11. Pierdnij im na jedzenie.

Sobota. To jeden z moich ulubionych dni w tygodniu, bo nie było zajęć i nie musiałam stresować się pracą domową robioną na ostatnią chwilę. Jednakże ta sobota była jedną z najnudniejszych w moim życiu, gdyż nie miałam z kim wyjść na miasto.

Przekręciłam się na łóżku, aby sprawdzić godzinę na swojej komórce. Było już prawie południe, a ja wciąż byłam zmęczona, pomimo że spałam dziewięć godzin. Westchnęłam w wyniku zmęczenia i przejechałam swoimi palcami przez sklejone włosy.

Brad był w łazience i mył swoje ciało. Nie rozmawialiśmy ze sobą, od kiedy wróciliśmy nad ranem do pokoju i zdecydowanie zaczęło robić się zbyt przytłaczająco pomiędzy naszą dwójką. Brad i ja o mały włos się pocałowaliśmy. On prawie mnie pocałował, tę samą dziewczynę, którą tak bardzo nienawidził ze wszystkich swoich sił!

Nagle usłyszałam szczęknięcie zamka w drzwiach i po chwili ujrzałam Brada w dresach i jakiejś luźnej, białej koszulce. Zanim chłopak dostrzegł, że już nie śpię, zwróciłam swój wzrok na sufit, rozmyślając o tym, co mogłabym dziś ze sobą zrobić.

- Możemy porozmawiać? - zapytał, wycierając swoje mokre włosy ręcznikiem. Podniosłam swoją głowę, aby na niego spojrzeć. Siedział teraz na krańcu swojego łóżka, patrząc na mnie ze zmieszanym wzrokiem. Brak odpowiedzi z mojej strony, uznał za tak, więc kontynuował.- Poprzedniej nocy prawie się pocałowaliśmy.

- Ty prawie mnie pocałowałeś - sprostowałam, ale on tylko wywrócił oczami i rzucił mokry ręcznik na podłogę. Moje tęczówki powędrowały na jego ręcznik i wcale nie chciały się stamtąd ruszać. Doskonale wiedziałam, jak nieprzyjemna będzie ta rozmowa.

- Chciałem tylko zaznaczyć, że to była pomyłka - stwierdził, a ja nie wiedzieć czemu poczułam się urażona bardziej niż kiedykolwiek. - Byłem zmęczony i nie myślałem jasno.

- Będziesz teraz nadużywał faktu, że byłeś zmęczony jako wymówkę, gdy prawie wykorzystałeś mnie, bo byłam pijana? - ucięłam ostro, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Bo nawet nie uzyskałeś mojej zgody na pocałunek i nie byłam w odpowiednim stanie, aby się na to zgodzić!

- Przecież cię kurwa nie pocałowałem, tak?

- I tak nie chciałabym twoich jebanych, oślizgłych ust na moich - odpowiedziałam z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. - Były na dupie każdej dziewczyny, jaką tylko zobaczyłeś.

- Jesteś po prostu zazdrosna - wykłócał się chłopak, a ja uniosłam wysoko brwi, nie dowierzając. - Bo mnie ludzie właściwie lubią. Nawet twoja najlepsza przyjaciółka zostawiła cię dla chłopaka, który traktował cię jak jebaną piłeczkę do ping ponga. Ludzie mnie chcą, a z tobą umawiają się tylko z litości!

Zerwałam z siebie kołdrę, wstając na nogi w samych krótkich spodenkach od piżamy i za dużej koszulce. Wzięłam z ziemi przypadkowe skarpetki i ubrałam je na nogi wraz z butami.

- A ty gdzie idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy! - wstał z miejsca, gdy ubrałam na siebie katankę. Odwróciłam się w jego stronę i stanęłam twarzą w twarz.

- Chyba masz na myśli, że nie skończyłeś mówić mi jak to nikt mnie kurwa nie lubi? - wywróciłam oczami. - Idę na spacer.

- W porządku - odburknął. - Ja w przeciwieństwie do ciebie nie uciekam od problemów.

- Ja wcale nie uciekam od problemów - odpowiedziałam, chowając portfel w kieszeni swojej kurtki i odłączając telefon z prądu.

- Czyli nie uciekłaś wczoraj z imprezy, gdy twoja przyjaciółeczka cię zostawiła? - uniósł wysoko brwi, jednocześnie mnie prowokując.

- Wiesz co? - zapytałam retorycznie. - Jesteś pierdolonym, płytkim, niskim dupkiem. Ludzie ciebie ,,chcą" tylko po to, aby ssać twojego jednocalowego kutasa. Pierdol się!

Trzasnęłam z całej siły drzwiami, nie dając mu nawet szansy na odpowiedź.


