Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dziewiętnasty
Siedział na swoim stałym miejscu i patrzył na rozmówcę, który gorączkowo gratulował mu koronacji. Podziękował za pierwszym razem, teraz nie miał zamiaru się powtarzać. Zastanawiał się, kiedy w końcu zostanie dopuszczony do głosu, w końcu to on był tutaj gospodarzem. Odchrząknął cicho, acz znacząco, by zwrócić na siebie uwagę. Milczenie zdecydowanie było cnotą, którą cenił sobie najbardziej.
– Lordzie Goodwin – wtrącił, gdy starszy mężczyzna chciał zaczerpnąć tchu. – Czy są jakieś ważne sprawy, o którym powinienem zostać poinformowany przez Pana osobiście?
– Cóż – Przewodniczący Rady Królewskiej speszył się i chyba w końcu zrozumiał, że jego żałosna paplanina nie była godna osoby piastującej tak ważne stanowisko. – Miałem przekazać Waszej Wysokości najszczersze życzenia z powodu koronacji i zapewnić pełne wsparcie Rady Królewskiej.
Gdyby mógł, prychnąłby wzgardliwie na te słowa. Lord Goodwin i cała rada nie potrafiłaby zachowywać się szczerze, nawet gdyby ktoś groził im śmiercią. Te podstępne żmije były zbyt cwane i za mocno troszczyły się tylko o swój dobrobyt, by zainteresować się kimkolwiek innym, nawet jeżeli w tym wypadku chodziło o króla. Wiedział, że mężczyzna chce dodać coś jeszcze, ponieważ jego zaczerwieniona, pomarszczona twarz z pewnością zwiastowała kolejną, irytującą informację, jaka miała nadejść.
– Czy coś jeszcze? Jak mniemam, Rada Królewska ma bardzo dużo pracy i nasze spotkanie powinno dotyczyć jakiejś istotnej kwestii – wiedział, że wszyscy traktują go jak rozkapryszonego dzieciaka, który nagle dostał od losu trochę władzy. Koronacja niczego w tym względzie nie zmieniła, a on nadal miał zamiar kontynuować swoją grę w głupiutkiego króla. W ten sposób mógł dowiedzieć się dużo więcej na temat funkcjonowania królestwa i jego najważniejszych organów.
– Rada chciałaby dowiedzieć się, jak radzi sobie Pan Styles i czy jego wybór jest aby słuszny.
– Lordzie Goodwin stąpa Pan po niezwykle cienkim lodzie – ostrzegł, patrząc beznamiętnie na mężczyznę. – Myślałem, że wybór małżonka należy do mnie. Podjąłem już decyzję, więc doprawdy nie rozumiem, dlaczego po raz kolejny chce Pan odwieźć mnie od małżeństwa z Panem Stylesem, który radzi sobie doskonale.
– Wszyscy wiemy, że Królowa matka...
– Nie chce Pan kończyć tego zdania, zapewniam Pana – przerwał mu niekulturalnie, ale nie chciał wysłuchiwać, jak to jego matka dokonała wyboru, a on się dostosował, ponieważ taka była jego rola. Tym, co wywoływało największą złość, był sam fakt, że musiał bronić Harry'ego, udawać, że jest zadowolony z tego, że zostaną małżeństwem i że brunet radził sobie dobrze z nową rolą. To wszystko było stekiem kłamstw, które ciążyły mu coraz bardziej, a przecież miało być tylko gorzej.
– Panie nie to miałem na myśli. Cała Rada szanuje Pana Stylesa i aprobuje jego wybór na królewskiego małżonka, po prostu obawiamy się jego pochodzenia i rodzinnych koneksji, które mogą mieć wpływ na Królestwo i Waszą Wysokość.
– Te obawy są bezpodstawne, mogę zapewnić Pana i całą Radę, że Pan Styles jest naszym sprzymierzeńcem i poprze każdą sprawę. Radzę też nie zapominać, że to ja jestem królem i to ja będę podejmował decyzję, a nie Pan Styles czy Królowa matka. Właśnie to proszę przekazać wszystkim członkom Rady. A teraz myślę, że spotkanie dobiegło końca – drzwi otworzyły się i to był wyraźny znak, by polityk opuścił salę audiencyjną.
– Wasza Wysokość – ukłon, trzy kroki w tył, a po chwili mężczyzny już nie było.
– Lord Horan – drzwi otworzyły się i do środka wszedł Niall. Wyjątkowo nie uśmiechał się, więc coś musiało się wydarzyć. Tak jakby jedno okropne spotkanie nie było wystarczające.
