błędy?!

– I właśnie przez to, co kiedyś wyrabiałem, teraz mam doświadczenie i jestem w stanie w porę cię ochronić.

Wsunął dłoń w szczelinę pod blatem biurka i wymacał to, czego szukał. Uśmiechnął się z triumfem, zaciskając palce na wymiętej paczce papierosów, które nieudolnie schowałam, gdy dowiedziałam się o ich nagłej wizycie w Birmingham. Wystawił przed siebie drugą dłoń, patrząc na mnie tak twardo i nieustępliwie, że zapragnęłam wyjść z pokoju i wrócić, gdy już opuści to miejsce.

– Zapalniczka – powiedział ostrym tonem.

– Nie mam.

Przekrzywił głowę. Nie dał się nabrać.

– Zapalniczka – powtórzył.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Zrobiłam to tak mocno, że paznokcie zaczęły wbijać mi się w skórę. Wypuściłam głośno powietrze i wyszarpałam z kieszeni jeansów plastikową zapalniczkę, którą kupiłam w jakimś przydrożnym kiosku przy wyjściu z kampusu. Oddałam mu ją z poczuciem zwycięstwa, że mam ich więcej.

Przez krótki moment w moim umyśle zamajaczyły wspomnienia sprzed kilku lat, gdy jako piętnastoletnia gówniara uznałam, że zapalenie papierosa w domu na balkonie będzie świetnym pomysłem, a rodzice nakryli mnie na gorącym uczynku. Dostałam dwa miesiące szlabanu.

– Rekwiruję – zarządził.

Schował ją do kieszeni spodni razem z papierosami i zaczął chodzić po pokoju, prześwietlając wzrokiem każdy centymetr pomieszczenia. Przeszedł do mikroskopijnych rozmiarów aneksu kuchennego, zajrzał do małej szafki, lodówki, a później sprawdził jeszcze łazienkę. Chyba nie był zadowolony z wyników swojego śledztwa. Nie ukrytego alkoholu, innej paczki papierosów ani niczego, do czego mógłby się przyczepić.

– Zajrzyj jeszcze do pudełka z tamponami. Trzymam tam kokainę. – Uśmiechnęłam się kwaśno.

Ponownie usiadł, tym razem na łóżku, by mieć doskonały widok na całe lokum, które stanowiło mój tymczasowy dom. Po chwili jego niebieskie oczy powiększyły dwukrotnie swój rozmiar, dlatego powędrowałam wzrokiem za tym, co dostrzegł. Zamarłam.

– Męska bluza? – Tym razem to mama zabrała głos.

Chwyciła ubranie, które jakiś czas temu rzuciłam na walizkę znajdującą się w samym rogu pokoju. Była ulokowana w takim miejscu, że zazwyczaj nie zwracałam na nią uwagi. Całkowicie o niej zapomniałam. Już dawno powinnam ją oddać Ryanowi.

– To kolegi. Pożyczył mi ją, gdy wracałam z zajęć i było mi zimno – skłamałam.

Mama pokiwała głową i uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Wiedziałam, że mi nie uwierzyła.

– A więc to tak. – Ojciec nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił swoich durnych domysłów. – Poszłaś na studia i tylko orgie ci w głowie.

Jęknęłam z zażenowaniem i ukryłam twarz w dłoniach. Jego zachowanie mnie załamywało. Marzyłam, by już sobie pojechał. Byłam dużo spokojniejsza, gdy nie miałam do czynienia z jego głupią paplaniną. Nasze relacje były zdecydowanie lepsze, gdy pielęgnowaliśmy je na odległość.

– Z wiekiem robisz się coraz głupszy. – Los chciał, że moja rodzicielka miała więcej rozumu.

Ulubionym hobby mamy było ciśnięcie po ojcu. Raz nawet się rozpłakał. Zasłużył. Nie było mi go żal.

– Zabezpieczasz się? – Nie ustępował.

– Mamo, błagam cię, uduś go, zanim ja to zrobię.

– Dosyć, wystarczy. – W końcu postanowiła stanąć w mojej obronie.

Westchnęłam. Ta wizyta kosztowała mnie więcej niż mogłabym się spodziewać. Żałowałam, że Louisa siedziała od rana na zajęciach i nie było jej przy mnie, by mogła walczyć u mojego boku jak lwica. Jej obecność zawsze sprawiała, że tata patrzył na mnie przychylniejszym okiem. Przy niej byłam aniołkiem.

– Nasza córka chce nas wpędzić do grobu.

– Nie, kochanie. – Mama pokręciła głową na znak zaprzeczenia. Objęła mnie ramieniem, śmiejąc się tak głośno, że musiałam odsunąć głowę, by nie ogłuchnąć. – Nasza córka dba, byś tak jak twoja matka dostąpił zaszczytu, jakim jest wychowywanie potworka z Hemsworthowymi genami.

– Ona ma również twoje geny.

– I właśnie dlatego ten kraj ma prze... kichane.