Przyjrzałam się kolejnej etykiecie na butelce cydru, czytając procentową zawartość alkoholu, zanim włożyłam ją ostrożnie do koszyka. Kontynuowałam swoją wędrówkę pomiędzy regałami z alkoholem, licząc w głowie, ile będzie kosztować mnie zgrzewka piwa, kilka butelek cydru, wino i wódka. Gdy nie udało mi się tego obliczyć, gdyż i tak mój mózg pracował ociężale, podeszłam do jednej z kas sklepu Tesco.

Wyjęłam wszystkie butelki na taśmę i czekałam w kolejce, aż ktoś w końcu mnie obsłuży. Starsze małżeństwo przede mną zapłaciło za swoje rzeczy i pożegnało się ze sprzedawcą. Gdy nastała moja kolej, młody kasjer posłał mi szeroki uśmiech, zanim spostrzegł przerażającą ilość alkoholu na taśmie.

- Masz dowód osobisty? - zapytał grzecznie, a ja potwierdziłam. Z portfela wyciągnęłam dowód i pokazałam chłopakowi. Gdy przeczytał całość z dwa razy, aby upewnić się, że jestem pełnoletnia, zaczął ostrożnie nabijać moje butelki na kasę.

Po zapakowaniu trzech, ogromnych toreb z puszkami i butelkami, położyłam je na podłodze i wyciągnęłam z kieszeni portfel.

- To będzie sto dziewięćdziesiąt cztery funtów - powiedział kasjer, podając mi terminal elektryczny, abym mogła wygodnie zapłacić kartą. Gdyby moja mama dowiedziała się, na co jej córka wydała wszystkie pieniądze, byłabym już martwa.

Tak czy siak, nie obchodziło mnie to. Alkohol to jedyna rzecz, która pozwoliłaby mi zapomnieć o gównianych znajomych i gównianym współlokatorze chociaż na chwilę.

Wpisałam swój pin i po chwili na monitorze pojawił się napis dokonanej wpłaty. Wyciągnęłam swoją kartę i z powrotem włożyłam ją do portfela. W dłonie wzięłam trzy torby z alkoholem, żegnając się ze sprzedawcą. Opuściłam supermarket z nikłym uśmieszkiem na twarzy.

Szczerze mówiąc, nie wiedziałam dokąd powinnam się udać. Wiedziałam doskonale, że Brad wciąż przebywał w naszym pokoju, dlatego wykreśliłam to miejsce ze swoich myśli. Mogło to zaskutkować jeszcze gorszym krzykiem, a ja byłam zbyt zmęczona, aby się z nim kłócić.

Moje nogi poniosły mnie do tego samego placu zabaw, w którym Thomas i ja graliśmy w piłkę nożną. Nie wiedzieć czemu przyszłam akurat tutaj, pomimo że to miejsce tak bardzo przypominało mi o Thomasie i bólu z nim związanym. Był zwyczajnym dupkiem, który na mnie nie zasługiwał. To samo tyczyło się Britt.

Britt próbowała się ze mną kontaktować, ale od czasu imprezy zablokowałam jej numer, żeby nie zaśmiecała mi telefonu wiadomościami, na które i tak bym nie odpowiedziała. Czułam się zdradzona przez nią, bo dobrze wiedziała, co czułam do Thomasa, a ona tak mnie urządziła. Byłyśmy dla siebie jak siostry. Miała być ze mną na zawsze albo wcale. Jak widać wybrała tę drugą opcję.

Wzdychając, usiadłam na jednej z ławek i otworzyłam butelkę cydru. Nie zajęło mi dużo czasu opróżnienie kolejnych czterech butelek, abym czuła się gorzej niż tylko oszołomiona. Przechodzący obok mnie ludzie posyłali mi dziwne spojrzenia, a matki zabierały swoje dzieci jak najdalej ode mnie. W sumie to się im nie dziwiłam, bo wyglądałam jak alkoholiczka.

Zaczęłam pić w młodym wieku i był to mój sposób na radzenie sobie ze stresem. Gdy miałam jedenaście lat, mój tata zmarł. Nie był kryminalistą, wręcz przeciwnie. Mój ojciec był bohaterem w oczach wielu ludzi, zawsze ryzykując życie dla innych.

Tata był strażakiem, odkąd tylko pamiętam. Oprócz ratowania innym życia, powstrzymywał także mnie i mamę od ciągłych kłótni. Moja mama była irytującą suką przez cały czas, ale wiedziałam, że chciała dobrze. Wtedy byłam za młoda, aby to pojąć, dlatego często kłóciłyśmy się o najmniejsze błahostki.

Pewnego dnia, gdy rodzice podrzucili mnie do Britt, ja nie czułam się najlepiej. Byłam przeziębiona i nie chciałam pójść nawet na imprezę urodzinową swojej przyjaciółki.

- Margo, nie zachowuj się tak - skarciła mnie mama, gdy odwróciła się w moją stronę z miejsca pasażera. Daniel siedział wtedy tuż obok mnie, grając w jakąś głupią grę na konsoli. - Daj Britt kartkę, prezent i śmigaj do niej.

