Rozdział trzydziesty trzeci
Przedostatni rozdział przed wami. Jesteśmy już niemal na końcu tej historii. Dziękuję za to, że nadal tu jesteście. Dajcie znać jak wrażenia. Miłego czytania :)
Kiedy był dzieckiem, jego ojciec zwykle siadał na jednym z tych eleganckich, majestatycznych foteli ustawionych w pobliżu stolika. Wysokie oparcie i drewniane podłokietniki sprawiały, że zazwyczaj cały obraz prezentował się dość wyjątkowo, szczególnie dla dzieciaka, jakim wtedy był. Fotel należał do ojca i nawet teraz nie czuł się komfortowo z myślą, że ktoś inny mógłby zajęć te miejsce. Jednak nie sam fotel był najważniejszy, król uwielbiał snuć ciekawe historie, dawać im rady i mówić słowa, które zapadły w pamięci Louisa na długie lata, chociaż był pewien, że wszystko co słyszał było raczej przeznaczone dla uszu Arthura, w końcu to on miał skorzystać ze zdobytej wiedzy w przyszłości. Teraz, gdy stał w szafirowym pokoju, wpatrując się w tak znajomy mebel, przypomniał sobie coś, co teraz było dla niego tak ważne. Nawet będąc królem, trzeba podejmować decyzje, które sprawiają ból. Te krótkie zdanie wracało dziś do niego wielokrotnie i był pewien, że nie opuści go przez długi czas.
Ostatnie dni spędzone z Harrym były cudowne, chociaż bał się wspomnień, które wracały do niego nieustannie i wydawały się obce i znajome równocześnie. Bał się tych obrazów, które pojawiały się przed jego oczami i uczuć, które były jeszcze bardziej bolesne. Nie chciał wspominać ich ostatniego dnia w tamtym życiu, bojąc się, jak może wyglądać ich ostatni wspólny dzień teraz. Czuł się jak szaleniec, który nagle stracił zmysły, ale jednocześnie nareszcie wszystko układało się w zrozumiałą całość, a sny, które nawiedzały go od długiego czasu, nagle były zrozumiałe i jasne, jak nic innego na świecie. Dziwnym zrządzeniem losu koszmary przestały się pojawiać, a ból głowy ustał. Może to po prostu jego drugie ja walczyło o ujawnienie się i kiedy nareszcie stał się całością, niezależnie od tego jak absurdalnie to brzmiało, wszystko było w końcu w porządku. Wiedział jednak, że musiał zacząć działać, ponieważ mijające dni zbliżały ich do nieubłagalnego końca, a on nie mógł pozwolić, by ktoś jeszcze ucierpiał w tej chorej walce o władzę i tron. Od kilku godzin siedział w swoim gabinecie, obmyślając swój każdy kolejny krok. Nie chciał wtajemniczać nikogo poza Matthew. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, teraz ufał Harry’emu, ale wolał, by mężczyzna został nieświadomy, wtedy nie był powiązany z całą sprawą, a to oznaczało bezpieczeństwo.
- Jesteś pewien, panie? – rzadko zdarzało się, by ktokolwiek kwestionował jego polecenia, a już na pewno nigdy nie robił tego sekretarz, który zawsze służył mu dobrą radą i wsparciem, ale jednak wykonywał wszystkie powierzone zadania bez zawahania. Teraz Matthew patrzył na niego zaniepokojony i z pewnością nie podobało mu się to, co usłyszał.
- Tak, najpierw przekaż wiadomość Philipowi, ma dwa dni na spakowanie się i opuszczenie królestwa. Z pewnością będzie zadawał dużo pytań, ale nie musisz na nie odpowiadać, powiedz po prostu, że otrzymałeś tylko polecenie, by przekazać mu stosowne informacje i nic więcej nie wiesz. To Philip, z pewnością będzie dociekliwy, ale nie zaatakuje cię w żaden sposób, kiedy nie uzyska odpowiedzi – złożył zamaszysty podpis na kolejnym dokumencie, który podsunęła mu dziś rada. – Słyszałeś coś o tym polowaniu? – Wskazał brodą na kopertę, do której wkładał śnieżnobiałą kartkę.
- Podobno Lord Goodwin wyszedł z propozycją, by zorganizować wielkie królewskie polowanie z okazji rocznicy objęcia przez waszą wysokość tronu. Cała rada ochoczo na to przystała, czekają tylko na zgodę waszej królewskiej mości, zaproszenia zostaną natychmiast rozesłane do wszystkich gości.
- Chcą obchodzić taką rocznicę, a chwilę później odebrać mi to wszystko, ukraść całe moje dziedzictwo i pozbyć się mojej rodziny – prychnął, kręcąc głową ze złością. – To cholerny absurd, ale niech im będzie. Niech zorganizują mi te wielkie pożegnanie, by pławić się swoim pyrrusowym zwycięstwem. Żałosne jest przekonanie, że ich władza będzie trwała wiecznie i nie pojawi się ktoś, kto uzna, że zasługuje na nią bardziej. Myślałem, że czasy, w których ludzie roszczą sobie prawo do cudzej własności minęły bezpowrotnie, ale jednak jak widać ludzkość ma nieustany pociąg do tego, co zakazane. Wiesz Matthew – spojrzał na swojego asystenta, który ostatnio miał zbyt dużo na głowie, wyglądał na wykończonego, może powinien odesłać również i jego. – Naprawdę nie sądziłem, że to się wydarzy, a przecież król Aleksy stracił władzę równie szybko, niemal z dnia na dzień. Okazuje się, że naiwnością wykazuje się każdy, kto wierzy, że rodzina, władza, miłość, a nawet korona jest dana na zawsze.
- Panie – Matt odchrząknął, pewnie zawstydzony, tą nagłą słabością Louisa, którą ten postanowił się z nim podzielić. – To nie musi się skończyć w ten sposób, jestem pewien, że można jeszcze porozumieć się z radą, może…
- Matt – przerwał mu szybko, nie chcąc słuchać tego, o czym myślał o d tygodni. Przeanalizował chyba wszystkie możliwe scenariusze i wiedział, że nie było takiej możliwości, by cały ten precedens zakończył się dobrze, cokolwiek te słowo miało oznaczać. W tej sytuacji mógł być tylko jeden zwycięzca i z całą mocą uznał, że będzie nim, jeżeli najdroższe mu osoby, będą bezpieczne, z dala od tego, co miało się wydarzyć już niedługo. Zwycięstwo nie zawsze musiało oznaczać odniesienie sukcesu, zrozumiał to jakiś czas temu, może wtedy, gdy Harry zaufał mu po raz pierwszy – przekaż wiadomość Philipowi, później Sebastianowi i Alice. Muszę jeszcze porozmawiać z Niallem.
- A królowa? – sekretarz, oderwał wzrok od dokumentów, które ściskał w dłoni.
- Z królową wszystko zostało już ustalone, zostaje w swoim pałacu, to jej prywatna posiadłość, należała wcześniej do rodziny ojca, więc nie należy do korony, nikt nie będzie mógł jej odebrać tego domu – on i matka mieli się już nie spotkać, jedno pożegnanie w zupełności im wystarczyło, nie potrzebowali już żadnych słów czy gestów. Byli do siebie bardzo podobni, nie potrzebowali niczego więcej, to nie było w ich stylu. Przez chwilę wrócił myślami do wspomnień, które nawiedzały go częściej niż, by sobie tego życzył. Nie wyobrażał sobie, by mógł być kimś innym, ale był, wiedział to i czuł. Myślał o tamtej rodzinie, tak innej od tej, którą teraz posiadał, o swojej matce, a może powinien powiedzieć mamie, kobiecie tak dobrej i czułej, jawiącej się w jego wspomnieniach niczym anioł. Może, dlatego teraz czuł jeszcze większy chłód na myśl o królowej, może ona nigdy tak naprawdę nie była jego mamą, była tylko matką i nagle okazało się, że to dwie zupełnie różne role.
- A książę Harry? – ostatnie pytanie, rozbrzmiało w pokoju, a Louisowi wydawało się, że jego serce zamarło na chwilę. Nie miał pojęcia, jak to wszystko mogło się wydarzyć? Jak mogli dopuścić do sytuacji, w której musiał odsyłać wszystkich swoich bliskich, by mieć pewność, że będą bezpieczni. Wiedział, że musi działać szybko i skutecznie. Nie mógł pozwolić, aby coś złego spotkało Harry’ego. Bez względu na osobiste konsekwencje, musiał działać, dlatego odpowiedź na pytanie zadane przez Matthew mogła być tylko jedna, chociaż z pewnością nie oczywista.
