Rozdział dwudziesty
Miłego czytania :)
Siedział na niewygodnym krześle, które wyglądało na koszmarnie drogie. Po drugiej stronie stołu siedziała Lady Mary, która patrzyła na niego takim spojrzeniem, jakim drapieżnik obdarowuje swoją ofiarę tuż przed atakiem. Nie miał nastroju na lekcję etykiety, która była niezbędna i konieczna, ponieważ najwyraźniej wszyscy w tym pałacu mieli go za nieokrzesanego zwierzaka, którego trzeba odpowiednio wychować, by nie przyniósł wstydu i hańby tej szanowanej i poważanej rodzinie. Prychnął pod nosem na samą myśl o tej całej fałszywej i zakłamanej zgrai. Chciał jeszcze przewrócić oczami, ale zamarł, gdy dostrzegł morderczy wzrok żądnej krwi staruszki.
– Nie prychamy – warknęła w jego stronę, wykazując się przy tym całkowitą kulturą i etykietą.
Miał ochotę wytknąć jej, że nie powinna zwracać się do niego w ten sposób, ponieważ już teraz był kimś ważniejszym niż ona, ale nie był takim człowiekiem. Zawsze za nic miał wszelkie tytuły, więc teraz nie miał zamiaru podnosić wyżej głowy, ponieważ ktoś skazał go na małżeństwo z królem. Cały czas z trudem przychodziło mu myślenie o szatynie w ten sposób. Mógłby nazwać go nieskończoną ilością tytułów, obdarować całą lawiną epitetów, ale z pewnością nigdy nie chciał nazywać go królem. Cały czas miał w głowie ich kłótnię, jedną z wielu, które miały miejsce, ale chyba ta była najdotkliwsza. Podczas niej padły najokrutniejsze słowa. Nie żałował niczego, co powiedział, Louis zasłużył sobie na to, co go spotkało. Nikt nie dał mu prawa do podejmowania decyzji dotyczących jego życia. Nie powinien działać za plecami, rezygnować za niego z pracy. To było jego życie, nawet jeśli teraz wydawało się zaplanowane krok po kroku przez rodzinę królewską. Musiał walczyć o to, by nadal ster tego statku tkwił w jego dłoniach, za nic w świecie nie miał zamiaru się poddać.
Minął tydzień, a on nawet się nie rozpakował. Sama myśl o tym, że jego matka zapakowała wszystkie ubrania i rzeczy, jakie posiadał, oddała je obcym osobom i po prostu wyrzuciła go z domu jak niepotrzebny balast, wywoływała w nim wszechogarniającą złość i bezsilność. W tym pałacu czuł się nie na miejscu, wiedział, że jest obserwowany z każdej strony, gdziekolwiek by nie poszedł. Czuł na sobie wrogie spojrzenia i obawiał się, że ma paranoję, bo przecież dlaczego służba miałaby go szpiegować. Nie był nikim złym, nie miał złych zamiarów, chociaż kilka dni wcześniej groził królowi, wykrzykując na głos wszystkie obelgi, jakie tylko przyszły mu do głowy. Może to nie było najmądrzejsze posunięcie. Teraz wszyscy, którzy słyszeli, co wygadywał, mogli uważać go za wariata. Nie wyobrażał sobie, by to miejsce mogło stać się domem. Wszystko tu było obce, monumentalne i przeraźliwie nie z tego świata. Mógł się domyślić, dlaczego Louis jest taki, jaki jest. Wychowywanie się w takim miejscu, z całą masą służby, która była na każde skinięcie i rodzicami, którzy chorobliwie trzymali się zasad, nie mogło wpłynąć dobrze na żadnego człowieka. Louis był oziębły, protekcjonalny, arogancki i przekonany o swojej wyższości nad wszystkimi ludźmi. Posiadał wszystkie te cechy, których Harry nienawidził z całego serca.
– Dobrze, powtórzymy najważniejsze i podstawowe zasady, które musisz przyswoić przed ślubem. To absolutne minimum, które powinieneś opanować, chociaż z twoim pochodzeniem ta wiedza już dawno temu powinna znaleźć się w twojej głowie – w głosie Lady Mary jak zwykle słychać było obojętność i naganę. Nie wiedział, w którym momencie zgodził się brać udział w tym przedstawieniu, chociaż był przekonany, że nikt nawet nie zapytał go o zgodę. – Najistotniejsze – kobieta patrzyła na niego surowo – to król jest najważniejszy, ty jesteś tylko tłem, które absolutnie nie może go przytłaczać. Jesteś obok, ale nigdy na pierwszym miejscu. Czy to jest jasne?
– Jak słońce – mruknął bez większego zaskoczenia. To nie była dla niego żadna nowość, miał być tylko marionetką u boku władcy.
– Kiedy król wstaje ze swojego miejsca, to samo robisz ty. Od tej zasady nie ma wyjątków. Podczas spotkań z gośćmi zawsze król wyciąga dłoń jako pierwszy. Na początku zwracamy się do króla słowami Wasza Wysokość, a następnie wystarczy powiedzieć Panie. Mam nadzieję, że to zapamiętasz, nie będziemy więcej powtarzać tych podstawowych zasad – kobieta obrzuciła go oceniającym spojrzeniem, w którym na próżno można było doszukiwać się jakiejś aprobaty czy akceptacji.
– Mam dobrą pamięć – posłał jej zadowolony uśmiech, który chyba wywoła reakcję odwrotną od pożądanej. Mary usiadła jeszcze prościej, a przecież już była napięta niczym struna.
– Wszyscy pamiętają gafę, którą popełniłeś podczas pierwszego spotkania z Jego Wysokością. To było niedopuszczalne i zostanie ci zapamiętana już na zawsze, więc musisz się kontrolować i stosować do protokołu. Król zawsze idzie jako pierwszy, ty trzymasz się krok za nim, nigdy, ale to absolutnie nigdy nie można odwracać się do władcy plecami. Zrozumiałeś?
– Tak, wbrew pozorom dokładnie rozumiem język, w jakim jest prowadzona ta rozmowa, czy też raczej monolog – powoli tracił cierpliwość. Mógł znieść naprawdę dużo, ale żaden człowiek nie byłby odporny na taką jawną niechęć i traktowanie go jak bezrozumnej istoty.
– Takie odpowiedzi również są niedopuszczalne, nie jesteś nastolatkiem, by pyskować w ten sposób – kobieta splotła dłonie i ścisnęła je mocno, przygotowując się do wykładu, ale tym razem miał zamiar jej przerwać.
– Lady Mary, może się mylę, proszę mnie poprawić jeśli tak jest, ale wydaje mi się, że już w tej chwili moja pozycja znacznie przewyższa tę Pani, więc jeśli już mamy trzymać się tak ściśle protokołu i zasad, to prosiłbym o właściwe traktowanie – mówił spokojnym tonem i tym razem to nie on zarumienił się ze złości. Najwyraźniej nikt nigdy nie odważył się na strofowanie tej surowej nauczycielki.
– Króla nie powinno się dotykać, absolutnie żadnego publicznego przytulania, trzymania za dłonie, to wszystko jest zakazane. Podczas publicznych wyjść żadnego okazywania sobie czułości, macie wyglądać jak obcy sobie ludzie – kobieta pospiesznie zmieniła temat, wracając do pouczania go. Najwyraźniej monolog wychodził jej znacznie lepiej niż zwyczajna, ludzka rozmowa. Tak porozumiewali się zwykli śmiertelnicy, a ona do nich nie należała.
– Czy nie o to chodziło w tym całym małżeństwie? O ocieplenie wizerunku króla? – dlaczego mieli być małżeństwem, jeżeli wymagano od nich zachowywania w stylu zupełnie sobie obcych ludzi? Nie żeby mu to przeszkadzało, chciał trzymać się od Louisa tak daleko jak to tylko było możliwe, ale nadal wydawało mu się to pozbawione sensu.
–Nie masz pojęcia, o co chodzi w tym małżeństwie i lepiej niech tak pozostanie – teraz już wyraźnie na niego warczała. Najwyraźniej ktoś naprawdę nie lubił czuć się jak uczeń w tej rozgrywce. – I jeszcze jedna, ostatnia na dziś zasada. Panie Styles nigdy nie może pan okazywać zmęczenia, czy też znużenia. Jeśli źle się czujesz – trudno. Jeśli jesteś zmęczony – nikogo to nie obchodzi. Jeśli twój rozmówca cię nudzi – musisz to znieść. Twoim zadaniem jest cały czas uśmiechać się, tryskać zdrową energią i wydawać się zainteresowanym tym, co dzieje się dookoła. To twoje najważniejsze zadanie, któremu musisz sprostać.
– Mam po prostu być – mruknął, nie interesując się już tym, czy będzie usłyszany.
– Dokładnie tak, właśnie tego się od Pana oczekuje – na jej pomarszczonej, surowej twarzy po raz pierwszy tego dnia pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. Najwyraźniej kobieta żywiła się złymi emocjami.
