11 - Przepraszam
Ilość słów: 2675
—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—
W dzień po imprezie Matthew zaprosił Gunwooka do kawiarni, aby z nim pogadać i mu się wyżalić. Dawno też tak z nim nie rozmawiał, więc to był kolejny powód, aby się z nim spotkać. Na dodatek młodszy od niego chłopak zawsze był osobą, która potrafiła dobrze w czymś doradzić, nieważne co to było. Wydawał się dojrzalszy niż nie jedna osoba od niego starsza. Dlatego teraz siedzieli naprzeciwko siebie, jedząc zamówione ciasta i pijąc swoje herbaty, a Matthew postanowił zacząć temat, który go dręczył od wczoraj, przez który też się nie wyspał.
— Ehh...Gunwookie. Powiedz mi, co ja mam zrobić? — spytał z ogromnym westchnieniem i niemrawą miną, opierając łokieć o stół, a policzek o swoją dłoń.
— A co się stało, hyung? — spytał nieco zmartwiony tonem, widząc smutną minę przyjaciela.
— No bo, wczoraj na imprezie Jiwoon-hyung pokłócił się chyba o coś z Seobinem-hyungiem i ja zaraz po kłótni podszedłem do Jiwoona-hyunga, bo chciałem go jakoś pocieszyć, czy coś, bo wyglądał na wkurzonego i załamanego i jak spytałem, czy chce porozmawiać o tym, o co się pokłócili, to... — przerwał na chwilę, robiąc jeszcze smutniejszą minę.
— ...nakrzyczał na mnie, żebym przestał pytać i się nie interesował, bo to jego sprawa. — dokończył, po czym znów westchnął głośno, przestając opierać głowę o swoją dłoń, a zamiast tego, zaczął mieszać łyżeczką w herbacie, patrząc na nią.
— Co, jak teraz on nie chce mnie znać? Czy ja naprawdę aż tak bardzo mu się narzuciłem? Boże, jaki ja jestem głupi... — powiedział, spuszczając smutno głowę, a wtedy Gunwook złapał za jego dłoń, która leżała swobodnie na stole obok talerzyka.
— Hyung...Nie jesteś głupi i nie zrobiłeś nic złego. — powiedział pewnym tonem, pocierając jego dłoń w geście wsparcia, a Matthew w końcu uniósł głowę, aby na niego spojrzeć.
— No to czemu na mnie nakrzyczał? — spytał, naprawdę wierząc, że on mu na to pytanie odpowie, gdyż zna na nie odpowiedź. Co z tego, że nawet tej sytuacji nie widział, ani nie wie, co tak naprawdę czuł wtedy Jiwoong. Przecież Gunwook zawsze zna odpowiedź na każde pytanie.
— Może dlatego, że podszedłeś od razu po kłótni? — zasugerował po chwili zastanowienia i szybkiej analizie sytuacji opisanej przez Matthew.
— Wiesz, hyung, on był pewnie w dużych emocjach i to na dodatek tych negatywnych i...wybuchł. — dodał, wzruszając ramionami, spekulując, co mogło się wydarzyć.
— Czyli... — zastanowił się chwilę nad rozwiązaniem Gunwooka i momentalnie posmutniał bardziej.
— ...to jest moja wina. Tak, jak myślałem.
— Nie, hyung. To wina tej kłótni. Przecież ty chciałeś dobrze. Nie mogłeś przewidzieć, że hyung tak zareaguje, gdy go spytasz. — wyjaśnił, patrząc na niego z lekkim pobłażaniem.
— Może... — powiedział, wzruszając ramionami, zaprzestając mieszania herbaty.
— Tylko to dalej nie zmienia faktu, że nie wiem, co mam zrobić. Jutro powinienem mieć z nim korepetycje, a co, jak się na mnie obraził?
— Może porozmawiaj z nim jutro na jakiejś przerwie lub zadzwoń do niego? — zaproponował, a Matthew zmarszczył brwi w zastanowieniu.
— Wolałbym porozmawiać w cztery oczy. Tylko co, jeśli on nie chce ze mną rozmawiać, bo ma mnie dość? — spytał, kolejny raz bardziej załamując samego siebie. Na dany moment po prostu nie był w stanie myśleć optymistycznie.
— Hyung... — zaczął jakby ze zrezygnowaniem, po czym poklepał go po ręce.