- Książe zostaje ze mną w pałacu – to nie podlegało dyskusji, zaplanował już wszystko i nie miał zamiaru niczego zmieniać. Uważał, że to najlepsze, co mógł zrobić.
- Czy to dobry pomysł? Może książę powinien wyjechać razem z księciem Philipem? – oczywiście Matt musiał to zaproponować, ale tym razem Louis nie miał zamiaru rozważać propozycji sekretarza.
- Zostaw to, dobrze? Harry zostaje – zakończył dyskusję, chociaż miał jeszcze coś do powiedzenia. To była trudna propozycja, ale mężczyzna, który stał naprzeciw niego był tak lojalny i wierny, że zasłużył na te słowa. – Matthew, jestem twoim królem, ale przez te wszystkie lata stałeś się przede wszystkim moim przyjacielem i mam nadzieję, że to uczucie jest chociaż trochę odwzajemnione. Wiem, że nie zawsze byłem miły i współpraca ze mną często była trudna, ale ty zawsze byłeś po mojej stronie i może nie okazywałem tego właściwie, ale bardzo to doceniałem i twoja stała obecność była niezwykłym wsparciem w każdej chwili, szczególnie, kiedy zmarł Arthur. Dlatego moja obecna sytuacja wymaga podejmowania decyzji, które niekoniecznie sprawiają mi radość, ale są konieczne. Muszę poprosić cię o opuszczenie pałacu.
- Schlebiasz mi Panie, ale muszę odmówić – sekretarz spojrzał na niego ze zdecydowaniem. – Nie mogę odejść, kiedy nadal jestem tutaj potrzebny i myślę, że przydam się jeszcze.
- Wiedziałem, że to powiesz, dlatego nazwałem cię przyjacielem, ale wiesz, że zostając ryzykujesz prawda?
- Poradzimy sobie, a teraz pójdę zająć się listami lepiej z tym nie zwlekać.
Skinął głową, odprowadzając Matthew wzrokiem do chwili aż drzwi za mężczyzną zamknęły się i ponownie został w gabinecie zupełnie sam. Teraz mógł tylko czekać na pytania Nialla, niezrozumienie Philippa i wściekłość, jaką już niedługo odczuje Harry.
***
W świecie, w którym po ulicach miało poruszać się coraz mniej samochodów istnienie parkingów nie było już tak konieczne, jak w dawnych czasach. Niektóre z nich jednak pozostały i teraz coraz częściej zapełniały się w godzinach popołudniowych. Teraz zapadł już zmrok i miejsce niedaleko błękitnego pałacu było niemal opustoszałe, nie licząc jednego ciemnego samochodu, w którym przebywały trzy osoby, dyskutując o czymś przyciszonym tonem, a ich twarze rozświetlał blask latarni, które nadal świeciły pomimo późnej pory. Ustawa podpisana przez króla weszła już w życie.
Starszy mężczyzna zaciągnął się papierosem, wypuszczając z ust dym, który uniósł się i rozpłynął w powietrzu.
- Lordzie Goodwin, czy nikt nie mówił ci, że ten nałóg doprowadził do śmierci wiele osób w Dawnym Świecie czy dobrowolnie i świadomie skracasz sobie życie? – zapytała Allison Styles, przyglądając mu się z nieskrywaną pogardą. – Zastanawia mnie tez to skąd u licha wytrzasnąłeś papierosy, sprzedają je na czarnym rynku? Dużo kosztują?
- Alli, nie bądź zbyt wścibska, bo możesz sobie zaszkodzić – Lord powiedział to lekko i niemal z rozbawieniem, ale gdyby skupić się dostatecznie mocno, można było usłyszeć groźbę pobrzmiewająca w jego głosie. Kobieta skrzywiła się, słysząc zdrobnienie, którym ją nazwał. – I nie obawiaj się, mam się doskonale i moje zdrowie jest równie dobre.
- Czy możemy przejść do rzeczy? – trzeci głos również należał do mężczyzny, znacznie młodszego od Lorda. – Nie chciałbym żeby ktoś nas tutaj zobaczył.
- Andrew, przestań się odzywać, gdy dorośli prowadzą rozmowę – zganiła, patrząc na bruneta z chłodem. – Lordzie Goodwin, czy to prawda, że król zgodził się na organizację polowania?
- Tak, cała rada jest zszokowana i nie rozumiemy, dlaczego podjął taką decyzję. Spodziewaliśmy się, że zwoła zebranie albo odrzuci propozycję, gdy tylko o niej usłyszy. Jego sługus Matthew przekazał nam, że król akceptuje i jest wdzięczny za tak hojny pomysł świętowania jubileuszu – mężczyzna odchrząknął i wyrzucił papierosa przez uchylone okno. – Czy jesteś pewna, że to jest dobry pomysł? Powinniśmy to zrobić?
- Oczywiście, że tak. Nie możemy się teraz zawahać. Musimy działać jak najszybciej, a to polowanie będzie idealnym momentem. Nie wiem, dlaczego się zgodził, może jest idiotą, a może mój syn okazał się w końcu użyteczny i zawrócił mu dostatecznie mocno w głowie i Louis Tomlinson zaczął podejmować nierozsądne decyzje. Nie obchodzi mnie to – przewróciła oczami myśląc o tym, jak jej głupiutki, nieposłuszny syn, tym razem przysłużył się całej sprawie. Gemma okazała się porażką, wiążąc się z tym idiotą, przyjacielem króla - Lordem Horanem, ale Harry ten jeden raz sprostał zadaniu. – Musimy zrobić wszystko, co planowaliśmy przez lata, co ja zaplanowałam przez połowę mojego życia, zanim Tomlinson nas przejrzy i spróbuje zniweczyć nasze plany.
- A co jeśli już nas przejrzał? Myślisz, że jest takim głupcem? – Andrew, odważył się odezwać po raz kolejny, ignorując niezadowolony wyraz twarzy Allison.
- Wybrał mojego syna i porzucił romans z tobą, oczywiście, że jest idiotą - zaśmiała się ze swoich słów i nie przestała, nawet gdy patrzył na nią z czymś graniczącym z obrzydzeniem. – Nie ma tutaj miejsca na zawahanie się rozumiesz? Jeśli nie jesteś gotowy to powiedz to teraz i znajdziemy kogoś innego na twoje miejsce.
- Niczego takiego nie powiedziałem, jestem gotowy, zrobię to, osiągniemy nasz cel, a Louis Tomlinson pożałuję, że mnie odrzucił.
- Cudownie, więc wiemy, co musimy zrobić? Każdy realizuje swoje zadanie, wielki dzień nadejdzie już niedługo, a wtedy wszystko, o czym marzyłam ziści się, jak piękny sen – uśmiechnęła się chłodno, myśląc o dniu, w którym władza trafi w jej dłonie. Wiedziała, że miała wparcie swoich sojuszników, którzy byli po jej stronie, pragnąć władzy tak bardzo jak ona sama. Wyciągnęła dłonie w stronę mężczyzn, którzy ujęli ja po kolei, przypieczętowując tym gestem ich niepisana umowę. Cichy stukot deszczu przypominał im o nieuchronnej zmianie, która nadchodziła i nie było od niej odwrotu. – A teraz wyjdźcie proszę i mam nadzieję, że zobaczymy się już w nowym świecie.
Andrew opuścił samochód jako pierwszy, idąc przed siebie, nie odwrócił się i nie popatrzył za siebie. Wiedział, co musi zrobić i nie miał zamiaru się cofnąć. W chwilach zwątpienia przypominał sobie, jak potraktował go Louis, wspominał tamto uczucie odrzucenia i poniżenia, wtedy wiedział już, że każdy będzie lepszym królem.
Każdy będzie lepszy od Tomlinsona.
