Rozdział trzydziesty pierwszy
Miłego czytania. Jak zawsze czekam na wasze wrażenia :)
Nie wiedział czy przegapił coś istotnego, ale Harry się zmienił. Nie potrafiłby wskazać niczego konkretnego, ale czuł, że coś się wydarzyło. Od tamtej nocy, gdy Harry wrócił niespodziewanie z domu swoich rodziców, byli niewytłumaczalnie blisko, ale równocześnie z dala od siebie. Mężczyzna był odległy, większość czasu spędzał spacerując po ogrodzie z psami lub zaszywał się w bibliotece na całe godziny, kiedy widywali się najczęściej późnym wieczorem, oczywiście rozmawiali i byli blisko, ale Harry w przypadkowych momentach stawał się zamyślony i wyłączał się z rozmowy. Jakiś czas temu, przyjąłby całą winę na siebie, wiedział jak traktowali się na początku, ale teraz nie wydarzyło się pomiędzy nimi nic złego, więc to nie on był źródłem problemu.
Nie mógł pozbyć się tego niepokoju, który odczuwał przez cały czas. Dookoła pozornie nie działo się nic złego. Podpisał nowe ustawy stworzone przez radę, poddani powinni być zadowoleni, ich życie miało powoli zmieniać się tak jak tego oczekiwali. Niall wspomniał mimochodem, że Philip nie widywał się już z Andrew, chociaż ten nalegał na spotkania. Nie działo się nic złego, ale nie potrafił przestać odczuwać tego lęku, który cały czas czaił się za jego plecami, przypominając mu, że to, co dobre zawsze musiało się skończyć w jakiś spektakularny sposób. Przeczucie nigdy go nie myliło, więc nie zdziwił się, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł przez nie Matthew z nietęgą miną, a to, co usłyszał po chwili, przypomniało mu, że poza tym pałacem, miał jeszcze rodzinę o której na jakiś czas zapomniał.
Tak znajomy stukot obcasów rozbrzmiał, gdy tylko asystent opuścił pomieszczenie. Nie spodziewał się spotkania z matką, nie widzieli się od dawna, wiedział od swoich informatorów, że zaszyła się w swoim pałacu i wydawała się przyzwyczajać do swojego nowego, dużo spokojniejszego i bardziej stabilnego życia z dala od dworskich intryg i knucia za plecami syna. Będąc szczerym, musiał przyznać, że cieszył się z dystansu, jaki między nimi zapanował, im większa odległość ich dzieliła, tym bezpieczniejszy i bardziej wolny się czuł. Teraz, gdy kobieta weszła do gabinetu, który jeszcze nie tak dawno temu, był zajmowany przez jej męża i ojca Louisa, poczuł się jakby nie znajdował się na właściwym miejscu. Obserwował jak matka weszła cicho niczym upiorna zjawa z najgorszych koszmarów i zatrzymała się dygając przed nim krótko.
- Matko – skinął głową w jej stronę, wskazując wolne krzesło naprzeciwko. – Co cię sprowadza?
- Czy nie mogę już pojawić się w miejscu, które jeszcze niedawno należało do mnie? – usiadła, przyglądając mu się badawczo. Pod jej czujnym spojrzeniem, ponownie czuł się jak nastolatek, który musiał być posłuszny i robić wszystko, by rodzina była z niego zadowolona. – Mam się spodziewać zakazu wstępu w najbliższym czasie?
- Możesz porzucić ten ton? – z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami. – Powinnaś się wcześniej zapowiedzieć, a nie wparować tutaj bez słowa. Ponawiam pytanie, co cię do mnie sprowadza? – nie wierzył w przypadkowe spotkania, nie w tej rodzinie.
- Nie widziałam cię od dawna, chciałam zapytać, jak żyje cię się w małżeństwie, któremu byłeś tak przeciwny. Brukowce rozpisują się w samych superlatywach o twoim mężu. Musisz być zadowolony i dumny.
- Jest tak jak mówisz, jestem niezwykle zadowolony z tego, jak radzi sobie Harry. Wydaje się stworzony do tej roli, wbrew temu, co początkowo sądziłem, a przychylność prasy jest tylko miłym bonusem w tej sytuacji – nie chciał wdawać się w szczegóły, matka nie musiała znać całej prawdy, tego jak blisko był z Harrym i co ich w rzeczywistości łączyło. Im mniej wiedziała, tym większą miał nad nią przewagę i nie mogła wtrącać się w ich życie i sterować nimi z daleka.
- W każdej innej sytuacji byłabym szczęśliwa, możesz uważać mnie za potwora bez uczuć, który skupia się tylko na koronie, ale nie chciałam niczego więcej poza twoim zadowoleniem, jednakże – urwała, tak jakby nagle zabrakło jej słów, ale to nie było możliwe w przypadku tej kobiety. Louis nigdy nie widział sytuacji, w której nie wiedziałaby, co powiedzieć, więc był pewien, że tym razem po prostu zatrzymała się, by nie wyznać czegoś, co nie miało dotrzeć do jego uszu teraz lub nigdy.
- Jednakże? – miał zamiar dowiedzieć się, co takiego chciała powiedzieć.
- Jednakże teraz, bardzo żałuję, że wybrałam Harry’ego. Myślę, że Andrew byłby lepszym wyborem – widział, że wyznała to z trudem. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Wielokrotnie kłócili się o to, jeszcze wtedy, gdy można było coś zmienić, ale ona uparcie wmawiała mu, że Harry jest najlepszym wyborem dla niego i całej rodziny. Nie rozumiał tego, nie widział w brunecie tego wszystkiego, co miałoby go oczarować i pomóc Tomlinsonom, a teraz, kiedy wreszcie poczuł coś, o czym nigdy nawet nie marzył, matka przychodziła tutaj i mówiła coś takiego.
- Skąd ta przedziwna refleksja? Spóźniłaś się o wiele miesięcy matko – nie miał zamiaru powiedzieć jej, że kocha Harry’ego, na pewno nie w tej chwili, gdy nie powiedział tych słów nawet Harry’emu.
- Twój dziadek powtarzał, że grając w szachy zawsze można popełnić błąd nawet, jeśli dokładnie zaplanuje się jakiś ruch i że to nie musi przesądzić o wyniku, ale w każdej rozgrywce jest taki moment, kiedy nawet najmniejsze potknięcie doprowadza do końca gry. Obawiam się Louis, że wybierając Harry’ego popełniłam właśnie taką pomyłkę, która doprowadzi nas do finału i przegranej.
- Obawiam się, że nie wiem, co masz na myśli – niepokój, który odczuwał w ciągu ostatnich dni, został spotęgowany. – Mów jaśniej, mam dość twoich gierek.
