45. Jesteś taki głupi.

Egzaminy nareszcie dobiegły końca. Czułam, jakby miały się one nigdy nie skończyć, ale gdy wyszłam z sali egzaminacyjnej w piątek po południu, nic nie mogłam na to poradzić, ale uśmiechałam się sama do siebie.

Podczas trwania egzaminów starałam się unikać Brada tak bardzo, jak tylko potrafiłam. Był on ostatnią osobą, na którą mogłabym spojrzeć, gdyż znów byłam w miłosnym dołku. Jedynie widywałam go, gdy przechodził obok na korytarzu, ale ja unikałam kontaktu wzrokowego, gapiąc się w komórkę lub gdy nagle musiałam przeczytać jakąś książkę.

- Tutaj jesteś! - krzyknęła Britt i przepchnęła się przed tłum ludzi, aby dotrzeć do mnie. - Idziemy na tę imprezę, pamiętasz? Musimy zacząć się szykować.

- Britt, jest dopiero trzecia. Mamy mnóstwo czasu.

- Jest kolejny odcinek Keeping Up With The Kardashians na moim laptopie, więc musimy go najpierw obejrzeć - wyjaśniła, a ja kiwnęłam głową, zrozumiawszy. Ona kocha Kardashianów.

Britt zaprowadziła mnie do pokoju i obydwie położyłyśmy się na jej łóżku, a pomiędzy nami było śmieciowe jedzenie, które kupiła blondynka, gdy ja byłam na swoim ostatnim egzaminie. Dziewczyna włączyła odcinek, a gdy ten się skończył, na zegarze dochodziła czwarta trzydzieści.

Britt wstała i zaczęła grzebać w swoich ciuchach. Ja nie zawracałam sobie tym głowy, bo wiedziałam, że ubiorę dziś jakieś mom-jeansy i koszulkę. Nie miałam na sobie swoich mom-jeansów przez prawie dwa tygodnie, a skinny jeansy które miałam na sobie, czułam jakby mnie dusiły.

- Możesz zakręcić mi lokówką włosy, gdy ja będę robić sobie makijaż? - zapytała, siadając na krześle tuż przed toaletką, a ja przytaknęłam. Ześlizgnęłam się z łóżka i zaczęłam kręcić jej włosy, gdy ona przebrała się w ciasną sukienkę.

Usiadłyśmy, słuchając jej pop playlisty muzycznej, gdy ja dokańczałam kręcenie jej włosów, a ona robienie makijażu. Gdy była gotowa, zrobiła kilka selfie, gdy ja przebrałam się w swoje ciuchy i grube buty na obcasie, w między czasie rozczesując swoje włosy. Nie zawracałam sobie głowy niczym więcej, gdyż czułam, że nie potrzebowałam nikomu zaimponować.

Do czasu gdy obydwie byłyśmy gotowe, była prawie siódma trzydzieści, więc ruszyłyśmy w stronę wyjścia z naszego pokoju. Najwyraźniej impreza była w jednym z bractw, więc nie musiałyśmy daleko iść, jednakże Britt miała szpilki, dlatego szłyśmy o wiele wolniej niż zazwyczaj.

Kampus już był przepełniony nieskończoną ilością uczniów, idących na różne imprezy, gdy ja Britt szłyśmy na własną.

- Thomas i ja rozmawialiśmy jakiś czas temu - powiedziała mi, otwierając swoją puszkę z sokiem z owoców leśnych. - To była zwykła rozmowa, ale fajnie było znów z nim pogadać.

- Czy ty znowu robisz tą rzecz, że gdy mówisz o sobie i Thomasie, tak naprawdę masz na myśli mnie i Brada?

- Co? Nie!

- Robisz tak cały czas - zaśmiałam się pół serdecznie. - Poprzedniego dnia mówiłaś o tym, że Thomas ciągle się na ciebie gapił, ale Thomasa nie było w pomieszczeniu tylko Brad. Nie jestem głupia.

- Okej, w porządku - wymamrotała, wypijając całą zawartość soku i wyrzuciła puszkę do kosza. - Masz rację. Ale to tylko dlatego, że martwię się o ciebie i chcę, abyś znów była szczęśliwa, ale nie będziesz, dopóki nie odzyskasz Brada.

- Przeżyję to - potwierdziłam. - I tak słyszałam, że Brad zaczął umawiać się z innymi dziewczynami. Jemu już przeszło, więc ja wkrótce też dojdę do siebie. Nie mogę zawsze mieć złamanego serca przez kogoś, kto mnie nie kocha.

- Obie wiemy, że te plotki nie są prawdziwe! - jęknęła. - Brad zawsze się kurwa o ciebie troszczył i próbował z tobą rozmawiać, ale ty byłaś zbyt zajęta unikaniem go, więc nawet tego nie zauważyłaś! Nigdy ci nie mówiłam, ale on pytał mnie o ciebie, pytał czy wszystko z tobą w porządku i powiedział mi, żebym się o ciebie troszczyła. On kocha cię, Margo. Przestań być taką ignorantką!

