10. Potrzebujesz terapii.
Brad szedł blisko mnie, gdy mijaliśmy podejrzanych i pijanych nastolatków, którzy wracali zapewne z tej samej imprezy, na której byłam ja. Alkohol zdążył już trochę odparować z mojego organizmu, więc byłam bardziej ostrożna. Moje stopy na całe szczęście się mnie słuchały i szłam w miarę normalnie, nie obalając się co chwilę na ziemię.
- Jak dużo wypiłaś?
- Nawet kurwa nie wiem - warknęłam, a mentalnie przybiłam sobie strzał z liścia w twarz. Może jednak Thomas miał rację? Byłam wredna nawet w stosunku do Brada, który tylko starał się mi pomóc. - Wybacz.
- Przestań mnie przepraszać, przerażasz mnie - zażartował chłopak, poprawiając humor i mnie. - Już za niedługo będziemy na miejscu i będziesz mogła sobie usiąść.
Przytaknęłam ruchem głowy i szliśmy teraz w ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, co sobie powiedzieć. W głębi duszy wiedziałam, że brunet chciał zadać pytania na temat tego, co się wydarzyło, ale na całe szczęście o nic nie pytał. Byłam mu za to wdzięczna, choć teraz mógłby coś powiedzieć, aby zagłuszyć ciszę. Cisza tylko namnażała moje myśli, których tak zawzięcie próbowałam się pozbyć.
Zatrzymaliśmy się przed kolczastym ogrodzeniem. Chłopak przysunął swoje ucho do przewodów elektrycznych, a gdy nic nie usłyszał, przeskoczył przez płot z łatwością.
- Przeskocz. Tu jest bezpiecznie.
- To nielegalne z tego, co widzę.
Chłopak wyciągnął swoją dłoń, aby pomóc mi przedostać się na drugą stronę. Wywróciłam oczami i nie przyjmując jego gestu, sama przeskoczyłam przez płot. Brunet zaśmiał się, gdy potknęłam się o jego nogę, gdyż nie miałam żadnej orientacji w terenie. W tej chwili byliśmy chyba na obrzeżach jakiegoś lasu, co budziło we mnie niepokój.
- Zanim zapytasz. Nie zamierzam cię zabić - zaśmiał się chłopak, gdy szliśmy obok siebie przez praktycznie niewidoczne ścieżki. Dziwnie było patrzeć na jego wyluzowaną stronę, gdy nie rzucał obrażających mnie komentarzy, czy niekłócenia się ze mną. - Już prawie jesteśmy.
Zacisnęłam swoje usta w wąską kreskę. Wiedziałam, że to strata jego jak i mojego czasu, gdybym ponownie spytała, dokąd zmierzamy. On odpowiedziałby mi zapewne, abym była cierpliwa.
Po pięciominutowej wędrówce znaleźliśmy się na małej polanie wewnątrz lasu. Trawa była świeża, zielona i wydawała się przyjemna w dotyku. Brad swobodnie usiadł na niej, a gdy podniósł swój wzrok i zauważył, że nie podążyłam za jego ruchami, poklepał swoją dłonią miejsce na trawie.
- Możesz usiąść, wiesz? - powiedział żartobliwie, a ja przytaknęłam.
Usiadłam na trawie tuż obok bruneta i rozejrzałam się po lesie. Ciężko było cokolwiek dostrzec, gdyż jedyne oświetlenie dawały nam gwiazdy i księżyc, świecące tuż nad nami. Niczym z tandetnej komedii romantycznej.
- Przychodzę tu czasami, gdy ty kończysz zajęcia - powiedział po kilku minutach ciszy, a ja odwróciłam swoją głowę w jego stronę - Moi znajomi są świetni, aby gdzieś z nimi wyjść, ale oni chcą tylko ćpać. Handlują marihuaną, a ja robię dokładnie to samo, gdy jestem z nimi. Czasami jest to wyczerpujące, a po wszystkim czuję się fatalnie, dlatego przychodzę tutaj, aby robić sobie przerwy. Zwykle na naukę.