– Niby kto tego ode mnie oczekuje? – obserwował, jak podnosi się i pakuje swoje notatki. Zachowywała się jak zadowolona nauczycielka, która właśnie zniszczyła dzień swojemu uczniowi, a sama poprawiła go sobie znacząco.
– Jego Królewska Wysokość oczywiście, któżby inny – wydawało się, że za chwilę zachichocze, jak nastolatka, ale pohamowała się i ponownie przybrała tę poważną minę. – Do widzenia Panie Styles, owocnej nauki.
Tymi słowami pożegnała się i zostawiła go zupełnie samego. Nie wiedział, co powinien teraz ze sobą zrobić. Może mógłby pozwiedzać i poznać lepiej miejsce, które miało stać się jego domem, ale nie chciał czuć na swoich plecach tych śledzących go spojrzeń. Może za jakiś czas odważy się i poszwenda się trochę po okolicy. Mógłby wyjść do ogrodu, był tam już kilka razy i za każdym razem go zachwycał. W tym świecie nie każdy miał dostęp na wyciągnięcie ręki do takich przepięknych terenów zielonych i przyrody. Pamiętał, że jakiś czas temu organizacje opozycyjne chciały przeforsować jakaś ustawę, która zezwoliłaby każdemu mieszkańcowi na posiadanie prywatnego ogrodu, ale to nie przeszło. Ogród trzeba było podlewać, a woda nadal była cenniejsza, niż wszystko inne. Oczywiście zasady nie dotyczyły bogaczy i najwyraźniej królów również.
Ostatnio padało coraz częściej, to było zaskakujące. Słyszał, jak dziennikarze w porannych programach informowali o nadchodzących falach deszczu, które nie zdarzały się od lat. Nikt nie narzekał, deszcz był traktowany jak dar, jak błogosławieństwo od samego boga, chociaż niewielu w tym świecie w jakiegokolwiek boga wierzyło. Westchnął, wstał i zebrał notatki, które leżały na stole i najwyraźniej na niego czekały. Nie miał zamiaru ich czytać, znał te wszystkie zasady od lat, pamiętał jak matka wtłaczała Gemmie te wszystkie bzdury, a on siedział razem z nimi i nieświadomie przysłuchiwał się wszystkim wypowiadanym słowom. Nie wiedział, dlaczego jego siostra musiała się tego uczyć, ale teraz zrozumiał już, że plany jego matki musiały być pokręcone i okrutne od dnia, kiedy się urodził i otworzył oczy.
Nie widział Louisa od tygodnia, od tej kłótni, gdy padło tyle okrutnych słów. Nie żałował ich, ale wiedział, że nigdy w życiu nie potraktował nikogo w ten sposób. Może byłoby mu przykro, gdyby nie to, co później zrobił Louis. Ta groźba i strach, który zasiał w jego głowie przewyższały wszystkie podłości, które wykrzyczał królowi prosto w twarz. Teraz nie potrafił myśleć o tym miejscu inaczej, niż jak o grobowcu. Nie chciał być tu pogrzebany, to był teraz jego największy lęk. Zastanawiał się, jak długo będą trwały ich ciche dni. Nie znał Louisa, nie wiedział, jakim jest człowiekiem, mógł tylko przypuszczać, jak postąpi i jak się zachowa. Nie zależało mu na spotkaniu z nim, ale czuł dziwne podenerwowanie przez tę przedłużającą się ciszę. Był świadomy, że ich ślub zbliża się wielkimi krokami, musieli pokazać się publicznie, by utrzymać wizerunek zakochanej królewskiej pary. Nie wyobrażał sobie, by teraz stać obok mężczyzny, może trzymać jego dłoń i uśmiechać się. Chociaż nie powinni się dotykać, więc może tego uda im się uniknąć.
Nie poznał jeszcze dokładnie tego miejsca, gubił się dość często, ale wiedział, jak trafić do ogrodów. Wyszedł przed drzwi, które otworzył przed nim ktoś ze służby pałacowej i odetchnął rześkim powietrzem. Ogród wyglądał pięknie, jak jedyne miejsce, w którym można było się schronić przed całym światem. Najchętniej ukryłby się w różanym labiryncie, ale od jakiegoś czasu kojarzył mu się tylko z Louisem, więc wolał unikać tego miejsca, niż zatonąć w tym dusznym zapachu róż. Chciał poznać zachodnią część ogrodu, jeszcze tam nie dotarł podczas swoich długich spacerów. Nie mieszkał jeszcze wystarczająco długo w tym miejscu, ale już czuł się tu przeraźliwie samotnie. Zrobił kilka kroków i chciał ruszyć w prawą stronę, gdy zatrzymał go dobrze znajomy głos.
– Panie Styles.
– Wystarczy Harry – obrócił się w stronę Henry'ego, który wyglądał na zawstydzonego swoją pomyłką.
– Tak, przepraszam Panie... Harry – mężczyzna poprawił się szybko, uśmiechając się w jego stronę.
– Coś się stało? Chciałem właśnie pospacerować – miał nadzieję, że będzie mógł szybko zniknąć, mógł nawet rozważyć ukrycie się wśród tych przeklętych róż.
– Niestety obawiam się, że teraz to niemożliwe. Za godzinę wychodzi Pan z Jego Królewską Wysokością. To pierwsze takie publiczne wystąpienie, więc powinien się Pan przygotować – asystent posłał mu przepraszający uśmiech, a Harry zastanawiał się tylko, czy może mu zaufać, czy może jest to kolejny szpieg króla, który będzie donosił mu o każdym kroku, jaki wykona.
– Tak, oczywiście – starał się nie prychnąć. Posłał ostatnie tęskne spojrzenie w stronę niekończącej się zieleni, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku swojego osobistego asystenta. – Gdzie się wybieramy?
– W Królewskim Teatrze odbędzie się charytatywna zbiórka połączona z koncertem, oczywiście pod patronatem Jego Królewskiej Mości – służba otworzyła przed nimi drzwi, więc posłusznie ruszył w stronę apartamentów, które miał nazywać swoimi, ale jakoś daleko im było do przytulnego pokoju, jaki zajmował w wynajmowanym mieszkaniu. Nie bał się Louisa, wiedział, że ten nic mu nie zrobi, ale jego słowa były ostre jak miecz, a może raczej jak sztylet, który pojawia się niezauważony i wbija się mocno w najsłabsze i najbardziej odkryte miejsce. Liczył, że może uda im się unikać swojej obecności jeszcze przez jakiś czas, ale najwyraźniej to było zbyt wiele. – Co powinienem ubrać? – zatrzymał się przed drzwiami, zastanawiając się, czy ma w swojej szafie coś odpowiedniego na takie wyjście.
– Garderobiany czeka już na Pana.
Obserwował, jak Henry oddala się w milczeniu. Wszystko było przygotowane, a on miał tylko pozwolić, by zapakowali go jak ładny prezent i wystawili na widok publiczny. Może powinien się już przyzwyczaić do tej myśli, że będzie tylko marionetką w rękach okrutników, ale przecież nigdy się nie poddawał i tak miało być też tym razem. Miał zamiar pozostać sobą tak bardzo, jak to tylko będzie możliwe.
***
Gemma Styles lubiła myśleć o sobie jak o osobie potrafiącej odnaleźć się w każdej sytuacji. Wiedziała, kiedy milczeć i udawać cichą i pokorną, dobrze wychowaną damę z wyżej sfery, tak samo, jak potrafiła ukrywać swoje prawdziwe emocje, myśli i pragnienia. Z drugiej zaś strony, tej której nie okazywała zbyt często, była radosna, gadatliwa i uwielbiała zapominać o dobrych manierach, które matka wtłaczała jej do głowy od najmłodszych lat.
Była złożoną osobowością, posiadała dwie strony, które nie zawsze ze sobą współgrały i chociaż matka chciałaby zrobić z niej kobietę bez charakteru, głosu i własnego zdania, to stawiała się jej w ten uprzejmy i kulturalny sposób. W przeciwieństwie do Harry'ego, wiedziała, jak radzić sobie z ich szaloną, opętaną pragnieniem władzy i prestiżu matką.
Wydawało się, że nic nie jest w stanie jej zaskoczyć, ale wszystko zmieniło się jednego dnia, gdy odwiedził ich niespodziewany gość.
– Panno Styles, ma Pani gościa.
– Gościa? – popatrzyła na Rosalie, która stała w drzwiach. – Nikogo się nie spodziewałam.
– Lord Horan jest w holu i na Panią czeka.
– Dobrze, już idę.
Poczekała, aż Rosalie odejdzie, zanim zmarszczyła brwi, myśląc szybko, o co chodzi. Nie znała Lorda Horana, nie rozmawiali ze sobą ani razu. Widziała go tylko podczas uroczystej kolacji w jesiennym zamku, ale nie siedzieli na tyle blisko, by mogła usłyszeć, jak się wypowiada. Oczywiście poczytała trochę na jego temat, chciała wiedzieć, z kim będzie musiał mierzyć się jej brat każdego dnia swojego nowego życia. Harry zawsze powtarzał jej, że ma zbyt analityczny umysł i że mogłaby być szefową wywiad u ze swoim wścibstwem i podejrzliwością. Nie zgadzała się, nie była wścibska tylko zainteresowana, zdecydowanie nie podejrzliwa, a nieufna. Znacząca różnica, która wiele zmieniała. Nie miała pojęcia, czemu miała służyć ta wizyta, nie lubiła takich niespodzianek, one nigdy nie niosły ze sobą niczego dobrego. Obrzuciła wzrokiem swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała zbyt reprezentacyjnie, jak na takie spotkanie. Zrzuciła koszulkę i chwyciła miękki, karmazynowy sweter, zakładając go pospiesznie. Miała nadzieję, że ta wizyta nie potrwa długo.