***
Siedział na kamiennej ławce w ogrodzie, otoczony bujną roślinnością i rozkwitającymi, kolorowymi kwiatami. Ukrył się w takim miejscu, gdzie nikt nie mógł dostrzec go z pałacowych okien. Piękna, smutna wierzba, nazywana płaczącą, wznosiła swoje gałęzie tylko wtedy, gdy zawiał mocniejszy podmuch wiatru, przypominając człowieka wznoszącego swe dłonie ku niebu, prosząc o pocieszenie i wsparcie. W każdej innej chwili jej smukłe gałązki opadały ku ziemi niczym łzy spływające po zrozpaczonej twarzy. Szum wiatru mieszał się z szeptanymi przez liście historiami o tym co było i może o tym co miało też nadejść.
Wiedział, że Niall znajdzie go tu bez problemu. Nie raz zdarzało im się ukrywać w tym miejscu, gdy chcieli za wszelką cenę uniknąć spotkania z królową i jej upierdliwym sekretarzem. Wpatrując się w drzewo, wiedział, że każda, pojedyncza gałąź tworzyła koronę, która była spleciona z marzeń, żartów, wspomnień i łez, do których raczej nie chcieli się przyznawać. Nie mógł zignorować myśli, która krążyła mu po głowie odkąd usiadł na tej ławce i spojrzał na tak znajome drzewo.
Wierzba miała być świadkiem przemijania kolejnego władcy.
Czuł zapach róż i peoni, roznoszący się w powietrzu niczym najdroższe perfumy świata. Czuł na skórze delikatne promienie słońca, które chciało przebić się przez gałęzie i otaczającą go zieleń. Spojrzał na alejki wysadzane rzędami czerwonych róż, wiedział, że to stamtąd na pewno przyjdzie Niall. Pamiętał czasy, kiedy razem z kuzynem i przyjacielem biegali po tym ogrodzie, kryjąc się wśród drzew, to były te pojedyncze chwile, gdy mógł czuć się jak prawdziwe dziecko. Teraz wszystko uległo zmianie i trudno było się pogodzić z tym, co nieuchronnie miało nadejść. Przez chwilę wpatrywał się w przysłonięte gałęziami niebo, a gdy ponownie skierował swój wzrok na alejkę dostrzegł zmierzającego w jego stronę Nialla. Wydawało mu się, że jest przygotowany do tej rozmowy, ułożył sobie w myślach pewne słowa, które chciał wypowiedzieć tak, by nie zdradzić zbyt wiele, ale teraz widząc pogodną twarz swojego przyjaciela z dzieciństwa, słowa ulotniły się z jego głowy.
-Nie miałem pojęcia, że dziś się ukrywamy – zażartował Horan, opadając na ławkę obok niego. – Powiedz mi tylko, przed kim.
- Zabawne – prychnął, kręcąc głowy na głupoty wygadywane przez przyjaciela, który najwyraźniej nie zmienił się specjalnie od ich młodzieńczych lat. – Mojej matki tu nie ma, nie musimy się już ukrywać.
- Jest twój mąż – Niall roześmiał się z własnych słów, ale spoważniał, gdy zauważył wyraz twarzy Louisa. – Rozumiem, rozumiem z Harry’ego już się nie śmiejemy. O co, więc chodzi? Nie żebym się nie stęsknił, dawno się nie widzieliśmy odkąd przestałem szpiegować twojego szanownego małżonka.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że przestałeś szpiegować siostrę mojego szanownego małżonka, chociaż w zasadzie mam co do tego pewne wątpliwości. Moje źródła donoszą, że nadal dość często bywasz w okolicach domu panny Styles.
- Twoje źródła? - jasne tęczówki wyglądały na całkiem rozbawione, nawet Louisowi nie udawało się zawstydzić Nialla. – Myślałem, że to ja jestem twoim cholernym źródłem, mogłeś mówić wcześniej, że straciłem tę fuchę.
- Jesteś moim najlepszym źródłem, ale nie trzeba być mistrzem szpiegowania, by odkryć, że twój lordowski tyłek odwiedza Gemmę. To coś poważnego? – musiał przejść do rzeczy, nie mogli błądzić wiecznie wokół tematu, a on sam nie wiedział czy jest w stanie żartować, gdy był świadomy, co się zbliża.
- Pytasz o Gemmę? – Niall wyciągnął swoje nogi, rozsiadając się wygodniej na kamiennej ławce, ale Lou wiedział, że to tylko fasada. W jego oczach tym razem nie było już rozbawienia, patrzył na niego z niepokojem i może zawstydzeniem? Louis nie potrafił do końca rozszyfrować tych emocji. – Posłuchaj Lou – zaczął cichym, mniej pewnym głosem, starając się znaleźć właściwe słowa. – Nie wiem co mam ci właściwie powiedzieć. Ja i Gemma nie jesteśmy parą, ale – urwał, uciekając wzrokiem, niemal tak jakby obawiał się Louisa. To było niedorzeczne. – Nadal jestem lojalny w stosunku do ciebie, wiesz to prawda? Ja i Gemma, to niczego między nami nie zmienia.
- A więc, jednak jesteś ty i Gemma? – nie patrzył już na Nialla, nie chciał widzieć, jak się mota i próbuje tłumaczyć swoje zachowanie. Nie zrobił niczego złego, jeśli Gemma była chociaż w połowie tak cudowna jak Harry, jego przyjaciel był wielkim szczęściarzem i chyba mu zazdrościł, bo Niall i Gemma mieli większe szanse na wspólne życie niż on i Harry.
- Jak mówiłem, nie jesteśmy parą, ale naprawdę ją polubiłem Lou i myślę, że ona mogła też polubić mnie, tak przynajmniej mi się wydaje, chociaż jest ode mnie mądrzejsza jakieś tysiąc razy.
- Nie umniejszaj sobie, twoja pewność siebie i samoocena odkąd się znamy były zbyt wysokie, nie uwierzę, że nagle stałeś się nieśmiały – poklepał przyjaciela po kolanie, śmiejąc się z jego wyrazu twarzy, gdy zrozumiał, że Louis w zasadzie trochę go obraził. – Posłuchaj, jeśli lubisz Gemmę i ona lubi ciebie, to nie mam nic przeciwko, ale nawet jeśli coś, by mi w tym nie pasowało, to pamiętaj, że dawne czasy już minęły i nawet jeśli jestem królem, raczej nie mam prawda wybierać ci żony.
- Co za ulga, ponieważ nadal nie szukam żony.
- Myślę, że znalazłeś ją przypadkiem, nawet jej nie szukając – uśmiechnął się widząc, jak czerwień nagle wstąpiła na jasne policzki Horana. Nigdy nie sądził, że będzie tęsknił za takim życiem, jakie zesłał mu los, ale teraz myślał, że może zatęskni właśnie za tym, poczuciem swobody i wolności jakie odczuwał zawsze w towarzystwie Nialla, jego obraźliwymi żartami i głośnym śmiechem, sprytem i inteligencją, którą ukrywał za swoją głośną fasadą. Będzie tęsknił za swoim przyjacielem, kiedy to wszystko się skończy i ich życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. - Pamiętasz, jak moja matka zbyt często lubiła przypominać mi, że z pewnych osób, które są w naszym życiu wyrasta się z czasem?
- Jasne, zawsze wtedy myślała o mnie, a ja przez długi czas myślałem, że zamknie mnie w jakimś podziemnym więzieniu, które na pewno tu macie.
- Nie mamy tu więzienia – powinien się roześmiać ze słów Nialla, ale nadal był poważny i wiedział, że to zaalarmowało Horana, który patrzył teraz na niego zaniepokojony. – Wiesz, cieszę się, że nie miała racji, cieszę się, że nie wyrosłem z Nialla Horana.
- Co się dzieje? Dlaczego tak naprawdę chciałeś się ze mną spotkać?
- Ufam, że to, co powiem zostanie między nami – przybrał swój poważny ton głosu i wstał z ławki stając przed Niallem, który teraz wiedział już, że to miała być tylko przyjacielska pogawędka w ogrodzie – musisz obiecać, że wykonasz moją prośbę bez zadawania zbędnych pytań.
- Najpierw powiedz, o co chodzi, a później zastanowię się czy mogę ci cokolwiek obiecać – chciał się podnieść, ale spojrzenie Louisa wystarczyło, by nie ruszył się z miejsca.
- Jeśli nie zgodzisz się tego zrobić, będę zmuszony, wydać rozkaz, wykonania mojego polecania. Posłuchaj Niall, w pałacu nadchodzą wielkie zmiany, do których trzeba będzie się przystosować. Zdaje sobie sprawę, że to nie będzie łatwe, a prośba, jaką mam, zrodzi wiele pytań, na które nie mogę udzielić odpowiedzi, ale znasz mnie i wiesz, że zawsze chciałem dla ciebie tego co najlepsze.
