16 - Wesołych Świąt!
Ilość słów: 1484
—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—
W końcu spojrzeli sobie w oczy. Byli naprawdę blisko siebie, niemal stykając się klatkami piersiowymi, gdyż Jiwoong nieco nachylił się nad Matthew. Nastało między nimi pewnego rodzaju napięcie, przez które też ich serca zaczęły bić mocniej, a oddechy przyspieszyły. Ich spojrzenia biegały po swoich twarzach nawzajem, jakby chcieli się upewnić, że ten drugi też myśli o tym samym. W pewnym momencie Jiwoong niekontrolowanie oblizał dolną wargę, patrząc na usta Matthew, chcąc ich zasmakować. Spojrzał więc mu w oczy, niemo prosząc o zgodę na pocałowanie go. Widzący to młodszy, skinął lekko głową na zgodę, a Jiwoong wtedy powoli zaczął skracać dzielący ich dystans.
— Co robicie, hyung? — w kuchni nagle pojawił się młodszy brat Jiwoonga, więc starszy momentalnie odskoczył od Matthew. Oboje zawstydzeni tą sytuacją, uśmiechnęli się do niego niezręcznie, a na ich twarze wpłynęły mocne rumieńce.
— Nic, Junhyuk. Sprzątamy. — odpowiedział szybko Jiwoong, na koniec odchrząkując. Jego brat natomiast spojrzał na nich nieco podejrzliwym wzrokiem, chyba nie do końca będąc przekonanym co do jego wymówki.
— Czemu jeszcze nie śpisz?
— Zapomniałem wziąć sobie szklankę wody, a nie chciałem wychodzić w piżamie, bo słyszałem, że twoi przyjaciele jeszcze tu są, hyung. — wytłumaczył, uśmiechając się kwadratowo. Starszy więc podszedł do szafki, wyjął dużą szklankę i nalał do niej wody z butelki, po czym podszedł do swojego brata.
— Proszę, Jun. — powiedział, podając mu szklankę, którą ten złapał w obie dłonie i uśmiechnął się do swojego brata.
— A teraz idź spać. Jutro szkoła.
— No dobrze...Dobranoc, Matthew-hyung. Dobranoc, hyung. — powiedział, uroczo się uśmiechając do nich obu.
— Dobranoc. — odpowiedzieli mu, a wtedy Junhyuk udał się do swojego pokoju.
W kuchni nastała bardzo niezręczna atmosfera. Obaj nie chcieli nawet na siebie spojrzeć, a na ich twarzach dalej widniały mocne rumieńce. Zdawali sobie sprawę z tego, że prawie, a by się pocałowali. Tylko że nie wiedzieli, co mają teraz o tym myśleć. Bo kiedy Jiwoong miał okropny mętlik w głowie i zastanawiał się, czy jego uczucia są prawidłowe, tak Matthew wewnętrznie cieszył się tą małą sytuacją i wiedział, że jest już coraz bliżej spełnienia swojego celu.
— Ekhm... — Jiwoong odchrząknął, wyrywając Matthew ze swoich myśli.
— To ja może zajmę się zmywaniem. — oznajmił, podchodząc do zlewu, a młodszy wtedy odepchnął się tyłkiem od blatu i udał się w stronę wyjścia z kuchni.
— A ja zadzwonię do mamy, aby po mnie przyjechała i ci pomogę, dopóki nie przyjedzie, hyung. — powiedział, stając w progu, a Jiwoong wtedy spojrzał na niego i się do niego uśmiechnął, co ten odwzajemnił.
— Okej. Możesz tak zrobić. Dziękuję, Matthew. — przytaknął mu.
— Nie ma za co, hyung. — odpowiedział, po czym spojrzeli sobie krótko w oczy, przez co przeszły ich przyjemne dreszcze, a następnie Matthew poszedł do salonu, gdzie zadzwonił do swojej mamy.
🧪🧪🧪
Przedostatni piątek przed świętami oznaczał oczywiście korepetycje z angielskiego. Jiwoong mówił coraz pewniej w tym języku, a nawet zaczął mu się formować ładniejszy akcent. Rzadko kiedy się jąkał, a jedyne co, to zatrzymywał się, gdy nie znał jakiegoś słowa. Matthew był ogromnie z niego dumny, a sam również czuł satysfakcję, wiedząc, że ten jest coraz lepszy właśnie dzięki niemu.
— Wooow...Twoja wymowa jest już naprawdę ładna, hyung. Brzmisz prawie tak, jakby to był twój ojczysty język. — przyznał z szerokim uśmiechem, odwracając się na krześle do niego przodem.
— Tak? — spytał, unosząc brew, również się do niego odwracając przodem i uśmiechając się lekko.