- Dlaczego więc mnie tu przyprowadziłeś? To wygląda jak bardzo osobiste miejsce.
- Przychodzę tu, gdy potrzebuję przerwy, a ty wyglądasz jakbyś takowej potrzebowała - wzruszył ramionami, bawiąc się źdźbłami trawy między palcami. - Nie masz nic przeciwko, żebym zapytał, co się wydarzyło?
Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam wzrok jak najdalej od niego. Brad był naprawdę miły dla mnie, ale powiedzenie mu całej prawdy może nie wypalić i będzie mógł wykorzystać tę informację w naszych przyszłych kłótniach. Jednakże powiedzenie komukolwiek, o tym co siedziało w mojej głowie, wiązało się ze stresem, który tłumiłam w sobie. Dzięki wygadaniu się, moja dusza stawała się lżejsza.
- Pamiętasz tego chłopaka, z którym przespałam się kilka dni temu? - zapytałam, a chłopak potwierdził. - Lubiłam go od bardzo dawna. On był jednym z tych szkolnych obiektów westchnień każdej dziewczyny. Nawet jeśli zachowywał się w stosunku do mnie jak kutas, ja nadal chciałam czegoś więcej, bo myślałam, że zacznie traktować mnie jak swoją księżniczkę. Okazało się, że wykorzystał mnie, aby zdobyć moją przyjaciółkę. Więc w ciągu jednej nocy straciłam i chłopaka, który bardzo mi się podobał i najlepszą przyjaciółkę.
Brunet nie odpowiedział, tylko patrzył się gdzieś w dal. W sumie nie ma na co odpowiedzieć, więc westchnęłam i postanowiłam kontynuować.
- Przyłapałam ich dziś na pocałunku - wytłumaczyłam. - On nazwał mnie grubą i wredną, a ona nawet nie stanęła w mojej obronie. I chyba to zabolało mnie najbardziej. Po tych wszystkich latach przyjaźni, gdzie ja zawsze byłam przy niej, gdy mnie potrzebowała.
- Nie jestem przyzwyczajony do przeżywania takich kłótni, ale wygląda na to, że oboje zachowali się jak kompletni idioci. Oczywiście nie tacy idioci jak ty, ale idioci gorsi od ciebie.
- Woah, woah, woah - uniosłam ręce do góry, aby przerwać mu mówienie. - Użyłeś słowa idioci zbyt dużo razy jak na jedną wypowiedź, więc pozwól mi przeanalizować to, co przed chwilą powiedziałeś.
- Zabawne - zaśmiał się sztucznie. - Próbowałem być miły, ale właśnie widzę jak to jest. Wszystko z powrotem wyrzucasz mi w twarz.
- Próbowałeś być miły, obrażając mnie? - powiedziałam sarkastycznie, a on stuknął swoim barkiem mój ze śmiechem.
- Zeszliśmy z tematu - pokręcił swoją głową brunet. - Staram się poprawić twoją samoocenę, bo nie jesteś aż taka zła, kiedy nie jesteś wściekłą suką.
- Doceniam twój wysiłek.
Pomiędzy nami nastała przyjemna cisza, gdy siedzieliśmy we dwoje na miękkiej trawie. To było przedziwne uczucie siedzieć razem i dogadywać się jak dwójka normalnych ludzi, ale wiedziałam, że on robił to tylko po to, abym poczuła się lepiej. Jutro zapewne będziemy rzucać się sobie do gardeł albo rozszarpywać kości, bez wątpienia.
- Co ty na to, aby zagrać w dwadzieścia pytań? - zapytał, ni z tego ni z owego. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową z dezaprobatą. - Poważnie. Jesteś moją współlokatorką, a ja praktycznie nic o tobie nie wiem.
- Ja za to wiem, że jesteś dupkiem, który ćpa z przyjaciółmi - stwierdziłam. - A tak poza tym, nie ma we mnie niczego interesującego.
- Jestem pewny, że tak - nie zgodził się ze mną chłopak. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Żółty - odpowiedziałam natychmiast. - Twój?
