Rozdział siedemnasty
Rozdział siedemnasty
Poranek był męczącym powrotem do rzeczywistości, gdy pokojowy wszedł do sypialni, odsłonił ciemne zasłony, które i tak nie chroniły przed słonecznymi promieniami, ponieważ na zewnątrz było jeszcze szaro. Musiało być naprawdę wcześnie, ale był przyzwyczajony do wczesnego wstawania, gdy polowanie było już zaplanowane.
Ubierał się żwawo, patrząc przez okno na rozciągający się widok. Nieustannie był wdzięczny za piękną przyrodę, którą mógł się otaczać w tym miejscu. Wiedział, że byli szczęściarzami, posiadając to wszystko. Inne królestwa doświadczyły powodzi lub ogromnych suszy, które odebrały niemal całą istniejącą faunę i florę. Teraz, po latach, wszyscy starali się odbudować tamten świat i udawało się to coraz lepiej, ale nadal pory roku nie pozwalały się kontrolować i rządziły według swojego uznania. Najwidoczniej obecnie po długiej wiośnie, która niemal nie miała końca, nastąpił czas jesieni i chyba wszyscy przywitali go z radością. Ten deszcz, chociaż zimny i uciążliwy, dawał życie i każdy człowiek na tej planecie zdawał sobie z tego sprawę.
Wczorajszy wieczór był jak koszmar, z którego nie mógł się obudzić. Cała rodzina przyglądająca się Harry'emu, rodzice tego upierdliwego chłopaka, którzy byli wyraźnie zadowoleni z zaistniałej sytuacji i jeszcze matka, obserwująca wszystkich niczym jastrząb, który chce zaatakować swoją ofiarę. Starał się ignorować Alice i jej uszczypliwości, ale jego cierpliwość miała swoje granice. Wbrew pozorom nie mógł się doczekać koronacji i tego przeklętego ślubu. Pierwszym, co zamierzał zrobić, gdy tylko będzie miał to wszystko z głowy, to wyrzucenie matki i siostry z pałacu. Mogły wybrać taką posiadłość, jaką tylko chciały, nie obchodziło go to, byleby tylko nie mieszkały z nim pod jednym dachem. Miał dość kontroli matki i Alice, która panoszyła się po całym domu z wysoko podniesioną głową, zachowując się jak królowa, którą przecież nigdy nie będzie.
A Harry, on był najgorszy z nich wszystkich. Zachowywał się jak osoba, która nigdy nie brała udziału w uroczystym spotkaniu. Był nieokrzesany, wulgarny, pozbawiony taktu i szacunku do korony. Zachowywał się, jakby zjedzenie tego cholernego mięsa miało go zabić. Może później trochę przesadził i był za ostry. Raczej starał się panować nad swoimi emocjami i słowami, ale nikt nie wyprowadzał go z równowagi tak szybko, jak ten chłopak. Przeklinał w myślach swoją matkę i jej wybór. Wiedział, że Andrew potrafiłby się odpowiednio zachowywać i wolał cichego i uległego mężczyznę, który nie stawiałby się na każdym kroku, niż to, co otrzymał w prezencie od Królewskiej Rady. Oni wszyscy chcieli go chyba wykończyć, zmuszając go do ślubu ze Stylesem.
Nie miał zamiaru przepraszać za swoje słowa, ale wiedział, że posunięcie się do groźby, było nie w jego stylu i żałował tego. Gdy brunet zniknął mu z oczu, wiedział, że to nie wróży niczego dobrego. Z udawanym uśmiechem na ustach wyszedł z salonu, zostawiając na chwilę gości. Widział uchylone drzwi, więc miał pewność, że Harry opuścił dom. W ciemności trudno było cokolwiek dostrzec, szczególnie gdy deszcz zacinał prosto w twarz, ale skulona sylwetka klęcząca na trawie to musiał być ten, którego szukał.
– Panie, stało się coś? – jak zwykle Matthew znalazł się u jego boku z parasolem, który i tak pojawił się za późno. Był już przemoczony.
– Nie, poproś kogoś, żeby go przyprowadził dobrze? – wskazał głową Harry'ego, który wyglądał jak ktoś obłąkany.
– Zaraz kogoś tam wyślę.
Gdy weszli do środka, nie miał zamiaru wracać do gości. Ten wieczór już się dla niego skończył. Może on i Harry byli siebie warci, tak samo pogubieni, zmęczeni i zdradzeni przez swoich najbliższych.
– Przekaż gościom, że miałem ważny telefon i musiałem zająć się sprawami Królestwa – nie czekał na reakcję asystenta, wiedział, że Matthew wszystko za niego załatwi, a Styles trafi za chwilę do swojego pokoju.