Zauważyła go, gdy tylko stanęła na szczycie schodów. Miał na sobie szary garnitur i rozglądał się z zaciekawieniem po domu. Nie było to zbyt uprzejme, więc lord nie miał dobrych manier, a może Królewska Akademia Wojskowa wyzbyła go tego, co osoba o jego pozycji powinna wiedzieć.
– Lordzie Horan – powiedziała, schodząc po schodach, nie odrywając od niego skupionego wzroku. Odwrócił się błyskawicznie, a zaskoczenie malujące się na jego twarzy zniknęło niemal natychmiast, zastąpione pogodnym uśmiechem. Gdyby nie była tak czujna, nie zauważyłaby zdziwienia, które z pewnością chciał ukryć.
– Księżniczko – ukłonił się, na co z chęcią przewróciłaby oczami, ale powstrzymała się, w zamian uśmiechając się uprzejmie.
– Księciem jest mój brat, otrzymał tytuł jako jedyny męski potomek z rodu Stylesów, więc zdecydowanie nie jestem księżniczką – podała mu dłoń, którą uścisnął krótko. – Dzień dobry, co Pana sprowadza?
– W takim razie Pani Styles – poprawił się, po raz kolejny niezbyt trafnie.
– Panno Styles – uśmiech nie schodził z jej twarzy, wyglądała jak idealna kopia swojej matki. – W czym mogę pomóc?
– Byłem w okolicy i pomyślałem, że to idealna okazja, by przedstawić się osobiści i zamienić kilka słów. W końcu będziemy prawie rodziną, więc wypadałoby poznać się lepiej – nie była na tyle naiwna, by nabrać się na jego nonszalancką postawę, którą prezentował.
–To bardzo uprzejme z pana strony. Gdybyśmy tylko wiedzieli o wizycie, z pewnością przygotowalibyśmy się lepiej. Niestety reszta domowników jest nieobecna.
– Tak, chyba zapomniałem o dobrych manierach, powinienem był się zapowiedzieć, ale jeśli Pani pozwoli, skorzystam z okazji, że już tu jestem.
Obserwowała go uważnie, nie zapominając o uśmiechu przyklejonym do twarzy. Nie miała zamiaru wpuszczać go do domu dalej niż za próg, ale matka zabiłaby ją, gdyby nie porozmawiała z ich wysoko postawionym gościem. Żałowała, że akurat tego dnia została w domu.
– Oczywiście – zgodziła się po przedłużającym się milczeniu. – Z przyjemnością poznam najlepszego przyjaciela Króla Louisa, to dla mnie zaszczyt. Jest taka ładna pogoda, proponuję spacer.
– Kiedy przyjechałem, zaczynało padać, więc....
– Proszę dać mi chwilę – przerwała mu szybko i zostawiła go samego. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, przewróciła oczami i sapnęła ze złości. – Przyszedł tu na przeszpiegi, jestem przekonana, że wysłał go ktoś z pałacu – chodziła nerwowo w tą i z powrotem, obmyślając w głowie jakiś plan. Nie mogła skompromitować brata. Wszystko, co miało się tu wydarzyć, oczywiście zostanie przekazane królowi, a to odbije się na Harrym. Musiała się postarać, nawet jeśli wiedziała, że będzie próbowała oczarować królewskiego szpiega. Nasunęła na stopy swoje ulubione, znoszone kalosze. Horan miał rację, pogoda wcale nie była ładna, z nieba siąpiło nieprzyjemnie, ale nie chciała tego mężczyzny pod własnym dachem. Nałożyła na siebie ciepłą kurtkę i z zadowoleniem pomyślała o garniturze swojego towarzysza. – Nie wypłacisz mi się Harry – mruknęła pod nosem, wracając do gościa. – Dobrze, chodźmy – zauważyła zaskoczone spojrzenie mężczyzny, ale nie przejmując się tym, wyszła przed dom. – Jestem pewna, że nasz mały ogród nie dorównuje królewskim ogrodom, które często pan odwiedza, ale za naszą posiadłością rozciąga się łąka, a w oddali widać las, więc przespacerujemy się tam. Będziemy mieli okazję porozmawiać, w końcu nie fatygował się pan po to, żeby zaraz wrócić do domu.
– Deszcz Pani nie przeszkadza? – dogonił ją w kilku krokach i zrównał z nią.
– Chyba wszyscy z utęsknieniem wypatrujemy każdej kropli prawda?
– To prawda, chociaż w ostatnim czasie pada dość często. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale nie możemy narzekać. Nie wiedziałem, że poza królewskimi posiadłościami znajdują się jeszcze gdzieś takie łąki – zauważył z uznaniem, ale wiedziała dobrze, że właśnie odnotował w głowie, że posiadali coś, czego z pewnością nie mieli przeciętni poddani zamieszkujący królestwo.
– Nie byłam w zbyt wielu posiadłościach należących do rodziny królewskiej – odparła wymijająco, celowo stąpając po kałuży, którą przecież mogła ominąć. Brudna woda rozprysła się prosto na jasne spodnie mężczyzny. – Ta łąka należała do mojej rodziny jeszcze w dawnym świecie przed katastrofą. Później, kiedy zapanowały susze, oczywiście to nie wyglądało tak jak teraz, raczej panowały tu stepowe warunki, ale kiedy wprowadzono program odnowy, zdecydowano, że to miejsce będzie jednym z tych, które zostaną poddane nawodnieniu i specjalnej opiece. Dlatego to wygląda tak dobrze w tym momencie – otuliła się mocniej kurtką, wciskając dłonie głęboko do kieszeni, chcąc uchronić się przed zimnym wiatrem. – Pobliska szkoła korzysta z tego miejsca, dzieci często przychodzą i spędzają tu czas, więc można powiedzieć, że to służy lokalnej społeczności.
– To miłe z waszej strony, że pozwalacie im korzystać z tego miejsca – zauważył i wyciągnął w jej stronę dłoń, oferując pomoc podczas przejścia przez maleńki strumień. Skinęła głową w podziękowaniu, odsuwając się po chwili na stosowną odległość.
– To pomysł Harry'ego, często pojawiał się w szkole, przeprowadzał zajęcia dla dzieci i zauważył, że nie mają miejsca, w którym mogłyby się swobodnie bawić na świeżym powietrzu, o ile oczywiście powietrze, którym oddychamy, możemy nazwać świeżym – uśmiechnęła się na wspomnienie brata, ale nie umknęło jej, jak zmienił się wyraz twarzy Lorda, gdy tylko padło imię Harry.
– Pani brat, lubi dzieci? – pozornie zwyczajne pytanie zostało zadane w konkretnym celu. Lata nauki przygotowały ją na to, pewne słowa nigdy nie padały przypadkowo, były starannie dobrane.
– Oczywiście, pracuje, a w zasadzie pracował z dziećmi i młodzieżą, więc potrafi z nimi rozmawiać i spędzać czas. A czy Jego Wysokość lubi dzieci? – wiedziała, że przekroczyła pewną granicę, ale odbiła piłeczkę w stronę Horana i była ciekawa, co z tym zrobi. – Przepraszam, jeśli to było niestosowne pytanie, nie musi Pan odpowiadać. Nie przemyślałam tego.
– Nie szkodzi, jak wspomniałem, będziemy praktycznie rodziną, więc nie przekroczyła Pani żadnej granicy. Jego Wysokość nie ma za dużo okazji do kontaktów z dziećmi, ale jest ciepłą i życzliwą osobą, więc myślę, że młodzi poddani pokochaliby go, gdyby mogli go poznać.
– Brzmi jak ktoś, kto idealnie porozumie się z moim bratem – deszcz padał coraz mocniej, jeśli jej było zimno, to Lord Horan musiał być już przemoczony i zmarznięty. Może to był dobry moment na powrót.
– Jestem przekonany, że Jego Wysokość i Książę Harry będą dobrymi partnerami – oczywiście, że odpowiedział w ten dyplomatyczny sposób, co innego mógłby powiedzieć. – Jest Pani zadowolona z drogi, jaką obrał brat?
– Myślę, że powinniśmy wracać – obróciła się na pięcie i żwawym krokiem zmierzała w stronę domu. – A co do Pana pytania, jestem pewna, że mój brat poradzi sobie ze wszystkim, co go spotka, a moje zadowolenie nie jest w tej sprawie istotne. Chcę tylko, żeby był szczęśliwy i będę go wspierać na każdym kroku. Myślę, że tak właśnie postępuję się w rodzinie prawda?