-Stary, wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, ale przerażasz mnie, Lou i nadal nie powiedziałeś, co się dzieje – tym razem Niall nie wytrzymał i podniósł się z kamiennej ławki, stając naprzeciwko niego.
- Proszę żebyś zabrał Gemmę na długie wakacje, gdzieś daleko stąd, samolot będzie czekał na was jutro o czwartej, spakujcie się i bądźcie gotowi. Nie powiem gdzie jedziecie, ponieważ nikt poza mną nie ma tego wiedzieć, ale spodoba się wam – starał się zachować spokój, mówiąc cicho i ostrożnie każde ze słów.
- Louis stop, zatrzymaj się na chwilę – Niall patrzył na niego z niedowierzaniem. – Co tu się do cholery dzieje? Wysyłasz nas gdzieś? Dlaczego? Po co te wszystkie tajemnice? – pytania, które stawiał były oczywiste i konieczne, ale patrząc na Louisa jasne było, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, która by go satysfakcjonowała.
- Zaufa mi Niall, proszę cię, zaufaj mi – westchnął, podchodząc do przyjaciela, który stał napięty niczym struna. – Nie mogę nic powiedzieć, ale to dla waszego dobra. Obiecuję. Potraktuj to jak wakacje dobrze?
- Nie mówisz mi prawdy i wiem, że zatajasz coś bardzo ważnego, ale wiesz, że zawsze robiłem to, o co prosiłeś i teraz też to zrobię, chociaż wszystko mówi mi, że powinienem tutaj zostać i wyjeżdżając popełniam błąd – wiedział, że sprzeciwianie się Lou nie miało sensu, ale niepokój, który odczuwał rósł z każdą chwilą, gdy patrzył na twarz osoby, która była obok przez całe jego życie. – Nie chcę wyjeżdżać.
- Nie bądźmy zbyt ckliwi, to nie w naszym stylu Niall – Louis spojrzał w niebo, unikając oczu, które mogłyby zmienić jego zdanie, gdyby tylko patrzył w nie zbyt długo. Niall miał taki dar przekonywania i nakłaniana innych, by robili to, czego chciał. Pewnie dlatego zawsze z Philipem wpadali w kłopoty, a ich jedyną wymówką było wskazanie na Horana, który niechętnie przyjmował winę na siebie. – Chyba będzie padać.
- Nie rozmawiamy teraz o cholernej pogodzie Louis, przestań zmieniać temat – warknął, czując rosnące emocje, które starał okiełznać, ale nigdy nie był w tym dobry, to Louis zawsze tłamsił w sobie wszystko, co czuł, nieważne czy były to dobre czy złe emocje.
- Pożegnajmy się szybko i rozejdźmy. Musisz się spakować i poinformować Gemmę o wyjeździe – powiedział, starając się zachować stoicki spokój. Wydawało mu się, że po pożegnaniu z matką, nie będzie już nic trudniejszego, ale mylił się. Niall był dla niego kimś więcej niż przyjacielem, był jak brat, ktoś najbliższy i najdroższy, a teraz tylko on miał świadomość, że to naprawdę było pożegnanie i może jeśli los będzie im wystarczająco sprzyjał spotkają się, ale już nie w tym życiu. Uśmiechnął się pod nosem, myśląc o tym, czy Niall istniał w życiu Louisa, który był kimś zupełnie innym, czy znał Louisa, który wydawał się naprawdę szczęśliwy, chociaż jego życie było trudne i bolesne, Louisa, który pozwolił sobie na szczęście i miłość, a później w jednej chwili stracił to wszystko.
- Wiesz, że jestem zły i że będę próbował poznać prawdę na własną rękę prawda? Nie zostawię tego tak Louis, nawet, jeśli zaplanowałeś sobie, że pozbędziesz się mnie na jakiś czas – stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Żaden z nich nie miał zamiaru się poddać, ale obaj wiedzieli też, że w tej chwili nikt nie wygra tej walki. Byli skazani na porażkę, nieważne, jaką decyzję postanowiliby podjąć. – A teraz idę i nie będę się z tobą żegnał, bo niedługo się spotkamy i wtedy pojedziemy do którejś z twoich rezydencji, osobiście preferuję Windshire, a nie ten twój przygnębiający jesienny pałac czy jak to tam nazywasz. Dotarło to do ciebie?
- Dotarło – skinął głową, uśmiechając się w coraz bardziej wymuszony sposób. – Nie dramatyzujmy dobrze? Jestem pewien, że chcesz się spotkać w Windshire, tylko z powodu piwniczki z winami, którą starałeś się opróżnić, kiedy ostatnio tam byliśmy – zażartował, ale tym razem Niall nie roześmiał się. – Pozdrów Gemmę i spędźcie miło ten czas. Naprawdę cieszę się, że z tego szpiegowania wynikło coś dobrego i przestań tak uciekać przed stabilizacją. Małżeństwo nie jest taką złą sprawą, jeśli trafi się na tą jedną, właściwą osobę.
- Mówisz z własnego doświadczenia?
- Tak, może trudno w to uwierzyć, ale tak – chciał dodać coś jeszcze, ale poczuł ramiona przyjaciela obejmujące go mocno. Tama emocji pękła w tej chwili.
- Louis, matka Harry’ego coś planuje, to ma się wydarzyć w pałacu już niedługo – wyszeptał pospiesznie Horan. – Obiecaj, że będziesz bezpieczny.
- Wszystko będzie w porządku, nie martw się o mnie – poklepał go mocno po plecach nim wysunął się z jego ramion. – Idź już – odepchnął przyjaciela, wiedząc, że nie rozstaną się, jeżeli to będzie zależało od młodego Lorda.
Obserwował jak Niall odchodzi z każdym krokiem czując powiększającą się między nimi odległość. Czuł serce bijące coraz szybciej w piersi i niemal zadrżał, gdy Horan obrócił się w jego stronę i rzucił mu krótkie spojrzenie pełne determinacji. Krople deszczu zaczęły przedzierać się przez parasol stworzony z roślinności i spadać prosto na jego twarz, gdy spojrzał w niebo, starając się stłumić wszystkie emocje, na które nie chciał i nie mógł sobie pozwolić. Przez ułamek sekundy czuł potrzebę zatrzymania przyjaciela, wykrzyknięcia tak znajomego imienia, podbiegnięcia do niego i wyznania całej prawdy. Chciał, by ktoś przekonał go, że to, co planuje jest złe i skończy się tragicznie, by Niall poznał całą prawdę, by choć na moment nie było sekretów i kłamstw, którymi się otoczył. Tak bardzo pragnął chwili słabości, gdy mógłby podzielić się z kimś ciężarem wiedzy, który nosił samotnie, ale nie mógł tego zrobić. To było jego zadanie, jego samodzielna misja, którą musiał zrealizować do samego końca, by nie narażać nikogo innego i chociaż chciał krzyczeć z bezsilności i słabości, którą odczuwał, wiedział, że nie pomoże nikomu. Musiał być silny, tak jak zawsze od początku do końca.
***
Wszedł do salonu nie zwracając uwagi na przepych tego pomieszczenia. Po całym roku przebywania w tym miejscu, przyzwyczaił się do tego miejsca i nawet kryształowy żyrandol nie raził go w oczy aż tak bardzo, chociaż tysiące małych kryształów rozpraszało światło, tworząc kolorowe refleksy na ścianach w odcieniu głębokiego granatu. Chciał sprawdzić coś w lustrze, cały czas pamiętając słowa, które usłyszał w dzień ślubu, ale zamknięte drzwi po lewej stronie salonu przyciągnęły jego uwagę. Masywne drzwi z ciemnego drewna prowadziły do ich sypialni i zawsze były otwarte, tak jak te po prawej stronie, gdzie znajdowała się sypialnia Harry’ego, tak przynajmniej to miejsce było nazywane na początku ich małżeństwa.