— Po prostu z nim porozmawiaj i nie zakładaj niczego. Jeśli nie będzie chciał z tobą gadać, to albo da ci to do zrozumienia, albo ci powie wprost i wtedy przynajmniej będziesz wiedział, na czym stoisz. — powiedział dość dosadnie, a Matthew zastanowił się chwilę nad jego słowami. Park miał rację.
— Powiedz mi, Gunwookie, jak to jest, że jesteś mądrzejszy, niż niektórzy dorośli ludzie? — spytał z lekkim uśmiechem, nieco uspokajając fale złych myśli, które napływały mu wcześniej do głowy.
— Tak zostałem wychowany, hyung. — odpowiedział, śmiejąc się lekko pod nosem.
— W sumie fakt. Twoja mama to złota kobieta. — przyznał, a Gunwook się na to uśmiechnął szerzej.
— Zgadzam się w stu procentach. — odpowiedział, po czym wziął swój kubek z herbatą w obie ręce i upił z niego łyka, jeszcze ciepłego napoju.
— Dobra, ja się skończyłem żalić. Może powiesz mi coś, co mi poprawi humor, co? — zasugerował, chcąc chociaż na chwilę zająć myśli czymś innym.
— Aaa...jest taka pewna sprawa... — powiedział tajemniczo, wyglądając tak, jakby powstrzymywał się od uśmiechnięcia się jeszcze szerzej.
— Ooo...Zamieniam się w słuch. Co się stało? — od razu się zainteresował, a nawet i nieco podekscytował.
— Cóż...tak w sumie, to jestem od wczoraj w związku z Eunchae. — powiedział nieśmiało, patrząc na Matthew, aby zobaczyć jego reakcję.
— Naprawdę?! — powiedział głośniej, wytrzeszczając oczy, a ten mu pokiwał głową na potwierdzenie.
— O mój Boże, to świetnie! Jezu, ale się cieszę. Ty nie powinieneś teraz siedzieć tu ze mną, a z nią. — powiedział, patrząc na niego znacząco.
— Spokojnie, hyung. Nawet jakbym chciał spędzić z nią dziś cały dzień, co się w sumie nie mija z prawdą, to i tak bym nie mógł, bo ona ma jakieś spotkanie rodzinne. — wytłumaczył, na koniec wzruszając ramionami i wzdychając.
— Ooo, rozumiem. — powiedział, kiwając głową, po czym uśmiechnął się naprawdę szeroko.
— Jezu, ale się cieszę, że z nią jesteś. Kibicowałem wam, od kiedy mi powiedziałeś, że ci się podoba.
— I mam nadzieję, że będziesz kibicować dalej, hyung. W końcu to dopiero początek tego związku. — powiedział, lekko się śmiejąc pod nosem.
— Oczywiście. Jestem waszym fanem numer jeden.
🧪🧪🧪
Matthew stresował się dzisiejszym dniem w szkole. Bardzo chciał się posłuchać rady przyjaciela i podejść na którejś z przerw do Jiwoonga, aby z nim porozmawiać, ale bał się, że on nie będzie chciał mieć już nic z nim do czynienia. Z drugiej strony sądził, że może jednak uda mu się z nim na spokojnie porozmawiać, gdyż Jiwoongowi pewnie już opadły emocje po kłótni, więc może tym razem na niego znów nie nakrzyczy. A jeszcze z trzeciej strony myślał, że podchodzenie do niego na jakiejkolwiek przerwie to jest kompletnie zły pomysł. Co, jak zrobią scenę na cały korytarz lub, co gorsza, stołówkę?
Wchodząc do budynku piętnaście minut przed rozpoczęciem pierwszej lekcji, był głową kompletnie gdzie indziej. Idąc tak w kierunku swojej szafki, zastanawiał się nad różnymi scenariuszami, jak mogłaby się potoczyć ich rozmowa. Przepychał się między grupkami uczniów, aby w końcu trafić do swojej szafki. Otworzył ją i bez zastanowienia, co powinien z niej wziąć, po prostu wkładał do plecaka jakieś zeszyty i książki, zapewne też takie, które w ogóle mu się na dziś nie przydadzą. Na koniec jeszcze tylko odwiesił na haczyk swoją kurtkę, po czym zamknął szafkę.