– Tak, oczywiście. Rodzina jest najważniejsza, daje oparcie i siłę, której czasami może nam brakować – zgodził się, ale jego wypowiedź była wystarczająco lakoniczna, by uznać ją za nieszczerą i wyuczoną.
– Nie myślałam, że tak dobrze się dogadamy Lordzie Horan, żałuję, że nie mieliśmy okazji poznać się wcześniej –zauważyła, zatrzymując się pod małym daszkiem niedaleko domu. Słońce starało się przebić przez ciemne chmury i niedługo z pewnością miało przestać padać. Miała rację, pogoda była piękna.
– Zgadzam się Panno Styles, ta rozmowa była niezwykle pouczająca. Z przyjemnością powtórzyłbym to spotkanie, jeśli wyrazi na to Pani zgodę – Lord posłał jej czarujący uśmiech, który z pewnością miał zmiękczyć jej serce.
– Oczywiście, będę zaszczycona, mogąc spotkać Pana ponownie – nie mogła się doczekać, gdy wejdzie do domu i zatrzaśnie drzwi przed nosem temu podrywaczowi, który miał o sobie zdecydowanie za wysokie mniemanie.
Chciała poprawić mokre włosy, które przykleiły się do twarzy, ale ośmielony jej słowami mężczyzna ubiegł ją. Z zaskoczeniem obserwowała, jak poprawia jej włosy, wsuwając je za ucho. To był zbyt poufały gest jak na dwoje obcych sobie ludzi, a już szczególnie w ich sytuacji. Wiedziała, że niby przypadkiem musnął palcami jej policzek, ale nie odsunęła się, chociaż jedynie tego chciała w tej chwili.
– Jestem niepocieszony, ale powinienem już wracać – wyciągnął w jej stronę dłoń, którą uścisnęła lekko. – Z niecierpliwością będę oczekiwał naszego kolejnego spotkania Gemmo – ledwie wyczuwalnie przesunął kciukiem po jej skórze, po czym puścił dłoń i cofnął się o krok.
– Do widzenia Lordzie Horan – położyła nacisk na tytuł mężczyzny i weszła do domu nie oglądając się za siebie.
Zamknęła drzwi z cichym kliknięciem zamka i oparła się o nie ze zmęczonym westchnięciem. Musiała porozmawiać z bratem. Coś złego musiało dziać się w pałacu, jeżeli szpieg w postaci Lorda został wysłany aż tutaj. Matka nie mogła dowiedzieć się o tej wizycie, służba musiała zamknąć swoje usta i to było jej zadanie na ten moment. Później zadzwoni do Harry'ego, dowie się prawdy i ostrzeże go, a po wszystkim wypije najdroższą butelkę wina, jaką mają w piwnicy, by usunąć z myśli ten żenujący podryw w stylu Lorda Horana.
– Nic dziwnego, że aranżowane małżeństwa nadal mają się tak dobrze wśród arystokratów, jeżeli w tych elitarnych szkołach uczą ich takich sposobów na podryw – mruknęła i ruszyła w stronę kuchni, gdzie z pewnością plotki namnażały się w zastraszającym tempie.
***
Louis nie rozmawiał z Harrym od tygodnia. Nie unikał go, po prostu nie szukał z nim kontaktu, więc pewnie mijali się, co wcale nie było trudne w miejscu tak przestronnym, jak błękitny pałac. Oczywiście spodziewał się, że w końcu będą musieli się spotkać i porozmawiać. Ślub zbliżał się wielkimi krokami i chociaż starał się udawać, że to go nie obchodzi, to jednak czuł zaniepokojenie na myśl o tym sądnym dniu. Był ciekawy informacji, jakie miał przekazać mu Niall, obiecał, że zadzwoni do niego, gdy tylko wróci z koncertu. Popatrzył na swoje lustrzane odbicie i pozwolił, by garderobiany poprawił ciemny krawat, który przekrzywił się nieznacznie. Wyglądał tak, jak zwykle, czarny garnitur, ciemny krawat, śnieżnobiała koszula, wypastowane, błyszczące buty, spinki przy mankietach z białego złota, mieniące się jasnym blaskiem przy każdym ruchu ręki. Ubierał się w ten sposób od nastoletnich lat, teraz zmienił się tylko pierścień który należał wcześniej do jego ojca, a teraz znalazł swoje miejsce na jego szczupłej dłoni. Chciał poprawić włosy nerwowym ruchem, ale kosmyki były idealnie ułożone. Był gotowy i chociaż chciałby zostać tu jeszcze i przedłużyć ten moment, zanim będzie musiał spotkać Harry'ego, wiedział, że nadszedł już czas. Mógł sobie poradzić ze swoim krnąbrnym narzeczonym, nie był przecież gorszy niż Lord Goodwin, czy arcybiskup, z którymi musiał mierzyć się tak często.
Powinni zejść do samochodu razem, w pałacu obserwowało ich zbyt wiele oczu, nie mógł pozwolić sobie na plotki. Oczywiście służba podpisywała stosowne dokumenty i nikt nie odważyłby się sprzedać prasie jakichkolwiek informacji o królu, ale wystarczająco mocno irytowała go myśl o tym, że będą mówić o nim za plecami, tuż pod jego nosem. Popatrzył na drzwi, które były zamknięte od dnia, kiedy wprowadził się tam Harry. Nienawidził myśli, że dzieli ich tylko ta jedna ściana. Jeżeli mógłby decydować, umieściłby Harry'ego po drugiej stronie pałacu, jak najdalej od niego.
– Panie, jeśli mógłbym coś doradzić – Matthew, zrobił krok w jego stronę, przypominając o swojej cichej, stałej obecności.
– Mów – obrócił się, odrywając wzrok od przeklętych drzwi, które doprowadzały go do szału odkąd pokłócił się ze Stylesem.
– Myślę, że powinien pan wyjść razem z panem Stylesem, więc sugerowałbym skorzystać z drzwi łączących dwa apartamenty i opuścić pokój wspólnie. To wyglądałoby dobrze i z pewnością zostałoby zauważone – Matt nigdy jeszcze go nie zawiódł, zawsze służył mu dobrym słowem i radą, teraz też tak było, wszak chwilę temu sam pomyślał o tym, że powinien pójść do Harry'ego.
– Dobrze, niech tak będzie, poczekaj na nas przy wejściu – mruknął, odsyłając mężczyznę i samemu kierując się w stronę apartamentu należącego do Stylesa. – A wszystko mogłoby być dużo łatwiejsze – westchnął i nacisnął klamkę, wchodząc do przytulnego salonu łączącego dwie sypialnie. Wszedł do środka pewnym krokiem i odnalazł wzrokiem narzeczonego, który na jego widok zamarł.
– Co ty tu robisz? Jak wszedłeś do środka? – zapytał nerwowo, poprawiając swoje ciemne włosy.
– Skorzystałem z tych drzwi – wskazał na miejsce, z którego przyszedł, nie spuszczając wzroku z bruneta. – Powinniśmy wychodzić, dlaczego jesteś jeszcze nieprzygotowany? – popatrzył na zegar zawieszony na ścianie, nie mogli się spóźnić, to byłoby w bardzo złym stylu. Za dużo osób czekało na ich przybycie, by teraz okazywać im taki brak szacunku, wydawało mu się, że Harry akurat to zrozumie doskonale.
– Jestem gotowy, możemy iść – Styles ruszył w stronę drzwi, ignorując protokół w najbardziej obrzydliwy sposób.
– Chcesz mi powiedzieć, że to jest twój strój wyjściowy? Kpisz sobie ze mnie? – ruszył za nim, chcąc zatrzymać go, ale mężczyzna wyszedł już na korytarz, ukazując ich w jakże kompromitującej sytuacji. Król, który idzie za swoim narzeczonym, a w zasadzie stara się go dogonić. To absolutnie nie powinno mieć miejsca.
– Nie wiem, co znowu zrobiłem źle – Harry zatrzymał się i poczekał na niego z nachmurzoną miną. – Mam na sobie garnitur, koszulę, to chyba elegancki strój, wyglądamy przecież podobnie.
– Kolor twojej koszuli jest nie na miejscu, gdzie masz krawat? Bez niego wyglądasz niechlujnie. Jak mniemam twój garderobiany otrzymał wskazówki. Nie wiem, jak śmiał się do nich nie dostosować. Będzie zwolniony, takie zachowanie jest niedopuszczalne – zatrzymali się na szczycie schodów, gdy Styles obrócił się gwałtownie.
–Zwolniony?! – wykrzyknął, ale ściszył głos, gdy zauważył wściekły wzrok szatyna. – On nie zrobił niczego złego – wyszeptał nerwowo, zbliżając się do Louisa. – Przebrałem się, kiedy tylko wyszedł. Chciałem ubrać coś mniej ... mniej eleganckiego. Nie zwalniaj go, to moja wina, jeśli już musimy uznać to za błąd.