Odkąd zaczęli się dogadywać, a może odkąd postanowili dać sobie szansę, te drzwi zawsze były otwarte to był ich wspólny pokój. Podszedł ostrożnie do drzwi, nie wiedząc, co się dzieje i czy to powinno go niepokoić. Wcześniej nie przejąłby się czymś tak błahym, ale teraz wiedział, że nawet najmniejszy drobiazg mógł znaczyć wiele, mógł być znakiem i wskazówką. Trzeba tylko było odczytać go właściwie i w odpowiednim czasie.
Stawiane kroki były ciche, niemal bezgłośne. Wiedział, że jest tutaj zupełnie sam, ale nadal wydawało mu się, że stopy zapadające się w miękki dywan, robią za dużo hałasu. Dotarł do drzwi i powoli położył dłoń na chłodnej, mosiężnej klamce. Irracjonalnie czuł lęk i wahał się czy nacisnąć, ale wiedział, że to głupie, więc po prostu to zrobił i w jednej sekundzie zamarł. Drzwi ani drgnęły, były zamknięte na klucz. Stał, wpatrywał się w drewno, a myśli kłębiły się w jego głowie coraz bardziej chaotycznie. Coś musiało się wydarzyć, Louis nie zamknąłby ich sypialni bez powodu. Wydawało mu się, że wszystko jest miedzy nimi w porządku, przecież rozmawiali, spędzali czas, byli ze sobą blisko, więc nic nie mogło się zepsuć. Było dobrze, wszystko było między nimi dobrze, a przynajmniej tak mu się wydawało do dzisiaj. Miał nadzieję, że tylko drzwi były przeszkodą, ale coś mówiło mu, że to nie tak, a prawda okaże się znacznie trudniejsza.
Z każdą chwilą niepokój narastał, przekształcając się powoli w złość. Dlaczego Louis nie mógł po prostu z nim porozmawiać? Dlaczego musiał zamykać przed nim drzwi, dosłownie i w przenośni? Nie chciał cofać się do początku, do tego, kim byli na prologu ich wspólnej historii. Cały czas ściskał klamkę, tak jakby drzwi nagle miały ustąpić, ale nic się nie zmieniło. Nagle poczuł, że nie jest u siebie, ten salon, to całe miejsce było obce, tak jak rok temu. Podszedł do okna, próbując skupić się na czymś innym i zebrać myśli. Ogrody zawsze go uspokajały i działy na niego kojąco, jednak nie teraz. Cały czas wracał do zamkniętych drzwi i Louisa. Z trudem nad sobą panował, tam były przecież wszystkie jego rzeczy, przenosił je w trakcie tego roku, gdy coraz bardziej zakochiwał się w swoim mężu. Coś nagle przemknęło mu przez myśl. Szybkim krokiem ruszył w stronę swojej sypialni, wpadł do pokoju i zamarł. Wszystkie jego rzeczy wróciły na swoje miejsce i zostały tu przeniesione. Ubrania były poukładane w szafie, książki ułożone na stoliku przy łóżku, a osobiste drobiazgi znajdowały się na biurku.
- Co do cholery?! - krzyknął przeglądając wszystkie swoje rzeczy.
Nie wiedział, o co chodziło Louisowi, ale miał zamiar się z nim skonfrontować. Czasy, gdy pozwalał sobą pomiatać już dawno minęły i nie miał zamiaru do tego wracać. Poza złością czuł też coś innego. Lou zachował się tak, jakby chciał całkowicie oddzielić się od niego i tego, co ich łączyło. Nie wiedział tylko, dlaczego, ale miał zamiar odkryć prawdę. Wyszedł z pokoju chcąc znaleźć męża i natychmiast poznać odpowiedź na wszystkie nurtujące go pytania. Tym razem jego kroki nie były delikatne i ciche, przeciwnie ich echo odbijało się od ścian, gdy szedł przed siebie. Skręcił za róg, zastanawiając się gdzie o tej godzinie może znaleźć Lou, gdy wpadł na Matthew. Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego tym nagłym spotkaniem.
- Doskonale – warknął, nie potrafiąc wykrzesać z siebie uprzejmości. – Gdzie jest Louis?
- Jego Wysokość jest zajęty – enigmatyczne wyjaśnienie zadziałało na niego jak przysłowiowa płachta na byka. Czuł się niemal tak samo, jak na początku ich małżeństwa, ciągła złość i niezrozumienie, poczucie wykluczenia i obcości.
- Nie pytałem o to, co robi, tylko gdzie jest – objął się ramionami, nie wiedząc, co zrobić z rękoma.
- Panie, jestem pewien, że Jego Wysokość spotka się z Panem, gdy tylko skończy swoją pracę – Matthew ukłonił się i chciał go wyminąć, ale zablokował mu drogę. – Naprawdę powinienem już wrócić do swoich obowiązków.
- Czego mi nie mówisz? Matthew, co się dzieje? – to było poniżające, błaganie o informacje, o jakiś skrawek wiedzy na temat własnego męża. – Muszę z nim natychmiast porozmawiać.
- Król prosił, by mu nie przeszkadzać, chciał odpocząć i przemyśleć pewne kwestie – Matthew wyglądał na zmęczonego i zirytowanego zachowaniem Harry’ego, ale w jego głosie, jak zwykle pobrzmiewał tylko spokój i szacunek.
- Odpocząć ode mnie?! – krzyknął, tracąc nad sobą panowanie. – Ode mnie? – powtórzył nieco ciszej, nie mogąc zrozumieć, co się tu właściwie działo.
- Czy możesz przestać napastować mojego sekretarza? – nagle na korytarzu pojawił się nie kto inny, tylko sam Louis. Zmierzał w ich stronę z powagą wymalowaną na zmęczonej twarzy. – Matthew, możesz odejść.
- Nikogo nie napastowałem, chciałem się tylko dowiedzieć, gdzie jesteś – wyjaśnił krótko, starając się zignorować chłód i niechęć bijące od Louisa.
- Teraz jestem tutaj, czego chciałeś? – zapytał szatyn, a w kącikach jego ust pojawił się kpiący uśmiech, którego Harry nie widział od wielu miesięcy.
- Mogę wiedzieć, dlaczego moje rzeczy zostały przeniesione?
- Ach, o to chodzi – Louis zaśmiał się cicho, idąc powoli w stronę ich pokoi. – Jak to mówią, wróciłeś na stare śmieci Harry, ale nie możesz narzekać ten pokój i tak jest o niebo lepszy niż klitka, którą wynajmowałeś z przyjaciółmi, którzy chyba zupełnie o tobie zapomnieli. Jak on się nazywał? – urwał, udając, że próbuje sobie przypomnieć imię. – A tak, Jonathan, biedaczysko, które było w tobie ślepo zakochane, a ty nie zauważałeś tego przez długie lata, nawet wtedy, gdy robił swoje sceny zazdrości na naszym weselu, ty byłeś mało spostrzegawczy i nie dostrzegałeś tego. Muszę ci powiedzieć, że nigdy nie wierzyłem w to, co mówią ludzie, wiesz, co z oczu to z serca, ale najwidoczniej w jego wypadku to zadziałało. Wystarczyło, że zniknąłeś z jego życia, a on znalazł sobie całkiem uroczą dziewczynę, ma na imię Elizabeth, ale mówią na nią Lizzy. Stanowią całkiem dobraną parę, wprowadziła się już nawet, może niedługo zabrzmią ślubne dzwony, chociaż ty z pewnością nie zostaniesz zaproszony na ślub – w glosie mężczyzny pobrzmiewała tylko złośliwość i sarkazm, coś, czego nienawidził od ich pierwszego spotkania w królewskich ogrodach rok temu. Starał się nie brać tego do siebie, ale wszystko, co usłyszał dotknęło go, nie potrafił udawać, że jest inaczej.
- Lou, co się dzieje? Dlaczego zachowujesz się w ten sposób?
- A co się miało stać? – prychnął rozbawiony, zatrzymując się i patrząc na bruneta tymi burzowymi tęczówkami. - Harry, obudź się w końcu. Minął rok naszego małżeństwa, myślałeś, że zawsze będzie słodko i bajkowo? Kochanie, nie bądź dziecinny, nareszcie możemy przestać udawać, nikogo już nie interesuje, czy jesteśmy zgodną parą czy nienawidzimy się z całego serca. I zrozumiałem też, że to – wskazał na nich dłonią. – Od początku nie miało sensu, przewyższam cię Harry. Przejrzałem na oczy.