- Wydawało mi się, że wybranie Harry’ego to najwłaściwszy wybór, który połączy dwie ważne rodziny, którym nie zawsze było po drodze. Wierzyłam w to, że twoje małżeństwo będzie politycznym i strategicznym sukcesem – pierwszy raz zauważył na jej twarzy jakieś emocje, tak jakby naprawdę coś wymknęło się poza jej kontrolę i nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzić. On sam mógł nienawidzić knucia matki, ale przyzwyczaił się do jej ciągle rosnącej pewności siebie i opanowania, którym sam przesiąknął. Teraz, kiedy siedziała naprzeciw niego wyraźnie podenerwowana, sam zaczynał czuć strach, chociaż nie wiedział jeszcze, czego się obawia. – Oczywiście nie byłam naiwna, widziałam, że Styles jest niedouczony, nieprzygotowany, a jego antyrojalistyczne poglądy na pewnym etapie staną się dla nas problemem, ale z tym wszystkim mogliśmy sobie poradzić bez najmniejszego problemu. Zresztą z tego, co zaobserwowałam i przeczytałam w prasie, skutecznie go spacyfikowałeś – skrzywił się, słysząc ostatnie słowo, które wypowiedziała. Nie sądził, że spacyfikował Harry’ego, w zasadzie uważał, że to brunet bardziej wpłynął na jego zachowanie i nie wiedzieć nawet, kiedy Louis zaczął się zmieniać i dostrzegać to, czego nie widział wcześniej. – Zapomniałam tylko o jednym, Harry pochodzi z przeklętej rodziny, a jeśli jest coś, od czego nie można się uwolnić nawet po śmierci, jest to rodzina.
- Nadal nie bardzo rozumiem, co na celu ma to spotkanie. Doskonale zdawałaś sobie sprawę, z jakiej rodziny pochodzi Harry. Stylesowie byli nam znani od dawna, a ty uparcie dążyłaś do tego małżeństwa nie słuchając tego, co mieli do powiedzenia doradcy, nie mówiąc już o moim zdaniu. Teraz przychodzisz tutaj i mówisz co? Że to był zły pomysł? Dlaczego to miałoby coś znaczyć w tej chwili? Harry mieszka w pałacu od miesięcy, jest moim mężem, jest Tomlinsonem i nic tego nie zmieni.
- Potrafię przyznać się do błędu, gdy dostrzegam jak katastrofalne skutki pociągną za sobą moje wybory. Widzę, to co starasz się tak bardzo ukryć – wstała z krzesła z cichym westchnięciem, dopiero teraz zauważył, że wydawała się zmęczona i postarzała się od urodzin Alice, kiedy widzieli się ostatni raz. Obserwował, jak podchodzi do okna i wpatruje się w równo przycięty trawnik, po którym krzątali się pracownicy pałacu. – Harry nie jest już twoim wrogiem prawda? Jeszcze nie tak dawno, nie mogłeś na niego patrzeć bez krzywienia się, a teraz musisz gryźć się w język żeby nie bronić go i nie powiedzieć o nim czegoś dobrego - spoglądała przez okno, a on czekał w napięciu na kolejne słowa, które z pewnością miały wszystko zmienić. – Zabawa się skończyła, musisz uważać, to że Harry wydaje ci się godny zaufania nie oznacza, że powinieneś go tym zaufaniem obdarzyć. Jego rodzina jest niebezpieczna, Stylesowie pozbyliby się nas w jednej chwili, gdyby to nie pociągnęło za sobą żadnych konsekwencji. Byłam przekonana, że to małżeństwo im wystarczy, ale teraz obawiam się, że ich ambicje sięgają dalej, dużo dalej, a my stoimy im na drodze.
- Matko – czuł niepokój, ale starał się by lęki nie zapanowały nad jego głosem. – Chciałbym powiedzieć, że rozumiem, ale nadal nie do końca wiem, co mogliby nam zrobić. To my rządzimy, jesteśmy u władzy, Harry owszem jest moim mężem, ale poza tytułem nie ma realnej władzy i jeśli mam być szczery, on unika wszystkiego, co ma związek z polityką, więc nie sądzę, że mamy się czego obawiać.
- Nie kontrolujemy rady królewskiej – obróciła się nagle w jego stronę, a jej blada twarz teraz wyglądała upiornie. Pamiętał, że przerażała go w ten sam sposób, kiedy przyszła i powiedziała, że Arthur nie żyje i został następcą tronu, a później, gdy beznamiętnie oznajmiła, że ojciec umiera. Teraz jej twarz była pusta i zimna, ale w oczach czaił się strach, który sprawił, że on również poczuł dreszcz przebiegający po plecach.
- O czym ty mówisz? Oczywiście, że kontrolujemy radę, to moi doradcy, ministrowie, którzy pracują dla mnie, wykonują moje polecenia. Są posłuszni i wierni, przyrzekali służyć koronie.
- Spróbuj zwolnić sekretarza Harry’ego, wtedy sam dostrzeżesz to, o czym dziś rozmawialiśmy – podeszła powoli i zatrzymała się przed nim, unosząc ostrożnie dłoń, kładąc ją na jego policzku. – Synu, jeśli ufasz Harry’emu na tyle, by powierzyć mu nasze życia to porozmawiaj z nim i powiedz wszystko, a może on odwzajemni ci się tym samym, ale jeśli masz chociaż cień wątpliwości, milcz i sam sprawdź co dzieje się pod twoim nosem – pogłaskała go po twarzy z delikatnością jakiej nie doświadczył z jej strony przez lata, nawet będąc dzieckiem. – Bądź ostrożny – złożyła lekki pocałunek na jego drugim policzku, a po chwili po jej czułości nie było już śladu. Odsunęła się, dygnęła przed nim i wyszła z pokoju, nie czekając na to miał do powiedzenia.
Patrzył na zamknięte już drzwi, gorączkowo myśląc o tym, co powiedziała. Korona była najważniejsza, ważniejsza niż rodzina, ale teraz okazywało się, że ktoś im zagrażał i chciał odebrać to, co należało do nich, a w centrum tego wszystkiego stał Harry. Osoba, której zaczął ufać, której chciał zaufać i wierzyć, że jest wobec niego lojalny. Nie chciał przyznać się do tego, że mógł zacząć czuć coś do swojego męża i te uczucia potęgowały tylko lęk o ich wspólną przyszłość i to, co los dla nich szykował.
Wyszedł z gabinetu, gdy miał pewność, że matka nie czai się już na korytarzu i natychmiast napotkał czujne spojrzenie swojego sekretarza. Mógł nie wierzyć w jej słowa i uważać, że jak zwykle przesadza, ale nie miał zamiaru lekceważyć jej spostrzeżeń. Ruszył w stronę sali posiedzeń nie oglądając się za siebie, wiedział, że Matthew będzie podążał za nim.
- Zwołaj spotkanie rady królewskiej – powiedział, słysząc za sobą kroki mężczyzny. Nie silił się na uprzejmości, a w jego tonie na próżno można było doszukiwać się ciepła. Był poważny i zdeterminowany, by sprawdzić przypuszczenia matki.
- Oczywiście, na kiedy zaprosić ministrów? – Matthew skinął głową, notując coś szybko, idąc krok za nim.
- Na teraz – warknął, skręcając za róg, zamierając natychmiast, gdy usłyszał tak znajomy śmiech.
To, że Harry śmiał się głośno, nie było niczym złym czy zaskakującym, chociaż od jakiegoś czasu mężczyzna był posępny i często zamyślony. Tym, co wprawiło go w osłupienie było towarzystwo bruneta. Tuż obok niego, śmiejąc się i rozmawiając o czymś głośno, stał Niall, najlepszy przyjaciel Louisa i to na pewno nie był obraz, który spodziewał się kiedykolwiek zobaczyć. Słowa matki od razu wróciły do niego, gdy wpatrywał się w nich milcząco. Nie chciał uwierzyć, że Harry działałby za jego plecami, knując z matką, odbierając mu przyjaciół i bliskich ludzi.
