30. Pomalowałbym twoją jebaną twarzą beton.

- Jakie masz plany na święta? - zapytał Brad i usiadł na krześle tuż obok mnie, gdy ja siedziałam w bibliotece.

Dwa ubiegłe tygodnie minęły mi całkiem szybko i raczej na spokojnie. Brad i ja praktycznie wcale się nie kłóciliśmy i razem żartowaliśmy z różnych rzeczy, czy nawet samych siebie. Z Thomasem i Britt nie widziałam się od czasu imprezy, ani nic o nich nie słyszałam.

- Aby wszystko zjeść.

- Mówię poważnie - zmarszczył brwi i zamknął mi książkę, którą aktualnie czytałam, odkładając ją na stos innych książek po lewej stronie, gdy on siedział po mojej prawej.

- Ja także - zaśmiałam się, a Brad wywrócił oczami. - A dlaczego to jest takie ważne dla ciebie? W końcu przez dwa tygodnie nie będę musiała na ciebie patrzeć.

- Ponieważ chcę dać ci prezent i nie chcę, abyś była wtedy zajęta, gdy ci go w końcu dam - wytłumaczył.

- Nie mam planów - powiedziałam. - Nie mam nawet z kim tych planów robić.

- Okej. Pogadam z twoją mamą o tym prezencie i upewnię się, że na pewno jesteś wolna.

- I jak niby tego dokonasz?

- Dała mi swój numer telefonu - wzruszył ramionami i oparł się o stolik. - Niedługo rozwiedzie się z Carlem i poślubi mnie.

- Chciałbyś - odpyskowałam, wywracając oczami.

- Ona chciałaby - zachichotał i spojrzał mi prosto w oczy. - I tak bym tego nie zrobił. Mam na oku tylko jedną dziewczynę.

Czułam, jak moje policzki rozgrzały się do czerwoności, co znaczyło, że zmieniły również kolor. Szybko się odwróciłam i wzięłam stertę książek w dłonie, aby Brad nie zauważył, jak czerwona teraz byłam.

- To ja pójdę wypożyczyć te książki. Widzimy się później!

- Okej. Ja i tak pójdę zjeść jakiś lunch - pokiwał głową i wstał, aby pomóc mi przełożyć moją torbę przez ramię, gdyż moje dłonie zajmowały książki. - Widzimy się później?

- Jasne.

Chłopak uśmiechnął się i pomachał mi na pożegnanie, zostawiając mnie w bibliotece. Podeszłam do jednego z dyżurnych bibliotecznych i podałam mu swoje książki. Gdy zeskanował ich kody, życzył mi dobrego dnia, a ja opuściłam budynek z małym uśmiechem.

Zdecydowałam, że zostawię książki w swoim pokoju i wezmę coś do jedzenia ze szkolnej stołówki, a zwłaszcza, że dzisiaj był Taco Wtorek. Pragnęłam tylko, aby nie były jeszcze wyprzedane.

Zaczęłam swoją wędrówkę do akademika z książkami w dłoni, mamrocząc do siebie słowa piosenek i uśmiechałam się do osób, które rozpoznawałam.

Cały mój dobry nastrój przerwał jeden ruch. Ktoś bezczelnie do mnie podszedł i wyrzucił z mojej dłoni wszystkie książki, a uśmiech zszedł z mojej twarzy. Kucnęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy, w międzyczasie spoglądając na osobę, która mi te książki wyrzuciła na podłogę.

- Thomas. Dawno się nie widzieliśmy - zacisnęłam usta, gdy wstałam z ziemi, trzymając swoje książki w szczelnym uścisku. Jego oczy patrzyły na mnie w zły sposób, co tylko potęgowało we mnie strach. Na wszelki wypadek odsunęłam się krok w tył.

- Jesteś pierdoloną krową, mam nadzieję, że to wiesz.

- Co?

- Jesteś powodem dla którego Britt ze mną zerwała, wiesz? - odparł głosem pełnym jadu. - Nie mogła znieść tego, że już się z tobą nie przyjaźniła i czuła się winna. Nie rozumiem, dlaczego ona chce przyjaźnić się z taką suką jak ty, naprawdę.

- Nie wiedziałam, że przez to ona cię rzuciła. Przez pewien czas w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy.

- Nie wiem, dlaczego ona chce się z tobą przyjaźnić. Nie masz za grosz wyczucia stylu, który swoją drogą jest żenujący, jesteś też gruba i nikt cię kurwa nie lubi.

- Nie sądzę, aby to wszystko, co mi mówisz, było potrzebne - powiedziałam, połykając ogromną gulę w moim gardle. - Mówisz mi te wszystkie okropne rzeczy, które już od ciebie słyszałam i sprawiasz przez to, że sam sobie nadajesz łatkę idioty.