– Wasza Wysokość – przyjaciel ukłonił się, nim podszedł do niego i oparł się o parapet przy którym stał. – Cześć, widziałem wściekłego Goodwina, który wychodził z tej sali. Spotkanie nie przebiegło pomyślnie?
– Ja i Lord Goodwin nie pałamy do siebie sympatią, ale cały czas myślę o tym, że Rada nienawidzi Harry'ego. Byłem pewny, że uknuli ten ślub razem z moją matką, ale teraz po każdej rozmowie z przewodniczącym, jestem przekonany, że to ona wymusiła na nich tę decyzję i że to ona samodzielnie wybrała Stylesa. Nie wiem tylko dlaczego i jak zmusiła do poparcia swojego wyboru tych wszystkich przemądrzałych, zakonserwowanych staruszków.
– Nienawidzą Stylesa? Dlaczego? – Niall zmarszczył brwi, przyglądając mu się ze zdziwieniem. – Nie żebym go lubił czy znał, ale wydaję mi się, że nie mają chyba powodu żeby go nienawidzić.
– On cały czas mówi o rodzinnych powiązaniach, wie więcej od nas, tego jestem pewny. Moja matka coś ukrywa, coś bardzo istotnego, co nie spodobało się radzie, dlatego Goodwin cały czas stara się odwieźć mnie od tego małżeństwa.
– To niepokojące, twoja matka i rada zawsze działali razem i byli jednomyślni. Harry musi mieć coś, co zmusiło ją do przeciwstawienia się tym zgorzkniałym, rządnym władzy staruszkom i to chyba powinno nas przerażać Lou. Jeżeli okaże się, że Harry nie jest przypadkowym wyborem i jest cenny, będziesz musiał mieć go po swojej stronie. W innym wypadku zyskasz kolejnego wroga, który zawsze będzie czaił się za twoimi plecami.
– Myślisz, że tegoroczna zima będzie trwała dłużej niż ta ostatnia? – zapytał nagle, zmieniając temat. Wiedział, że przyjaciel ma rację, ale nie mógł teraz o tym myśleć. Chciał chociaż przez chwilę poudawać, że nadal mogą rozmawiać o czymś tak błahym jak pogoda, chociaż w tym świecie nawet pogoda nie była lekceważona.
– Mamy wiosnę Lou, pierwszy raz od dłuższego czasu wydaje się, że cztery pory roku mogły powrócić, więc cieszmy się z tego, że od czasu do czasu pada deszcz i że wszystko dookoła pachnie świeżością i życiem, które się rodzi. Nie wiem, dlaczego tak lubisz zimę, ale może tego roku jest nadzieja na śnieg. Kto wie, jeśli spadł deszcz, dlaczego nie miałoby być śniegu? – Horan wzruszył ramionami, uśmiechając się swoim ciepłym uśmiechem, który zawsze dawał mu niewytłumaczalną nadzieję na to, że rzeczywiście wszystko może się zdarzyć. – Może twoja koronacja rozpoczęła nową historię, może teraz wszystko się zmieni. Życie składa się z serii niewytłumaczalnych wydarzeń, które nieoczekiwanie składają się w poukładaną historię. Jakoś tak mówił ten nauczyciel filozofii, który ciągle śmierdział burbonem, prawda?
–Za każdym razem, gdy pomyślę, że powiedziałeś coś mądrego, ty psujesz to w jednej chwili – szatyn roześmiał się z oburzonej miny przyjaciela, który poklepał go po ramieniu, odsuwając się od okna.
– Taki mój urok – wzruszył ramionami, wciskając dłonie do kieszeni. Niall Horan był uosobieniem nonszalancji i klasy, Louis zazdrościł mu tego od dnia, gdy się poznali. – Posłuchaj, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, zrozumiałem przekaz, ale może mógłbym wyciągnąć jakieś informacje od któregoś ze Stylesów? Wiesz, że jestem doskonałym szpiegiem.
– Od którego? Harry ci nie zaufa, wie, że jesteśmy przyjaciółmi. Jego ojciec wydaje się jednym z tych nadętych, mrukliwych typów, którzy wypowiadają maksymalnie trzy zdania w ciągu całego dnia. – Louis zastanawiał się, po kim Harry miał taką osobowość, nie znał go, ale na pierwszy rzut oka widać było, że jest raczej pogodną osobą, którą nie bardzo interesują zasady i konwenanse. – Widziałeś Panią Styles? To jedna z tych harpii, które przejrzą cię w sekundę i rzucą ci się do gardła. Wydaje mi się, że nawet mój drogi narzeczony się jej obawia. I została nam Gemma? Chyba tak ma na imię jego siostra. Nie rozmawiałem z nią, widziałem, że podczas kolacji w zamku siedziała obok Philipa, więc może on wie na jej temat trochę więcej. W tej rodzinie nie ma nikogo normalnego.