— A który kraj jest moim ojczystym? W końcu każdy ma inny akcent.
— Cóż...Przez to, że to ja cię uczę, to brzmisz prawie jak rodowity Kanadyjczyk, hyung. — powiedział pewnie i obaj się lekko zaśmiali, a Jiwoong jakby automatycznie ułożył swoją dłoń na kolanie Matthew.
— Cieszy mnie to. Kanadyjski brzmi tak...miękko i delikatnie. Dlatego też lubię cię słuchać, jak mówisz po angielsku. — przyznał, a Matthew mógł przysiąc, że serce na chwilę mu przestało bić, a motylki zatrzepotały swoimi skrzydłami w jego brzuchu. Na jego twarz od razu wstąpił lekki rumieniec.
— W takim razie będę ci częściej opowiadał jakieś historie po angielsku, hyung. — powiedział nieco nieśmiało, będąc lekko zawstydzonym jego słowami i tym, że cały czas miał jego dłoń na swoim kolanie, które gładził palcami.
— Możesz mi takie opowiadać do snu. — powiedział nieco poważnym tonem, lecz się lekko uśmiechał. Matthew wtedy w końcu zdobył się na spojrzenie Jiwoongowi w oczy, gdyż wcześniej myślał, że jak to zrobi, to kompletnie przepadnie i straci możliwość mówienia.
— To za każdym razem, jak będziesz się kładł do snu, dzwoń do mnie, hyung. Poopowiadam ci wtedy jakieś historie. — powiedział już pewniejszym tonem, czując nagły przypływ odwagi.
— Będę dzwonić i nawet nie żartuję. — powiedział zupełnie poważnie, po czym się lekko uśmiechnął, powodując szerszy uśmiech u Matthew.
— To dobrze, że nie żartujesz, hyung.
🧪🧪🧪
Tydzień później, w już ostatni dzień w szkole w tym roku, siedzieli całą paczką przy jednym stoliku na stołówce, korzystając z długiej przerwy. Rozmawiali wesoło o różnych sprawach i planach na przyszły rok, przy okazji jedząc swoje drugie śniadania.
— A jakie macie plany na święta? — spytał ciekawsko Matthew, patrząc po wszystkich.
— Wigilię spędzam w domu. W pierwszy dzień świąt Hao przychodzi do mnie, a w drugi ja do niego, więc bardzo rodzinnie. — odpowiedział Hanbin, uśmiechając się szeroko, obejmując swojego chłopaka ręką w talii.
— Mam dokładnie takie same plany. W tym roku chcieliśmy z Hanbinem poznać trochę nasze rodziny nawzajem. — dopowiedział Hao, a wszyscy spojrzeli na nich znacząco. W końcu poznanie swoich rodzin nawzajem oznaczało, że myślą o swojej przyszłości już tak na poważnie. Było to dość odważne, biorąc pod uwagę ich wiek.
— Brzmi dość poważnie. Czy wy zamierzacie wziąć za niedługo ślub? — spytał Matthew, uśmiechając się nieco cwaniacko.
— Nie no, bez przesady. — zaśmiał się lekko Hanbin i machnął na niego ręką.
— Po prostu mamy wspólne plany na przyszłość i wiemy, że one się raczej nie zmienią, więc chcemy, aby nasze rodziny też przyzwyczaiły się do tego faktu, iż jesteśmy razem i że będziemy już zawsze. — wyznał, pod koniec patrząc z miłością prosto w oczy Hao, który tylko się uśmiechnął i odwzajemnił jego wzrok.
— Ooo...Jak ja wam zazdroszczę, że macie już wszystko zaplanowane na przyszłość i nie musicie się nią stresować. — powiedział przeciągle Matthew, z wymalowanym grymasem na twarzy, opierając się łokciami o stolik, a swoją głowę o ręce.
Zazdrościł im tego, że mają plany na przyszłe lata, gdy on tak nie do końca wiedział, jak by chciał, aby wyglądała jego przyszłość. Wcześniej miał już ustalony plan, lecz potem w jego życiu pojawił się Jiwoong. Przez to jego plany zaczęły też uwzględniać go, a przecież nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie mu dane z nim być, a jeśli tak, to czy ich plany na przyszłość, będą ze sobą współgrać.
— Spokojnie, Matthew. Jak znajdziesz odpowiednią osobę, to również będziesz w stanie zaplanować z nią waszą wspólną przyszłość. Poza tym, masz jeszcze czas. Jesteś dopiero w drugiej klasie. — powiedział pocieszająco Hanbin, a Matthew westchnął głośno i ułożył przedramiona na stoliku, złączając ręce jak do modlitwy.