– Wyglądasz nieodpowiednio, przyniesiesz dziś wstyd koronie. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny – zszedł jeden stopień niżej i chociaż Harry patrzył na niego z góry, to on miał teraz pełną kontrolę nad sytuacją. – Pilnuj się Styles, a teraz uśmiechnij i pokaż wszystkim, jak jesteś szczęśliwy.
Drzwi zostały już otwarte, czuł jedynie upokorzenie. Tyle lat wyrzeczeń, oddania i trudów, by nagle jedna osoba niszczyła wszystko systematycznie, bez cienia żalu czy skruchy. A teraz jeszcze on, król, człowiek, który był stworzony z zasad, musiał zacząć je łamać w oczywisty sposób, by przeciętni, nudni ludzie mieli o czym rozmawiać. Odetchnął głęboko i wyciągnął dłoń w stronę Harry'ego, który po ich kolejnej kłótni nie wiedział, co ten gest może oznaczać.
– Podaj mi dłoń i zejdźmy z tych przeklętych schodów, nie róbmy przedstawienia przed moją służbą – wyszeptał z uśmiechem na ustach, by zmylić obserwujących ich ludzi. Po chwili, która trwała wieczność, poczuł, jak chłodna dłoń dotyka tej jego, dopasowując się. Wrażenie jak zwykle było całkowicie obce, bo przecież tym dla siebie byli, całkowicie obcymi ludźmi, połączonymi jakimś koszmarnym fatum, które miało nad nimi ciążyć już zawsze. Wiedział, że ktoś miał zrobić im kilka zdjęć, gdy będą wychodzić, a później podczas oficjalnego spotkania reporterzy będą obserwować ich przez cały czas.
– Nie rozumiem tego – powiedział nagle Harry, gdy siedzieli już bezpiecznie w samochodzie, a przyciemnione szyby odcinały ich od reszty świata.
– Czego? – nie popatrzył na niego, nie chciał widzieć tej irytującej różowej koszuli, która odznaczała się od ciemnego garnituru w nieprzyjemny, rażący sposób.
– Nienawidzisz mnie, nie jesteś w stanie przebywać ze mną bez kłótni, docinek i złośliwości, mógłbyś mieć każdego mężczyznę w tym królestwie. Nie rozumiem, dlaczego skazujesz się na takie życie, dlaczego chcesz skazać mnie na koszmar, który będzie trwał do końca mojego życia. Wszystko zależy od ciebie, możesz odmienić nasz los jednym swoim słowem, ale mimo to uparcie dążysz do ślubu, który nas unieszczęśliwi. Dlaczego to robisz Louis? – czuł na sobie wzrok mężczyzny, który teraz obrócił się w jego stronę i najwyraźniej oczekiwał konkretnej odpowiedzi na pytanie, które zadał. Z tym, że nie posiadał odpowiedzi, nie wiedział, co mógłby powiedzieć, przecież nie prawdę. Zmusiła mnie matka. To brzmiało jak dziecinna wymówka niegodna króla.
– Jakbyś wiedział, czym są koszmary – mruknął pod nosem to. co przyszło mu do głowy jako pierwsze.
– Słucham?
– Nic, nie wiem, dlaczego po raz kolejny poruszasz ten temat i dlaczego wmawiasz mi, że cię nienawidzę. Nie masz już dość? Nie wolałbyś wierzyć, że darzę cię nieskończenie mocnym uczuciem?
– Proszę cię – Harry prychnął, przewracając oczami, doskonale zdając sobie sprawę, że sprowokuje tym szatyna. – Jeśli tak w waszej rodzinie okazuje się głębokie uczucia, to błagam, znienawidź mnie, bo nie jestem gotowy na taką miłość.
Cichy śmiech rozległ się w samochodzie, który powoli docierał we wskazane miejsce. Dźwięk, który wydobył się z ust Louisa, zaskoczył równie mocno szatyna jak i Stylesa, który patrzył na niego niedowierzająco. Pierwszy raz słyszał jego śmiech, widział na jego twarzy coś innego niż grymas niezadowolenia i złości. Czekał, aż mężczyzna coś powie, ale ten milczał, a w jego spojrzeniu przez chwilę było coś psotnego i figlarnego.
–To nie był żart, wolę uprzedzić, zanim dopiszesz moje poczucie humoru do listy cech, które we mnie pokochałeś – odwrócił od niego swój wzrok i popatrzył przez okno.
Nie zorientował się, w którym momencie znaleźli się na miejscu, ale faktycznie samochód zatrzymał się przed eleganckim budynkiem Teatru Królewskiego. Nigdy nie był w tym miejscu, wiedział, że matka wraz z ojcem czasami bywali na jakichś sztukach, chcąc cały czas brylować w towarzystwie wartym uwagi, ale on trzymał się od tego z daleka. Nerwowo poprawił kołnierzyk koszuli, który zaczął uwierać go dość mocno. Wiedział, że wszyscy na nich czekają, goście, reporterzy, organizatorzy.
– Czyżby koszula jednak nie była tak doskonałym wyborem, jak sądziłeś pół godziny temu? – po młodzieńczym śmiechu i błysku w oczach nie pozostało już nic. Louis wrócił do swojej zimnej, oschłej wersji, pewnie tej jedynej i prawdziwej. – Musimy już iść, pewnie wszyscy się zastanawiają, co tak długo robimy w samochodzie.
Jak na zawołanie po dwóch stronach pojawili się mężczyźni, otwierając im drzwi. Harry zdążył się jeszcze obrócić i popatrzeć na swojego narzeczonego, który obrzucił wzrokiem spinki na swoich mankietach.
– To, co narzeczeni robią w takich chwilach, pewnie coś zdrożnego – ostatnie słowo musiało należeć do niego, wyszedł szybko, nie chcąc słyszeć odpowiedzi Louisa.
Słyszał podekscytowane głosy, które stały się głośniejsze, gdy stanął na chodniku przed samochodem, czekając na swojego towarzysza. Blaski fleszy były nieprzyjemne, sprawiały, że miał ochotę tylko zmrużyć oczy, ale wyglądałby wtedy jak ostatni idiota. Wrzawa podniosła się, a to mogło oznaczać tylko, że Jego Wysokość właśnie do niego dołączył. Jak na zawołanie mężczyzna pojawił się u jego boku. Zerknął na niego i zauważył rumieńce na policzkach, które dawały dwuznaczne skojarzenia na temat tego, co mogło się dziać w samochodzie. Uśmiechnął się, starając nie myśleć o tym, jak Louis stanął krok przed nim, zamiast znaleźć się u jego boku. Oczywiście korona zawsze szła jako pierwsza. Nie wiedział, co powinien zrobić, odgrywali role narzeczonych, ale czuli się jak obcy ludzie. Gdyby to była inna osoba, chwyciłby go za dłoń, ale pamiętał doskonale lekcje Lady Mary, żadnego dotykania publicznie, to było zakazane i niedopuszczalne. Chociaż był urodzonym buntownikiem i antymonarchistą, nie chciał przynieść Louisowi wstydu, obawiał się też konsekwencji, jakie mogłyby go spotkać. Wolał nie ryzykować, miał jeszcze jakiś instynkt samozachowawczy.
– Serdecznie witamy Wasza Królewska Mość – Louis podał dłoń mężczyźnie, który ukłonił się nisko, wyglądając przy tym na bardzo przejętego. – Jesteśmy zaszczyceni tym, że Wasza Wysokość zgodził się objąć patronatem dzisiejszą uroczystość – delikatnie uniósł kąciki ust na to przywitanie, nie chcąc uśmiechać się szerzej i radośniej.
Miał nadzieję, że nie będą musieli zostawać do końca koncertu i witać się z resztą osób, chociaż doskonale wiedział, że mają być zauważeni, w końcu o to chodziło w tym wyjściu. To przypomniało mu o Harrym, który czaił się gdzieś za jego plecami. Powinien bardziej zwracać na niego uwagę. Spojrzał przez ramię na stojącego obok mężczyznę i wyciągnął w jego stronę dłoń, sugerując ruch przypominający objęcie.
– Poznaj proszę mojego narzeczonego – wskazał na Stylesa, który podszedł bliżej, stając u jego boku.
– To zaszczyt Panie Styles – starszy mężczyzna ukłonił się tak, jak chwilę wcześniej przed szatynem. To nie było konieczne, on nie był członkiem rodziny królewskiej. Ten gest był przesadą.
– Bardzo się cieszę, że mogę Pana poznać, panie Leonards – Harry energicznie uścisnął dłoń staruszka, który wpatrywał się w niego z zachwytem, gdy usłyszał swoje nazwisko. – Dużo słyszałem o fundacji, którą pan prowadzi, pomaga tylu osobom cierpiącym na choroby płuc, to niezwykłe i konieczne w obecnych czasach.
– To zaszczyt Panie Styles, nie wiedziałem, że interesuje się Pan nasza fundacją – Leonards nie patrzył już na Louisa, który z uwagą przysłuchiwał się wymianie zdań toczącej się tuż obok niego. Nie wiedział, skąd Harry dowiedział się o tej fundacji, ale najwidoczniej przygotował się i odrobił lekcje. To powinno zrobić na nim wrażenie, ale przeciwnie tylko go zirytowało.