- Już zwołuję, wszyscy powinni dotrzeć najpóźniej za pół godziny – głos Matthew sprawił, że rozmowa ustała, a dwie tak znajome twarze obróciły się w ich stronę. – Każę przygotować salę. Mój Panie – Mattew pochylił głowę, po czym odszedł, wymijając zaskoczonego Harry’ego i jak zwykle rozbawionego Nialla.
- Louis – brunet odsunął się od lorda i ruszył w jego stronę, uśmiechając się ciepło. – Czy możemy porozmawiać?
- Nie teraz, Harry – minął go, nie poświęcając mu nawet chwili. – Mam pilne spotkanie.
- Och rozumiem, więc później?
Usłyszał pytanie, ale nie odpowiedział. Nie spojrzał nawet na Nialla, który pomachał mu przyjacielsko na przywitanie. Czuł, że zaczyna się dziać coś większego, coś na co nie mają wpływu, a przecież był królem, świat powinien być w jego rękach. Mógł sobie wyobrazić, jak Niall pocieszająco poklepał Harry’ego po ramieniu, starając się wytłumaczyć jakoś grubiańskie zachowanie Louisa. Nie mógł skupiać się tylko na swoim mężu, właśnie przez nadmierne myślenie o brunecie znalazł się w takiej sytuacji.
Wszedł do ponurego pomieszczenia, które nie kojarzyło mu się z niczym dobrym. Wszystko dookoła było stworzone z drewna zaczynając od ogromnych, rzeźbionych drzwi po długi prostokątny stół, przy którym spotykali się wszyscy członkowie królewskiej rady, siadając na ciemnych krzesłach. Sala była majestatyczna, ale nie przytłaczała przepychem i bogactwem. Ściany były ciemne, a na każdej z nich znajdowały się ogromne obrazu sięgające od sufitu po podłogę. Na każdym z nich Louis dostrzegał sceny, o których uczył się od najmłodszych lat. Trudno było dostrzec tu coś pozytywnego, pokrzepiającego, podnoszącego na duchu. Widział sceny bitewne sprzed setek lat, momenty klęsk i upadku człowieczeństwa, historyczne chwile odbudowy Nowego Świata. Było tu wszystko przeszłość, teraźniejszość i czekająca na nich przyszłość, która mogła nie nadejść, jeśli Stylesowie zaczną rozstawiać swoje pionki na nie swojej planszy.
Był wdzięczny za duże okna, które wpuszczały do tego ponurego miejsca trochę światła, dającego nadzieję, że przetrwa nadchodzące spotkanie. Podszedł bliżej, muskając palcami ciężki materiał, granatowych zasłon, odsunął je nieco, ciesząc się na widok jasnego nieba. Może mógłby wybrać się na spacer razem z Harrym, mogliby porozmawiać. Zganił się w duchu, gdy myśl o brunecie po raz kolejny przejęła władze nad jego umysłem. Nie potrafił zapomnieć o Stylesie i to drażniło go coraz bardziej. Nie tak miało wyglądać to małżeństwo.
Zerknął na zegarek i postanowił zająć miejsce na niewielkim podwyższeniu, które było przeznaczone dla króla. Krzesło było drewniane, miało wysokie oparcie, ozdobione rzeźbionymi kwiatami i bujną roślinnością. Wyściełane siedzisko było oczywiście granatowe, ten kolor dominował w całym Błękitnym Pałacu. Drzwi otworzyły się cicho, a członkowie rady weszli do środka. Obserwował ich czujnie z dumnie podniesioną głową. Dał im chwilę i pozwolił zająć wyznaczone miejsca.
Jeden z członków rady, wyglądał na bardzo niezadowolonego, gdy uniósł brew i spojrzał na Louisa wyczekująco.
-Wasza Wysokość – staruszek pokłonił głowę, zwracając się do króla. – Czy stało się coś, że tak nagle zostaliśmy zaproszeni na zebranie rady królewskiej? Czy są jakieś sprawy, które szczególnie powinny zostać omówione?
- Analizowałem wydatki pałacu, ilość zatrudnionego personelu oraz nastroje społeczne i doszedłem do wniosku, że konieczne są pewne zmiany kadrowe. Jako, że szanuje zdanie mojej rady i wierzę, że wasze rady zawsze mają na celu tylko i wyłącznie dobro moje oraz królestwa, postanowiłem was zaprosić i oznajmić mój plan.
- Panie, nie musisz przecież zajmować się tak błahymi sprawami, masz od tego pracowników – zauważył minister Cromwell, patrząc na niego pobłażliwie. Louis nienawidził tego, że nadal traktowali go jak niezdolnego do podejmowania samodzielnych decyzji. Z pewnością woleliby widzieć tutaj jego matkę.
- Na początek chciałbym zwolnić kilka osób pracujących w pałacu jesiennym i wiosennym, przez większą część roku to miejsce stoi puste, nie ma potrzeby, by na stałe pracował tam na przykład kucharz.
- Rozsądnie panie – Lord Goodwin skinął głową z zadowoleniem. – Myślę, że wszyscy zgodzimy się, że należy rozsądnie wydawać pieniądze podatników, szczególnie teraz, kiedy widzimy, co dzieje się w sąsiednich królestwach.
- Doskonale, cieszę się, że podzielacie moje zdanie – uśmiechnął się z zadowoleniem, udając, że jest naprawdę zadowolony z decyzji rady, miał nadzieję, że za chwilę również będzie mógł uśmiechać się w ten sposób. – Pomyślałem, że w Błękitnym Pałacu również możemy ciąć koszty, ja i książę Harry razem zadecydowaliśmy, że nie potrzebujemy dwóch sekretarzy. Matthew doskonale poradzi sobie z naszymi obowiązkami i planowaniem każdego dnia, dlatego zwolniony zostanie również Henry. Myślę, ze to tyle na ten moment, w późniejszym czasie z pewnością nastąpią kolejne zwolnienia.
- Panie – zaczął Goodwin, brzmiąc na przejętego i zniesmaczonego w tym samym czasie. – To się nie godzi. Jesteś królem, nie możesz dzielić królewskiego sekretarza.
- To prawda – tym razem do głosu protestu dołączył Lord Erwin. – Są pewne sprawy, o których nie powinien wiedzieć książę, więc wspólny sekretarz jest niedopuszczalny.
- Cóż – zaczął, starając się zrozumieć wszystko to, co wydarzyło się w przeciągu kilku sekund i to, że najwyraźniej matka nie pomyliła się. – To nie jest kwestia dyskusyjna, podjąłem już decyzję. Oczywiście przykro mi, że jej nie popieracie, ale rozumiem, że nie zawsze możemy być jednogłośni.
- Panie, nie zgadzamy się, książę Harry musi mieć swojego sekretarza, który będzie zajmował się jego sprawami. Musimy zaprotestować – Goodwin mówił pewnym siebie głosem, a pozostali przytakiwali mu entuzjastycznie, tak jakby wiedzieli, że bez ich zgody nic nie zdziała. - Myślę, że mogę mówić w imieniu całej rady, zgadzamy się na zwolnienia w pozostałych pałacach, ale sekretarz Henry zostaje w pałacu.
Patrzył na nich z rosnącą wściekłością, czując jak złość ogarnia całe jego ciało, zasnuwając jego umysł czystą nienawiścią. Roześmiał się drwiąco, wstając powoli z krzesła, nie spuszczając wzroku z Lorda Goodwina.
