5. Bibbity bobbity, co ty pieprzysz!

- Co powiesz na to, żeby robić to na zmianę? - zasugerował chłopak, gdy zapisał już trzecią zasadę. Jego pismo było tak niewyraźne, że za nic nie mogłam go rozczytać, chociaż i tak pewnie zapamiętam te zasady na pamięć. Brad siedział na krańcu swojego łóżka i zapisywał na kartce zasady, które on wymyślał, a ja przytakiwałam, leżąc pod pościelą. - Jeden tydzień ty będziesz znosiła pranie, a drugi ja.

- Może być - odpowiedziałam, ziewając. Chłopak zapisał poniżej na kartce plan kolejności wychodzenia z praniem. Na samym dole naszego akademika była pralnia dostępna dla każdego, gdyż niestety pralek nie było w naszych pokojach.

- A co z jedzeniem?

- Kocham je, tyle że osobiście nie przepadam za rybami.

- Miałem na myśli, co będziemy robić do jedzenia - sprostował i wywrócił oczami. W sumie odpowiadałam mu na każde pytanie w taki sposób, więc nie dziwię się, że pomału miał mnie dość.

- Ogarnę jakieś jedzenie, gdy będę na mieście albo będziemy coś zamawiać na wynos - powiedziałam, a chłopak przytaknął, zapisując wszystko na kawałku papieru. - I żadne z nas nie może przyprowadzać tu kochanków do uprawiania seksu. To jest... Ten pokój jest jak świątynia, gdzie powinien panować spokój.

- Ciężko jest zachować spokój, gdy ty ciągle otwierasz usta - wymamrotał pod nosem. Posłałam mu żałosne spojrzenie, ale byłam zbyt zmęczona, by cokolwiek mu odpowiedzieć. Z moich ust wydostało się kolejne ziewnięcie. Chwilę później chłopak odłożył długopis na stolik i przejechał dłonią po swoich włosach. - Dokończymy to rano. Powinnaś już położyć się spać.

- Czy ty sobie kurwa żartujesz? Zmusiłeś mnie do przesiedzenia godziny, gdzie normalnie już dawno bym spała, a teraz mówisz, że lepiej będzie jak się położę? - syknęłam wściekła. - Dokończ te cholerne zasady, zanim wsadzę ci ten długopis w ucho.

- Próbowałem być miły. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałaś o takim słowie jak... miły - powiedział z westchnięciem, podnosząc z powrotem długopis.

- Może i nie jestem jebanym słownikiem, ale znam podstawowe słownictwo takie jak miły.

Dziesięć minut później przypięliśmy sześć zasad do korkowej tablicy obok naszych planów zajęć. Uśmiechnął się sam do siebie w satysfakcji i wyrwał kolejną kartkę z zeszytu, coś na niej zapisując. Kilka sekund później położył karteczkę na stoliku, oddzielającym nasze łóżka.

- To jest mój numer telefonu.

- A więc to w taki sposób chcesz mnie poderwać? Jeśli tak to wybacz, ale muszę ci odmówić, bo masz tak samo paskudny charakter jak i twarz.

- Jesteś niemożliwa! - westchnął w rezygnacji i wywrócił oczami, gdy usiadł na swoim łóżku. - Dałem ci mój numer na wszelki wypadek, gdybyś musiała do mnie zadzwonić. Żeby zapytać co chcę na obiad, czy cokolwiek.

- Z taką postawą nic kurwa na obiad nie dostaniesz - uniosłam brwi do góry. Posłałam mu zwycięski uśmiech, gdy jego irytacja osiągnęła szczytu.

- Zabawna nawet jesteś - odpowiedział sarkastycznie. - Dobranoc, Mango.

- Jeszcze raz nazwiesz mnie Mango, a wyrzucę cię przez okno.

Następnego dnia rano spotkałam się z Britt w kawiarni, niedaleko uniwersytetu. Brad miał dzisiaj zajęcia bardzo wcześnie, dlatego opuścił pokój, zanim się obudziłam. Nie byłam tym rozczarowana. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że nie musiałam psuć sobie humoru z rana.