- Wygadujesz takie bzdury – podszedł do szatyna, uderzając go dłonią w klatkę piersiową. – Myślisz, że uwierzę w to, co mówisz? Znam cię Louis, znam cię może nawet lepiej niż znasz samego siebie i nie uwierzę, że cokolwiek z tego, co nas połączyło było udawane – tłumił gniew i ból, który czuł po słowach męża, nie chciał pokazać, że udało mu się go zranić. Louis zawsze atakował, kiedy czuł się najsłabszy. – Nie rozumiem, dlaczego postanowiłeś się ode mnie odsunąć, ale j tu jestem Lou i nigdzie się nie wybieram, nieważne co powiesz.
- Nie bądź śmieszny, Harry – zaśmiał się zimno i nie zareagował nawet wtedy, gdy służba minęła ich pospiesznie bez słowa – nic dla mnie nie znaczysz, co jeszcze mam zrobić, byś to zrozumiał? Nie widzisz, że jesteś tutaj zupełnie sam? Nikt nie jest po twojej stronie, właśnie do tego doprowadziłem.
- Co chcesz osiągnąć zranieniem mnie?
- To proste – Louis chwycił jego dłoń i odepchnął ją mocno. – Chcę żebyś mnie znienawidził tak jak ja nienawidzę ciebie od dnia, kiedy pierwszy raz dotknąłeś mojej dłoni. Chcę żebyś znał swoje miejsce. Chcę żeby dotarło do ciebie, że nic nas nie łączy, Styles – minął Harry’ego, idąc do drzwi prowadzących do ich pokoju wspólnego. – Nie zbliżaj się do mnie, dobrze ci radzę.
- To nie jest prawda, nieważne ile razy to powtórzysz, wiem, że kłamiesz. Nie rozumiem tylko, dlaczego – głos drżał przy każdym słowie, które wypowiedział, obserwując oddalającego się Louisa. – Będę tu, kiedy w końcu zdecydujesz się ze mną porozmawiać. Zawsze tu będę, nieważne co, dobrze o tym wiesz.
- Mam nadzieję, że nie – Louis obrócił się gwałtownie rzucając Harry’emu zimne spojrzenie. – I zaakceptuj, że już mi się znudziłeś i jeśli będę chciał wyrzucę cię stąd, tak jak wyrzuca się zużyte i niechciane zabawki.
Patrzył, jak drzwi za mężczyzną zatrzaskują się i nagle został na pustym korytarzu, otoczony przytłaczającą ciszą, w której poczuł się dokładnie tak, jak mówił Louis – zupełnie sam. Wiedział, że to nie był prawdziwy Lou, człowiek, którego poznał i teraz mógł to wreszcie przyznać, mężczyzna którego pokochał. Coś musiało się wydarzyć, zdawał sobie sprawę, że ostatnie wydarzenia stawiały wszystko na ostrzu noża. Louis był przytłoczony, miał za dużo na głowie i teraz postanowił odciąć się od Harry’ego, tocząc samotny bój przeciwko całej królewskiej radzie, która najwyraźniej współpracowała z rodziną Styles. Chciał podbiec do drzwi, uderzać w nie jak szaleniec dopóki Louis nie otworzy i nie wyjaśni wszystkiego, nie wytłumaczy się ze słów, które padły i nie przeprosi za to, co zrobił, ale to nigdy by nie nastąpiło. Teraz Lou postanowił się odciąć i niezależnie od tego, co zrobiłby Harry, nie zdołałby naprawić tej sytuacji.
Wszedł do pokoju mijając bez słowa drzwi prowadzące do sypialni Louisa. Były zamknięte i zza nich nie dobiegał żaden dźwięk. Nie miał na co tutaj czekać, jego mąż nie był okrutny, chociaż na początku ich znajomości wydawał się właśnie takim człowiekiem. Spojrzał po raz ostatni w stronę miejsca, gdzie spędzał swój cały czas od kilku miesięcy i skierował swoje kroki do pokoju, który teraz wydawał mu się bardzo obcy, niemal nieznany. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, analizując wszystko, co działo się w ostatnich dniach. Słyszał o świętowaniu rocznicy koronacji, miało odbyć się jakieś polowanie, pamiętał, jaką złość czuł, gdy o tym usłyszał. Liczył na to, że Louis odmówi, że zabroni organizowania czegoś tak okrutnego, ale pomylił się. Chciał z nim o tym porozmawiać, ale unikał go jak ognia i nie byli w stanie zamienić ze sobą chociaż kilku zdań. Teraz wydawało się, że obchody rocznicy były ich najmniejszym problemem. Był zdeterminowany, musiał odkryć prawdę. Wiedział, że Louis go kochał, od jakiegoś czasu był tego pewien i taka nagła, drastyczna zmiana zachowania, musiała mieć jakiś poważny powód.
Rozmyślał przez cały czas podczas przygotowywania się do snu. Leżąc w łóżku, wpatrywał się w sufit, myśląc o tym, co powiedział Louis. Wiedział, że nie był nikim, znał swoją wartość, ale faktycznie stracił przyjaciół, osoby, bez których kiedyś nie wyobrażał sobie swojej przyszłości. Teraz oni wszyscy byli tylko wspomnieniem i oczywiście, że za nimi tęsknił, ale stopniowo zaczął wsiąkać w ten inny świat i uczyć się, jak funkcjonować w pałacowych murach. Chciał ułożyć sobie swoje życie od nowa, oddalając się od bliskich osób. Był winny, zdawał sobie z tego sprawę, ale chyba przerosło go wszystko, co wydarzyło się odkąd wstąpił do tej rodziny. A teraz był sam ze swoim mężem po drugiej stronie korytarza i tajemnicami piętrzącymi się w pokaźny stos.
***
Miał wrażenie, że nagle pałac opustoszał. Od dnia kłótni, nie widział już Louisa, tak jakby szatyn ukrywał się przed nim lub wyprowadził się ze swojego domu. Podejrzewałby, że szatyn wyjechał bez słowa do jednej ze swoich rezydencji, gdyby nie zbliżające się polowanie. Poza krzątającymi się pracownikami nie widział nikogo innego. Czasem wpadał na członków rady królewskiej, ale od pewnego czasu oni również nie pojawiali się w błękitnym pałacu. Coś wisiało w powietrzu, a przedłużająca się cisza ze strony matki i nagły wyjazd Gemmy nie mogły zapowiadać niczego dobrego.
Stał na szczycie schodów obserwując rozgrywającą się przed nim scenę. Sebastian, królewski koniuszy i przyjaciel Louisa, stał przy drzwiach, a spakowana walizka leżała u jego stóp. Mężczyzna wydawał się zdenerwowany, a obok niego stał milczący Louis. Co się działo? Dlaczego Sebastian, jeden z najwierniejszych powierników króla, opuszczał pałac i to w takim pośpiechu? Czy to również miało związek z dziwnym zachowaniem Lou? Wydawało mu się, że im więcej odpowiedzi potrzebował, tym bardziej wszystko zdawało się komplikować. Oparł się o marmurową poręcz, skupiając się, by usłyszeć coś z ich przyciszonej rozmowy, którą prowadzili. Czuł, jak jego serce przyspiesza, musiał poznać prawdę.
- Nie zgadzam się z tym Louis, ale jeśli jesteś tego pewien to zrobię to, czego ode mnie wymagasz – Sebastian nie wydawał się wzburzony, ale w jego głosie słychać było żal.
- Jestem wdzięczny za twoją pracę, ale każdy zasługuje na mały urlop, teraz twoja kolej na odpoczynek, a przy okazji będziesz idealnym reprezentantem korony poza granicami królestwa.
- Zwolniłeś mnie z moich obowiązków, nie czuję się, jakbym sprostał zadaniu, a już na pewno nie chcę żadnego przymusowego urlopu, który mi fundujesz. Philip jest wściekły, powiedział, że możesz rozporządzać swoim własnym tyłkiem, a jego masz zostawić w spokoju. To jego słowa.
- Philip zrozumie w końcu i jeszcze będzie mi wdzięczny. A teraz na mnie już pora, mam trochę obowiązków, którymi muszę się zająć, czeka mnie jubileusz – Louis wyciągnął dłoń w stronę przyjaciela, który obserwował go oceniająco.
- I odsyłasz z pałacu wszystkich swoich bliskich akurat wtedy, gdy będziesz świętować? Louis, co się dzieje? Służba opowiada o twoich kłótniach z Harrym, mówią, że unikasz go i są pewni, że wasze małżeństwo niedługo przestanie istnieć. Co ty wyprawiasz?