- Doprawdy to bardzo zabawne – stwierdził zimno, a śmiech zamarł na jego ustach. – To zabawne Lordzie Goodwin, kiedy myślisz, że możesz mi się przeciwstawić bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji – szedł powoli w stronę drzwi, patrząc na każdego Lorda siedzącego przy stole. Atmosfera w pomieszczeniu stała się napięta i chyba wszyscy zaczęli odczuwać niepokój i lęk o to, co wydarzy się za chwilę. – Jestem królem Lordzie Goodwin wydaje mi się, że muszę to przypomnieć, ponieważ najwyraźniej zapomniałeś o takim drobnym szczególe. Ja podejmuje decyzje, a wy jesteście tutaj tylko od tego, by mi przytakiwać. Jestem prawem, które wy macie przestrzegać, a nie dyskutować nad jego słusznością! – wiedział, że jego krzyk będzie niósł się pałacowymi korytarzami, ale teraz go to nie obchodziło, jedyne, o czym mógł myśleć to słowa matki, które okazały się prawdziwe. Rada już mu nie służyła, najwidoczniej Stylesowie przekonali ich do siebie, a Lordowie sprzeciwiali się nawet takiej drobnostce, jaką było zwolnienie Henry’ego, który szpiegował. Zatrzymał się przy drzwiach, po raz ostatni spoglądając na grupkę mężczyzn, każdy z nich mógłby być jego ojcem, a może nawet dziadkiem. Mógł pozbyć się ich dawno temu, ale wtedy nie myślał, że najbliższe osoby będą chciały zadać mu cios w plecy. – Jeśli nie możemy się porozumieć, a wy nie macie zamiaru wykonywać moich rozkazów, myślę, że czas użyć trochę innego języka, może wtedy mój przekaz będzie dla was jasny. Droga rado, przygotujcie się więc na konsekwencje – zawiść i jad w jego głosie pobrzmiewały z każdym wypowiedzianym słowem.
Opuścił salę i może powinien czuć satysfakcję, wiedział, że teraz w pomieszczeniu odbędą się obrady, a wszystkim będzie towarzyszył rosnący niepokój związany z kolejnym krokiem, który mógł wykonać, ale czuł cos zupełnie innego. Wiedział, że jest na przegranej pozycji, musiał porozmawiać z Harrym, ale każde słowo, które powinno zostać wypowiedziane zniszczyłoby wszystko, co udało im się zbudować. Czuł, że nie wie nawet połowy, a prawda jest ukryta dużo głębiej. Nie wiedział czy mógł ufać chociaż jednej osobie w tym pałacu, wydawało mu się, że trucizna wdarła się do krwiobiegu mieszkańców pałacu już dawno temu, a on nie miał antidotum, które mogłoby uratować kogokolwiek.
***
Nie udało im się spotkać. Wiedział, że coś jest nie tak, gdy zobaczył Louisa. Rozmawiał wtedy z Niallem, wpadli na siebie przypadkiem i postanowił zażartować trochę z mężczyzną, wspominając Gemmę. Chciał, by przyjaciele Louisa go zaakceptowali, a jego siostra wyraźnie mówiła, że Niallowi można zaufać, więc postanowił jej uwierzyć i chociaż spróbować nawiązać z nim jakąś relację. Wtedy pojawił się Louis, który wyglądał na wściekłego i zranionego, tak jakby stało się coś naprawdę złego. Chciał z nim porozmawiać, planował to od jakiegoś czasu. Nie do końca wiedział, jak wyznać mu wszystko, co odkrył z Gemmą, ale nie chciał zatrzymywać tego dla siebie. Nie mógł powiedzieć też najważniejsze, bo niby jak? Hej Louis, wiesz co, śmieszna sytuacja, okazuje się, że znaliśmy się w poprzednim wcieleniu, byliśmy całkiem mocno zakochani, ale biegłem jak szaleniec, wpadłem pod samochód i nagle umarłem? I najwyraźniej odrodziliśmy się na nowo i cóż znów na siebie wpadliśmy? Życie jednak bywa zabawne ha ha? Brzmiałoby to mniej więcej w ten sposób i był przekonany, że Louis uznałby go za szaleńca i zamknął w jakiejś wieży, która na pewno gdzieś tutaj jest, po prostu Harry jeszcze do niej nie dotarł. W dodatku sam nie był pewien, czy to wszystko mu się nie przyśniło, a jego szalona wyobraźnia nie dopowiedziała mu całej reszty. To było bardziej prawdopodobne niż romantyczna historia o kolejnym wcieleniu.
Dlatego nie mógł mu powiedzieć wszystkiego. W zasadzie myślał o tym bardzo intensywnie od jakiegoś czasu i chyba nieświadomie zaczął unikać Louisa. Nie wiedział, jak zachowywać się w jego obecności, kiedy nagle czuł to wszystko. Teraz to nie był tylko Louis, król, jego mąż. To był Louis, miłość jego życia, ktoś, kogo kochał tak bardzo, że zrezygnował dla niego z rodziny i bogactwa. Jak miał teraz patrzeć na niego i udawać, że nie czuje tego wszystkiego? To było niemożliwe, dlatego unikał go i myślał, naprawdę bardzo dużo myślał, starając się znaleźć odpowiedź, co teraz zrobić. Postanowił, że powie mu prawdę, tę o Gemmie, Arthurze i ukartowanym małżeństwie. Wierzył, że Lou zrozumie i nie znienawidzi go za to, co zrobiła cała rodzina Harry’ego. Może był naiwny, ale czuł, że spotkał się z Louisem w tym życiu nie bez powodu, wszechświat pozwolił im się narodzić na nowo i ponownie złączył ich ścieżki, więc Louis nie mógł go porzucić, a przynajmniej taką miał nadzieję.
Liczył, że uda im się porozmawiać wieczorem, ale nadeszła noc, a on leżał w ich łóżku, wpatrując się w sufit, rozmyślając o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia. Coś musiało pójść nie tak, sytuacja była napięta, nie mógł skontaktować się z szatynem, Matthew też nigdzie nie było, a członkowie rady królewskiej opuszczali salę posiedzeń z marsowymi twarzami i wzburzonymi głosami. Chciał wiedzieć, co się dzieje, tęsknił za szatynem, sam był sobie winny, nie musiał unikać męża, jak ostatni tchórz.
Kolejnego dnia czekał podczas śniadania, ale Lou nadal się nie zjawił, więc snuł się po pałacu, wierząc, że wpadną na siebie tak jak zwykle, całkowicie przypadkiem. Nie wiedział, jakiej reakcji się spodziewać, miał zamiar zrzucić na mężczyznę prawdziwą bombę, wyjawić tajemnicę śmierci Arthura i przyznać, że całe ich małżeństwo było zaplanowane od samego początku. Matthew poinformował go, że Louis zje z nim dziś kolację, więc miał jeszcze chwilę, by przemyśleć, co i w jaki sposób powie, by nie doprowadzić do katastrofy. Czuł się jak idiota, siedział i czekał na Lou, który łaskawie zdecydował spędzić z nim czas. Wiedział, że jeszcze jakiś czas temu nie byłoby go tutaj, nie czekałby na męża, czułby się potwornie urażony i poniżony. Teraz najchętniej wyszedłby z ich salonu i pokazał, że nie pozwoli się traktować w ten sposób, ale gdzieś w nim tliły się też inne emocje, a ich płomień stawał się coraz silniejszy każdego dnia. Znał tamtego Louisa, kochał go i czuł, że on gdzieś tam jest, a duma Harry’ego nie mogła uniemożliwić mu odnalezienia ukochanego.