Teraz gdy wspominał tamten wieczór, żałował, że pozwolił sobie na chwilę słabości. Nie powinien się tak odkrywać i uzewnętrzniać, szczególnie przy świadkach. Śniadanie zjadł w samotności, nie przepadał za tymi wspólnymi posiłkami z całą rodziną. Szczególnie teraz było to kłopotliwe, gdy nie wszyscy wiedzieli jeszcze, jak się do niego zwracać. Odkąd tylko pamiętali, był księciem, tym drugim, mniej istotnym elementem rodziny i nie narzekał. Do szczęścia nie potrzebował uwagi innych osób, tylko trochę spokoju.
Gdy wyszedł na dziedziniec, deszcz nadal zacinał, a w zimny wiatr potęgował tylko uczucie chłodu. Pamiętał, gdy jeszcze jako dzieci razem z rodzicami przyjeżdżali do Avolire. Z tym miejscem wiązały się jego najlepsze wspomnienia, gdy matka i ojciec chociaż na jedną, krótką chwilę zrzucali królewskie maski i stawali się tylko ich rodzicami. Ze swojego dzieciństwa nie pamiętał zbyt wiele takich momentów, zazwyczaj spędzał czas z guwernantkami i nianiami, które zajmowały się całą ich trójką. Już wtedy zrozumiał, że bycie królem oznacza samotność, a moment nałożenia korony na głowę, sprowadza tylko ciemność, która pogłębia się z momentem zajęcia tronu. Rzadko kiedy widział swoich rodziców szczęśliwych, zazwyczaj byli poważni, zajęci ważnymi sprawami, zamknięci w swoim świecie polityki. Nie chciał takiego życia, dlatego każdego dnia odczuwał wdzięczność, ponieważ był tym drugim, to nie on miał wziąć na swoje barki ten ciężar. A później wydarzyło się tak wiele i okazało się, że przeznaczenie zawsze dopadnie swoją ofiarę.
Tej nocy koszmary były jeszcze wyraźniejsze, wydawało mu się, że był na jakiejś ulicy, panował gwar, było zbyt wiele osób i samochodów. Nie znał tego miejsca, nigdy tam nie był, więc skąd ten obraz pojawił się w jego głowie? Wszystko potoczyło tak samo jak zawsze. Nastąpił huk, blask świateł, a później usłyszał przeraźliwy krzyk i obudził się właśnie z tym dźwiękiem na swoich ustach. Chciałby w końcu zrozumieć, dlaczego śni mu się coś takiego, ale przez lata nie zdradził swojego sekretu nikomu, nawet wiernemu Matthew.
Nie był miłośnikiem polowań, ale został wychowany w taki sposób, by je uwielbiać. Wiedział, że wczoraj przy stole Harry został złapany w pułapkę. Dziś podczas polowania wszyscy będą bacznie mu się przyglądać i oceniać, czy nadaje się do roli, która została dla niego wybrana. On też to przeżył jako młody książę, który bał się trzymać w swoich trzęsących dłoniach broń, ale musiał nacisnąć na spust.
Samochody podjechały i domyślał się pewnie, że Harry pomyśli, że są uprzywilejowanymi bogaczami, których nie dotyczą zasady. Miał pewnie trochę racji, rodzina królewska miała w swoim posiadaniu wiele samochodów, które były dość często wykorzystywane, gdy reszta społeczeństwa musiała sobie radzić raczej bez takich udogodnień. Wsiadł do pierwszego auta i postanowił poczekać na pozostałych w ciepłym wnętrzu pojazdu. Obserwował, jak jego wujkowie i zaprzyjaźnieni Lordowie wychodzą z zamku. Dla własnego dobra Harry powinien wsiąść do samochodu razem z nim, ale pech chciał, że Niall i Philip, zajęli wolne miejsca, a on nie miał zamiaru czekać na spóźnialskich.
– Podekscytowany? – Horan uśmiechnął się w jego stronę ze swojego miejsca na tylnym siedzeniu.
– Niespecjalnie – mruknął, prowadząc spokojnie. – Wiesz, że nie lubię polować w takim tłumie. Zwierzęta słyszą te głośne rozmowy i uciekają w popłochu.
– Nie pytałem o polowanie, wiem, że nie bawi cię taka rozrywka – Niall przesunął się tak, by znajdować się bliżej. – Za trzy dni twoja koronacja, będziesz mógł w końcu odpocząć.
– Myślę, że królowie odpoczywają dopiero po śmierci, ale masz rację, zostały tylko trzy dni do najważniejszego dnia w moim życiu – w jego głosie nie pobrzmiewała radość, a już tym bardziej nie ekscytacja.
– Co z Harrym? – Philip odezwał się po raz pierwszy, trafiając w punkt z niewygodnym dla niego pytaniem.
– Nie rozumiem, o co pytasz. Widziałeś go wczorajszego wieczora. Jest w dobrym zdrowiu – Philip i Niall byli najbardziej zaufanymi osobami, jakie miał w swoim życiu, ale nie miał ochoty rozmawiać z nimi o Harrym Stylesie.