Rzuciłam jej mordercze spojrzenie i założyłam ręce na swojej klatce piersiowej. Od zawsze byłam uparta, nawet w tak młodym wieku. Sześcioletnie dziecko przecież też może się buntować.

- Margo Elizabeth Heart - obniżyła swój ton mama na bardziej groźny. - Jeżeli zaraz nie wysiądziesz z samochodu, wyciągnę cię stamtąd siłą. Słyszysz mnie?

Po kilku minutach siedzenia w ciszy i patrzenia przez okno, mama westchnęła w rezygnacji i odpięła swój pas. Otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu. Nie chciałam iść na imprezę pełną wydzierających się dzieciaków, które wytykałyby mnie palcami, bo byłam gruba i miałam bardziej puszyste włosy od nich.

Szybko wcisnęłam przycisk i zablokowałam drzwi, zanim mama zdążyła je otworzyć. Posłałam jej uśmiech pełen triumfu i rozsiadłam się wygodnie na swoim miejscu. W tym momencie tata przyglądał się wszystkiemu z rozczarowaną miną.

Moja mama szybko przeszła dookoła samochodu, aby otworzyć drzwi od strony brata. Jak najszybciej podniosłam się ze swojego miejsca i rzuciłam na przycisk, ale niestety nie zdążyłam go wcisnąć, gdyż Daniel mnie odepchnął, posyłając groźne spojrzenie.

- Przez ciebie przegrałem! - jęknął, gdy mama otworzyła jego drzwi i złapała mnie za ramię. Pociągnęła mnie z wielką łatwością, że prawie wypadłam z auta. Zaczęłam się wierzgać i krzyczeć, gdy wyciągnęła mnie na zewnątrz.

Tata westchnął widocznie zirytowany i odpiął pas, odwracając się w naszą stronę.

- Dziewczyny, dziewczyny, dziewczyny. Przestańcie się szarpać, natychmiast!

- Ona musi iść na tą imprezę - puściła moje ramię i westchnęła w rezygnacji mama. - Rok temu zrobiła dokładnie to samo! Britt była strasznie zawiedziona.

Mój tata wysiadł z samochodu i odwrócił się w moją stronę z małym uśmieszkiem. Położył swoją dłoń na moim barku, dodając mi otuchy.

- Idź na tą imprezę - powiedział łagodnie tata, podając mi prezent i kartkę dla Britt, którą razem kupiliśmy. - Baw się dobrze.

- Dzieci są wredne, tatusiu - wyznałam, biorąc w dłonie prezent. - Śmieją się ze mnie, bo jestem inna.

- Jeżeli dzieci powiedzą do ciebie coś niemiłego... - spauzował, posyłając mi tajemniczy uśmiech, który od razu odwzajemniłam. - Pierdnij im na jedzenie.

Westchnęłam na samo przywrócenie sobie tak czułego wspomnienia, wypijając ostatnią puszkę piwa. Otarłam ze swoich policzków łzy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Czasami strasznie tęsknię za tatą, bo był dla mnie jak parasol w ulewne dni.

Wzięłam ostatnią torbę z alkoholem w dłoń i postanowiłam wrócić już do pokoju, gdyż niebo zaczynało zmieniać swoją barwę na coraz to ciemniejsze odcienie niebieskiego. Nie miałam innego wyboru, bo wszystkie sklepy były już pozamykane, nikt nie mógłby mnie przenocować i niedługo miała być cisza nocna.

Gdy dotarłam na teren kampusu, spostrzegłam tłumy nastolatków gnających zapewne na kolejną imprezę. Nie miałam zamiaru na nią iść, więc zostało mi się tylko modlić o to, aby Brada nie było w pokoju.

Po odblokowaniu drzwi na moją twarz uśmiech wszedł samoistnie, bo w pokoju nie było chłopaka i mogłam się w spokoju zrelaksować. Od razu weszłam do łazienki, zamykając uprzednio drzwi na klucz i nalałam gorącej wody do wanny. Chwilę później pozbyłam się ubrań i wskoczyłam do wody pełnej bąbelków. Przez moje gardło przeleciała substancja, która poparzyła cały mój przełyk, potocznie nazywana wódką. Odchyliłam głowę do tyłu i rozkoszowałam się chwilą spokoju.

Kiedy uznałam, że powinnam już wyjść, opatuliłam się ręcznikiem i dokładnie wytarłam swoje ciało. Zmęczenie, które chodziło za mną cały dzisiejszy dzień, w końcu mnie dopadło. Nie miałam nawet siły, żeby się podnieść, więc usiadłam na ziemnej posadzce w samym ręczniku. Byłam wyczerpana wszystkim, co wydarzyło się w przeciągu tych dwudziestu czterech godzin, a alkohol wcale mi w tym nie pomógł.

Chciałam po prostu położyć się spać. I to zrobiłam.

~ritegs~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top