– Myślę, że mogę porozmawiać z Gemmą – zaproponował lekko, tak jakby rozmawiali o herbacie.
– Doprawdy? Znasz ją? Rozmawialiście podczas tamtego weekendu? – zmrużył oczy, przypatrując mu się uważnie. Niall słynął z tego, że był casanovą i łamaczem damskich serc. Ostatnie, co było mu teraz potrzebne, to wściekły Harry, ponieważ jego siostra nagle zakochała się w Horanie, któremu związki były taki obce, jak Louisowi wolność.
– Oczywiście, że nie. Uspokój się Louis, nie mam zamiaru z nią romansować, ale mogę być uprzejmy prawda? Jeśli jest tak bystra jak Harry, owinę ją wokół palca w ciągu jednej rozmowy i dowiemy się, co takiego ukrywają Stylesowie i dlaczego tak bardzo chcą się wżenić w twoją rodzinę.
– Dobrze, możesz działać, ale zachowuj się proszę i oczywiście nasza rozmowa nie miała miejsca – wiedział, że ściany mają uszy, szczególnie w tym miejscu, ale rozmawiali przyciszonym tonem i raczej nikt nie mógł ich usłyszeć, szczególnie, że przebywali przecież w sali audiencyjnej, do której nie mógł wejść każdy.
– Oczywiście, jeśli tylko się czegoś dowiem, pojawię się w pałacu z wizytą.
– Już i tak jesteś tu częstym gościem. Moja mama zacznie podejrzewać, że coś knujemy, jeśli będziesz pojawiał się regularnie – dźwięk silnika przyciągnął ich ponownie do okna, przez które wyjrzeli zainteresowani tym, kto pojawił się w pałacu. – Co on tu robi? – obserwowali Harry'ego, który otworzył drzwi z rozmachem, uderzając kierowcę, który nie zdążył się odsunąć. Nie trzeba było patrzeć zbyt długo, by zauważyć, że mężczyzna jest wzburzony.
– Słyszałem, że Twoja matka zmusiła go do przeprowadzki i rzucenia pracy. Nie sądziłem, że wprowadzi się już dziś, ale najwidoczniej nie zostawiła mu wyboru.
– Mówisz mi to dopiero teraz? – obrócił się szybko w stronę Nialla, który wyglądał na tylko trochę winnego zatajenia tych informacji i zatrzymania ich dla siebie na tak długo. – Czy ona postradała rozum? Myślałem, że będę miał spokój chociaż na kilka dni, ale oczywiście nawet po mojej koronacji wszystko odbywa się za moimi plecami. Dlaczego go tu ściągnęła? – mówił sam do siebie, ale ku jego zaskoczeniu przyjaciel znał odpowiedź na to pytanie.
– Podobno Harry ma uczyć się etykiety i przygotowywać do przyjęcia swojej nowej roli. Twoja matka, zadecydowała, że jego praca jest niegodna królewskiego małżonka i za jego plecami skontaktowała się z zarządem. Harry został zwolniony w trybie natychmiastowym – jak zwykle Horan był skarbnicą wszelakich informacji.
– Cudownie i to ja będę musiał znosić jego humorki i całą wściekłość. Tylko tego było mi trzeba, obrażony i sfrustrowany narzeczony w moim domu – westchnął i skierował się w stronę drzwi. Najlepszym pomysłem byłoby teraz ukrycie się gdzieś, gdzie nikt nie mógłby go znaleźć, ale dawno temu zrozumiał, że król nie może uciekać od problemów, ponieważ one i tak go dogonią. – Do zobaczenia Lordzie Horan – pożegnał się oficjalnie, nawet nie odwracając się do przyjaciela.
– Do widzenia Wasza Wysokość.
***
Do konfrontacji z Harrym doszło szybciej, niż sądził. Całe to unikanie, chodzenie swoimi drogami miałoby sens, gdyby po pałacu nie wałęsał się rozwścieczony mężczyzna, który zdecydowanie szukał osoby, na której mógłby wyładować całą swoją złość. Nigdy nie zapytał w jakiej części pałacu został umieszczony Styles, niespecjalnie go to obchodziło, ale może jednak powinno. Zrozumiał to, gdy przechadzał się korytarzem prowadzącym do jego pokojów i obcy męski głos dotarł do niego zza lekko uchylonych drzwi.