– To prawda, wszyscy wczoraj widzieliśmy Harry'ego, ale nie to miałem na myśli – Philip oczywiście nie mógł odpuścić, znał go zbyt dobrze. – O waszych zaręczynach wie już cały świat, ale ty nie miałeś czasu, by poinformować nas o tym osobiście. Dowiedziałeś się czegoś więcej na jego temat?
– Przykro mi, że dowiedzieliście się z mediów, ale w ostatnim czasie naprawdę mam dużo obowiązków i zadań, którymi muszę zająć się osobiście – zerknął na kuzyna, który bacznie go obserwował. – Co o nim sądzicie? Macie jakieś spostrzeżenia lub uwagi po wczorajszym spotkaniu? – z chęcią dowiedziałby się czegoś więcej o tym nieustępliwym brunecie.
– Jego siostra jest naprawdę miła i dobrze wychowana, rozmawiałem z nią wczoraj i wydawała się nadzwyczaj uprzejma i zaznajomiona z dworską etykietą i protokołem – w głosie Philipa pobrzmiewało zdziwienie, którego sam zresztą nie ukrywał.
– Doprawdy?
– Tak – przytaknął zamyślony. – Była całkiem dobrym towarzyszem i kompanem do rozmowy, pomyślałem więc, że Harry powinien być chociaż trochę do niej podobny, przecież musieli być wychowywani w podobny sposób prawda?
– Zauważyłem, że wczoraj rozmawialiście i byliście dość blisko. Czyżby coś się zmieniło? – Niall uniósł jedną brew w rozbawieniu, ale w duchu liczył, że naprawdę Harry Styles okaże się kimś godnym zaufania. Louis stracił zbyt wiele, by ktokolwiek próbował odebrać mu coś jeszcze.
– Nie wiem, o czym mówisz. Między mną a Harrym nie ma niczego, co chociażby przypominałoby bliskość, więc niech nie zwiodą cię nasze słodkie uśmiechy i role, które odgrywamy publicznie – zatrzymał samochód i wysiadł z niego pospiesznie. Nie lubił bezczynnego siedzenia, doprowadzało go do szału i zmuszało do rozmyślania. Usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, a po chwili po obu jego stronach byli już towarzysze.
– Louis, czy naprawdę nie możemy już nic zrobić? Czy nie możesz wybrać kogoś innego? Andrew wydawał się stworzony do roli księcia – Niall mówił gorączkowo, ale wiedział, że decyzja zapadła już dawno temu, a oni nie mieli na nią żadnego wpływu.
–I ty i ja dobrze wiemy, że w tym temacie nie ma już nic więcej do zrobienia – poklepał przyjaciela po ramieniu, wiedząc, że ten troszczy się o niego aż za bardzo. – Harry będzie nieodłącznym elementem mojego życia i trzeba to zaakceptować. Wczorajszy wieczór był trudny, ale znośny.
– Tak, jak całe twoje życie, czyż nie? Trudne, ale znośne – Niall wpatrywał się w rozległe łąki i wzgórza rozciągające się przed nimi. Widok zapierał dech w piersiach za każdym, gdy się tu znajdowali. To miejsce porażało swoim pięknem i siłą.
– Harry się dostosuje, nie będzie miał innego wyjścia. Jeżeli wchodzi się do tej rodziny, zawsze trzeba się dopasować, porzucić własne pragnienia, osobowość, wolność. To najważniejsza zasada, którą trzeba dość szybko pojąć, a on nie jest głupi. Można powiedzieć o nim wszystko, ale Harry z pewnością nie jest głupi.
– Właśnie tego się obawiam Lou – Philip popatrzył w niebo, które w swej szarości przygnębiało ich z samego rana, nie dając nadziei na piękny, słoneczny dzień. – Harry jest za mądry.
Szczekanie psów przerwało ich rozmowę. Jak na zawołanie obrócili się w stronę nadchodzących mężczyzn. Wszyscy byli ubrani podobnie: w tweedowe marynarki, ciemne spodnie i wysokie skórzane buty. Stój Louisa nie różnił się za bardzo od tego, co mieli na sobie pozostali uczestnicy polowania. Miało być wygodnie i ciepło. Nic poza tym się nie liczyło, kiedy znajdowali się w takim miejscu, jak to, gdzie wiatr był jeszcze silniejszy i zimniejszy, a deszcz zacinał prosto w twarz. Louis był pewien, że gdy wrócą do zamku, będą przemoczeni i zmarznięci. Oczywiście rozdzielają się na kilka grup, a psy biegną przodem, nie czekając na nikogo, w takiej chwili są swoimi panami i nie interesuje ich nikt inny. Louis zazdrości im za każdym razem. Wiedział, że gdzieś tam z tyłu był Harry. Musiał być, ponieważ nie pozwoliłby mu zignorować swojego zaproszenia, ale nie obchodziło go to, ktoś na pewno się nim zajął.