- Nie przejmuj się moim małżeńskim życiem, mam wszystko pod kontrolą. Samochód na ciebie czeka, nie przedłużajmy tego.
- Popełniasz ogromny błąd Lou – Sebastian ścisnął krótko dłoń Tomlinsona i wyszedł z pałacu.
Nie miał czasu, by obserwować reakcje Louisa, pospiesznie odsunął się od schodów i zniknął w głębi korytarza tym razem nie chcąc spotkać się z mężem. Czuł ciężar samotności, który osiadł nagle na jego ramionach. Rozumiał coraz mniej, a przecież działo się coraz więcej, teraz był tego świadkiem. Louis pozbywał się z pałacu wszystkich bliskich osób, odpychał Harry’ego i planował świętowanie rocznicy koronacji z radą królewską. To wszystko wyglądało źle i Harry nie musiał znać się na rodzinie królewskiej i rządzeniu, by zdawać sobie sprawę, że czas na panikowanie nadszedł właśnie teraz.
Przechodził obok kolejnych pokoi, a dźwięk jego kroków odbijał się echem. Cisza panująca dookoła była przytłaczająca, teraz nawet obecność przerażającej matki Louisa byłaby uspokajająca. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że to Louis wypełnił to miejsce swoją obecnością, ciepłem, charakterem, teraz to miejsce wydawało się opuszczone, a przecież oni tutaj byli. Wszedł do swojego pokoju, czując jak zimne powietrze przenika przez jego skórę, chociaż miał na sobie ciepły, biały sweter. Podszedł do okna, wpatrując się w lekko poruszające się firanki, tak jakby niewidzialna dłoń dotykała ich opuszkami palców. Zamknął okno, żałując, że w tak łatwy sposób nie mógł odciąć się od wszystkich problemów, które go otaczały. Nie chciał się nad sobą użalać, nigdy tego nie robił i teraz też nie miał zamiaru. Louis mógł kontynuować swój plan samozniszczenia, ale on miał zamiar pokazać mu, że nadal tutaj jest, u jego boku, w pałacu, w tym życiu.
Westchnął, myśląc co zrobiłby tamten Harry, którego cały czas miał w pamięci, Harry, który przecież był nim. Oparł się o parapet, wpatrując się w widok za oknem. Uśmiechnął się na myśl o tamtym życiu, mógł skończyć w podobnym miejscu, może nie pałacu, ale jego rodzice z pewnością znaleźliby mu kogoś odpowiedniego z dobrego towarzystwa. Nawet wtedy, gdy byli tylko zwykłymi chłopakami ich życie nie mogło toczyć się spokojnie, ale Louis zawsze był obok wspierający, pełen ciepła i miłości. On zawsze wiedział, co zrobić, by poprawić zły humor Harry’ego, spowodowany kłótniami z rodzicami. Tylko dzięki niemu czuł się bezpieczny i kochany. Teraz w tym miejscu czuł się samotny i przygnębiony, całe to życie nagle stało się skomplikowane, ale wiedział, że w jakiś pokręcony i niezrozumiały sposób oni nadal byli tamtymi osobami, gdzieś głęboko w ukryciu, nadal byli tylko Harrym i Louisem, zakochaną parą, która musiała walczyć z przeciwnościami, nie poddając się wichrom losu, które chciały zniszczyć wszystko, co posiadali. Nie chciał już wspominać tamtych dni, tego jak tragicznie skończyła się ich historia w poprzednim życiu, ale pamiętał też to jaki był wtedy szczęśliwy i ta jedna myśl sprawiała, że było warto.
Musnął dłonią miejsce, gdzie pod grubym materiałem kryła się blizna, która była z nim od zawsze. Nigdy nie zastanawiał się, jak ten ślad pojawił się na jego skórze, przyzwyczaił się do niego i zaakceptował, ale teraz już wiedział i codziennie patrząc w lustro przypominał sobie o tym, kim był.
***
- Możemy porozmawiać?
Chciał minąć Harry’ego bez słowa, gdy zatrzymał go tak znajomy głos. Chciał zignorować męża, ale usłyszał, że brunet idzie za nim, najwidoczniej nie chcąc mu odpuścić nawet na chwilę. W ciągu ostatnich dni był zmuszony odpierać ciągłe próby rozmowy z Harrym. Nie musieli wymieniać ze sobą nawet jednego zdania, nie było takiej potrzeby. Szkoda, że Harry nie potrafił tego zrozumieć i utrudniał mu życie. Może Matthew miał rację, może on również powinien opuścić pałac.
- Nie mamy o czym rozmawiać – westchnął ciężko, nie patrząc nawet na mężczyznę, który szedł teraz u jego boku.
- Jestem innego zdania, myślę, że nadszedł czas, gdy powinniśmy ze sobą porozmawiać, Lou.
- Nie mów do mnie w ten sposób – wyrwał swoją dłoń, gdy poczuł ledwie muśnięcie palców Harry’ego na swojej skórze. – Zajmij się swoim życiem, a ja zajmę się swoim, jasne?
- Naprawdę uważasz, że nie masz mi nic do powiedzenia? A co z tym, że moja siostra i twój przyjaciel kilka dni temu opuścili Królestwo? Twój kuzyn również został odesłany nie wiadomo gdzie. I jest jeszcze Sebastian, którego wyrzuciłeś stąd, chociaż nie chciał odchodzić i protestował. Możesz myśleć sobie, co chcesz Louis, ale nie jestem głupi, widzę, co dzieje się w pałacu i jak się zachowujesz. Możesz nadal próbować mnie odepchnąć, ale to ci się nie uda.
- Zważywszy na to, że to twoja matka zamordowała mojego brata czy naprawdę uważasz, że to do ciebie zwrócę się z prośbą o pomoc i wsparcie? Jeszcze się nie domyśliłeś, dlaczego wyrzuciłem cię z mojej sypialni? Nie ufam ci i nie chcę żebyś był blisko osób, na których mi zależy, więc dobrze ci radzę trzymaj się z daleka – nie chciał patrzeć na Harry’ego, więc jak najszybciej ruszył w stronę swojego gabinetu nie oglądając się za siebie. Był pewien, że usłyszy za sobą nawoływanie Harry’ego, ale za swoimi plecami zostawił tylko ciszę i to niepokoiło go bardziej niż krzyki, których się spodziewał.
Wszedł do gabinetu czując przygniatający go ciężar ostatnich wydarzeń i podjętych decyzji. Podszedł do biurka opierając się o nie natychmiast. Przymknął oczy, starając się uspokoić, wyrzucić z myśli Harry’ego, radę i królewskie polowanie, które zbliżało się wielkimi krokami. Miał poczucie, że każda z podjętych decyzji była obarczona lękiem i całą gama wątpliwości. Nie miał pewności, że postępuje słusznie, podjął ryzyko i mógł tego żałować. Najmocniej martwił się o Harry’ego, ale akurat w tym wypadku był pewien, że odsunął go dla jego dobra i bezpieczeństwa. Ta pewność nie zmieniała jednak tego, jak bardzo tęsknił za swoim mężem. Tęsknota paliła go od środka, a każde starcie takie jak te, które miało miejsce przed chwilą, sprawiało, że żałował tego, co sobie zaplanował i do czego dążył.
Usłyszał ciche pukanie, po czym drzwi gabinetu otworzyły się i do środka wszedł Matthew. Louis chciał już coś powiedzieć, ale zamarł, gdy zobaczył, co sekretarz trzyma w dłoniach. Mężczyzna podszedł do biurka i delikatnie postawił na blacie talerz z ciastkiem.
- Książę Harry upiekł to ciasto dla ciebie Panie, prosił żebym ci je przyniósł i powiedział, że to przypomni wasz wspólny czas.
Spojrzał na ciastko, słodkość wyglądającą tak niewinnie na małym śnieżnobiałym talerzyku. Nie wiedział, co powiedzieć, a może nie chciał nic mówić. Matthew chyba widział jego zmieszanie, ponieważ wycofał się w ciszy i opuścił gabinet bez słowa. Nie był pewien, o jakim wspólnym czasie mówił Harry, ale każda chwila, którą spędzali razem w kuchni była zaskakująco miła. Wziął łyżeczkę ułożoną na brzegu, zamknął oczy i wziął mały kęs. Słodycz kremu pomarańczowego rozlała się na jego podniebieniu, wyrywając z jego ust cichy jęk. Pamiętał ten smak tak dobrze.