– Panie Styles, powinienem przekazać Panu kilka najważniejszych informacji. – przystanął, nasłuchując, ponieważ to musiał być najprawdopodobniej ten nowy asystent Harry'ego, który został podesłany przez rodzinę Stylesów. – Oto pański apartament. Jak zapewne Pan zauważył, jest tu sypialnia z łazienką. Dalej znajduje się salon, który również należy do Pana, na jego końcu znajdują się drzwi, prowadzące do sypialni i pokojów Jego Wysokości Króla Louisa. Może cię dziwić takie rozwiązanie, ale ma ona związek z dawnymi królewskimi małżeństwami, które zawsze miały oddzielne apartamenty i sypialnie.
– Nie nazywaj mnie Panem Stylesem – brzmiał na zmęczonego i wyczerpanego całą sytuacją, Louis nie chciał się z nim konfrontować, najchętniej w ogóle, by z nim nie rozmawiał. – To ułatwi nam współpracę.
– Nie powinienem, z tego co wiem, Jego Wysokość nie popiera spoufalania się, więc może...
– Henry, w tym momencie naprawdę nie obchodzi mnie Jego Wysokość, więc nazywaj mnie moim imieniem i proszę kontynuuj, a jeśli skończyłeś, zostaw mnie. Proszę – pewnie nie powinien podsłuchiwać, to nie była jego sprawa, ale nie podobało mu się, że nie zna Henry'ego, nie wie, kim jest ten mężczyzna i jak w ogóle pojawił się w pałacu. Chciał mieć na niego oko, by upewnić się, że nie knuje ze Stylesem.
– Dobrze Harry – asystent najwyraźniej z trudem przeszedł do takiej formy, był spięty i niepewny. – Asystent Jego Wysokość, Króla Louisa przekazał mi informację, że po ślubie zamieszkacie tutaj w pałacu. Oczywiście wszystkie królewskie rezydencje będą należały do Jego Wysokości i do Pana. Od jutra rozpoczną się lekcje etykiety, w których jest Pan zobowiązany uczestniczyć. W pałacu obowiązują takie same zasady, jak w innych domach Nowego Świata, rodzina królewska oczywiście wspiera stopniowy powrót do dawnych standardów, ale jak wszyscy wiemy, nikt nie jest jeszcze na to gotowy.
Przewrócił oczami, słysząc bzdury, które wygadywał ten mężczyzna. Cały Nowy Świat funkcjonował na zupełnie innych zasadach. Wszyscy mieli troszczyć się o środowisko i planetę, która ucierpiała tak bardzo wiele lat temu. Światła gasły o dziewiątej wieczorem, kąpiel mogła trwać pięć minut i był to tylko prysznic. Podróże samolotem były możliwe tylko raz w roku. Samochody posiadali nieliczni, a jeśli już to był to jeden pojazd na całą rodzinę. Mięso było już tylko hodowane w laboratorium. Zasoby wody stopniowo powiększały się, ale nadal nie można było sobie pozwolić na spokój i pewność, że wody nigdy nie zabraknie. Posiadanie zwierząt domowych było tylko przywilejem najbogatszych, a pewne gatunki zwierząt żyły tylko w ogrodach zoologicznych, ponieważ naturalne miejsce ich życia już nie istniało. Louis uczył się tego wszystkiego, czytał niezliczoną ilość naukowych badań i raportów klimatycznych. Wiedział, jak wyglądał Stary Świat i co doprowadziło do klimatycznej katastrofy, która pochłonęła miliony ludzi i do dziś zbierała swoje żniwo. Po tamtych dramatycznych czasach świat musiał cofnąć się o krok, zacząć odbudowywać całe życie na Ziemi od zera, ale stopniowo technika pozwoliła na szybszy rozwój i dzięki naukowcom i specjalistom z najważniejszych dziedzin mogli z odrobiną nadziei patrzeć w przyszłość. Owszem, wszystkim wydawało się, że w tych czasach będą już latać na kosmicznych pojazdach i odkrywać Marsa, ale współcześni ludzie cieszyli się, że pogoda nareszcie zdawała się unormować i nie panowały już temperatury, które uniemożliwiały opuszczanie schronów i domów. Teraz, gdy ludziom i zwierzętom, które przetrwały, żyło się lepiej, wszyscy chcieli powrócić do tego, co było wcześniej. Louis zdawał sobie z tego sprawę, ale nie mógł pozwolić, by wysiłek tylu pokoleń i poświęcenie milionów ludzi zostało zaprzepaszczone przez coraz bardziej roszczeniowe i wygodnickie pokolenie, które chciało podróżować i żyć pełnią życia, nie zważając na innych. Jednak tym, o czym również wiedział, był fakt, że w pałacu życie wyglądało inaczej i nie stosowano się do wszystkich zasad, które obowiązywały resztę społeczeństwa. Nie wiedział, co zrobi Harry, gdy się o tym dowie.