Cieszył się, że miał u swego boku Nialla i Philipa, przynajmniej w tym czasie mógł być sobą i rozmawiać swobodnie bez ukrywania swoich planów i zamiarów. Machnięciem ręki oddalił służbę, nie chcąc, by ktokolwiek szedł z nimi. Niall dostatecznie dobrze znał się na polowaniu, by nie była potrzebna im żadna pomoc.
– Słyszałem, że wybrałeś już osobistego asystenta dla swojego męża – zagadnął Horan, gdy wspinali się na niewielkie wzniesienie, chcąc rozejrzeć się po całym terenie.
– Słucham? – obrócił się gwałtownie w stronę przyjaciela, który akurat patrzył przez lornetkę, szukając potencjalnej ofiary.
– Henry Edevane, asystent twojego przyszłego małżonka – wyjaśnił, spoglądając na króla. – Wybrałeś go prawda?
– Nie miałem pojęcia, że ktoś został wybrany – sapnął ze złością, ruszając nerwowym krokiem przez siebie. – Moja matka po raz kolejny knuje za moimi plecami. To się nigdy nie skończy, dopóki nie odetnę jej od wszystkich wpływowych osób w pałacu. Kim jest ten Edevane? Znamy go?
– To jakiś przyjaciel rodziny Styles. Nie łączy ich żadne pokrewieństwo, ale od pokoleń ich rodziny są blisko – Philip najwyraźniej również wiedział o wszystkim.
– I matka na to przystała? Pozwoliła, by ktoś kto sprzyja tej rodzinie był w pałacu? – czuł, jak rośnie w nim gniew i złość. Miał dość decyzji, które zapadały poza jego wiedzą. To on powinien zdecydować, kto będzie asystentem Harry'ego, a teraz miał w swoim domu kolejną osobę, która będzie szpiegować.
– Z tego co wiemy, królowa nie była zadowolona, ale musiała się zgodzić. Rodzina Harry'ego na to nalegała. Jako powód podawali to, że Harry będzie w pałacu zupełnie sam, bez żadnej przyjaznej duszy, a dzięki Henry'emu szybciej się zaaklimatyzuje.
– Dzisiaj i tak niczego nie upolujemy, ten przeklęty deszcz sprawia, że niczego nie widać. Marnujemy tylko czas – był wściekły i miał ochotę tylko wyżyć się na kimś. – Obserwujcie tego całego Henry'ego, chcę wiedzieć o nim wszystko i niech Matthew i reszta sekretarzy ma na niego oko.
– Oczywiście, nie pozwolimy, by cokolwiek działo się bez twojej wiedzy – zapewnił Niall, kierując się w dół zbocza. – Masz rację, że ten dzień jest skazany na porażkę, chyba powinniśmy kierować się w stronę... – urwał, gdy dźwięk wystrzału przeszył martwą ciszę. – Cholera, komuś się udało?
– Najwidoczniej, chyba, że ktoś postanowił pozbyć się Harry'ego – Louis obrócił się na pięcie, ignorując nerwowy śmiech Philipa, który najwyraźniej nie wiedział, jak skomentować te słowa.
– Lepiej nie, bo to mogłoby doprowadzić do małego skandalu – Niall dogonił go i zarzucił mu rękę na ramię. – Jeśli ma umierać, to po ślubie dobrze? Wtedy będziesz przynajmniej wdowcem.
– Niall nie przesadzaj – w głosie Philipa pobrzmiewała nagana, ale Louis roześmiał się, zrzucając rękę przyjaciela ze swojego ciała. – Louis, jeżeli mogę doradzić w delikatnej kwestii – poczekał, aż szatyn skinął lekko głową, po czym kontynuował. – Spróbuj porozmawiać z Harrym. Żaden z nas go nie zna, opieramy się na plotkach albo faktach wyszperanych o nim w sieci. Na temat każdego z nas można powiedzieć coś mało pochlebnego, więc nie powinniśmy oceniać kogoś w ten sposób. Wiem, że rodzina z jakiej pochodzi, przekreśla go w pewien sposób i nie można darzyć go zaufaniem, ale może warto dać mu szansę i wyrobić sobie opinię na jego temat po rozmowie i wspólnie spędzonym czasie. Zostaniecie małżeństwem i chociaż wiem, że to nie jest twoja wola i decyzja, to nie mamy na to wpływu. Tak się po prostu stanie i chciałbym, żebyś był szczęśliwy w tym małżeństwie. Jeśli to nie będzie twoja miłość, to może chociaż przyjaźń? Harry może być kimkolwiek, byleby nie okazał się twoim wrogiem dobrze?