Jego myśli natychmiast powędrowały do wieczora, gdy po raz pierwszy w swoim życiu odwiedził pałacową kuchnię, która była dla niego całkowicie obcym miejscem. To był jeden z tych trudnych dni, gdy pokłócił się z wszystkimi członkami rady królewskiej, a matka nie omieszkała wytknąć mu nieudolnego sprawowania rządów. Harry po prostu chwycił go za rękę i pociągnął w nieznanym kierunku. Nie miał pojęcia, gdzie idą, ale dotarli do kuchni i najwyraźniej brunet odwiedzał to miejsce dość często, ponieważ pracownicy nie zwrócili na niego uwagi, ale zamarli, gdy dostrzegli, ze tym razem Harry nie pojawił się sam, a w towarzystwie samego króla. Mogło być niezręcznie, ale jego mąż posiadał tą niezwykłą umiejętność dopasowywania się do każdej sytuacji i tak było też tym razem. Harry po krótkim przywitaniu, poprosił jednego z kucharzy o kilka składników i wyjaśnił, że upieką cytrynowe ciasteczka, które czasem piekł z siostrą, gdy byli razem w domu. Chcę żebyś zobaczył, że nawet tutaj, w pałacu istnieje coś więcej poza formalnościami i protokołem. Nigdy wcześniej nie gotował ani nie piekł, w rzeczywistości nigdy nie przebywał w kuchni, nawet jako dziecko. Początkowo tylko obserwował pracę Harry’ego, ale nieporadnie dołączył i zaskakująco okazało się, że wspólna praca może być niezwykle przyjemna i odprężająca.
Pamiętał to ciepło, które czuł w tamtej chwili, komfortową bliskość i poczucie bezpieczeństwa. Wszystko, o czym nigdy nie miał odwagi marzyć pojawiło się w pałacu w postaci Harry’ego i zmieniło zimny pałac w prawdziwy dom. Pamiętał cichy śmiech, który towarzyszył im w sypialni, gdzie jedli jeszcze gorące ciastka, dyskutując o zakłopotaniu kucharzy i ich oceniających spojrzeniach, gdy wypieki trochę się przypaliły. To było tak inne od wszystkiego co znał przez całe swoje życie i chciał, by nigdy się nie kończyło. Te wspomnienia przypominały mu, dlaczego zakochał się w Harrym kiedyś i teraz.
Nie wiedział już, które wspomnienia były bardziej żywe w jego pamięci. Pałacowa kuchnia czy ich małe mieszkanko, które razem wynajmowali kiedyś, w innym życiu. Byli tacy młodzi i zakochani, wierzyli, że miłość wystarczy, by poradzić sobie ze wszystkimi problemami świata, a w zasadzie Harry taki był. Kuchnia była niewielka, mieszkanko malutkie, ale każdy kąt przypominał o ich miłości. Tamto życie tak bardzo różniło się od tego, co mieli teraz, ale kochał je, pamiętał o tym, czuł to nawet teraz. Wspominanie tamtych dni przynosiło radość i smutek jednocześnie. Tęsknił za tym, co mieli, kim byli, ale był wdzięczny również za to, kim stali się teraz, w tym życiu. Tęsknił za czasami, gdy życie było proste i za bliskością, która wtedy była między nimi. Teraz, w błękitnym pałacu wypełnionym obowiązkami i chłodem, wszystko wydawało się skomplikowane i trudne.
Chciałby wszystko zmienić, pójść do Harry’ego, wyjaśnić wszystko i przeprosić, ale to nie mogło się wydarzyć. Wiedział, że podjął jedyną i słuszną decyzję, chociaż była ona bolesna w skutkach. Miał wspomnienia, było ich tak wiele, że mogły mu wystarczyć na bardzo długi czas.
Czas, którego przecież nie miał.
***
Siedział na łóżku, starając skupić się na czytanej książce, gdy usłyszał dźwięk telefonu. Wolałby usłyszeć hałas otwieranych drzwi i głos Louisa, ale mógł zadowolić się również rozmową telefoniczną. Serce zabiło mu szybciej, gdy dostrzegł na ekranie imię swojej siostry. Szybko odebrał połączenie, obawiając się, co może usłyszeć.
- Co się stało? – nie przywitał się, chciał tylko wiedzieć, dlaczego siostra zadzwoniła i gdzie była.
- Wiesz, że wyjechaliśmy z Niallem prawda? – głos Gemmy brzmiał drżąco, wcale nie wydawała się spokojna czy zrelaksowana, tak jak powinna się czuć na wakacjach. – Nie wiem co się dzieje Harry, ale Louis kazał nam natychmiast opuścić Królestwo.
- Niall nic nie wie? Lou na pewno coś mu powiedział. – tego właśnie się obawiał, słyszał od Matthew, że Lord Horan musiał opuścić pałac i jakoś domyślił się, że Gemma również wyjechała.
- Louis niczego mu nie wyjaśnił i wiem, że nie kłamie. Niall jest zdenerwowany i najchętniej wróciłby na wyspy i do pałacu, ale mamy zakaz wjazdu Harry. Nie możemy wrócić rozumiesz? Coś złego się wydarzy, dlatego nas odesłał, ale ty zostałeś. Harry, dlaczego ty nadal tam jesteś? Gdybym o tym wiedziała, nigdy w życiu, bym nie wyjechała – głos Gemmy był pełen niepokoju.
- Nie mów mi gdzie jesteście. Wolę tego nie wiedzieć – jego umysł pracował na pełnych obrotach. Musiał dowiedzieć się więcej, ale czuł, że to, czego boją się tak bardzo wydarzy się niedługo. – Bądźcie ostrożni i nie wychylajcie się dobrze? Spróbuje dowiedzieć się, co tu się dzieje, ale wy nie możecie się wtrącać. Gdziekolwiek jesteście, nie rzucajcie się w oczy i po prostu nie mówcie, kim jesteście.
- To ty na siebie uważaj, dobrze? Matka wpadnie w szał, gdy zobaczy, że mnie nie ma, na pewno skontaktuje się z tobą i będzie chciała wyciągnąć z ciebie jakieś informacje. Wiemy, że to ona stoi za wszystkim Harry. Mamy pewność, że to ona coś knuje. Dbaj o siebie Harry, wiem, że kochasz Louisa, ale nawet miłość nie jest warta utraty… - coś przerwało im połączenie. Spojrzał szybko na ekran, ale Gemmy nie było już po drugiej stronie. Chciał usłyszeć, co miała do powiedzenia, ale mógł tylko snuć domysły, o tym, co miała na myśli. Odrzucił bezwartościowy telefon, czując narastającą złość. Musiał chronić swoich bliskich, ale najpierw konieczne było zdobycie informacji, kto zagrażał ich bezpieczeństwu.
***
Królewski Błękitny Pałac
Wasza Królewska Mość, Król Louis oraz Królewska Wysokość, Książę Harry
mają zaszczyt zaprosić na Królewskie Polowanie. Z okazji pierwszej rocznicy koronacji króla Louisa I, serdecznie zapraszamy do udziału w uroczystym polowaniu, które odbędzie się w malowniczych lasach Rezerwatu Królewskiego.
Data: 15 kwietnia 2094
Czas: 5:00 rano
Miejsce: Rezerwat Królewski, Błękitny Pałac
Program:
4:30 - Rejestracja uczestników w Wielkiej Sali Pałacowej
5:00: Ceremonia otwarcia polowania
5:05 - 8:00: Polowanie z przewodnikami
8:30 – 10:30: Uroczyste śniadanie
11:00: Ogłoszenie zwycięzców
Wskazówki:
Prosimy o zabranie odpowiedniego ubioru oraz obuwia terenowego.
Sprzęt myśliwski oraz broń zostaną zapewnione na miejscu.
Wszyscy uczestnicy są zobowiązani do przestrzegania zasad bezpieczeństwa i ochrony środowiska.
Polowanie odbywa się pod nadzorem doświadczonych przewodników.
Z wyrazami szacunku,
Jego Królewska Mość, Król Louis I oraz Królewska Wysokość, Książę Harry
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top