22. Osoby grubsze nie są tak często okradane.
Brad pojechał na swoją tygodniową przerwę, zanim się obudziłam. Przez moje ciało przeszła ogromna fala ulgi, gdy przypomniałam sobie poprzednią noc, a widzenie się z nim dziś rano byłoby niezręczne.
Aktualnie siedziałam w pociągu, który jechał do mojego rodzinnego miasta - Sutton. Napisałam wiadomość do mojego brata, gdzie właściwie się znajdowałam i schowałam komórkę do swojej torby. Nie mogłam nic na to poradzić, ale na dole odczuwałam niekomfortowy ból, który zapewne spowodowany był tym, co wydarzyło się poprzedniej nocy.
Pokręciłam swoją głową, aby oczyścić ją ze wszystkich myśli, gdy właśnie pociąg wjechał na stację. Zabrałam swoją torbę i szybko wysiadłam z pociągu, kierując się w stronę parkingu. Nieopodal zauważyłam moją mamę i Daniela, którzy na mnie czekali.
Dziękowałam sobie, że większość ciuchów zostawiłam w domu, co znaczyło, że nie musiałam taszczyć ze sobą ogromnej walizki wypełnionej po brzegi. I całe szczęście nie będę musiała robić tego przez najbliższe kilka lat.
Daniel opierał się o drzwi samochodu, patrząc coś w swojej komórce, zaś mama rozmawiała z kimś przez telefon w aucie. Gdy tylko Daniel zauważył, że szłam w jego stronę, schował komórkę do kieszeni i uśmiechnął się, mocno mnie przytulając. Zaśmiałam się i również go objęłam, kładąc swoją głowę na jego klatce.
- Tęskniłem za tobą, karzełku.
- Nie jestem karłem - wywróciłam oczami, mimo że nie mógł tego zobaczyć. Odsunęliśmy się od siebie i zapukałam w szybę samochodu od strony pasażera, machając do mamy radośnie. Ona natomiast szybko mi odmachała i się odwróciła. - Co z nią?
- Pokłóciła się z Carlem - wzruszył ramionami Daniel i otworzył mi drzwi samochodu, abym mogła wsiąść. Podziękowałam mu i szybko zajęłam swoje miejsce, zapinając pas bezpieczeństwa. W tym czasie mama głośno westchnęła, kończąc połączenie i odwróciła się do mnie z wymuszonym uśmiechem.
- Cześć, kochanie - powiedziała, nachylając się, aby dać mi buziaka w policzek. Gdy się odwróciła, zapięła pas, a Daniel włączył się do ruchu.
Przez całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy, głównie o moim postępie w nauce na uniwersytecie. Nim się obejrzałam, byliśmy już przed naszym domem. Podróż minęła mi znacznie szybciej niż bym przypuszczała. Daniel zaparkował auto na podjeździe i po chwili już wszyscy byliśmy wewnątrz budynku.
- Umieram z głodu - stwierdziłam, gdy rzuciłam swoją torbę na podłogę i ściągnęłam buty. To było miłe uczucie znów powrócić do domu po tak długiej przerwie.
- Nie umierasz z głodu, po prostu jesteś głodna - poprawiła mnie mama, a ja podążyłam za nią do kuchni. - Tylko ludzie żyjący w nędzy umierają z głodu.
- Dobrze, mój błąd - uniosłam dłonie w akcie obronnym.
- Cóż, teraz jesteś dorosła i możesz sama sobie coś ugotować - odezwał się Daniel z małym uśmieszkiem na twarzy i usiadł na wysokim krześle przy wysepce, biorąc z miski czerwone jabłko. Na jego stwierdzenie wywróciłam oczami.
- I nagle odechciało mi się jeść - powiedziałam sarkastycznie. - I tak muszę przestać tyle jeść, bo znowu będę gruba.
- Po pierwsze nigdy nie byłaś gruba - posłała mi wymowne spojrzenie mama.
- I z pewnością nie jesteś gruba teraz - dodał Daniel. - Poza tym osoby grubsze nie są tak często okradane, a więc jeśli zyskasz na wadze to jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś cię okradnie.
- Jesteś pierdolonym dziwakiem - wybełkotałam, patrząc jak mama włożyła chleb do tostera, robiąc dla mnie grzanki. Podeszłam do wysepki i również usiadłam na jednym z krzeseł. - A więc jakie mamy plany na ten tydzień?
- Halloween jest w poniedziałek, więc jutro pójdziemy po jakieś dekoracje i je rozwiesimy - zadecydowała mama. Odkąd tylko pamiętałam od zawsze miała bzika na punkcie różnych świąt i zawsze byliśmy do nich przygotowani. Czasami nawet za bardzo, ale to drobny szczegół. Któregoś roku kupiła na Halloween maszynę robiącą sztuczny dym ,,dla atmosfery" i oczywiście wszystko wyglądało idealnie przez jej OCD. - Później chłopcy wracają do pracy, a zanim wyjedziesz, zostanie nam ostatni weekend, więc możemy spędzić go jakkolwiek chcesz.