Najwidoczniej był głupcem. Odpłynął myślami jak nieodpowiedzialny dzieciak i nie zorientował się, że rozmowa w apartamentach królewskich dobiegła końca. Dopiero teraz, gdy zezłoszczone prychnięcie dotarło do jego uszu, zrozumiał, że drzwi są szeroko otwarte i stoi w nich Harry, patrzący na niego z wściekłością. Po Henrym nie było już śladu, więc musiał odejść jakiś czas temu.
– Zapraszam Wasza Wysokość, a może powinienem powiedzieć szpiegu, bo przecież właśnie to przed chwilą robiłeś, czyż nie? Szpiegowałeś mnie i podsłuchiwałeś – nigdy wcześniej nie słyszał, by Harry mówił do niego w ten sposób. Nikt nigdy nie mówił do niego takim tonem, nawet w szkole, w której nie wiodło mu się za dobrze. Wszedł za brunetem, zanim drzwi zatrzasnęłyby się przed jego twarzą z hukiem.
– Przyszedłem porozmawiać. Nie podsłuchiwałem, po prostu nie chciałem przeszkadzać, gdy twój asystent omawiał z tobą najważniejsze kwestie – powiedział, spacerując z nonszalancją po salonie, który nie był tak duży, jak wcześniej sobie wyobrażał. Zastanawiał się, czy w łazience Harry'ego jest wanna, bo oczywiście nikt nie zmuszał rodziny królewskiej do brania szybkiego prysznica, to byłoby niewłaściwe, ale nikt poza mieszkańcami pałacu nie musiał o tym wiedzieć.
– Oczywiście – irytujące prychnięcie, zmusiło go do przerwania spaceru i spojrzenia na narzeczonego. – Chciałeś porozmawiać, to świetnie się składa, bo ja również mam ci coś do powiedzenia. Nie sądziłem, że jesteś dobrym człowiekiem, byłem przekonany, że jesteś raczej tego odwrotnością, ale przez jedną, głupią i naiwną chwilę przeszło mi przez myśl, że może się myliłem i że okażesz się trochę ludzki. Miałem tę dziecinną nadzieję, że będziemy mogli się porozumieć i chociaż normalnie ze sobą przebywać i rozmawiać. O niczym innym nawet nie marzyłem, ale okazało się, że jestem głupi. Powinienem był wiedzieć lepiej już po tym, jak zmusiłeś mnie do udziału w polowaniu, po tym jak kazałeś mi jeść mięso, nie szanując moich zasad i mnie, ale nadal łudziłem się, że może po koronacji, gdy zejdzie z ciebie ta presja, może wtedy w końcu okażesz mi chociaż cień sympatii i ludzkich uczuć. Myliłem się, ty nie masz ludzkich uczuć, jesteś tylko tą zimną skorupą, która traktuje wszystkich dookoła jak śmieci, ponieważ może sobie na to pozwolić. Nawet gdybyś bardzo się starał, nie potrafiłbyś być dobrym człowiekiem, ponieważ jesteś zły i podły – Harry wyglądał, jakby oszalał, targały nim emocje i rzucał się jak w amoku. Tak jak się spodziewał, ta konfrontacja nie mogła przynieść im niczego dobrego.
– Czy mogę już coś powiedzieć? Czy nadal masz zamiar krzyczeć i zachowywać się jak obłąkany? – obszedł małe biurko i usiadł na krześle, które miało należeć do Harry'ego, ale niepisana zasada mówiła, że jeżeli król znajduje się w pomieszczeniu, najważniejsze miejsce należy do niego.
– Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób i siadać sobie, czując się jak ktoś lepszy, kto ma prawo mną gardzić.
– Mówię do ciebie normalnie, tak właśnie dorośli ludzie ze sobą rozmawiają, twój wrzask nie robi na nikim wrażenia, a służba na korytarzu z pewnością już usłyszała wszystko, co o mnie powiedziałeś. Masz szczęście, że każda z osób, która tu pracuje, podpisuje stosowne dokumenty, przyrzekając, że ani jedno słowo, które tu usłyszą, nie opuści pałacowych murów. Niemniej jednak prosiłbym o godne zachowywanie się, nie jesteś już tylko Harrym Stylesem i nie zapominaj o tym – przeglądał dokumenty leżące na biurku, nie znalazł wśród nich niczego ciekawego, tylko jakieś standardowe listy i informacje dotyczące planu dnia. Podniósł swój wzrok i napotkał rozgorączkowane spojrzenie mężczyzny, który wyglądał, jakby przygotowywał się do kolejnego wybuchu. – Posłuchaj mnie teraz uważnie, domyślam się, że czujesz się podenerwowany zaistniałą sytuacją, lubiłeś swoją pracę, jakakolwiek by nie była, a teraz ją straciłeś, ale musisz zrozumieć, że to było nieuniknione. Jako mój narzeczony i przyszły królewski małżonek nie możesz pracować i opuszczać pałacu każdego dnia bez ochrony. To kwestia bezpieczeństwa, a nie kontroli, więc nie odbieraj tego w ten sposób.