– Wspieracie także chorujące dzieci prawda? – Harry wydawał się autentycznie zainteresowany, a reporterzy cały czas robili im zdjęcia. Odchrząknął cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę, powinni chyba już wejść do środka i skończyć z tym przedstawieniem.
– Tak, niestety dzieci również chorują. Powietrze wydaje się dużo zdrowsze niż w Dawnym Świecie, ale nadal daleko mu do doskonałości – Leonards przywołał kogoś ruchem dłoni i nagle zza jego pleców wyłoniła się mała dziewczynka z niewielkim bukietem kwiatów, który wyciągnęła w stronę Harry'ego, dygając przed nim krótko.
– To dla mnie? – Styles ukucnął przed nią z szerokim uśmiechem, który rozświetlił całą jego twarz. Kiedy dziewczynka nieśmiało skinęła głową, odebrał z jej rąk kwiaty, dziękując przy tym wylewnie. Louis mógł myśleć tylko o tym, że nie powinien kucać przed dzieckiem, to było niedopuszczalne i nie powinno mieć miejsca. Był narzeczonym króla, nie powinien przed nikim klękać. – Dziękuję, jesteś niezwykle uprzejma.
– Zapraszam, wejdźmy do środka, koncert zaraz się rozpocznie – Leonard odsunął się i przepuścił ich przodem.
Aparaty oszalały, gdy skierowali swe kroki w stronę wejścia do Królewskiego Teatru. Harry kroczył obok niego, ściskając w dłoni mały bukiecik kwiatów, wiedział, że jeśli nie przyspieszy, Styles wejdzie do środka przed nim, a to byłoby kolejne złamanie protokołu. Czuł na sobie ciekawski wzrok zgromadzonego tłumu, więc subtelnie pokonał kilka kroków i wszedł do środka jako pierwszy. Wiedział, gdzie znajduje się loża honorowa, więc od razu skierował swe kroki w tamtym kierunku, nie sprawdzając, czy Harry podąża za nim. Uśmiechał się do osób, które mijał, zdawał sobie sprawę, jak istotny w tych czasach jest wizerunek rodziny królewskiej, a to on był jej głową, więc niemal wszystko zależało od niego. Z zadowoleniem zauważył, że w loży są tylko dwa miejsca, więc poza nieznośną obecnością Harry'ego, nie będzie musiał znosić nikogo więcej.
– Życzę udanego koncertu mój Panie – Leonards ukłonił się i wycofał, zostawiając obok niego Harry'ego.
– Miły człowiek – zauważył Styles, siadając na miękkim fotelu w kolorze chabrów.
– Jeśli masz władzę i pieniądze, każdy jest dla ciebie miły – mruknął, nie spoglądając na swojego towarzysza.
– To okropnie cyniczne z twojej strony – Harry rozglądał się po bogato zdobionej sali, w której siedzieli już wszyscy zaproszeni goście. Nie zwracał uwagi na mordercze spojrzenia, którymi obdarowywał go Louis. – Jesteś przekonany, że gdyby nie twoja pozycja, nikt nie traktowałby cię w uprzejmy sposób. Świat tak nie działa Louis, nie wszyscy pragną cię wykorzystać, może gdybyś to zrozumiał, uśmiechałbyś się częściej.
– Mój uśmiech nie jest nikomu potrzebny i nie jestem cyniczny, patrzę na świat trzeźwym spojrzeniem, nie jestem zaślepiony jak ty – patrzył na bruneta, który trzymał na kolanach mały bukiecik, słyszał ten sam irytujący głos Leonarda, który zapowiadał rozpoczęcie koncertu, a później światła zgasły i tylko blask ze sceny rozświetlał od czasu do czasu twarz Harry'ego. – Nie powinieneś przyjmować tych kwiatów – wiedział, że jest irytujący i powinien zamknąć się i skupić na pierwszym artyście, który wyszedł na scenę, ale obecność Stylesa wyciągała z niego to, co najgorsze.
– Bo jestem mężczyzną, a mężczyźni nie otrzymują kwiatów? – niespodziewanie Harry gwałtownie obrócił się w jego stronę i przysunął tak blisko, że ich twarze niemal stykały się ze sobą. Louis miał nadzieję, że tych kilku dziennikarzy, którzy zostali wpuszczeni do głównej sali, nie było w stanie dostrzec ich w tej ciemności.
– Nie, ponieważ na widok kwiatów ci odbija i zachowujesz się, jak bohaterki tych wszystkich idiotycznych filmów z Dawnego Świata – odszepnął, nie odsuwając się od niego, chociaż taka bliska obecność nie była czymś komfortowym czy pożądanym. Spodziewał się wszystkiego, od warknięcia po spoliczkowanie, ale z pewnością nie oczekiwał tego, że Harry zacznie śmiać się prosto w jego twarz, a coraz głośniejsze dźwięki będą wydobywały się z jego ust. Całe szczęście orkiestra grała wystarczająco głośno, by zagłuszyć te chichoty. – Przestań się śmiać, jesteś w publicznym miejscu – starał się brzmieć poważnie, ale ten jeden raz nie potrafił i mimowolnie uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Obraziłem cię, nie powinieneś się śmiać.
– Przepraszam – mężczyzna zaśmiał się ciszej, spuszczając wzrok na bukiet, który musiał spaść z kolan Stylesa i leżał tuż obok jego stóp. – Po prostu naprawdę lubię kwiaty i wcale mnie nie obraziłeś. Myślałem, że zacznę piszczeć, kiedy pierwszy raz znalazłem się w twoim ogrodzie.
– W moim ogrodzie? – zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, kiedy Harry pierwszy raz zobaczył prywatne ogrody, w których lubił przebywać ze swoimi psami.
– W Królewskim ogrodzie, wiesz podczas naszego pierwszego spotkania – wyjaśnił, rozjaśniając Louisowi całą sytuację. – Wybacz, ale nie bardzo byłem zainteresowany tobą, kiedy zobaczyłem ogród.
– Och, myślałem, że mówisz o prywatnych ogrodach, musisz je odwiedzić. Jeśli podobały ci się królewskie ogrody, to prywatne cię oczarują – mówił, uśmiechając się na samą myśl o tym miejscu, w którym uwielbiał spędzać swój wolny czas. Był przekonany, że każdy miał taką przestrzeń, w której czuł się prawdziwym, szczęśliwym sobą. Sam nigdy nie czuł się szczęśliwy, ale tylko tam był choć trochę prawdziwy.
– Nie wiedziałem, że są jakieś prywatne ogrody, musisz mnie tam zaprowadzić, bardzo chciałbym je zobaczyć.
Dopiero teraz zauważył, że uśmiech i spokój Harry'ego mogły być trochę zaraźliwe, nieświadomie cały czas się uśmiechał i zapomniał nawet o pulsującym bólu w skroniach, który towarzyszył mu od samego rana. Oderwał wzrok od oczu swojego narzeczonego i pochylił się, by podnieść porzucone kwiaty. Najwyraźniej ten wieczór miał należeć do tych skomplikowanych. Harry zrobił dokładnie to samo co on, a ich głowy zderzyły się. Tępy ból przeszedł przez jego ciało. Zacisnął mocno powieki, starając się powstrzymać jęk, który i tak wydobył się z jego ust.
– Jak w tych idiotycznych filmach z Dawnego Świata – Harry zaśmiał się po raz kolejny, masując obolałe czoło.
– Trzymaj te swoje kwiatki i może skupmy się na koncercie – wcisnął bukiet w dłoń zaskoczonego chłopaka i odwrócił się w stronę sceny, na której występowali już kolejni artyści.
Przegapili chyba całkiem dużą część koncertu i jeśli ktoś spostrzegawczy by to dostrzegł, musiałby się srogo tłumaczyć ze swojego niezainteresowania sztuką. Zignorował lekki śmiech Harry'ego, jego ciche nucenie kolejnych odgrywanych melodii oraz to, jak z małym uśmiechem przyciągnął kwiaty do swojej twarzy, wdychając ich słodki zapach. To był dziwny wieczór i chciał tylko, żeby dobiegł końca. Powinien porozmawiać ze swoim lekarzem o bólu głowy, o nieprzespanych nocach i zmęczeniu, które ciągle mu towarzyszyło. Miał za dużo na głowie. Po powrocie koniecznie musiał porozmawiać z Niallem, miał wrażenie, że wszystko zaczynało się komplikować, a ślub był już przygotowany i nie było od niego odwrotu.
– Louis, Louis, Louuuuis – ktoś potrząsał jego ramieniem i nie chciał się odczepić. Najwyraźniej tym kimś był Harry. – Koncert się skończył, musimy spotkać się z podopiecznymi fundacji i artystami. Tak przynajmniej mówił twój asystent.
– Tak, oczywiście – podniósł się, udając, że wcale nie odpłynął myślami bardzo daleko stąd. – Chodźmy, pamiętaj, żeby się nie rozgadywać, podchodzisz, podajesz dłoń, krótki uścisk, uśmiech, kilka zdań i przechodzimy dalej. Żadnego przytulania, wdawania się w prywatne rozmowy, rozumiesz? – mówił surowym tonem, w którym na próżno można było szukać tego ciepła, które pojawiło się w jego głosie, gdy przez chwilę żartowali. – Ja podchodzę pierwszy, a ty za mną. Wszystko jasne Harry?