- A więc dlaczego nie odpowiedziałaś na moją wiadomość wczoraj wieczorem?- zapytała Britt z uniesioną wysoko brwią. Co dziwniejsze nawet nie spostrzegłam, że wysłała mi jakąkolwiek wiadomość. Byłam zbyt zajęta wpatrywaniem się w Thomasa a później zbyt zmęczona, kiedy wróciłam do pokoju.

- Byłam z kimś na mieście - uśmiechnęłam się dumnie. Wiedziałam, że dostanie zawału, gdy tylko dowie się z kim jej przyjaciółka rozmawiała! Wzięła głęboki oddech i zmarszczyła brwi w zaskoczeniu.

- Ty byłaś z kimś na mieście? Z kimś innym niż ja? - zaśmiała się, a ja wzruszyłam ramionami. - Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółką?

- Nadal tu jestem! - pomachałam jej przed twarzą i posłałam szeroki uśmiech.

- Czy był to twój współlokator? Myślałam, że go nie lubisz.

- Uwierz, nie lubię - potwierdziłam. - Ale to nie był mój współlokator. Właściwie to byłam z Thomasem.

- Bibbity bobbity co ty pieprzysz!? - krzyknęła zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. Jej źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, które skanowały moją twarz wszerz i wzdłuż. - Chcesz mi powiedzieć, że rozmawiałaś z Thomasem Finchem i było to więcej niż pięć słów!?

- Wróciliśmy przed ciszą nocną i uwierz, że było cudownie!

- Uniwersytet naprawdę zmienia ludzi, co?

Nasza rozmowa trwała w najlepsze, dopóki Britt nie musiała pójść na swoje pierwsze zajęcia. Gdy ja wzięłam projektowanie mody za swoje zajęcia, ona wybrała medycynę. Odkąd pamiętam zawsze chciała zostać inżynierem medycyny. Możliwe, że wiąże się to z jej rodzicami, gdyż oboje są lekarzami. Jej tata jest sławnym chirurgiem, a mama pediatrą.

Moje zajęcia zaczynały się dopiero po lunchu, więc nie wiedziałam czy Brad był już w pokoju. Wolałam jednak zaryzykować i wrócić do akademika, aby choć trochę się pouczyć.

Gdy wreszcie dotarłam do pokoju, otworzyłam drzwi i spostrzegłam, że był pusty. Jednak Brad tak czy siak musiał niedawno tu być, gdyż pomieszczenie było całe zabałaganione. Podniosłam wszystkie jego rzeczy i wrzuciłam do kosza na brudne ciuchy i podomykałam szuflady.

Kiedy skończyłam sprzątać, postanowiłam napisać wiadomość do Thomasa. Może znalazłby chwilkę czasu, aby dziś się ze mną spotkać. Pamiętałam, że zasugerował, aby przyprowadzić swoich znajomych, ale nie miałam też nic przeciwko pobyciu sam na sam.

Po kliknięciu przycisku 'wyślij', otworzyłam książki, które kazał poczytać nam nauczyciel. Nie było tam żadnych nowych zagadnień, których bym nie rozumiała. Po prostu zadania były trochę bardziej skomplikowane, ale były to rzeczy, które już wiedziałam.

Nagle mój telefon zawibrował, więc wyciągnęłam po niego swoją dłoń. Na samą myśl, że to Thomas, w moim brzuchu latało stado motyli. Mój wzrok skanował wysłaną przez niego wiadomość na około.

,,Pewnie! Widzimy się za pół godziny?"

Ledwo powstrzymywałam się od okrzyku radości, gdy odpisywałam krótkie ,,oczywiście". Na mają twarz uśmiech wszedł samoistnie, siedząc na swoim łóżku z rozmarzoną miną.

- Co sprawiło, że jesteś cała w skowronkach? - powiedział ze śmiechem czyjś głos, ale nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć że to Brad. Mój uśmiech natychmiast zszedł z twarzy, gdy odwróciłam się, aby spojrzeć na chłopaka.

- Właśnie zostałam zaproszona na randkę - odpowiedziałam i położyłam komórkę na stoliku koło łóżka. Brunet uniósł wysoko brwi w zaskoczeniu, aby potem zdjąć swoje buty i rzucić gdzieś w kąt. Już miałam wywrócić oczami, na samą myśl że Brad był tu zaledwie parę sekund i już robił bałagan, ale się powstrzymałam. Następnie rzucił się na swoje łóżko, znów wpatrując się w ekran swojej komórki.

