18. To tylko sposób na radzenie sobie ze stresem.
Kciukiem wytarłam samotną łzę, aby nie spłynęła po moim policzku. Łzy leciały z moich oczu coraz bardziej, a ja nie wiedziałam dlaczego. Przecież nie powinno to w jakikolwiek sposób na mnie oddziałowywać. Gdy się trochę uspokoiłam, usiadłam na swoim łóżku, a tuż naprzeciwko mnie Brad.
- Proszę, nie płacz - powiedział delikatnie, a ja pokręciłam swoją głową, aby oczyścić ją ze zbędnych myśli. - Nie jestem wart twoich łez.
- Kurdę, wiesz co? Masz całkowitą rację! - zaśmiałam się sztucznie. - Jesteś cholernie irytujący, a na dodatek mieszasz mi w głowie i uczuciach. Raz jesteś na dla mnie miły i sprawiasz, że czuję się w jakiś sposób dowartościowana, potem mnie obrażasz i przez to czuję się okropnie, a co więcej całujesz mnie i mam mętlik w głowie! A co widzę na koniec? Twoje dłonie w gaciach jakiejś obcej laski!
Chłopak milczał jak zaklęty i czekał aż dopowiem coś więcej. Proszę bardzo.
- Nie jesteś moim chłopakiem, ani ja twoją dziewczyną, więc nie oczekuję od ciebie, abyś trzymał się z dala od innych dziewczyn - wyjaśniłam jasno, a z moich oczu wydobyło się jeszcze więcej łez. - Ale nie deklaruj się, że chcesz całować tylko mnie, gdy po tym wszystkim masz zamiar obściskiwać się z innymi dziewczynami. Zwodzisz mnie, a ja nie chcę darzyć uczuciami kogoś, kto chce mnie tylko wykorzystać.
- Ja tylko... - zaczął mówić, ale nie dokończył, gdy usłyszał, że pociągnęłam nosem. Wstał ze swojego miejsca i usiadł na łóżku tuż obok mnie. Otarł kilka łez swoim kciukiem, a potem kontynuował. - Przepraszam, dobrze? Proszę, przestań płakać, bo jesteś na to zbyt piękna.
Moje serce przyspieszyło swoje bicie, ale chwilę później przypomniałam sobie, że powinnam być na niego obrażona za bycie kutasem, więc zignorowałam jego komplement.
- Nigdy nie byłem dobry w okazywaniu uczuć - wyjaśnił. - Nawet kiedy byłem młodszy, tłamsiłem wszystkie uczucia w sobie. Zawsze byłem tym nieśmiałym dzieckiem i nie pozwalałem innym przebić się przez swoją skorupę do mojego życia, bo nie wiedziałem jak się w takiej sytuacji zachować.
Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam smutek, wywołany przez wspomnienia. Przysunęłam się bliżej niego, aby zapleść swoje dłonie wokół jego torsu i położyć głowę na jego barku. To ten moment, w którym poznam przeszłość Brada.
- Gdy byłem młodszy, nigdy nie miałem silnej więzi ze swoimi rodzicami - powiedział, gdy ja wzięłam jego dłoń w swoją, aby dodać mu otuchy. - Zawsze się kłócili i nigdy nie zwracali na mnie uwagi, dlatego mogłem liczyć tylko na siebie. Nie mogłem nikomu powiedzieć, o tym, jak się czułem i chyba właśnie wtedy zamknąłem się w sobie. Gdy byłem coraz starszy i starszy jedynym sposobem na wydobycie ze mnie jakichkolwiek emocji było spotykanie się z dziewczynami, bo mogłem wyrzucić z siebie całą złość.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie w dół, ale moje oczy skupione były na naszych splecionych dłoniach.
- Nigdy nie byłem w związku - powiedział, zakładając jeden z moich kosmyków za ucho. - Nie wiem, co to jest zaangażowanie, bo nigdy wcześniej nie byłem zaangażowany w cokolwiek. Związki są dla mnie zupełnie nowe, bo nigdy nie chciałem być w żadnym, gdyż nie chciałem przechodzić tego samego co rodzice. Więc aby być z tobą szczerym, czasami moje złe nawyki mają nade mną kontrolę, ale wszystko to, co ci powiedziałem, było w stu procentach prawdziwe. Dziewczyny, z którymi się spotykałem, nic dla mnie nie znaczyły. To tylko sposób na radzenie sobie ze stresem.
Moje serce całkowicie zmiękło, gdy samotna łza spłynęła po jego policzku. Szybko rozłączyłam nasze dłonie i otarłam ją swoim kciukiem. Chłopak zamknął oczy i cicho westchnął.
Brad był po prostu skrzywdzonym chłopcem, który nie wiedział, co robił ze swoim życiem.
- Dlatego bardzo cię przepraszam - podsumował. - Ranię cię, bo nie wiem jak kontrolować swoje emocje. Naprawdę, nie zasługujesz na mnie, gdyż jestem po prostu beznadziejny.
- Nie jesteś beznadziejny, Bradley - pokręciłam w dezaprobacie głową i zabrałam ją z barku chłopaka, aby móc spojrzeć mu w oczy. - Jesteś niesamowity, zabawny i czasami działasz mi na nerwy.