– Tak, oczywiście – mruknął, idąc za nim tak, jak tego wymagano. Miły wieczór skończył się tak szybko, jak się rozpoczął. – Czar prysł, tak jak w tych wszystkich idiotycznych filmach z Dawnego Świata.
***
Wszedł do pokoju i zrzucił z siebie marynarkę, która trafiła prosto na dywan. Chciał być sam, ten wieczór był prawdziwą emocjonalną karuzelą i musiał tylko położyć się spać i przestać myśleć o tym wszystkim, co się wydarzyło.
– Harry.
– Nie, po prostu daj mi dziś spokój Henry, nie mam siły z tobą rozmawiać. Wszystko, czym muszę się zająć, przekażesz mi jutro i obiecuję, zrobię to, ale nie dziś. Proszę daj mi jeden wieczór spokoju, chcę iść już spać – wiedział, że nie powinien krzyczeć na niewinnego asystenta. Henry był jego sprzymierzeńcem, tak przynajmniej mu się wydawało, ale teraz chciał być sam, zupełnie sam.
– Oczywiście Harry, już wychodzę, chciałem tylko przekazać, że twoja siostra dzwoniła i prosiła, żebyś do niej zadzwonił. Mówiła, że to pilne.
– Gemma dzwoniła? – popatrzył w stronę szatyna, który przytaknął i wycofał się w ciszy z jego apartamentów. Chwycił telefon, położył się wygodnie na łóżku i czekał, aż odbierze. – Gemms.
– Czy możesz mi powiedzieć, co do cholery dzieje się w tym przeklętym pałacu?
– Gemmo? – dawno nie słyszał jej, mówiącej w ten sposób, była rozdrażniona i zła. – Co się stało? Coś z mamą?
– O mój drogi, akurat w tym wypadku lepiej nie mieszajmy w to mamy. Posłuchaj Harry, coś musiało się wydarzyć w pałacu, jeżeli Niall Horan został wysłany do naszego domu jak najgorszy na świecie szpieg i starał się wyciągnąć ze mnie informacje na temat naszej rodziny.
– Niall Horan? Przyjaciel Louisa? – zmarszczył czoło, przypominając sobie uśmiechniętego mężczyznę, który zwykle kręcił się u boku króla i księcia Phillipa.
– Tak, we własnej osobie. Przyjechał do domu i udawał, że chce mnie lepiej poznać, ponieważ będziemy rodziną. Był okropnie uprzejmy, ale też fałszywy. Tylko głupiec nie zauważyłby, że jego komplementy były podszyte kłamstwem i chciał wyciągnąć ze mnie coś na twój temat.
– Chcesz mi powiedzieć, że Niall Horan cię podrywał? – zaśmiał się, słysząc wściekłe prychnięcie swojej siostry. – Przepraszam, wiem, że to nie jest śmieszne, ale miałem okropny dzień i chyba nie jestem dziś odpowiednim rozmówcą.
– Nie obchodzi mnie to, jak ciężki był twój dzień Harry. Kryłam twoje plecy przed sztyletem, który chciał wbić ktoś z pałacu, więc masz ze mną porozmawiać i ustalić jakąś strategię.
– Dobrze, myślisz, że to Louis wysłał Nialla na przeszpiegi? On i tak mnie nienawidzi, nie wiem, czego złego chciałby się jeszcze dowiedzieć na mój temat – pomyślał o dzisiejszym dezorientującym zachowaniu szatyna i pokręcił szybko głową, chcąc usunąć wszystkie wspomnienia z pamięci.
– Nie mam pojęcia, kto mógł za tym stać, ale Lord Horan jest wprawionym graczem i wie, jakie pytania zadawać, by uzyskać odpowiedź. Nie podoba mi się to Harry. Czy w pałacu dzieje się coś złego?
– Wszystko jest w porządku – wiedział, że Gemma wchodzi teraz w tryb starszej, opiekuńczej siostry, ale nie chciał, by stresowała się i rozmyślała o jego życiu w błękitnym pałacu. Był dużym chłopcem i potrafił o siebie zadbać. – Louis jest ... trudny, ale to nic z czym nie mógłbym sobie poradzić. Może po prostu Lord Horan jest tobą zainteresowany? Nie dopuszczasz takiej możliwości?
– Błagam – parsknęła śmiechem – gdyby Lord Horan był mną zainteresowany, porozmawiałby ze mną, gdy nadarzyła się ku temu okazja, a nie wpadałaby z niezapowiedzianą wizytą, zachowując się jak jakiś prostak. Gdybym szukała tandetnego podrywacza, umówiłabym się z tym stajennym, który próbował mnie uwodzić w jesiennym zamku.
– Czasami tak bardzo przypominasz mi naszą matkę i to mnie przeraża – powiedział ostrożnie, wiedząc, jak jego siostra nienawidzi takich porównań. – Dziękuję, że broniłaś mnie przed wścibstwem Lorda Horana. Będę mu się przyglądał, gdy wpadnie z wizytą do pałacu.
– Nie zdradzaj, że wiesz o naszym spotkaniu, zobaczymy, jak będzie się zachowywał – powiedziała szybko Gemma. – Matka o niczym nie wie, więc trzymaj język za zębami. Jeszcze przyszłoby jej do głowy, by wyswatać mnie z Horanem. Nie zniosłabym jego braku manier przez dłuższy czas.
– Maniery, protokół, etykieta – wymienił znużonym głosem – brzmisz jak mój narzeczony. Nie chciałabyś zająć mojego miejsca? Byłabyś idealną królową.
– Mam większe ambicje, niż małżeństwo z mężczyzną, który nigdy nie popatrzyłby na mnie z miłością, a teraz się rozłączam. Matka wróciła z bankietu z jakimś ważnymi osobistościami. Mam wrażenie, że ona też działa za naszymi plecami. Nie daj się tam zabić Harry.
Chciał coś powiedzieć, ale wiedział, ze nie zdążył. Siostra rozłączyła się i nikt już nie czekał na jego słowa. Gemma była jego przeciwieństwem. Jej słowa kąsały i trafiały w najsłabszy punkt odbiorcy, była surowa, wymagająca i bezpretensjonalna. Potrafiła być idealną damą, ale kiedy chciała, wychodziła z niej prawdziwa wojowniczka. Zazdrościł jej tego, z jaką łatwością brylowała na salonach i skradała serca, potrafiła ugłaskać nawet ich wściekłą i żądną krwi matkę.
– Mam większe ambicje niż małżeństwo z mężczyzną, który nigdy nie popatrzyłby na mnie z miłością – roześmiał się śmiechem, w którym brakowało jakiejkolwiek radości. Ta rozmowa nie podniosła go na duchu, pokazała tylko, jak wielkie problemy go czekają i że ostatecznie będzie się z nimi mierzył w pojedynkę. – Ja też mam większe ambicje, niż małżeństwo z mężczyzną, który nigdy nie popatrzyłby na mnie z miłością. – Popatrzył na drzwi, które oddzielały jego sypialnię od dalszej części apartamentu i prowadziły do pokojów Louisa. Mógł pokonać dzielącą ich odległość w kilku krokach, ale wiedział, że w rzeczywistości dzielą ich kilometry samotności, niezrozumienia i żalu, który sączył się z każdego słowa, które wypowiadali w swoją stronę. Nie wiedział, jak ma żyć w miejscu, które wysysało z niego całą radość i energię, którą posiadał. Czuł się otępiały i tak przeraźliwie samotny, a przecież za tą bramą oddzielającą go od reszty świata, byli ludzie, którzy go kochali, osoby, którym ufał ponad wszystko. Co nie tak było z tym miejscem, w którym człowiek czuł się, jak w mauzoleum? – Nie daj się tam zabić Harry, nie daj się tam zabić – wyszeptał, wtulając twarz w poduszkę, która może była najbardziej miękką, na jakiej kiedykolwiek leżał, ale teraz wydawała się po prostu zwykłą poduszką, która pochłaniała łzy wylane w samotności, tak jak każda inna.
***
– Wasza Wysokość, dzisiejsza prasa i ...
–Niall Horan, stary miałeś oddzwonić, to było pilne rozumiesz? Pilne, czyli oddzwoń szybko, świat się kończy – Niall wszedł do środka, mówiąc zbyt głośno, jak na tak wczesną porę. Nawet nie próbował zwracać się do niego właściwie, ignorując obecność Matthew, który chyba już przyzwyczaił się do nieokrzesanego Lorda Horana.
– Świat skończył się już jeden raz, myślę, że na następny będziemy musieli poczekać trochę dłużej, a teraz Matthew zacznijmy proszę od prasy, a później porozmawiam z Lordem Horanem o tym końcu świata – wyciągnął dłoń w stronę asystenta, który natychmiast podał mu The Royal najważniejszą gazetę w Królestwie. – Coś istotnego?