Podeszłam do ogromnej szafy i rozejrzałam się po jej wnętrzu. Przebierałam w swoich rzeczach tak długo, aż w końcu zdecydowałam się na jasnoniebieskie mom-jeansy i czarną, luźną koszulkę. W łazience ubrałam wszystko na siebie i wyszłam z powrotem, aby przejrzeć się w dużym lustrze. Na nogi założyłam jeszcze czarne botki na obcasie i uznałam, że byłam gotowa do wyjścia.

- Ubierasz to na randkę? - skomentował za mną Brad. Zmarszczyłam brwi i posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.

- Tak, i co z tego?

- A więc, jeśli idziesz na randkę to powinnaś zaimponować chłopakowi - wzruszył ramionami. - Na przykład te spodnie pogrubiają twój tyłek, mimo że i tak go nie masz.

- Jeżeli zamierzasz narzekać na mój strój, wychodzę - wywróciłam oczami, w odpowiedzi na jego komentarz.

- Próbuję powiedzieć, że powinnaś uwidocznić wszystkie swoje zalety - powiedział, wstając z łóżka. Podszedł do mojej szafy i zaczął w niej grzebać. Płynnie przechodził od jednych spodni do następnych, aż natrafił na krótką, skórzaną spódniczkę, którą rzucił na moje łóżko. Zapomniałam, że nawet ją spakowałam. - Przymierz to.

Cicho przytaknęłam i wzięłam w dłonie spódniczkę, znikając za drzwiami do łazienki. Zdjęłam swoje spodnie, zastępując je spódnicą. Pasowała na mnie idealnie. Zaczynała się wysoko na moich biodrach, a kończyła nad kolanem. Otworzyłam drzwi, aby pokazać się Bradowi, ale ten rzucił we mnie białą koszulką. Całe szczęście, że zdążyłam ją złapać.

- Czarny z czarnym się gryzie - stwierdził. Dziwnie było patrzeć na Brada, będącego pomocnym. To takie... nienaturalne? - Załóż to. Twoim zadaniem tego wieczoru jest zaimponować facetowi, z którym idziesz na randkę i świetnie się bawić.

Wywróciłam oczami i ponownie zniknęłam za drzwiami. Zmieniłam luźną koszulkę na krótki, biały crop top. Zdecydowanie nie czułam się w tym dobrze, ale wiedziałam, że wyglądałam dobrze w oczach społeczeństwa, czego nie robiłam za często.

Gdy wróciłam do pokoju, zastałam Bradley'a siedzącego na komórce. Kiedy mnie dostrzegł, na jego twarz wszedł szeroki uśmiech.

- Jesteś pewny, że dobrze wyglądam? To w ogóle nie przypomina mojego stylu - powiedziałam z niepokojem słyszalnym w moim głosie.

- Tak! Wyglądasz świetnie - wywrócił oczami. Podniosłam ze stolika swoją komórkę i zauważyłam wiadomość od Thomasa. - Napiszesz do mnie, kiedy będziesz wracać?

- Dlaczego mi pomogłeś? Przecież mnie nie lubisz - zapytałam, mrużąc podejrzliwie oczy.

- Zasada druga - powiedział prosto. - Możemy przyprowadzać kogoś do pokoju tylko wtedy, gdy któreś z nas nocuje gdzieś indziej. Jeśli dziś się wyluzujesz, zostaniesz na noc u swojego chłoptasia. Dlatego ja mogę przyprowadzić jakąś dziewczynę.

W odpowiedzi wywróciłam oczami. Oczywiście, że oprócz tego całego pomagania mi w przygotowaniach, było drugie dno. Przecież Brad nie pomógłby mi z własnej woli. Westchnęłam i odpisałam Thomasowi, żebyśmy spotkali się przed akademikiem. Do torebki wrzuciłam jeszcze karteczkę z numerem Brada i ruszyłam do drzwi. Zanim opuściłam pokój, za swoimi plecami usłyszałam głos Brada.

- Nie zapomnij tylko o bezpiecznym seksie!

~ritegs~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top