Był poddenerwowany, czuł jak jego noga podskakuje nerwowo pod stołem, gdy starał się znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie oszaleć do czasu aż pojawi się Lou. Niespokojny wzrok powędrował w stronę telefonu i w jednej chwili zdecydował się zadzwonić do siostry. Czekał aż połączenie zostanie odebrane, mając nadzieję, że tym razem siostra nie będzie spędzała czasu z Niallem, ostatnio to zdarzało się zbyt często, zaczynał się niepokoić.
- Harry? Wszystko w porządku? Co się stało? – wystraszony głos Gemmy rozległ się po drugiej stronie, a on natychmiast poderwał się z miejsca, bojąc się tego, co mogło się dziać w domu.
- U mnie wszystko dobrze. Co się dzieje? Dlaczego jesteś taka przestraszona? – naprawdę miał nadzieję, że matka nie dowiedziała się o tym, jak świadomi całej sytuacji teraz byli. Lepiej żeby to wszystko zostało tylko między nimi.
- Dlaczego jestem wystraszona? Poważnie pytasz mnie o coś takiego? – usłyszał, jak siostra przemieszcza się i pewnie kieruje w stronę swojego pokoju. – Każdego cholernego dnia martwię się o ciebie, ponieważ przebywasz w paszczy lwa, a później dociera do mnie, że ja sama również w niej tkwię, więc nie mów mi, że nie mam się martwić Harry.
- Cóż, ciebie też dobrze słyszeć siostrzyczko – zażartował, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. – Nie stresuj się Gemms, u mnie wszystko dobrze, chociaż dziś wszystko może się zmienić.
- Nie mów, że chcesz powiedzieć mu prawdę – usłyszał jęk siostry i naprawdę chyba jej nie poznawał, a może to stres tak działał na człowieka.
- Muszę, nie mogę ukrywać przed nim czegoś tak ważnego. Wiem, że to może wszystko między nami zmienić, ale – urwał, nasłuchując czy nikogo nie ma w pobliżu – Gemma, okazuje się, że nasza rodzina zabiła przyszłego króla, to istne szaleństwo, a ja nie mam zamiaru tego ukrywać.
- Wiesz, że może cię znienawidzić? I jestem prawie pewna, że będzie chciał się zemścić, a najłatwiej będzie mógł to zrobić mszcząc się na tobie, więc wybacz, że odradzam ci podejmowanie takich decyzji.
-Wiem, jestem świadomy ryzyka, myślę o tym każdego dnia odkąd dowiedziałem się prawdy – ponownie opadł na krzesło, czując że siostra nie podniesie go na duchu, a przecież właśnie po to do niej zadzwonił. – I on mnie nie skrzywdzi, Louis nigdy by tego nie zrobił.
- Louis? Mówimy o tym samym facecie, którego tak się obawiałeś jeszcze nie tak dawno temu? Harry, wiem, że już zadecydowałeś, ale przemyśl to dobrze? Czasami lepiej przemilczeć pewne sprawy i pozwolić im odejść w zapomnienie.
- Brzmisz jak nasza matka.
- Cóż, więzy krwi do czegoś zobowiązują – warknęła, czując się okropnie. Nie chciała kłócić się z Harrym, ale była zła, że nawet teraz w takiej niebezpiecznej chciał być prawdomówny.
- Gemma – zaczął, ale urwał słysząc dźwięk otwieranych drzwi – muszę kończyć.
- Nie chciałam się kłócić, przepraszam – powiedziała pospiesznie, wiedząc, że za chwile połączenie zostanie przerwane. – Jeżeli wydarzy się coś złego, wróć do domu, jakoś sobie poradzimy. Słyszysz?
- Wiesz, że to się nie wydarzy, ale zadzwonię, jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli – słyszał, zbliżające się kroki, więc to Louis musiał wrócić w końcu do ich pokoi. – Wiem, że tego nie rozumiesz, ale ufam mu i wiem, że podjąłem dobrą decyzję.
- Powodzenia.
Chciał odpowiedzieć, ale wtedy Louis wszedł do pokoju, więc odłożył telefon i spojrzał na mężczyznę, którego unikał od jakiegoś czasu, a później on zdecydował się chyba robić dokładnie to samo. Zauważył, że twarz szatyna wyrażała zaskoczenie, ale też zaniepokojenie, więc może nie spodziewał się, że Harry będzie na niego tak długo czekał. Jego kroki zwolniły i stały się nieco ociężałe, gdy Lou zbliżał się do wolnego krzesła obok Harry’ego.
- Miło cię widzieć – zaczął, gdy szatyn usiadł i zaczął spokojnie nalewać herbaty do dwóch filiżanek.
- Myślałem, że się unikamy, śmiem twierdzić, że dość skutecznie, nie sądziłem, że moje obecność jest pożądana – zauważył Louis, podsuwając Harry’emu parujący napój. – Nie musiałeś na mnie czekać.
- Przepraszam za to, nie unikałem cię specjalnie, musiałem przemyśleć sobie kilka spraw, ale obiecuję, że to nie wynikało z niechęci do ciebie Lou. Tęskniłem za tobą – wyznał szczerze, chociaż widząc reakcję króla może nie powinien był tego mówić. Dłoń, w której mężczyzna trzymał filiżankę zadrżała, a jego oddech urwał się na chwilę, gdy burzowe i pochmurne tęczówki skierowały się w jego stronę.
- Musimy porozmawiać, wiem, że chciałeś zrobić to wczoraj, ale musiałem pracować do późna, a dziś też miałem zaplanowany cały dzień, ale cieszę się, że udało nam się spotkać teraz – Louis podsunął mu talerz, ale nie miał ochoty nic jeść, nie kiedy szatyn brzmiał tak obco i odległe, jakby nic ich nie łączyło. Nie wiedział, jak miałby teraz wyznać mu prawdę, czuł, że znowu coś zaczęło ich dzielić, a słowa Gemmy wracały do niego nieprzyjemnie. – Zacznę jeśli nie masz nic przeciwko. Chciałbym uniknąć tej rozmowy, ale nie mogę. Pamiętam, że obiecaliśmy sobie szczerość i zaufanie, dlatego prowadzimy teraz tę rozmowę, bez świadków czy oskarżeń.
- Co się stało? – nagle okazało się, że było coś jeszcze, a może Louis zdążył sam odkryć prawdę i teraz chciał się z nim skonfrontować i przyłapać go na kłamstwie. Czuł, jak serce galopuje mu w piersi, a oddech przyspiesza. Chciał uprzedzić właśnie coś takiego, sytuację, która obróciłaby wszystko przeciwko niemu.
- Wiesz, że ci ufam, ale nie twoje rodzinie. Otrzymałem pewną informację, którą musiałem sprawdzić, chociaż oczywiście wierzyłem, że nie ma nic wspólnego z prawdą. Podobno twoja rodzina spiskuje przeciwko koronie – Louis uniósł filiżankę do ust, tak jakby właśnie nie zrzucił na Harry’ego czegoś strasznego. – Knują, spiskują, robią wszystko, by odebrać mi władze i co gorsza ktoś w pałacu im pomaga.
- Uważasz, że to ja? Że ja im pomagam? – nie mógł nawet poczuć złości, wiedział o czymś dużo gorszym niż spiskowanie. Patrzył na Louisa, który odstawił filiżankę na talerzyk i poparzył na niego spokojnie, ale Harry znał go na tyle, by wiedzieć, że w jego oczach czaiło się coś niebezpiecznego, co tylko czekało na wyjście na zewnątrz.