Szli w ciszy, kierując się w stronę, z której dobiegł dźwięk wystrzału. Domyślał się, że zanim tam dotrą, pewnie nikogo nie będzie i po prostu wrócą do pałacu. Analizował w głowie słowa kuzyna, który zawsze dawał mu najlepsze rady. Philip był jego najbliższą rodziną, wychowywali się razem, dorastali i miał nadzieję, że ich drogi nigdy się nie rozejdą. To co powiedział, nie było przyjemne, ale wiedział, że prawdziwe. Musiał poznać Harry'ego i dać mu jakąkolwiek szansę, w przeciwnym razie będzie tkwił w małżeństwie z mężczyzną, który będzie go nienawidził i wbije mu nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie. Był królem, nie mógł sobie na to pozwolić, więc zaakceptował radę Philipa i postanowił, że spróbuje dać Harry'emu szansę, ale nadal będzie trzymał go na dystans.
– Dzięki Phil, doceniam to, że się o mnie troszczysz i przemyślę to, co powiedziałeś – dotarli do samochodu i tak jak oczekiwał, nikogo tam nie było. – Chyba polowanie już się skończyło. Wracajmy, jesteśmy przemoczeni, mam ochotę tylko na coś rozgrzewającego do picia.
– Mówiąc rozgrzewającego, masz na myśli procenty prawda? – Niall wskoczył do samochodu, tym razem na siedzenie kierowcy, nie dając Louisowi większego wyboru.
– Alkohol przed obiadem? Niall, nie poznaje cię – rozsiadł się wygodnie, przysłuchując żartom swoich przyjaciół, którzy rozprawiali o tym, czego napiją się po powrocie i jak ukryją to przed królową.
Nie miał serca przypominać im, że teraz nie muszą już ukrywać się przed jego matką, ponieważ jedyną osobą, która ma prawo ich zbesztać za niewłaściwe zachowanie, był on sam. Zastanawiał się, kto wypatrzył i skutecznie trafił swoją ofiarę podczas polowania i co w tym czasie robił Harry. Jeśli miał być szczery, nie zależało mu na tym, by Styles uczestniczył w polowaniu. Zdawał sobie sprawę, że dla osoby, która nie je mięsa, to musiało być traumatyczne przeżycie. Wczoraj zachował się okrutnie i był tego świadom, ale dziś po usłyszeniu tego, co powiedział mu Philip, wiedział, że musiał wyciągnąć do mężczyzny dłoń. Miał zamiar to zrobić, gdy tylko wrócą do zamku. Mógł nie pochwalać stylu bycia Harry'ego, tego jak się zachowywał i jakim był człowiekiem, ale lepiej było mieć go po swojej stronie.
Wychodząc z samochodu śmiali się z opowieści Nialla o ostatnim spotkaniu z córką hrabiego Trivell. Jako jedyny syn Lorda Horana znajdował się dość wysoko na liście kawalerów do wzięcia, więc wiele młodych kobiet ostrzyło sobie na niego pazury. Patrząc na przyjaciela, który musiał odmawiać kolejnych spotkań, zaczynał sądzić, że może wybór Harry'ego wcale nie był taki zły. Owszem to nie on zadecydował, ale przynajmniej nie musiał się zbyt długo użerać z irytującymi mężczyznami, którzy pewnie zrobiliby wszystko, by zostać jego małżonkiem. Może był szczęściarzem, mając Harry'ego, nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Drzwi otworzyły się przed nimi i przyjemne ciepło otuliło ich, gdy tylko przekroczyli próg. Marzył o gorącej kąpieli i szklaneczce whisky przed obiadem, ale najwyraźniej coś się stało, ponieważ Matthew kierował się w jego stronę szybkim krokiem,
– Co się dzieje? – odszedł od przyjaciół, by dowiedzieć się, co złego mogło wydarzyć się podczas jego krótkiej nieobecności w zamku. Z doświadczenia wiedział, że do upadku królestwa wystarczyło kilka minut, gdy zabrały się za to odpowiednie osoby.
– Mój Panie – głos Matthew brzmiał poważnie i chociaż mężczyzna zawsze utrzymywał pewną pozę, teraz coś się wydarzyło. – Podczas polowania miało miejsce pewne zdarzenie.
– Jakiego typu zdarzenie? – obrócił się plecami do wścibskich spojrzeń swoich przyjaciół i gości, którzy akurat pojawili się w holu.
– Grupa, w której był pan Styles, miała to szczęście, że udało im się oddać skuteczny strzał. Niestety doszło do tego w niefortunnych okolicznościach. Pan Styles podobno przez cały czas trzymał się na uboczu, nie rozmawiał z nikim, raczej podziwiał okolicę, robił zdjęcia, zbierał kwiaty. Unikał towarzystwa pozostałych lordów i gości. W pewnym momencie oddalił się dość mocno od grupy i wtedy pojawiła się łania. Podeszła do Pana Stylesa, on wyciągnął w jej stronę dłoń, pewnie chciał ją dotknąć, ale w tym momencie padł strzał. Podobno kula przeszła obok dłoni Pana Stylesa.