— Cześć, Matthew. — z głębokiego zastanowienia wyrwał go Jiwoong, który stanął za nim. Gdy tylko usłyszał jego głos, jego serce zabiło mocniej, nie tylko dlatego, że się nieco wystraszył, ale też poprzez fakt, że był to sam Jiwoong, z którym przecież planował porozmawiać. Matthew odwrócił się szybko w jego stronę, mając nieco zakłopotaną minę.
— Możemy pogadać? — spytał z nieśmiałym uśmiechem, a Matthew nieco się spiął, gdyż to było to, przez co się stresował od samego ranka. Chcąc zamaskować jakoś swoje zakłopotanie, uśmiechnął się niezręcznie.
— Cześć, hyung i pewnie. — odpowiedział nieco drżącym głosem.
Jiwoong wtedy wskazał obiema rękoma mniej zaludniony korytarz, sugerując w ten sposób, aby to właśnie tam się udali. Obaj więc przeszli tam, idąc ramię w ramię, a Matthew zaczęło szybciej bić serce. Bał się, jak ta rozmowa się potoczy, mimo że nic nie wskazywało na to, że miała ona pójść źle. W końcu stanęli naprzeciwko siebie na uboczu, z dala od innych uczniów, a Matt spojrzał na Jiwoonga niepewnie.
— A więc... — zaczął, patrząc na niego ze skruchą.
— Chciałbym cię przeprosić, Matthew. Nie powinienem na ciebie nakrzyczeć. Byłem po prostu bardzo zły i zawiedziony i nieszczęśliwie odbiło to się na tobie. Przepraszam. — powiedział nieco poważnym tonem. Matthew natomiast odetchnął z ulgą, a jego serce się nieco uspokoiło.
— Czyli nie jesteś na mnie zły, hyung i nie muszę sobie szukać nowego korepetytora? — upewniał się, lekko się uśmiechając.
— W sumie nie sądzę, że znalazłbym jakiegoś lepszego od ciebie. — dodał, a na twarz Jiwoonga od razu wstąpił rozbawiony uśmiech.
— Nie, nie jestem zły na ciebie, Matthew. Nie musisz szukać nowego korepetytora. — powiedział, po czym się zaśmiał lekko pod nosem. Jiwoong od razu się rozluźnił, ciesząc się, że jego przeprosiny zostały przyjęte. Wcześniej bał się, że za to, jak go potraktował, Matthew nie będzie chciał już mieć z nim nic wspólnego.
— To dobrze. Czyli widzimy się u mnie po szkole, hyung? — spytał radośnie, poprawiając plecak na swoim ramieniu.
— Pewnie...To do później? — odpowiedział równie radosnym tonem, po czym zaczął iść tyłem, aby udać się pod swoją salę.
— Do później. — odpowiedział z szerokim uśmiechem, po czym obserwował, jak ten się od niego oddala.
Cały stres, który się w nim nagromadził od rana, zszedł z niego momentalnie. Ulga, jaką czuł, była ogromna, a mu przez resztę lekcji nie schodził uśmiech z twarzy. Szczególnie jak uświadomił sobie, że od dziś może wdrożyć swój plan w życie. A gdyby tak skreślał dni w kalendarzu, aby zobaczyć, ile czasu zajmie mu podbijanie serca Jiwoonga?
🧪🧪🧪
Poniedziałkowe popołudnie jak zwykle oznaczało korepetycje z chemii. Matthew dziś wyjątkowo dobrze szło, a wszelkie zagadnienia łapał praktycznie od razu. Więc nie dość, że sytuacja z imprezy została wyjaśniona, to na dodatek nie musiał jakoś specjalnie wytężać dziś umysłu. To wszystko sprawiało, że mimo poniedziałku - czyli dla wielu najgorszego dnia tygodnia - Matthew miał świetny humor. Idealny, aby już zaraz wdrażać swój plan w życie.
— Ty naprawdę dużo już rozumiesz, Matthew. Na pewno potrzebujesz tych korepetycji? — spytał, patrząc na niego znacząco, na koniec lekko się śmiejąc pod nosem.
— Tak, bo rozumiem dzięki tobie, hyung. Inaczej byłoby ciężko. — przyznał i też się zaśmiał.
— W takim razie miło mi to słyszeć. — powiedział z nieśmiałym uśmiechem. Obaj odwrócili się na krzesłach przodem do siebie, co jak zwykle oznaczało koniec korepetycji.
— To co? Kolacja? — spytał wesoło, a Matthew wykrzywił twarz w lekkim grymasie.