- Brzmi świetnie - posłałam jej uśmiech i ugryzłam swojego tosta, którego przygotowała dla mnie mama. Gdy Daniel zjadł swoje jabłko, poszedł gdzieś na górę, zostawiając mnie i mamę samą. - Słyszałam, że miałaś sprzeczkę z Carlem. Co się stało?
- To nic takiego, naprawdę. Oboje żyliśmy w stresie i w końcu tyle się tego pomiędzy nami nazbierało, aż w końcu wybuchło. Właśnie to się dzieje, gdy z kimś mieszkasz. Kłócicie się o różne rzeczy - spojrzała na mnie mama i westchnęła.
Miała rację.
- Ale wszystko w porządku - wzruszyła ramionami i ściereczką przetarła blat stołu z okruszków, których wcześniej nie widziałam. - Porozmawiamy dziś wieczorem. To nam pomoże, jeśli porozmawiamy o swoich uczuciach.
Powoli kiwnęłam głową, przystając na jej propozycję. Rozmawianie o uczuciach to coś, czego Brad unikał tak bardzo, jak tylko mógł. I taka była zasadnicza różnica pomiędzy nami.
Moje policzki zaróżowiły się na myśl o poprzedniej nocy i o tym, jak wrażliwa byłam na dotyk Brada. Natychmiast pokręciłam głową, aby szybko pozbyć się tych myśli.
Brad to po prostu mój kolega, a to, co się wydarzyło, nie znaczyło kompletnie nic.
♡
- A co powiesz na ten? - zapytałam, wyciągając kostium wilkołaka. Pokazałam go bratu, ale on tylko wywrócił oczami.
- Byłaś wilkołakiem przez poprzednie cztery lata - pokręcił głową, a ja i tak wzięłam kostium, wkładając go do koszyka na zakupy. - Margo! Co robisz!?
- Podtrzymuję tradycję bycia wilkołakiem - podsumowałam, uśmiechając się triumfalnie. Chłopak w odpowiedzi fuknął i dalej przeglądał kostiumy.
- Spoko, to w takim razie ja wybiorę ci kostium - zadecydował, a ja uniosłam wysoko brwi. - Tylko tak będzie sprawiedliwie.
- Proszę cię bardzo - wyzwałam go. Mama wywróciła lekceważąco oczami i od nas odeszła, jakby wcale tu z nami nie przyszła. Daniel przyglądał się wielu kostiumom naraz, aż w końcu natrafił na kostium Mario, który miał nawet sztuczne wąsy. - O mój...
- Ten jest idealny! - zadecydował i przyspieszył kroku, aby podejść do mamy. Wrzucił kostium do naszego kosza, zanim zdążyłam go zatrzymać i zabrać ten kostium daleko stąd. W końcu poddałam się i westchnęłam zirytowana, podążając za starszym bratem i mamą. Przez najbliższe kilka godzin chodziliśmy po sklepach, kupując różne dekoracje i dynie, które później wyrzeźbimy.
Mój wzrok przykuło kilka sztucznych szkieletów na dekoracje. Jednego z nich założyłam sobie na barkach tak, że jego nogi zwisały wzdłuż mojej klatki. Zupełnie tak, jakbym nosiła na barkach dzieciaczka.
Odwróciłam się, aby znaleźć mojego brata, trzymając w dłoni rękę kościotrupa, żebym mogła mu pomachać, ale jedyne, co zauważyłam, to czuprynę pełną brązowych loczków, która stanęła mi na stopę. Zmarszczyłam brwi i zmrużyłam oczy, gdyż ten ktoś nawet się nie odwrócił, aby mnie przeprosić. W myślach przeklęłam go, zanim odnalazłam swojego brata.
- Czy to sztuczny kościotrup? - zażartował Daniel, a ja przytaknęłam i cicho się zaśmiałam. Włożyłam kościotrupa do naszego koszyka, powodując uśmiech na twarzy mojej mamy. Ona za to włożyła kilka dyń, oczywiście wszystkie tego samego rozmiaru.
- Wziąłem kilka naszych ulubionych słodyczy dla dzieci, które będą chodziły po domach i robiły psikusy - uśmiechnął się podejrzliwie brat. - Wiesz, co to znaczy, prawda?
- Że zjemy te słodycze, zanim oni przyjdą? - uniosłam wysoko brwi, a chłopak potwierdził, powodując, że przybiliśmy sobie piątkę. - Jesteś geniuszem!
- Dobrze to wiesz.
~ritegs~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top