– Kto? – Mattthew wiedział, że padnie to pytanie, ponieważ błyskawicznie padła odpowiedź.
– Lord Edrian. Pan Styles jest teraz u siebie, jest w szoku, nikogo nie wpuszcza do swojego pokoju.
– Dobrze – myślał o tym, co powinien zrobić w pierwszej kolejności. Dla niego to mogła być zwyczajna sytuacja, ale dla Harry'ego to musiał być koszmar, który wydarzył się dosłownie na jego oczach. – Pójdę do niego, a za pół godziny przyślij do mojego gabinetu Lorda Edriana.
– Panie, to nie wszystko – Matthew wyglądał na winnego, a przecież to nie on był twórcą tej katastrofy. – Łania, która została zabita, była pod ochroną, to gatunek zagrożony. Najwidoczniej musiała przekroczyć granicę rezerwatu i dotarła na nasze ziemię. Nikt o tym nie wiedział poza Panem Stylesem. Jeśli informacja o tym wyjdzie poza nasze grono, prasa nie dam nam żyć.
– Świetnie – nerwowo zacisnął pięści, starając się pohamować swój gniew, który narastał z każdą chwilą, grożąc wybuchem.
– Wasza Wysokość, twój przyszły małżonek to słabiutka istotka, histeryzuje na widok odrobiny krwi – rozbawiony głos Lorda Edriana wzbudził w nim wściekłość.
– Lordzie Edrianie, zapewniam, że porozmawiamy na ten temat i będziesz mógł przekazać mi swoją wersję wydarzeń, które miały miejsce. Teraz pozwól, że porozmawiam z moim narzeczonym i dowiem się, kto jest słabą istotką.
Nie czekając na reakcję podstarzałego Lorda, wszedł po schodach na piętro, zastanawiając się, co do cholery ma zrobić z Harrym w tej sytuacji. Obawiał się, co może zastać w sypialni Stylesa. Miał nadzieję, że obędzie się bez łez i krzyków, nie radził sobie zbyt dobrze z takimi gwałtownymi emocjami. Zapukał raz i otworzył drzwi bez pozwolenia. W środku panowała cisza, a Harry stał przy oknie, wpatrując się w widok rozciągający się przed nim. Odchrząknął cicho, ale nie spotkało się to z żadną reakcją.
– Słyszałem, co się stało podczas polowania – podszedł i stanął obok Harry'ego, który nadal uparcie go ignorował. – Przykro mi, że byłeś świadkiem takiej sceny. Rozumiem, że musisz być w szoku – naprawdę starał się być delikatny, chociaż nie potrafił nikogo pocieszyć.
– Jest ci przykro? – ciche prychnięcie było niespodziewane, ale nie oczekiwał ze strony Stylesa żadnych pozytywnych emocji. – Wyobraź sobie, że odczuwam wiele, ale z pewnością nie powiedziałbym, że jest mi przykro.
– Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę żałuję, że byłeś świadkiem takiej sceny – oparł się o parapet, stając przodem do bruneta, który unikał jego wzroku.
– Żałujesz, że to nie ty ją zabiłeś, prawda? Jesteś takim samym mordercą jak ta banda zgrzybiałych bogaczy, która czerpie rozrywkę z zabijania słabszych, niewinnych istot – warknął ze złością, ale jeśli Louis chociaż trochę znał się na ludziach, dość szybko wywnioskował, że Harry po prostu cierpi i stara sobie poradzić z całą sytuacją.
– Nie jestem miłośnikiem polowań, chociaż nie będę przed tobą ukrywał, że biorę w nich udział regularnie, odkąd skończyłem osiem lat. Tak zostałem wychowany – starał się trzyma rady, którą dał mu Philip. Chciał poznać Harry'ego, wyciągnąć w jego stronę dłoń, chociaż przychodziło mu to z wielkim trudem. Był zamknięty w sobie, unikał bliskości i ludzi, których nie znał. – Posłuchaj, wiem, że masz swoje zasady i podziwiam to, ale musisz zrozumieć, że życie w mojej rodzinie nie jest łatwe i będziesz musiał robić rzeczy, które są sprzeczne z tym, co czujesz i w co wierzysz. Tylko tak przetrwasz.
– Ona była taka piękna, podeszła do mnie z ufnością i prawie ją dotknąłem, a później w jednej chwili całe życie zniknęło z jej oczu i była martwa – zielone tęczówki spojrzały na niego ze smutkiem i złością. Harry nie ukrywał swoich emocji, był otwartą księgą w chwili, gdy Louis otaczał się szczelnymi murami. – Kazali ci tu przyjść? Nie potrzebuje twojego pocieszenia i współczucia. Jesteś ostatnią osobą, od której chciałbym to otrzymać.