— Właśnie w tym problem, że mamy dziś wieczorem nie ma w domu, więc musimy sami sobie coś skombinować. — powiedział, uśmiechając się kwadratowo.
— O, to może tym razem to ty nam coś ugotujesz? — zasugerował, unosząc jedną brew, a Matthew się chwilę nad czymś zastanowił. Czy chciał coś ugotować i być może zrazić do siebie Jiwoonga przez to, że jak zwykle by coś eksperymentował? No, raczej nie. Nie taki był jego plan. Czyli jak nie gotowanie, to może coś lepszego?
— A co powiesz, hyung, że zamiast tego, pójdziemy do kawiarni? — zaproponował, uśmiechając się zachęcająco.
— Do tej, gdzie pracuje Hanbin? — spytał ciekawsko, a Matthew od razu ucieszył się wewnętrznie. Skoro pytał, a nie zaprzeczył, to oznaczało, że się zgodził.
— Tak. Chyba że wolałbyś do innej, hyung, to możemy iść do innej. — dodał szybko, nieco panikując. Co, jeśli Jiwoong wcale nie lubi tam chodzić?
— Nie, nie. Możemy iść do tej. — odpowiedział zapewniająco, a Matthew na to się od razu uśmiechnął szeroko.
— W takim razie chodźmy już, hyung, bo padam z głodu. — powiedział, wstając i kierując się w stronę drzwi.
— Wiesz, że ciastem raczej się nie najesz? — spytał retorycznie, również wstając i biorąc swój plecak.
— Jak wezmę z trzy kawałki, to się najem. — odpowiedział i obaj się zaśmiali, po czym ramię w ramię udali się do korytarza, aby się ubrać i pójść razem do kawiarni. Plan czas zacząć...
🧪🧪🧪
Gdy zamówili swoje ulubione ciasta oraz napoje, zajęli się rozmową na różne tematy. Tak naprawdę pierwszy raz od być może miesiąca rozmawiali o czymś innym, niż korepetycje oraz szkoła i to na dodatek tylko we dwójkę. Uśmiechy nie schodziły im z twarzy, a oni mieli jeszcze lepszą okazję do poznawania siebie nawzajem. Lecz w końcu stało się też i tak, że rozmowa zeszła na imprezę Halloweenową, przez co ich miny nieco spoważniały.
— Hyung... — zaczął nieco niepewnie, mieszając łyżeczką herbatę, nie wiedząc, czy aby na pewno zaczynać ten temat.
— Tak, Matthew? — spytał, patrząc na niego pytająco.
— Nie chcę ci się znów narzucać, ale wiedz, że jeśli będziesz chciał z kimś pogadać o tym, co się stało na imprezie Halloweenowej, to ja chętnie cię wysłucham, hyung. Może ci trochę ulży na duszy. — powiedział z miłym uśmiechem, nie chcąc mówić wprost o kłótni, gdyby ten naprawdę nie chciał do tego wracać.
— Ja... — westchnął ciężko, na chwilę spuszczając głowę, a potem wrócił wzrokiem na Matthew.
— Pokłóciłem się z nim, bo ja chciałem utrzymywać z nim jakikolwiek kontakt...być może zostać po prostu przyjaciółmi. W końcu byliśmy ponad dwa lata w związku, więc trochę dziwnie byłoby mi udawać, że on nie istnieje. Ale...najwyraźniej dla niego to jest proste. On nie chce mieć ze mną żadnego kontaktu. — wyznał smutnym tonem, na koniec wzruszając ramionami, po czym uśmiechnął się kwadratowo.
— Nie jest mu szkoda tych dwóch lat z tobą? Tak po prostu je zaprzepaszcza? — pytał, mocno marszcząc brwi w zdziwieniu, nie rozumiejąc toku myślenia Seobina.
— Najwyraźniej. — odpowiedział, znów wzruszając ramionami.
— Na drugi dzień, gdy emocje już mi opadły, dużo myślałem i stwierdziłem, że nie ma sensu walczyć już o jakąkolwiek relację z nim, skoro jedynym walczącym byłem ja. Teraz po prostu potrzebuje czasu, aby ten ból rozstania mi minął. — powiedział, po czym westchnął i zaczął mieszać w swojej kawie łyżką, patrząc na nią.
— Rozumiem. — powiedział, kiwając głową na potwierdzenie. Współczuł mu okropnie tego, że został tak potraktowany przez osobę, którą kochał.