— No wiem, hyung, ale jakoś tak chciałbym już wiedzieć, że moja przyszłość jest zabezpieczona i stabilna. Tymczasem nie wiem nawet, czy iść na studia, na które chcę, czy od razu zacząć pracę. — żalił się, a po chwili poczuł na swoich dłoniach te Jiwoonga, który siedział naprzeciwko niego.
— Tak, jak powiedział Hanbin - masz jeszcze dużo czasu na myślenie o przyszłości, Matthew. Nie martw się na zapas. — powiedział Jiwoong, gładząc jego dłonie swoimi w geście wsparcia.
— Spróbuję. — powiedział, uśmiechając się do niego wdzięcznie. Spojrzeli sobie w oczy i chwilę tak trwali, dopóki Matthew nie wyrwał ich obu z transu, w którym się znaleźli.
— W każdym razie, zboczyliśmy z tematu. Jakie są twoje plany na święta, hyung? — spytał Jiwoonga, a ten wziął sobie tylko jedną dłoń Matthew w swoje i zaczął się bawić jego palcami, patrząc na nie.
— Jadę na Jeju do rodziny od strony taty. Co święta się tak zmieniamy. Raz rodzina od strony taty, a raz od mamy. — odpowiedział, wzruszając lekko ramionami.
— Ooo, fajnie. A reszta? — spytał Seok, patrząc na tych, co się jeszcze nie wypowiedzieli.
— Ja z tatą lecimy do LA, do mamy, więc będę tylko ja i moi rodzice. — odpowiedział Ricky z lekkim uśmiechem.
— A ja, jak zwykle, w rodzinnym domu, gdzie będzie z dwadzieścia osób na wigilii. — odpowiedział podekscytowany Gyuvin, który lubił, jak cała rodzina zjeżdżała się w jedno miejsce. Podczas wigilii czuł się zawsze jak ryba w wodzie, rozmawiając z członkami rodziny, a czasami i nawet zapewniając im jakąś formę rozrywki.
— Ja podobnie, jak Gyuvin, tylko że u mnie to chyba będzie z czterdzieści osób. Na samą myśl mam już dość... — powiedział Taerae, zmęczonym tonem. Mimo że był ekstrawertykiem, to nie lubił zbytnio takich tłocznych świąt. Męczyły nawet i go.
— A ty, Matthew?
— Ja lecę do Kanady. Mam już nawet spakowaną walizkę, bo wylatujemy dziś wieczorem. — odpowiedział wesoło, uśmiechając się szeroko. Uwielbiał spędzać czas w Kanadzie, gdzie nie tylko widział swoją rodzinę, ale też i przyjaciół z czasów pierwszych klas podstawówki.
— Ale wrócisz na Sylwestra? — spytał Ricky.
— Tak, a co?
— Bo robię imprezę noworoczną i jesteście wszyscy oczywiście zaproszeni. — odpowiedział z szerokim uśmiechem, patrząc po wszystkich.
— Ooo...Wszyscy na pewno się zjawimy, prawda? — spytał Matthew, a wszyscy mu przytaknęli.
— Prawda.
—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—
Jako że jest to ostatni rozdział przed Świętami, w ten szczególny czas, gdy świat wypełnia magia Świąt, chciałam życzyć Wam tego, co najpiękniejsze i najcenniejsze.
Niech każdy dzień będzie opowieścią o bliskości, zaufaniu i życzliwości – taką, która ogrzewa serca nawet w najzimniejsze dni. Niech w Waszych domach zagości spokój, a przy wigilijnym stole nie zabraknie śmiechu, wzajemnego zrozumienia i chwil pełnych wzruszeń.
Życzę Wam Świąt, które będą jak ciepły płomień kominka – ogrzewające duszę, rozświetlające każdą trudność i przypominające, że prawdziwa radość rodzi się w obecności tych, których kochamy.
Mimo że może niektórym z Was się wydawać, że nie jesteście kochani, to tak nie jest - na przykład ja Was Kocham i chcę, żebyście to wiedzieli. Wasi przyjaciele, rodzina, bliscy również Was kochają, nawet jeśli Wam tego nie mówią. Dlatego też chciałam Wam życzyć mnóstwo miłości od bliskich oraz tego, abyście Wy obdarowywali swoją miłością innych. Bo pamiętajcie:
Miłość jest uniwersalnym językiem życia – łączy ludzi, pozwala marzyć, tworzyć, poświęcać się dla innych i odnajdywać sens. To ona czyni nas bardziej ludzkimi, przypominając, że największą siłą człowieka jest zdolność do kochania.
A na koniec chciałabym Wam też podziękować za poświęcanie swoje cennego czasu na czytanie moich wypocin, komentowanie ich i gwiazdkowanie. Jestem Wam bardzo wdzięczna za to, że jesteście.
Kocham Was i uwielbiam,
Brejsia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top