- Nie Harry, nie uważam. Jestem przekonany, że to nie ty, ale czułem się zobowiązany, by zapytać, czy masz jakieś informacje na ten temat? Coś, o czym powinienem wiedzieć? Czy jesteś lojalny wobec mnie czy rodzinie Styles? Obawiam się, że to jest ten moment, kiedy trzeba wybrać jedną ze stron. Chociaż przysięgam, nie spodziewałem się, że taki moment w ogóle nastanie.
- Skąd wiesz, że ktoś tutaj donosi mojej matce? – zapytał i zaklął siarczyście w myślach, gdy uświadomił sobie, co powiedział. Nie powinien wspominać o matce, nie teraz. Sytuacja się zmieniła i może powinien posłuchać Gemmy, zataić pewne fakty.
- Nie wspomniałem o twojej matce – Louis wyciągnął rękę i chwycił dłoń Harry’ego, który może powinien teraz opuścić pokój, ale nie chciał odchodzić od Lou. – Coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć prawda?
- Chcę i powiem, dlatego chciałem z tobą porozmawiać wczoraj, ale najpierw musimy skończyć to, co zaczęliśmy. Skąd wiesz, że ktoś donosi mojej rodzinie?
- Moja matka powiedziała, że mam zwołać spotkanie rady i powiedzieć, że chcę zwolnić twojego sekretarza, była przekonana, że rada zaprotestuje natychmiast, ponieważ nie są już lojalni wobec korony. Oczywiście wątpiłem w to, ale postanowiłem sprawdzić i ku mojemu zdziwieniu lordowie nie zgodzili się zwolnić Henry’ego. A wiesz, co to oznacza, prawda? To on jest szpiegiem twojej matki, a rada królewska i moi doradcy knują razem z nią – wyjaśniając wszystko, obserwował Harry’ego, który wydawał się szczerze zaskoczony, ale jeśli był w to wplątany z pewnością mógł udawać.
- I mówisz mi to wszystko, ponieważ uważasz, że jestem winny tak? – spółtł swoje palce z dłonią Louisa, czując ciepło rozchodzące się po ciele. Gdyby sytuacja nie była tak poważna, pewnie zarumieniłby się zawstydzony reakcją swojego ciała, jednak teraz nie potrafił przestać myśleć o tym, co przed chwilą usłyszał.
- Nie, mówię to, ponieważ obawiam się tego, co może nadejść i chciałbym wiedzieć, czy masz jakieś informacje, które mogłyby nam pomóc. Nie oskarżam cię o nic, chociaż mógłbym, ponieważ jesteś jedynym Stylesem w tym pałacu.
- Nic nie wiedziałem, nie rozmawiałem z matką od wesela, jak widać nie włączyła mnie w swoje ambitne plany. Gemma na pewno też nie ma o tym pojęcia, gdyby wiedziała, powiedziałaby mi o wszystkim, więc to jednak jest Henry. Miałeś rację mówiąc, że nie jest w stosunku do mnie szczery i nie powinienem mu bezkrytycznie ufać. Myślałem, że mówiłeś to specjalnie, ale później zauważyłem, że kiedy miałem jakiś problem, Henry zawsze znajdował idealne rozwiązanie, na pierwszy rzut oka bronił ciebie, starał się wytłumaczyć mi twoje zachowanie, ale gdzieś w tle zawsze dodawał coś, co miało mnie do ciebie zrazić i przez długi czas to mu się udawało – zamilkł, zastanawiając się nad swoimi kolejnymi słowami. Chciał porozmawiać z Louisem o czymś ważnym, ale teraz miał wątpliwości czy powinien o tym w ogóle wspominać. Jednak wiedział, że jeśli pominie to w tym momencie, popełni kolosalny błąd, który później się na nim zemści. – Naprawdę uważasz, że rada nie jest już po twojej stronie?
- Chciałbym myśleć, że tak bardzo polubili twojego sekretarza lub dbają o dobro mojego, ale obawiam się, że niestety moja matka miała rację – chciał się odsunąć, ale dłoń Harry’ego zacisnęła się mocniej na jego. Popatrzył na bruneta, który wyglądał na zmartwionego i przejętego, to przypomniało mu, że mężczyzna też chciał z nim o czymś porozmawiać.
- Jaki mamy teraz plan? Musimy coś zrobić prawda? Czy oni mogą podjąć jakieś istotne decyzje samodzielnie, bez twojej zgody? – przysunął krzesło bliżej Louisa, a ich złączone dłonie ułożył na swoim kolanie. To wydawało się tak naturalne i teraz wiedział już, dlaczego tak jest, ten dotyk nie był obcy, to zdarzyło się tak wiele razy wcześniej.
- Teoretycznie każda z ich decyzji musi być zatwierdzona przeze mnie, ale jeśli planowaliby jakiś przewrót lub chcieliby zmusić mnie do abdykacji to oczywiste jest, że nie będą szukać mojej aprobaty i to wszystko wydarzy się za kulisami, tam gdzie nie mam dostępu. To szalone – zaśmiał się, chociaż wcale nie był rozbawiony, przeciwnie czuł rosnący niepokój – niedawno arcybiskup nakładał mi koronę na głowę, a teraz chce odebrać mi wszystko, na co pracowałem od najmłodszych lat. Wiem jak to brzmi, przecież żyłem w luksusie i bezpieczeństwie, kiedy inni musieli zmagać się z chorobami i wszystkimi utrudnieniami świata, jestem uprzywilejowany, ale – zatrzymał się, chcąc dobrze wyrazić słowami to, co miał na myśli, to co czuł. Wiedział, jakie zdanie ma Harry na temat monarchii, wcześniej w ogóle go to nie obchodziło, ale teraz musiał przyznać, że to było miłe, gdy Harry zapytał jaki mamy plan. Od początku uznał, że są w tym razem, a przecież po drugiej stronie tego sporo stała jego rodzina – przez wiele lat byłem świadom tego, jak wiele z siebie muszę zostawić, schować głęboko w sobie i zapomnieć o pewnych częściach swojej osobowości, bo taki nie możne być książę, a już na pewno nie król. To było trudne, stawanie się kimś, kogo chce widzieć świat, kogo będzie kochał świat, ale przy tym zostanie osobą na którą nie chce się patrzeć w lustrze bez uczucia zawodu i poniesionej straty.
- Przykro mi, wiem, że miałem na twój temat wyrobione zdanie i czasami swoim zachowaniem okazywałem ci niechęć i pogardę. Nie jestem dumny z tego, jaką byłem osobą, chociaż przysięgam, że wyprowadzałeś mnie z równowagi samą swoją obecnością. Poważnie Lou, naprawdę cię nie znosiłem, byłeś dupkiem – zaśmiał się i ku swojemu zdziwieniu usłyszał jak Louis zaczyna się śmiać razem z nim, a czuły pocałunek wylądował na jego dłoni nadal złączonej z dłonią Lou.
- Teraz się poprawiłem? – zażartował, muskając kciukiem chłodną dłoń bruneta. – Odważyłbym się stwierdzić, że tak, ponieważ nie rzucasz mi tych morderczych spojrzeń, a ja nie mam ochoty zmazać ci z twarzy tego zadowolonego uśmieszku.