— A jest coś, co mógłbym zrobić, aby ci ten czas szybciej zleciał, hyung? — spytał z lekkim uśmiechem, a Jiwoong spojrzał na niego, przestając się bawić łyżeczką.
— Wiesz... — zaczął, lekko się uśmiechając.
— Tak właściwie to już dużo robisz. Od kiedy udzielam ci korepetycji, to wiele razy poprawiłeś mi humor i dalej to robisz. Za to też ci dziękuję. — wyznał, a Matthew uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego serce zabiło mocniej, gdyż teraz miał stuprocentowe potwierdzenie, że jego mały cel sprawiania mu radości działa i ma sens.
— Nie ma za co, hyung. Lubię sprawiać radość innym.
— To jest twoje powołanie? — spytał, patrząc na niego znacząco, lekko się śmiejąc pod nosem.
— Chyba tak. W sumie jest to bardzo satysfakcjonujące, jak się wie, że sprawiło się komuś radość lub wywołało chociaż mały uśmiech na twarzy. — powiedział, po czym zjadł kawałek zamówionego ciasta, przypominając sobie o nim.
— Domyślam się. Kiedyś będę musiał ci się odwdzięczyć za to poprawianie humoru i sprawianie, że tak często nie myślałem o...moim byłym. — powiedział, uśmiechając się smutno.
— Uśmiechaj się jeszcze częściej, hyung, to w taki sposób mi się odwdzięczysz. — powiedział radośnie, a smutny uśmiech Jiwoonga, zamienił się w miły.
— Postaram się.
🧪🧪🧪
Piątek po lekcjach oznaczał oczywiście korepetycje z angielskiego. Matthew i Jiwoong tym razem nie siedzieli zbyt długo nad nauką, gdyż starszy świetnie sobie radził. Jego wymowa oraz samo rozumienie były jeszcze lepsze niż tydzień temu. Młodszy czuł dzięki temu dumę z Jiwoonga oraz satysfakcję, że to właśnie dzięki niemu ten tak dużo umie. Teraz już wiedział, jak to Kim się czuje, gdy to on mu udziela korepetycji z chemii i było to niesamowicie dobre uczucie.
— Ty chwaliłeś mnie, hyung, a to bardziej ty sobie radzisz z angielskiego, niż ja z chemii. Trzymaj tak dalej, a to ty nie będziesz potrzebował korepetycji ode mnie. — powiedział radośnie, odwracając się do niego przodem.
— Na pewno będę potrzebował. W końcu język trzeba cały czas szlifować. — powiedział, patrząc na niego znacząco, jednocześnie uśmiechając się lekko, będąc zadowolonym z tego, że coraz lepiej sobie radzi z tym trudnym dla niego językiem.
— To, co powiesz na to, abyśmy za tydzień cały czas rozmawiali po angielsku, hyung? W końcu najlepiej się uczyć poprzez praktykę. — zaproponował, unosząc lekko brew do góry.
— Hmm...Trochę się boję, ale będziemy mogli spróbować. — powiedział nieco niepewnie, wzruszając ramionami.
— Świetnie. W takim razie na dziś to wszystko. Będę się już zbierał do domu. — powiedział z szerokim uśmiechem, po czym wstał. Gdy miał już udać się w stronę drzwi, został zatrzymany przez rękę Jiwoonga, która złapała go lekko za nadgarstek.
— A zanim pójdziesz... — zaczął, a Matthew odwrócił się znów do niego przodem i spojrzał na niego z zaciekawieniem.
— We wtorek odbędzie się mecz międzyszkolny, dość duży i ważny. Chciałbyś może na niego przyjść? — spytał z nieśmiałym uśmiechem, dalej trzymając go za nadgarstek. Matthew natomiast wolałby, żeby on go po prostu trzymał za dłoń, ale zawsze to był jakiś początek.
— Pewnie, hyung. Chętnie ci pokibicuję i naszej drużynie. — powiedział z szerszym uśmiechem, wywołując taki u Jiwoonga.
— Cieszy mnie to. — odpowiedział, po czym puścił jego rękę, a Matthew wrócił do domu, będąc wypełnionym nadzieją. W końcu jego plan już pierwszego dnia zaliczył swoje pierwsze małe sukcesy. Jak tak dalej pójdzie, to może jeszcze przed Świętami, Matthew zdoła zdobyć serce Jiwoonga? Na pewno byłby to bardzo miły prezent.
—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—🧪—
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top