Od odpowiedzi wybawiło mnie to, że na całe szczęście znalazłyśmy się już w bractwie, a ja wydałam niepewne westchnięcie. Nie wiedziałam, że Brad pytał o mnie i naprawdę myślałam, że dał sobie ze mną spokój. On nie próbował rozmawiać ze mną, odkąd złapał mnie na rozmowie z Thomasem kilka tygodni temu.

- Drinki! - krzyknęła Britt, abym usłyszała ją przez głośną muzykę i złapała mnie za dłoń, prowadząc do kuchni, gdzie stały misy z ponczem i butelki piwa. Wzięłam jedną z butelek, zanim szybko opróżniłam całą jej zawartość.

- Za stawienie czoła naszym problemom - wzniosła toast Britt, gdy ja wzięłam kolejną butelkę z piwem i również ją wypiłam. Blondynka się zaśmiała, pijąc z kubeczka poncz, zanim poszłyśmy na parkiet.

Pięć butelek piwa, trzy kubeczki z ponczem i puszka cydru. Po wypiciu takiej ilości alkoholu, oznajmiłam Britt i kilku dziewczynom, które poznałyśmy, że musiałam iść do łazienki.

Pożegnałam się z nimi, zanim udałam się schodami na górę. Przetarłam swoje oczy i próbowałam dostać się do łazienki bez żadnego potknięcia, ale i tak mi się to nie udało. Gdy nacisnęłam klamkę, na szczęście okazało się, że była wolna, więc otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

Po chwili spostrzegłam znajomą czuprynę brązowych, kręconych włosów na pokrywie sedesu, pochylającego się nad białą kreską proszku.

- Co do kurwy!? - krzyknęłam, zwracając tym uwagę Brada znad kokainy leżącej tuż przed nim. - O mój Boże... o mój... kurwa! Co ty odpierdalasz!?

Szybko zabrałam mały woreczek, w którym było więcej narkotyku i wyrzuciłam do kosza, zanim zdmuchnęłam uformowaną przez chłopaka kreskę.

- Co ty odpierdalasz!? - krzyknął, wstając z klapy sedesowej wściekle.

- Czy ty jesteś poważny? Jesteś taki głupi, co ty sobie myślałeś! - odpyskowałam, a on zaśmiał się histerycznie. - To nie jest kurwa zabawne! Te narkotyki zabijają ludzi, ty bufonie! Mogłeś zginąć, biorąc je!

- To nie twoja sprawa, dlaczego je biorę - warknął. - Nie obchodzę cię już, a one są jedynymi rzeczami, które sprawiają, że mogę o tobie zapomnieć! To jedyne rzeczy, które pozwalają mi kurwa tak nie cierpieć!

Moja twarz pobladła na jego słowa. On ryzykował, biorąc narkotyki, pomimo że mógł umrzeć, ponieważ myślał, że już mnie nie obchodzi? Nigdy nie mógł się bardziej mylić.

- Nie... ja - załkałam. Jego wyraz twarzy złagodniał i podszedł krok bliżej, ale ja pokręciłam głową, wstrzymując płacz. - Tak strasznie cię przepraszam. Jestem taką beznadziejną osobą.

Oddychaj. Wdech nosem, wydech ustami.

- Aż tak bardzo cię skrzywdziłam? - zapytałam go, a mój włos totalnie się załamał i położyłam swoją dłoń na jego policzku. Łzy wypłynęły z jego oczu, więc szybko je otarłam. - Obchodzisz mnie, naprawdę, okej? Po prostu potrzebowałam trochę czasu do przemyślenia paru spraw i musiałam napisać egzaminy. Tak strasznie mi przykro.

Chłopak złączył swoje czoło z moim, gdy z naszych oczy leciały łzy, a jego dłonie znajdowały się na mojej talii, trzymając mnie blisko.

- Proszę, nigdy więcej tego nie rób - wyszeptałam. - Proszę.

- Okej - jego głos się załamał, gdy przemówił, a ja zaplotłam swoje dłonie wokół jego karku. - Okej, obiecuję.

Jego dłonie trzymały mnie ciasno, a jego głowa spoczywała w zagłębieniu mojej szyi i cicho szlochał, więc przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie.

- Zostaniesz dzisiaj ze mną na noc? - wyszeptał, gdy powoli odchylił się do tyłu, aby móc na mnie spojrzeć. Za pomocą dłoni delikatnie odgarnęłam mu z czoła niesforne kosmyki. - Nie chcę już więcej zasypiać sam.

Jego oczy zalśniły. Były pełne nadziei oraz smutku i nie mogłam nic na to poradzić, ale czułam jak moje serce łamało się na miliony małych kawałeczków, gdy widziałam go w takim stanie.

- Oczywiście. Zostanę z tobą na noc.

~ritegs~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top