To nie był pierwszy raz, gdy usłyszałabym z jej ust przekleństwo. Zazwyczaj starała się hamować i powstrzymywała się przed rzucaniem wulgaryzmami. Robiła to na osobności, gdy nie nie było mnie w pobliżu, ale zdarzało się, dokładnie tak jak teraz, że już nie potrafiła trzymać języka za zębami.

Co innego ojciec. On klął jak szewc, nawet gdy byłam dzieckiem. Właśnie taki dawał mi przykład.

– Daj nam chwilę, Luke. – Mama użyła tego swojego dziwnego głosu, po którym tata zawsze dawał za wygraną. – Wyjdź na korytarz.

– Ale Vivi...

Mama spojrzała na niego tak twardo, że z miejsca skapitulował. Wujek Cillian wielokrotnie powtarzał, że z roku na rok ojciec stawał się coraz większym pantoflem.

– Osiwieję, a przecież mam takie ładne włosy.

Gdy wyszedł, machnął ręką na swojego ochroniarza, który odkąd pamiętałam, nie opuszczał go na krok. Podobno dawno temu, jeszcze zanim się urodziłam, obowiązek ochrony był czymś, czego nie uważał za konieczne. Wychodził tylnymi wyjściami, robił ze strażników głupków, wyrywał się na miasto bez obstawy. Dopiero po jakimś czasie, gdy miał miejsce zamach na życie mamy, postanowił zmienić swoje nastawienie.

– Rozmowa matki z córką? – spytałam, wciskając tyłek w wygrzane miejsce na łóżku.

– Czyja to bluza, Josie? – Jej głos był tak ciepły i pozbawiony jakiejkolwiek złości, że moje serce mogłoby się roztopić. – Poznałaś kogoś? Jest dla ciebie dobry? Masz moje wsparcie.

Kąciki jej ust drgnęły ku górze. Była po prostu ciekawa.

– Nie. To naprawdę bluza znajomego.

Pokiwała spokojnie głową i rzuciła szybkie spojrzenie na drzwi. Na moment jej twarz pokrył cień smutku.

– Dlaczego on tak świruje? – szepnęłam, bojąc się, że ściany mają uszy. – Louisa mówi, że zachowuje się jak zrzędliwy zgred na oddziale geriatrycznym.

– Lou ma niewyparzony język i... trochę racji.

Przygryzłam wargę, by powstrzymać się przed roześmianiem. Wiedziałam, że kuzynka czasami powinna odrobinę przyhamować i zastanowić się nad delikatniejszym doborem słów, ale w tym przypadku miała sporo racji.

– Nie może się pogodzić z tym, że nie ma cię w domu. Tęskni za swoją małą dziewczynką.

Opuściłam ramiona, garbiąc się. Nie pomyślałam o tym. Nie zastanawiałam się, dlaczego ojciec stał się tak upierdliwy i złośliwy, i dlaczego kwestionuje wszystko, co było związane z moim wyjazdem na studia. Nigdy wcześniej nie opuszczałam domu na tak długo. Mama jakoś sobie radziła, mimo że wyczuwałam bijącą od niej tęsknotę, ale tata zawsze reagował inaczej, gwałtowniej. Ukrywał się ze swoim smutkiem, nie chciał pokazać światu swojej słabości.

– Luke pewnie by mnie ukatrupił, gdyby się dowiedział, że ci o tym mówię, ale zdarza mu się, że przesiaduje w twoim pokoju i patrzy z zadumą w okno.

– Jak w teledysku?

– Jak w teledysku – powtórzyła, prychając pod nosem.

Może byłam zbyt surowa, może powinnam spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Wstałam i podeszłam do drzwi. Wychyliłam się na korytarz, na którym niemal przed każdymi drzwiami stał jakiś student. Wszyscy trzymali telefony wycelowane prosto w drugi koniec korytarza, gdzie na poszarpanej kanapie siedział mój ojciec. Wizyta następcy tronu stanowiła nie lada wydarzenie. Widziałam, jak sumiennie ich ignoruje, unikając ich wzroku.

– Twój tatusiek jest gorący – powiedziała dziewczyna z pokoju obok.

Skrzywiłam się.

– Masz bardzo ładną mamę. – Zza jej sylwetki wychyliła się druga studentka. – Jesteś do niej podobna.

– Dzięki.

Obejrzałam się przez ramię, koncentrując na swoim gościu.

– Za chwilę mam wykład. Poczekacie na mnie?

– Przykro mi, kochanie, ale musimy wracać do Londynu. – Mama mocno mnie przytuliła. – Teraz twoja kolej. Chyba wypadałoby, żebyś raz na miesiąc pojawiła się w domu, co?

Bąknęłam coś na kształt potwierdzenia, chociaż wiedziałam, że nieprędko zawitam w pałacowe progi. To prawda, tęskniłam. Ale nie oznaczało to wcale, że miałam zamiar przyjeżdżać do domu na obiadki i ploteczki. Tym bardziej teraz, gdy tata oszalał na punkcie kontroli. Mimo że docinki o moim królewskim życiu nie ustawały, kampus w Birmingham dawał mi o wiele więcej swobody niż Londyn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top