- Jesteś znośny – mogli tak rozmawiać cały wieczór, ale Harry pamiętał, dlaczego chciał się spotkać z Louisem. – Muszę ci coś powiedzieć, to naprawdę ważne i myślę, że w pewien sposób wiarze się z tym, o czym rozmawialiśmy. Mam tylko jedną prośbę, nie myśl o mnie inaczej po tym, co usłyszysz. Nie miałem o tym pojęcia tak samo jak ty.
- Mów – wysunął swoją dłoń i odsunął krzesło, przyglądając się Harry’emu. – Nie przeciągajmy tego.
- Dobrze – odchrząknął, obejmując się ramionami, nagle nie czuł się już tak pewnie, jak jeszcze chwilę temu. Obawiał się, reakcji Louisa, która mogła być nieprzewidywalna. – Po pierwsze, spacerowałem po pałacu i trafiłem do małej biblioteki twojej matki, a tam znalazłem coś, co mnie zaniepokoiło. Dotarłem do pewnych dokumentów, które mnie zaskoczyły, okazało się, że twój brat i moja siostra mieli zostać małżeństwem. To była umowa, którą podpisała twoja matka i co jeszcze dziwniejsze moja również. Nie wiem jak to się ma do Dnia Wielkiego Wyboru, jeśli nasze rodzeństwo zostało wybrane lata temu. Śmiem twierdzić, że nasze małżeństwo również było zaplanowane, tylko nie mam pojęcia, w jakim celu nasze rodziny miały się połączyć, jeśli teraz mówisz, że moja matka planuje jakiś polityczny przewrót.
- Arthur i Gemma – powiedział Louis, analizując szybko wszystko, co powiedział Harry. – Teraz wszystko miałoby sens i wreszcie układało się logicznie.
- Logicznie? Co w tym ma sens? – zmarszczył brwi, patrząc na króla, który wcale nie wyglądał na zaskoczonego czy zmartwionego.
- Cały czas zastanawiałem się, dlaczego matka zmusza mnie do wybrania ciebie, dlaczego to musiałeś być ty. Teraz to oczywiste, zostaliśmy zastępstwem naszego rodzeństwa, jak zawsze narodziliśmy się po coś, mieliśmy konkretne zadanie, gdyby coś nie wypaliło. Arthur zmarł, więc ja przejąłem jego rolę, jestem gejem, więc nie mogłem poślubić Gemmy, ale na scenie byłeś ty i twoja matka pewnie nigdy nie była szczęśliwsza, że ma syna – wzruszył ramionami, czując, że wszystko, co mówi jest prawdą. Był pod wrażeniem tego, jak te dwie kobiety doskonale wszystko zaplanowały, jednak nie rozumiał, dlaczego teraz Stylesowie chcieli przejąć władzę, przecież w pewnym sensie już wspięli się całkiem wysoko po drabinie społecznej. – Sam mówiłeś, że Gemma zawsze mogła trochę więcej niż ty, że była uczona zasad i etykiety, potrafiła zachować się w każdej sytuacji, była wykształcona, jeździła z twoimi rodzicami na wakacje. Oni przygotowywali ją do roli królowej – spojrzał na Harry’ego, gdy ten milczał, nie odzywał się ani słowem, kiedy Lou wyrzucał z siebie wszystkie przemyślenia i refleksje, do których doszedł po poznaniu prawdy. – Dlaczego nic nie mówisz?
- Byłeś zmuszony do wybrania mnie?
- Słucham? – nie takiego pytania oczekiwał, mieli ważne sprawy do omówienia, a Harry skupił się na czymś tak błahym.
- Powiedziałeś, że matka zmusiła cię do wybrania mnie, a przecież to był Dzień Wielkiego Wyboru i myślałem, że samodzielnie podejmujesz decyzje. Teraz mówisz mi, że to nie był twój wybór, że gdybyś mógł zdecydowałbyś inaczej. To wszystko nagle okazuje się nieznaczącą farsą – poderwał się z miejsca, patrząc z góry na Louisa, który chyba był zszokowany i nie do końca rozumiał, co się wydarzyło. Czuł rosnący ból i złość, a atmosfera miedzy nimi natychmiast stała się napięta. To nie powinno go obchodzić, to, co było między nimi tak dawno, można powiedzieć całe wieki temu, ale teraz, kiedy wiedział, kim są dla siebie naprawdę i co łączyło ich w przeszłości, zależało mu aż za bardzo. Kochał Louisa i wiedział, że jest miłością, którą znajduje się raz w całym życiu, a może powinien powiedzieć w każdym pojedynczym życiu. A teraz Louis mówił mu coś takiego, że nie był jego pierwszym wyborem, był nikim.
- Harry, Wielki Wybór to farsa w zasadzie od zawsze, nie bierz tego do siebie proszę. Nie znaliśmy się wcześniej, nie wiedziałem, kim jesteś i kim się dla siebie staniemy. I tak, musiałem wybrać ciebie, to nie była moja decyzja, ale nie żałuję jej, uważam, że – urwał, próbując znaleźć odpowiednie słowa, ale widok płaczącego Harry’ego nie pomagał, a on nie potrafił wyrażać uczuć tak jakby tego chciał. – Proszę cię nie płacz. Jesteś najlepszym wyborem jasne? Nie chciałbym nikogo innego, chociaż wcześniej, dobrze wiesz, jak między nami było.
- Dlaczego to ukrywałeś? Dlaczego nie powiedziałeś prawdy? – otarł łzy ze złością, nie chciał płakać przed Louisem, nie chciał być słaby, gdy on patrzył na niego spokojny i niewzruszony.
- Myślałem, że to wiesz – wzruszył ramionami, nie chcąc denerwować go bardziej. – Ale teraz rozumiem, że nie miałeś pojęcia. Przykro mi, że cię jest ci przykro, ale nie chciałem sprawić ci przykrości.
- Przykrości? Louis! – krzyknął zaczynając nerwowy spacer po ich salonie – Doskonale wiem, kogo chciałeś wybrać i nie jest mi przykro, czuję się poniżony i niepewny. Ktoś, kogo kocham, kogo uważam za miłość mojego życia, mówi mi teraz, że mogłoby mnie tutaj nie być, bo wszystko jest przypadkiem – wyznał głosem pełnym uczuć. – Wybrałbyś Andrew, jestem o tym przekonany.
- A widzisz, z kim teraz tutaj jestem? Z tobą czy z Andrew? – podniósł się ze złością, która wcale nie było skierowana w stronę Harry’ego. Był zły na siebie, nie musiał mówić o wyborze, a teraz czuł, że zranił bruneta, a co gorsza mógł zniszczyć wszystko, co się między nimi działo. – Harry od tamtego dnia minęło tak dużo czasu, nie jesteśmy już tamtymi ludźmi. A Andrew był największym błędem i cieszę się, że nie ma go już w naszym życiu. Rozumiem, że czujesz się zraniony, ale niepotrzebnie i słyszałem, co powiedziałeś, to o miłości. Trochę mnie zaskoczyłeś.
- Nie zmieniaj tematu i nie udawaj miłego, wcale taki nie jesteś – stwierdził, zaplatając ramiona. – Nie powiedziałem ci nawet najgorszego, a już zdążyliśmy się pokłócić.
- Najgorszego? Jest coś jeszcze?