- Ty także działasz mi na nerwy, Mango - zachichotał i otarł kilka łez, które wypłynęły z jego oczu.
- Wciąż na imię mi Margo - poprawiłam go, a on się do mnie uśmiechnął. Miło było widzieć go uśmiechniętego po tym, jak przed chwilą płakał.
- Wiem, ale lubię cię denerwować - przyznał, a ja wywróciłam oczami. Nagle z drugiego końca pokoju jego komórka zaczęła dzwonić. Westchnął widocznie zirytowany i podszedł do swojego łóżka, odłączając telefon z kontaktu i odbierając połączenie. - Halo?
Po drugiej stronie usłyszałam czyjś niewyraźny głos, ale nie na tyle abym mogła rozpoznać do kogo on należy oraz o czym mówił.
- Będę tam za dwadzieścia minut - powiedział brunet i po rozłączeniu się, wywrócił oczami. Schował swoją komórkę i portfel do kieszeni bluzy oraz włożył na nogi buty. - Wrócę późno, nie czekaj na mnie.
- Spokojnie, nie planowałam.
♡
- Hej, mamo! - uśmiechnęłam się do ekranu laptopa, który miałam na kolanach. Tym razem moja rodzicielka bez problemu odnalazła kamerkę i również uśmiechnęła się w moim kierunku. Siedziała przy swoim biurku, po jej lewej stronie Daniel, a po prawej Carl.
Carl to mój ojczym, który poślubił moją mamę, gdy znali się zaledwie dwa tygodnie! Bardzo pomógł nam finansowo, gdyż posiadał własną firmę zajmującą się naprawą samochodów i na dodatek odnosiła sukcesy.
- Cześć, kochanie! - odpowiedziała. - Gdzie twój współlokator?
- Tego wieczoru wyszedł - wzruszyłam ramionami. Brad wyszedł jakieś dwie godziny temu, a mama chciała porozmawiać ze mną przez Skype'a. To w takim razie po co jej Brad? - Jest ze swoimi znajomymi.
- On przynajmniej ich ma - powiedział zaczepnie Daniel, a ja pokazałam mu język. On nie wiedział, że pokłóciłam się z Britt, żadne z nich nie wiedziało i oby na razie tak zostało. Nie chcę ich niepotrzebnie martwić. - Oj tylko żartuję, karzełku.
- Nie jestem karzełkiem - fuknęłam. - Mam aż metr sześćdziesiąt cztery!
- No właśnie. Karzeł - zachichotał, a ja wywróciłam oczami. On odziedziczył po tacie swój wzrost, bo ma aż metr osiemdziesiąt dziewięć, dlatego ciągle się ze mnie naśmiewa!
- Jak ci idzie na uniwersytecie? - zmienił temat Carl i się do mnie uśmiechnął. Był on młody tak jak moja mama i moim zdaniem przypominał trochę Chrisa Evansa.
- Cóż, przynajmniej niczego nie oblałam - zażartowałam, ale mama posłała mi zabójcze spojrzenie. Chciała, abym ukończyła uniwersytet z jak najlepszymi ocenami. - Widzimy się za parę tygodni i to jedyne, co pomaga przetrwać mi te ciężkie wypracowania i wykłady.
- Jestem pewny, że nie są aż tak trudne - zadrwił Daniel, więc posłałam mu wyzywające spojrzenie. - Studiujesz modę, nie medycynę. Jedyne o czym musisz pisać, to do czego pasują różne kolory.
- To w takim razie napiszesz za mnie kolejną pracę, co? - uniosłam wysoko brwi. - Prawdopodobnie płakałbyś nad tym, jakie to trudne.
- Tylko dlatego, bo nic bym nie rozumiał - obronił się, a ja cicho się zaśmiałam.
- Poznałaś może jakiś uroczych chłopców? - zapytała mama, zanim zaczęłam kłócić się z Danielem. Moja twarz zapewne na przez samą myśl o wszystkich moich przygodach z chłopakami.
- Nie - skłamałam, próbując przekonać do tego rodzicielkę. - Myślałam, że chłopcy tutaj będą mili, a nie obrzydliwi i wredni.
- Witam w prawdziwym świecie, kochanie - zażartowała mama, a ja lekko się uśmiechnęłam. - Nie wszyscy chłopcy są tacy źli. Są też ci mili, tylko ciężko ich znaleźć, ale uwierz, że istnieją.
- Watpię w to.
- Ja jestem miłym chłopakiem - zaprzeczył Daniel. - Więc mama ma rację.
- Zdecydowanie nie jesteś miły - odpyskowałam, a brat pokazał mi środkowy palec. - Żartuję! Jesteś wspaniały, naprawdę! Czasami irytujący, ale dalej wspaniały.
- Gdy wrócisz za dwa tygodnie to zetnę ci łeb.
- Pst. Chciałabym to zobaczyć - zażartowałam, a chłopak się zaśmiał. Po ponad dziesięciu minutach luźnej rozmowy, bateria w laptopie mojej mamy zaczęła padać, więc musiała się rozłączyć. Odłożyłam swój laptop gdzieś na bok i postanowiłam wcześniej położyć się spać.
Naprawdę mam nadzieję, że moja mama miała rację, mówiąc że na tym świecie istnieją jeszcze mili chłopcy.
~ritegs~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top