Chłopak nieco mnie popchnął, co spowodowało, że się przewróciłam i upadłam na tyłek. Szybko wstałam na równe nogi, zaskoczona jego agresywnym zachowaniem. Tyłek bolał mnie niemiłosiernie, ale to nic w porównaniu z tym, jak bardzo cierpiałam emocjonalnie wewnątrz. Wszystko, co mi powiedział, uderzyło we mnie z podwójną siłą, mimo że starałam się wyglądać twardo na zewnątrz.

- Powiedziałem ci, abyś na siebie kurwa uważała. Ty i ten twój chłoptaś-zabawka nie zrobiliście dokładnie nic, ale za to wszystko zawaliło mi się na łeb. Jesteś pierdoloną dziwką i mam dość tego, że...

Chłopak niebezpiecznie zbliżał się do mnie, aby znów mnie popchnąć, ale powstrzymał go ktoś, kto wszedł pomiędzy nas. Wydałam westchnięcie pełne ulgi i rozluźniłam swoje ramiona, gdy Brad odepchnął Thomasa z dala ode mnie.

- Masz szczęście, że jesteśmy na terenie uniwersytetu, bo inaczej pomalowałbym tą twoją jebaną twarzą beton - warknął Brad. - Kim ty, kurwa, myślisz, że jesteś, aby ją popychać!? Jesteś żałosny. Trzymaj się od niej z daleka, zanim cię, kurwa, zabiję.

Thomas otworzył usta, aby cokolwiek powiedzieć, ale Brad odwrócił się do mnie i złapał mnie za dłoń, odciągając z dala od wykrzykującego nasze imiona Thomasa. Mój mózg działał na wszystkich obrotach, próbując nadążyć nad tym, co się przed chwilą wydarzyło, gdy wracaliśmy do naszego akademika.

Brad otworzył nam drzwi, a ja wchodząc do środka, rzuciłam swoje książki na łóżko. Nieco podskoczyłam na dźwięk trzaskania drzwiami i odwróciłam się w stronę Brada. Jego pięści były zaciśnięte, a oczy zamknięte, gdy głośno wydychał powietrze, aby się uspokoić.

- Dziękuję - powiedziałam cicho, próbując się nie rozpłakać, gdyż raniące słowa Thomasa zapadły w mojej pamięci. - Za obronienie mnie i wszystko.

Chłopak otworzył oczy, obserwując moją twarz, gdy ja spojrzałam w dół na nasze złączone dłonie. Brunet podszedł do mnie i powoli przytulił mnie do siebie, splatając swoje dłonie na moich ramionach, a ja wokół jego torsu.

- Zawsze.

Nie ruszaliśmy się przez minutę, czy może nawet dwie, ale to on się ode mnie odsunął, ocierając pojedynczą łzę, którą nawet nie wiedziałam, że miałam na policzku. Po chwili oboje usiedliśmy na moim łóżku.

- Co on ci powiedział? - zapytał, lekko marszcząc brwi, a ja otarłam dłonią kilka łez, które płynęły po moich policzkach.

- Nie ważne. Poradzę sobie.

- Jakoś teraz sobie nie radzisz. Powiedz mi, co ci powiedział, zanim do niego pójdę i złamię mu szczękę - przysunął się jeszcze bliżej mnie, a ja westchnęłam i przeniosłam swój wzrok na podłogę.

- Powiedział, że jestem dziwką, nienawidzi mojego stylu ubierania się i że jestem brzydka i... gruba.

- Powinienem był urwać mu ten łeb od reszty jego ciała - powiedział, wstając z mojego łóżka i nerwowo przejechał swoimi palcami pomiędzy włosami. Brunet zaczął w kółko krążyć po pokoju. - Ja go, kurwa, zajebię, naprawdę!

- Proszę, uspokój się - złapałam za jego dłoń, gdy wstałam. Splótł nasze palce razem, a ja posłałam mu ostrzegające spojrzenie. - Wszystko będzie dobrze.

- Nie obchodzi mnie to. To wcale nie znaczy, że nie powinienem go teraz zabić.

- Brad... Proszę.

- Sprawił, że przez niego płakałaś. Popchnął cię. On cię, kurwa, dotknął - spierał się Brad. - Mam wiele powodów, aby go rzeczywiście zamordować.

- Nie dawaj mu zbytniej uwagi, bo na to liczy - pokręciłam swoją głową, uciszając go, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. - Nie zniżaj się do jego poziomu. Zostań tu ze mną.

- Zostanę, ale to, kurwa, nie znaczy, że go nie zabiję po tym wszystkim, co ci zrobił.

~ritegs~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top