– Podenerwowany? Chyba nie masz pojęcia, jak się czuję Louis! – krzyknął, pochodząc bliżej biurka, w które uderzył dłońmi, podkreślając swoją złość. – Poszedłem do pracy tak jak każdego innego dnia i nagle dowiedziałem się, że już nie mam pracy, a moi przyjaciele patrzyli na mnie ze współczuciem i żalem, nie wiedząc, o co w tym wszystkim chodzi. I to nie była jakakolwiek praca! Byłem tam potrzebny, oni mnie potrzebowali, a ty i twoja psychopatyczna rodzina zamknęliście mnie w tym więzieniu, w którym każdy najwyraźniej traci zmysły i rozum.
– Zważaj na słowa – poderwał się z miejsca, po raz pierwszy czując gromadzącą się złość. – Nie obchodzi mnie, co czujesz, ale masz panować nad swoimi ustami i nad tym, co mówisz. Ostrzegam cię, w innym wypadku pożałujesz, że w ogóle zdecydowałeś się odezwać i rozpocząć tę rozmowę.
– Doprawdy? A co mi zrobisz? Odbierzesz mi coś jeszcze? Uderzysz mnie? Zamkniesz w tym pokoju na zawsze? Proszę bardzo, rób, co chcesz. Nie obchodzisz mnie ani ty, ani twoja rodzina i to królestwo. Wprost przeciwnie, mam nadzieję, że tak jak twój brat i ojciec, tak samo twoja matka, siostra i ty umrzecie w samotności i nie pozostanie nawet jedna osoba, która po was zapłacze. Nienawidzę cię z całego serca i mam zamiar sprawić, że każdego dnia będziesz żałował tego wyboru. A teraz wyjdź z mojego pokoju, czy też celi, nazwij to, jak chcesz, nic mnie to nie obchodzi.
Wpatrywał się w twarz, która wyrażała tylko nienawiść. Sam był już na granicy i miał ochotę odrzucić na bok wszelkie zasady i hamulce. W tej chwili nie marzył o niczym innym, jak o uderzeniu Harry'ego. Chciał zmazać z jego twarzy tę dumę, którą emanował za każdym razem, gdy się spotykali. Był nikim, a zachowywał się jak ktoś, kto ma prawo podnosić głowę coraz wyżej. Ta rozmowa nie miała mieć takiego przebiegu, ale najwyraźniej ze Stylesem nie dało się pertraktować i szukać konsensusu. Był jak ogień, który tlił się powoli, by za chwilę przemienić się w morderczą pożogę, która niszczyła wszystko na swojej drodze. Louis chciałby spalić cały pałac, tak by nie pozostało po nim zupełnie nic, ale najchętniej spaliłby Harry'ego i uwolnił się od tego stale towarzyszącego mu uczucia złości i bycia niewystarczającym. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego, a teraz odkąd Styles znalazł się w jego uporządkowanym i zaplanowanym życiu, czuł, że jego misternie stworzony plan ulegał samozniszczeniu, przemieniając się w ruinę.
Zacisnął dłonie w pięści, powstrzymując się od ataku. Nie mógł go uderzyć, wiedział, że nie może tego zrobić nawet, jeżeli ten prowokował go i stale zachęcał do jakiegoś agresywnego działania. Nie był głupcem, gdyby posunął się do czegoś takiego, prasa dowiedziałaby się o tym w przeciągu godziny, a on stałby się właśnie tym królem, władcą, który nie panował nad emocjami, uciekał się do agresji i przemocy wobec słabszych. Zauważył ten znienawidzony uśmieszek, który pojawił się na twarzy mężczyzny i chciał go natychmiast zmazać, najlepiej siłą pięści, ale mógł pozwolić sobie tylko na słowa, które czasami go zawodziły.