– Jest Pan na okładce, a na kolejnych stronach pojawiają się artykuły – rzucił okiem na okładkę i zamarł. Spoglądał na zdjęcie, na którym stał obok Harry'ego, który trzymał kwiaty, rozmawiając z małą dziewczynką. Zdjęcie nie prezentowało tego, jakie emocje odczuwał. Wyglądał na zrelaksowanego, zadowolonego, może nawet pokusiłby się o określenie zakochanego.
– Przeczytaj mi proszę najważniejsze fragmenty – nie miał ochoty czytać całości, obawiał się tego, co napisano na kilku stronach. Matthew powiedział artykuły, więc musiało być tego dość dużo.
– Oczywiście – mężczyzna odchrząknął i rozpoczął czytanie – Jego Królewska Wysokość, Król Louis I poprzedniego wieczoru wraz ze swoim narzeczonym Harrym Stylesem, uczestniczył w koncercie charytatywnym na rzecz chorych zmagających się z przewlekłymi chorobami układu oddechowego. Król Louis wraz z narzeczonym, gdy tylko wyszli z samochodu, byli w doskonałych nastrojach. Osoby z bliskiego środowiska rodziny królewskiej mówią, że król nigdy wcześniej nie był tak szczęśliwy. Nie mamy wątpliwości, że to prawdziwe słowa. Jeden rzut oka na parę wystarczy, by zobaczyć, jak bardzo są w sobie zakochani. Wczorajszego wieczora król nie mógł oderwać wzroku od ukochanego, który prezentował się nienagannie, ale też szalenie oryginalnie w swojej różowej, połyskującej koszuli. Każda osoba, która miała wczoraj przyjemność rozmawiać z Panem Harrym Stylesem, przyznała, że nie spotkała wcześniej tak uprzejmej, ciepłej i błyskotliwej osoby. Możemy więc być pewni, że Dzień Wielkiego Wyboru wyłonił niezwykłego królewskiego małżonka, którego już pokochało całe królestwo. – mężczyzna zamilkł na chwile i przeczyścił gardło. – To pierwszy artykuł, przeczytałem te najciekawsze fragmenty. Są oczywiście zdjęcia, proszę spojrzeć – Matthew wydawał się podejrzanie podekscytowany, gdy wskazywał mu kilka fotografii, które uchwyciły moment, gdy podawał Harry'emu dłoń. – Jest jeszcze jeden artykuł, przeczytam tylko fragment.
– Może już wystarczy – przerwał mu szybko, nie chcąc słuchać już żadnych pochlebnych słów na temat Stylesa.
– O niee, ja z chęcią posłucham jeszcze tego fragmentu – Niall zarechotał i rozsiadł się wygodniej na fotelu. Najwidoczniej doskonale bawił się czyimś kosztem, a koniec świata wcale nie nadchodził.
– Król Louis wraz z narzeczonym nie mogli oderwać od siebie wzroku. Może to unieszczęśliwi artystów występujących na wczorajszym koncercie charytatywnym, ale para nie skupiała się na sztuce. Doskonali obserwatorzy zauważyli, że zakochani cały czas szeptali do siebie i chichotali, wyglądali na szczęśliwych, więc możemy uznać, że miłość rozkwita i jest tak piękna jak bukiet, który Harry Styles trzymał wczoraj w swoich dłoniach. – Matthew promieniał, a Niall wyglądał na zadowolonego. – Obecnie aparaty są wyjątkowe, uchwyciły nawet w ciemnościach Waszą Wysokość i Pana Stylesa.
Faktycznie były zdjęcia, które pokazywały dokładnie to, co było napisane w tym krótkim artykule. Wpatrywali się w siebie i wyglądali jak jedna z tych par, która nie może oderwać od siebie wzroku i rąk. To było ładne zdjęcie, ale wolałby, żeby ktoś inny się na nim znajdował. Nie czuł się komfortowo z myślą, że jego wszyscy poddani dziś rano zobaczyli te zdjęcia. One były prywatne.
– No, no, no miłość kwitnie – Niall zagwizdał i roześmiał się, widząc zgorszone spojrzenie Matthew, który pospiesznie zaczął zbierać gazety. – Wasza Wysokość, kto by powiedział, ze to jednak będzie Harry Styles.
– Panie, jeśli to wszystko, oddalę się – Matthew ukłonił się i opuścił pokój, zostawiając go na pastwę Nialla, który był w tym irytującym, paskudnym nastroju.
– Posłuchaj, nie mam ochoty wysłuchiwać bzdur, które chcesz teraz powiedzieć, więc powstrzymaj się i wyjaśnij, co było tak pilne – potarł skroń i zmierzył przyjaciela zmęczonym spojrzeniem.
– Przepraszam, nie chciałem zachowywać się jak prostak, jestem zwyczajnie zaskoczony. Zatrzymałem się na etapie, gdy nienawidziliśmy Harry'ego i mu nie ufaliśmy, a teraz widzę te zdjęcia i wydaje mi się, że jesteście dość blisko, co mnie cieszy, bo chcę tylko, żebyś był szczęśliwy, ale nie chcę, żebyś został zraniony.
– Stop, stop, stop zatrzymaj się w tej chwili Niall – Louis wstał szybko i może wyglądał jak szaleniec, ale teraz go to nie obchodziło. – O czym ty mówisz? Nic się nie zmieniło, nie mów, że nawet ty uwierzyłeś w to, co przedstawiają zdjęcia. One są całkowicie wyrwane z kontekstu, nie masz pojęcia, co się tam wydarzyło, ale z pewnością nie jestem zakochany w Harrym.
– Jeśli tak mówisz, to ci wierzę, ale uważaj na siebie Lou, bo możesz nawet nie zauważyć, kiedy wszystko się zmieni, a teraz usiądź i posłuchaj o Pannie Styles.
Nie chciał rozwodzić się nad tym, co powiedział przyjaciel. Był pewny tego, co czuje i co dzieje się w jego życiu. On i Harry to nadal była jedynie aranżowana relacja, która nie przyniosła mu niczego dobrego. Nie musiał nawet zachowywać się ostrożnie, pomiędzy nimi było jedno wielkie nic. Za to dużo bardziej interesowało go, czego dowiedział się Niall.
– Mów.
– Cóż panna Styles, jest czymś zupełnie innym. Myślę, że to jej powinniśmy się obawiać, ponieważ przy niej, cóż Harry ma serce na dłoni. Jest niezwykle inteligenta i bystra, trudno dotrzymać jej kroku. Ma w sobie coś, co mnie niepokoi, zna protokół, jest uprzejma, ale musi coś ukrywać.
– Dowiedziałeś się czegoś?
– Poza tym, że Harry uwielbia dzieci, jest miłym i kochanym typem człowieka, który troszczy się o innych, to nie powiedziała o nim zupełnie nic – wzruszył ramionami, próbując przypomnieć sobie, czy nie pominął czegoś istotnego.
– I to była ta pilna sprawa? – Louis przewrócił oczami, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Stylesowie byli dziwną i tajemniczą rodziną, musieli coś ukrywać.
– Dowiem się więcej, uwierz mi, oczarowałem ją i już umówiliśmy się na kolejne spotkanie.
–Nie masz jej podrywać Niall, ostatnie czego chcę, to wkurzony Harry i jego siostra ze złamanym sercem. Zabraniam rozumiesz? Zabraniam. Możesz z nią rozmawiać, spotykać się, ale skończ ze swoim podrywem, który notabene i tak jest nieskuteczny.
– Teraz to przesadziłeś – lord podniósł się i z groźną miną skierował w stronę drzwi – a tak poważnie, to każdy wie, że mój podryw jest idealny i gdybym chciał, mógłbym nawet skraść twoje serce.
– Oczywiście Niall, to dlatego odkąd cię znam, jesteś singlem – wpatrywali się w siebie w milczeniu, które zakończyło się, gdy Horan roześmiał się głośno.
– Może masz trochę racji, ale postaram się dowiedzieć czegoś więcej dobrze? Chociaż może Phillip poradziłby sobie lepiej niż ja.
– Idź już Niall, mam tu sprawy królestwa, które mnie potrzebują – wskazał na granatowy kuferek wypełniony ważnymi dokumentami.
– Oczywiście, już mnie nie ma – Niall był już prawie za drzwiami, gdy zatrzymał się i obrócił po raz kolejny w jego stronę. – Lou, uważaj dobrze? Może nie doceniamy Harry'ego, a może on faktycznie nie ma ukrytych zamiarów, każda z tych opcji jest dla ciebie niebezpieczna.
Wpatrywał się w dokumenty, ale słowa które czytał, nie docierały do niego. Cały czas analizował to, co powiedział Niall. Wydawało mu się, że jest czujny, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Musiał uważniej obserwować Harry'ego i nie odkrywać się przed nim za bardzo. Wczoraj powiedział za dużo i chociaż poddani byli zadowoleni, on z pewnością nie czuł się dobrze. Rozkwitająca miłość mogła być jego końcem, a on na pewno nie chciał zakończenia z Harrym u boku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top