– Nikt nie może mi niczego kazać, to ja tutaj rządzę Harry. Przyszedłem tu z własnej woli, ponieważ chciałem zobaczyć, jak się czujesz – nie wiedział, ile razy będzie musiał to powtórzyć, powoli miał dość tej rozmowy. On i Harry byli jak ogień i woda, różniło ich niemal wszystko.
– I zobaczyłeś. Wszystko jest w porządku, możesz już sobie iść i zostawić mnie na cały dzień. Mam nadzieję, że ten przeklęty weekend dobiegnie jak najszybciej do końca i będę mógł wrócić do swojego domu – mężczyzna odsunął się i usiadł na fotelu przy kominku. Louis z chęcią zrobiłby to samo, szczególnie teraz, kiedy uwiadomił sobie, że ma na sobie mokre ubrania, które nieprzyjemnie przyklejały się do skóry.
– Posłuchaj Harry, jeśli mógłbym coś dla ciebie zrobić, po prostu powiedz.
– Słucham? Czy dobrze rozumiem?
– Co takiego? – westchnął, podchodząc bliżej, zatrzymując się przy drugim fotelu. Stanął za nim, odgradzając się od Harry'ego.
– Chcesz kupić moje milczenie prawda? Doskonale zdajecie sobie sprawę, że to co się stało, było niezgodne z obowiązującym prawem i jeśli prasa dowiedziałaby się o tym, musielibyście się z tego tłumaczyć. A przecież twoja koronacja jest tak blisko, to byłby niepotrzebny skandal.
Umysł Harry'ego okazał się doskonały, ale to nie cieszyło Louisa. Zrozumiał, że będzie miał przy swoim boku człowieka, który w ciągu kilku sekund potrafi wyciągnąć stosowne wnioski i dokonać właściwej dedukcji. Jeśli Harry zacząłby knuć wraz z przeciwnikami korony, miałby szpiega i żmiję w swoim własnym domu. Nie mógł do tego dopuścić.
– Chcę po prostu dać mojemu narzeczonemu prezent i może – zamilkł na chwilę, ponieważ te słowo nie chciało mu przejść przez gardło. Nigdy nie musiał tego robić, ale teraz powinien się poniżyć. Obiecał sobie, że to pierwszy i ostatni raz – i może chciałbym przeprosić za wczorajszą kolację i to, że musiałeś brać udział w polowaniu. Wiem, że nie zgadzamy się we wszystkim, ale nie chciałbym, żebyśmy darzyli się nienawiścią. Dam ci wszystko, czego zapragniesz Harry, po prostu powiedz – nie uśmiechał się, nie był w stanie tego zrobić, szczególnie teraz, gdy zauważył kpiący uśmieszek na twarzy Stylesa. Nie tylko on grał w grę, Harry również przesuwał swoje pionki po planszy, starannie planując każdy ruch.
– Wszystko? – upewnił się, uśmiechając się z zadowoleniem.
– Jeśli tylko będę w stanie – zaczynał żałować swoich słów. Obawiał się, co może paść z przeklętych ust narzeczonego. Przeklęty Philip i jego rady.
– Chciałbym, żeby Lord Edrian stracił głowę. Czy jesteś w stanie to zrobić Wasza Wysokość? – słodki ton przeczył okrutnym słowom, które zostały wypowiedziane. To był Harry Styles, który płakał nad łanią, ale prosił o głowę człowieka na srebrnej tacy.
– Niestety nie, ale doceniam twoją pomysłowość. Czy jest coś jeszcze, co mógłbym dla ciebie zrobić? – miał nadzieję, że nie. Chciał stąd wyjść i porozmawiać z Lordem, który był sprawcą tego całego zamieszania.
– W zasadzie tak i to będzie idealny prezent mój Panie – gdy inni tytułowali go czuł, że go szanują, ale gdy mówił to Harry, wydawało mu się, że jest obrażany. – Chciałbym, żebyś objął patronatem i wsparciem Królewskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt.
– Naprawdę? To jest to, o co prosisz? Nie wolałbyś samochodu, zegarka, nowego domu?
– To jest to, o co proszę i wierzę, że jako przyszły władca tego królestwa odpowiednio zatroszczysz się o swoich najbardziej niewinnych poddanych – uśmiech Harry'ego był zimny i nie docierał do zielonych oczu, które posyłały w jego stronę mrożące krew w żyłach spojrzenie. Mógł przystać na taką prośbę. Jako król wspierał wiele towarzystw, to nie byłoby nic wielkiego.
– A więc dobrze, niech tak będzie. Oto mój prezent dla ciebie Harry i mam nadzieję, że jakoś umili ci ten nieszczęsny dzień i wymaże okropne wspomnienia – ruszył powoli w stronę drzwi, wypuszczając z ust ciężki oddech.