- Czerwony, tak myślę - wzruszył ramionami. - Nie mam w sumie jednego ulubionego... Jedno miejsce do którego chciałabyś pojechać na wakacje?
- Londyn - zaśmiałam się. - Wiem, że są to jakieś dwie godziny stąd, ale nigdy tam nie byłam. Chciałabym pojechać tam jako turystka i pójść na London Eye, a także zrobić zdjęcia w Muzeum Figur Woskowych ,,Madame Tussauds".
Na moją odpowiedź, chłopakowi wszedł mały, podejrzany uśmieszek, ale zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił.
- Jaką drużynę piłkarską wspierasz? - zapytałam powoli.
- Newcastle United - odpowiedział bez zająknięcia. - Urodziłem się w Newcastle, ale dorastałem w Sutton. A ty wspierasz kogokolwiek?
- Manchester United - powiedziałam dumnie. - Potrzebujesz terapii. Ty serio wspierasz Newcastle? To najgorsza drużyna!
- Oh, zamknij się - zaśmiał się chłopak. Przez chwilę zadawaliśmy sobie podobne pytania, zanim uznaliśmy, że czas wracać. Kolor nieba zmieniał się z czarnego na ciemnoniebieski. To znak, że niedługo słońce zacznie wschodzić.
- Powinniśmy niedługo wracać - westchnęłam i położyłam swoją głowę na jego barku. Przez całe te siedzenie i rozmawianie, znużenie dopadało mnie coraz bardziej. Jego dłonie przytwierdzone były do trawy, gdy się odchylił.
- Tak - zgodził się ze mną. Poczułam jak jego wzrok zjechał niżej na moją głowę. Gdy przez dłuższą chwilę chłopak zawzięcie mi się przyglądał, znalazłam w sobie odwagę, aby podnieść swój wzrok w górę. Brunet szybko wciągnął powietrze i posłał mi zmieszany uśmiech.
- Mam coś na twarzy? - zapytałam, a chłopak się zaśmiał.
- Nie. Czekałem po prostu, aż zdejmiesz ze mnie swoją głowę.
I wszystko jasne. Wywróciłam oczami i zabrałam swoją głowę z barku chłopaka. Wstałam na własne nogi i otrzepałam dłonie z brudu. Kilka sekund później Brad również wstał na nogi, posyłając mi kolejny uśmiech, gdy patrzył mi w twarz.
Nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Podniosłam swój wzrok i spojrzałam prosto w oczy bruneta. Coś było z nimi nie tak i nie mogłam stwierdzić co. Głównie dlatego, że była to emocja albo nadal byłam nietrzeźwa od poprzednich drinków.
- Doceniam to, że mnie tu zabrałeś - powiedziałam mu. - To był miły gest, zwłaszcza od takiego wrednego dupka jak ty.
Na moją odpowiedź chłopak posłał mi zabójczy wzrok, ale potem głośno się zaśmiał.
- A jutro pewnie wrócimy do nienawidzenia siebie - podsumowałam. - Dzięki temu, że byłeś dziś dla mnie miły, pomyślałam, że powinnam ci podziękować.
- W takim razie, nie ma za co.
Czułam jak jego oddech pieścił moją twarz, gdy zbliżał się w moją stronę. Byłam zaskoczona jego zamiarami, że zastygłam w miejscu. Jego tęczówki spoglądały to w moje oczy, to na moje usta. Gdy nie uzyskał żadnej oznaki sprzeciwu, jego wargi zbliżały się do moich w powolnym tempie.
Nie byłam pewna, czy ja również zbliżałam się w jego stronę, ale chciałam wiedzieć jak to jest się z nim całować. Może to dlatego, że byłam pijana, szalona albo jedno i drugie? Gdy chciałam zamknąć swoimi ustami lukę pomiędzy nami, chłopak westchnął i zamknął oczy, odsuwając się ode mnie.
- Powinniśmy już wracać.
Skinęłam głową na znak zgody. Po chwili zorientowałam się, że serce w mojej klatce piersiowej biło jak oszalałe. Zdezorientowanie i jednocześnie ulga przebiegły przez moje ciało.
~ritegs~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top