– To nie jest twój pokój i nigdy nie będzie należał do ciebie. Nic w tym pałacu nie będzie twoje, chociaż inni będą wmawiać, że jesteś kimś ważnym, nawet przez moment nie próbuj w to wierzyć. Jesteś tutaj, ponieważ ja wyraziłem na to zgodę i nie chcesz mieć we mnie wroga, zapewniam cię. Weź się w garść i przestań mi grozić, a jeśli nie zmienisz swojego nastawienia, to obiecuję, że moje słowa zmienią się w czyny i już nikt ci nie pomoże. Ten pałac nie jest więzieniem – podszedł bliżej niego, zatrzymując się na tyle blisko, że czubki jego eleganckich, czarnych butów dotykały jego stóp. Dopiero teraz zauważył, że są bose, nie okryte żadnym materiałem skarpetek. Stykali się niemal na całej długości swoich ciał, a ich oczy toczyły walkę mocniejszą niż słowa, które wypowiedzieli w tym pokoju. Przeszywająca zieleń, której nie można było już dostrzec w tym świecie, wyzywała na pojedynek burzowe spojrzenie szarych oczu, w których tylko chwilami można było zauważyć ten deszczowy błękit.
– A czym niby jest, jeśli nie więzieniem? – tym razem Harry nie krzyczał, jego szept był ledwie słyszalny, gdy głośny grzmot przeszył panującą ciszę, a krople deszczu zaczęły uderzać w parapet nieustępującym, ponaglającym rytmem.
– Jeszcze nie zauważyłeś? To mauzoleum wypełnione ciszą i śmiercią, a ja przyrzekam ci, że jeżeli umrę, ty podzielisz mój los szybciej, niż myślisz, więc pilnuj się Harry Stylesie i bądź czujny, ponieważ w tym miejscu, śmierć chadza pustymi korytarzami każdego dnia i niespodziewanie może zatrzymać się przed twoimi drzwiami.
Czuł na swojej skórze przyspieszony oddech Harry'ego, który teraz nie wyglądał na tak pewnego siebie jak wcześniej. Po raz ostatni spojrzał mu w oczy i zrobił krok w tył, cofając się ostrożnie, cały czas przyglądając się mężczyźnie, który teraz głęboko zamyślony, analizował wszystko to, co powiedział. Po raz kolejny w życiu zaczął zazdrościć swojemu przyjacielowi i kuzynowi. Oni nigdy nie byliby zmuszeni do przeprowadzenia takiej rozmowy, nie musieliby sięgać po groźby, by zmusić kogoś do właściwego zachowania. Wyobrażał sobie, jak Niall będzie starał się wydobyć informacje od siostry Harry'ego, zapewne będzie się uśmiechał, mówił dużo komplementów i ostatecznie uzyska te informacje, które będzie chciał. Philip był czarujący i uprzejmy, przypominał księcia z tych bajek Starego Świata i zawsze dostawał to, czego chciał. A on, on był tylko Królem, którym sterowała matka i rada, nędznym pionkiem na drogocennej planszy do gry. Robił wszystko, by odzyskać wolność i władzę, ale każdego dnia coraz bardziej rozumiał, że jest na przegranej pozycji. Musiał coś z tym zrobić, w pierwszej kolejności pozbędzie się matki i siostry z pałacu, później poukłada od początku całą Królewską Radę, zmusi Harry'ego do posłuszeństwa, a na końcu zaprosi do pałacu specjalnego gościa i może w końcu zrobi coś tylko dla siebie.
***
Wszedł do swojego gabinetu, czekając na Matthew, który miał pojawić się tu za moment. Potarł dłonią czoło, które pulsowało nieprzyjemnym, ćmiącym bólem. Nie miał pojęcia, dlaczego dokuczliwy ból pojawiał się coraz częściej. Unikał pałacowego lekarza jak ognia. Nie ufał nikomu, a już na pewno nie komuś, kto nie zdołał uratować jego ojca i brata, chociaż wiedział, że Arthur nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Skrzywił się, gdy ból przeszył mocniej jego ciało, a do pokoju wszedł Matthew.
– Wasza Wysokość.
– Matthew, powiedz mi proszę, gdzie pracował Harry? – musiał się tego dowiedzieć, przecież gdyby to była jakaś nudna papierkowa praca, to z pewnością nie rozpętałby tego piekła.
– Pan Styles – asystent przewertował jakieś dokumenty, które trzymał w dłoni, zapewne szukając odpowiedzi na zadane pytanie – pracował w telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży o ciekawej nazwie O tysiąc żyć za mało.
– Telefon zaufania? – powtórzył, zastanawiając się nad czymś mocno. – Takie coś jeszcze istnieje w tych czasach? Jest potrzebne?