- Dużo gorszego i nie wiem czy chce to teraz powiedzieć – upadł na kanapę, przyciągając kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami. – Gemma szukała jakiś dokumentów naszej matki w domu. Postanowiliśmy coś sprawdzić, po tych rewelacjach dotyczących ślubu i wyboru. Nie mogła znaleźć niczego w domu, dlatego postanowiła skonfrontować się z mamą. Okropnie się pokłóciły, Gemma sprowokowała, a mama ją uderzyła, ale dowiedziała się czegoś, potwierdziła to, co podejrzewaliśmy. To dotyczy twojego brata.
- Arthura? Co takiego? – usiadł obok męża, obracając się w jego stronę. Ułożył ramię na oparciu sofy, muskając palcami odsłonięty kark Harry’ego. Coraz częściej czuł to przyciąganie, potrzebę ciągłego dotykania mężczyzny i bycia blisko niego.
- Wypadek, w którym zginął twój brat był zaplanowany. Moja mama go zaplanowała, chciała pozbyć się Arthura. Nie wiem, dlaczego, nie wiem, co to miało na celu, ale zaplanowała to. I teraz okazuje się, że planuje więcej, więc jestem przerażony Lou. Ona posunie się do wszystkiego, zabiła następcę tronu, a później wepchnęła mnie w ramiona króla. A teraz ty nic nie mówisz, a to oznacza, że mnie nienawidzisz, bo jestem synem morderczyni.
- Przestań panikować – powiedział cicho, ale wiedział, że Harry czuje jego drżącą dłoń na swoim karku. Nie do końca pojmował to, co usłyszał. Wiedział, że ich matki są pokręcone i chore, ale nie tego się spodziewał. - Jesteś pewny? – wyszeptał ze zdumieniem i smutkiem, który nagle odżył, chociaż wydawało mu się, że pogodził się już z odejściem brata.
-Tak, przykro mi, ale jestem pewny. Musiałem ci powiedzieć, nie mogłem tego przed tobą ukrywać – obrócił się w stronę szatyna, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Bał się, że zobaczy nienawiść, pogardę, obrzydzenie, ale widział tylko smutek i rozdarcie. Nic poza tym. Wyciągnął drżącą dłoń i ułożył ją ostrożnie na policzku Louisa. – Przepraszam. Nie znienawidź mnie, proszę.
- To jakiś obłęd. Nasze matki są psychopatkami, które bawią się losem innych ludzi, sterując nami wszystkimi. To musi się skończyć i nie przepraszaj – zakrył dłoń Harry’ego swoją, ściskając ją delikatnie. – To nie twoja wina i nie nienawidzę cię, to niczego między nami nie zmienia, chociaż musze sobie wszystko przemyśleć i zaplanować kolejne kroki. Obawiam się tego co może się wydarzyć w kolejnych dniach. I niech te wiadomości pozostaną na razie między nami dobrze? Nie mówmy o tym nikomu.
- Nikomu tu nie ufam, a Gemma i tak wszystko wie. Nie mam nikogo innego – odsłonił się, mówiąc to szczerze.
Powinien być przerażony, że nie ma nikogo innego, ale wiedział, że mając Lou nie potrzebuje nikogo innego, a jego przyjaciele z pracy nie zrozumieliby tego, co działo się teraz w ich życiu. Zresztą pewne słowa nie powinny wychodzić poza pałacowe mury. Może to nie był dobry moment, ale tęsknił za Louisem i musiał to zrobić. Zbliżył się w jego stronę i pochyli się całując go delikatnie. Ich usta połączyły się w cichym, pełnym emocji pocałunku, który mówił więcej niż zdołaliby powiedzieć po tym wszystkim, co się dziś wydarzyło. Obaj czuli przerażenie tym, co miało nadejść, wiedzieli, że szykowało się coś, co mogło zmienić wszystko. Lou szept Harry’ego rozbrzmiał w pokoju, gdy rozdzielili się na moment, ale trwało to tylko kilka uderzeń serca, gdy Louis wciągnął bruneta na swoje kolana, ponownie łącząc ich usta. Czuli ciepło swojego dotyku, oraz szybko serce bijące serca. Harry z oddaniem oddychał imieniem swojego męża, a jego dłonie owinęły się wokół jego szyi, przyciągając go jeszcze bliżej. Wszystkiego było tego dnia zbyt wiele. Louis czuł zmęczenie, a dłonie Harry’ego głaszczące go po głowie, sprawiły, że przymknął powieki i odsunął się powoli. Westchnął cicho opierając swoją głowę na ramieniu Harry'ego.
- Powinniśmy iść spać – wyszeptał brunet, składając pocałunek na jego czole. – Jesteś wyczerpany, powinieneś odpocząć.
- Nie wiem, co zrobić – poczuł, jak Harry zsunął się i zauważył wyciągniętą w swoją stronę dłoń. – Nie mam pojęcia, jakie decyzje podjąć, by wszystko skończyło się dobrze.
- Nie myśl o tym teraz, razem coś wymyślimy, ale zajmiemy się tym jutro.
Szedł za Harrym w stronę sypialni, myśląc o tym, czego się dowiedział, co zostało dziś powiedziane i jak mają zamiar sobie z tym poradzić. Nie chciał być słaby, nie mógł okazać słabości, ale bał się. Powinien skontaktować się z matką, ale nie wiedział, czy może jej ufać. Zaufanie Harry’emu wydawało się jedyną rozsądną decyzją i czuł, że ufa mu od dawna, ale nadal miał wrażenie, że to błąd. Chciał zasnąć spokojnie, zamknąć oczy, tak jak Harry i po prosu wyciszyć umysł, ale nie potrafił. Ciepło drugiego ciała dawało mu pewną dozę bezpieczeństwa, ale wiedział, że jutro będzie musiał zmierzyć się ze światem i z ludźmi, którzy z chęcią odebraliby mu koronę, pałac i niestety również życie.
***
Gazeta Królewska
15.02 2094
Napięcia w Pałacu: Rozdział między Królem Louisem a Radą Królewską
W Błękitnym Pałacu narastają napięcia między Królem Louisem I a Radą Królewską, co budzi niepokój zarówno wśród obywateli oraz opinii publicznej.
Od momentu koronacji Króla niedługo minie rok, jednak jego nowoczesne podejście do i wprowadzane reformy spotykają się z oporem ze strony Rady Królewskiej. Kontrowersje budzi sposób, w jaki Król Louis zarządza sprawami pałacowymi, a także jego decyzje dotyczące polityki wewnętrznej i zewnętrznej.
Król Louis jest znany z wprowadzania odważnych zmian, które mają na celu unowocześnienie monarchii i zbliżenie jej do obywateli. Widoczny wpływ Księcia Harry’ego, również nie podoba się Królewskiej Radzie, która coraz bardziej chce wpływać na decyzje króla. Zmiany budzą sprzeciw ze strony starszych członków Rady, którzy obawiają się, że zbyt daleko idące reformy mogą zaszkodzić tradycji monarchii.
Obserwatorzy dworscy uważają, że jeśli napięcia będą się utrzymywać, konieczna będzie mediacja, aby zapobiec poważniejszemu kryzysowi. Niektórzy sugerują, że Król Louis powinien poszukać kompromisu z Radą, by nie wywoływać dalszych konfliktów.
Sytuacja w Pałacu jest dynamiczna i wymaga śledzenia. Przyszłość monarchii będzie kształtowana przez te wydarzenia w nadchodzących miesiącach.
Gazeta Królewska – Twoje źródło informacji z życia monarchii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top