– Wolałbym głowę Lorda, ale zadowolę się tym prezentem – lekki głos Stylesa wcale nie był przyjemny dla ucha, oznaczał tylko jedno, Harry właśnie zrozumiał, że wiedza to władza, a w rodzinie królewskiej posiadanie pewnych informacji dawało ogromną władzę nawet nad samym królem. – Chociaż Wasza Wysokość, czy możesz odpowiedzieć mi na jeszcze jedno pytanie?
– Co takiego chcesz wiedzieć? – trzymał dłoń na klamce, gotowy do opuszczenia tego pokoju. Miał nadzieję, że nie będzie musiał rozmawiać z Harrym do końca tego weekendu.
– Jeżeli podobno nie lubisz polowań, to co takiego lubisz robić?
– Co lubię robić? – zastanawiał się, jaka odpowiedź będzie najbardziej nieszkodliwa i zgodna z prawdą – Strzelać z łuku, w wolnym czasie lubię strzelać z łuku. A ty powinieneś stać, kiedy ze mną rozmawiasz. Zapamiętaj na przyszłość.
Wyszedł z pokoju i ruszył szybko do swojego gabinetu. Wiedział, że kazał na siebie dość długo czekać, ale nie obchodziło go to. Lord mógł spędzić trochę czasu w niepewności, dlaczego został wezwany. Drzwi zostały przed nim otwarte, a Lord Edrian poderwał się z miejsca, kłaniając się.
– Wasza Wysokość – mężczyzna wyglądał na zaniepokojonego zaistniałą sytuacją – spóźniłeś się trochę.
– Cóż, z tego co wiem, król nigdy się nie spóźnia, więc nie wiem, co masz na myśli Lordzie Edrianie. A teraz przejdźmy do rzeczy – usiadł po drugiej stronie biurka i zauważył, że mężczyzna również chciał zająć miejsce, ale zacmokał z niezadowolenie i pokręcił głową. – Nie. Proszę, żebyś stał. Ta rozmowa nie zajmie tyle czas, byś musiał siadać – założył nogę na nogę, zajmując nonszalancką pozę, zanim wbił swój wzrok w mężczyznę. – Lordzie Edrianie słyszałem, że omal nie postrzeliłeś mojego narzeczonego podczas polowania.
– Panie! – gorączkowy krzyk przerwał mu w pół zdanie.
– Nie, nie. Proszę nie przerywać, teraz ja mówię. Takie zachowanie mógłbym uznać co najmniej za akt zdrady lub zaplanowany zamach. Naprawdę nie chciałbym zostać zmuszony do poczynienia pewnych kroków, by zapewnić bezpieczeństwo mojej rodzinie. Widzisz Edrianie – celowo pominął tytuł mężczyzny, wiedział, że zostało to zauważone – Pan Styles, którego określiłeś ostatnio słowem istotka, jest dla mnie niesamowicie ważny. Myślę, że nie ma nikogo, kto byłby dla mnie ważniejszy w tej chwili, a jak wiesz, troszczę się o to, co moje, więc chyba powinienem ukarać osobę, która doprowadziła mojego narzeczonego do łez. Co o tym sądzisz?
– P–panie – starszy mężczyzna zająknął się, a jego twarz kolorem przypominała teraz dojrzałego pomidora.
– Cieszę się, że się zgadzamy Edrianie. Pomyślałem, że na początek przeprosisz Pana Stylesa i poprosisz o wybaczenie twojego niedopuszczalnego zachowania. Później wyjaśnisz, że musisz coś pilnie załatwić w swoim domu i opuścisz nas bez zbędnego zamieszania. A na koniec ja w całej swojej łaskawości z przyjemnością przyjmę od ciebie tę uroczą, letnią posiadłość, którą zwykłeś tak zachwalać. Czy chciałbyś coś dodać? – wstał i z zadowoleniem zauważył, że mężczyzna trzęsie się ze strachu i ze złości.
– Nie Panie. Dziękuję za Twą wspaniałomyślność.
– Cudownie, wiedziałem, że zrozumiemy się od razu – popatrzył na Lorda, który nie kwapił się do wyjścia, chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, ale Louis nie miał zamiaru go słuchać. – Cóż, gdybyś mógł – machnął dłonią w stronę drzwi i zajął się jakimiś dokumentami. Nie wiedział nawet, co czyta, ale to nie było teraz istotne. Pokazał swoją władzę, podkreślił, że Harry jest dla niego ważny i że są po tej samej stronie i co najważniejsze, uświadomił mężczyźnie, że posiada realną władzę i nie zawaha się jej wykorzystać.
To był ciężki dzień, a przecież jeszcze nie dobiegł końca. Zastanawiał się, co Lord powie swoim bliskim, co pomyśli Harry, gdy zostanie przeproszony i najważniejsze, jak przebiegnie kolacja tego wieczoru. Był pewien, że przy stole nie zabraknie emocji i z pewnością ktoś ponownie będzie knuł i spiskował za jego plecami. Pytanie tylko, kto to będzie tym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top