– Od kilku lat specjaliści zauważają zwiększone zapotrzebowanie na usługi z zakresu terapii i pomocy psychologicznej – wyjaśnił Matthew głosem eksperta. – W Starym Świecie korzystanie z usług psychologów i terapeutów stało się czymś zwyczajnym. Po upadku i powstaniu Nowego Świata i wprowadzeniu nowych zasad wydawało się, że wszystko wróciło do normy, ludzie skupili się na czymś innym, mieli cel, wszyscy chcieli odbudować to, co zostało zniszczone, podnieść to, co upadło, ale teraz wydaje się, że wszystko wraca do tego, co było. Ludzie borykają się z wieloma problemami, z którymi sobie nie radzą, młodzież i dzieci również.
– Pewnie masz rację – mruknął, pocierając mocno czoło. – Ale ta nazwa, doprawdy dziwaczna. O tysiąc żyć za mało. Pewnie Styles ją wymyślił, wydaje się kimś, kto mógł wpaść na taki pomysł.
– Podobno pierwszymi słowami, które kierują po usłyszeniu historii jakieś osoby, która do nich zadzwoni, są właśnie te o tysiąc żyć za mało. Nie wiem, kto jest pomysłodawcą tego zwrotu, ale mogę się dowiedzieć, jeżeli sobie tego życzysz Panie.
– Nie, nie zawracaj tym sobie głowy. Harry i tak nie pracuje już w tym miejscu, ale nie wezwałem cię w tej sprawie – odchrząknął, prostując się natychmiast. Musiał zacząć podejmować trudne decyzje, które mogły doprowadzić go szczęśliwego końca. – Matthew, chciałbym żebyś wraz z doradcami stworzył dokument, który zostanie przekazany Królowej matce.
– Co ma być zawarte w tym dokumencie? – Matthew już trzymał długopis w dłoni, by zanotować to, co najważniejsze, ale Louis nie miał zamiaru dyktować mu żadnych słów. To była krótka prośba, a raczej rozkaz.
– Dokument ma zawierać moją wolę, a raczej rozkaz. Królowa matka i księżniczka Alice mają jak najszybciej wyprowadzić się z pałacu i przenieść do dowolnej królewskiej posiadłości poza jesiennym zamkiem, ten należy do mnie.
– Wasza Wysokość – Matthew wyraźnie zbladł, po usłyszeniu tego, co powiedział. Wiedział, że tak właśnie będzie wyglądała reakcja każdej osoby, która usłyszy, jaką podjął decyzję, ale nie miał zamiaru się cofać, jeżeli zrobił już krok do przodu. – Czy dobrze zrozumiałem? Królowa i księżniczka mają się wyprowadzić?
– Tak i mówiąc, jak najszybciej, mam na myśli, w trybie natychmiastowym – obrócił się do niego plecami, nie chcąc widzieć rozczarowania na twarzy swojego asystenta, chociaż ten powinien panować nad swoimi emocjami i nie ujawniać jej w obecności króla. – To wszystko, możesz już iść.
– Mój Panie – wiedział, że Matthew ukłonił się, zrobił trzy kroki w tył, po czym opuścił gabinet. Widział to już zbyt wiele razy.
Odetchnął głośno, gdy drzwi zamknęły się i został zupełnie sam. Podszedł do okna i mocnym szarpnięciem otworzył je na oścież. Zimny wiatr uderzył w niego mocno wraz z kroplami deszczu, które w ciągu kilku sekund zmoczyły jego twarz, ubranie oraz ciemne zasłony. Wziął głęboki oddech, wdychając powietrze, które może i było świeże i zdrowsze niż lata temu, gdy na świecie panowały choroby i zanieczyszczenia, ale nadal czuł, jakby niewidzialna trucizna sączyła się do jego płuc z każdym wziętym oddechem.
– O tysiąc żyć za mało – wyszeptał, wpatrując się w ciemne niebo, które przeszyła jasna błyskawica, rozdzierająca sklepienie na dwie części. Po chwili rozległ się grzmot i gdyby jego życie było może trochę mniej przerażające i trudne, wystraszyłby się tego nagłego dźwięku, niosącego ze sobą zapowiedź burzy, która miała rozpętać się nad stolicą. – W tym cholernym świecie nawet tysiąc żyć nie wystarczyłoby, żebym poczuł się szczęśliwy chociaż na jeden krótki moment. O tysiąc żyć za mało – prychnął i zatrzasnął okno, odcinając się od wszystkich dźwięków, które zostały stłumione przez szybę. – Wystarczyłoby mi tylko jedno, które należałoby wyłącznie do mnie, nie potrzebowałbym tysiąca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top