Rozdział 4
- Halo, ziemia do Scotta! – Chłopak wsparty łokciami o ciemnobrązowy stolik, pełniący rolę biurka w jego pokoju, gwałtownie drgnął na dźwięk łagodnego głosu swojego gościa i spoglądając w oczy dziewczynie siedzącej naprzeciw niego, szeroko się uśmiechnął, podnosząc jeden kącik ust nieco wyżej, co potocznie nazywa się krzywym uśmiechem. Johanna odwzajemniła ten serdeczny gest i sięgnęła po szklankę z wodą i cytryną, upijając z niej sporego łyka.
- Przepraszam, ostatnio mam...
- Wiele spraw na głowie? – dokończyła za niego ze zrozumieniem i wzruszyła ramionami. Odłożyła na bok szklankę, powracając do chłopaka czujnym spojrzeniem. – Spokojnie, nic się nie dzieje.
Gdy przeszło godzinę wcześniej dotarła na miejsce, Scott otworzył jej z niepewnym uśmiechem, rozkojarzonym wzrokiem i roztrzepanymi w nieładzie ciemnymi włosami. Zupełnie jakby Jo wyrwała go z drzemki. Zapewnił ją jednak, że wcale go nie obudziła, po czym pośpiesznie zaczął ogarniać salon, gdzie panował nieporządek. Jakby przeszedł tamtędy huragan i Johanna nawet zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem u McCalla nie miała miejsca jakaś domówka poprzedniej nocy. Tym bardziej, że w oczy Johanny rzuciło się, iż jedna z nóg stolika do kawy jest złamana. Ostatecznie, po pozbieraniu paru chipsów z dywanu, wytrzepaniu poduszeczek kanapowych i odsunięciu nogą odkurzacza pod stolik, Scott stwierdził, że może będzie lepiej jeśli pouczą się w jego pokoju, na co Jo bez żadnego problemu przystała. Zaprowadził ją po schodach do pokoju mieszczącego się na samym końcu wąskiego korytarza i z przepraszającym uśmiechem otworzył przed nią drzwi. Początkowo Johanna zastanawiała się czy nie będzie niezręcznie spotkać się u któregoś z nich w domu. W końcu dom był czymś osobistym, indywidualnym odczuciem, innym dla każdego, i przekraczając próg mieszkania, niejednokrotnie naruszało się barierę czyjejś prywatności. Do tej pory dziewczyna jako miejsce spotkań wybierała bibliotekę lub kawiarnię, nigdy nie zaproponowała Scottowi, by wpadł do niej. Tymczasem chłopak zdawał się nie mieć przeciwwskazań. Przynajmniej do momentu, kiedy Jo faktycznie nie stanęła w progu jego drzwi.
- Może mała przerwa? – zapytał Scott, odwracając się w jej stronę z lekkim uśmiechem. Blondynka niepewnie zerknęła na ekran swojego notebooka, szybkim wzrokiem ogarniając to, co napisali do tej pory. Właściwie w jakieś czterdzieści minut mieli już tysiąc dwadzieścia słów eseju dotyczącego genetyki. I zważywszy na to, że McCall wydawał się być daleko myślami od działu o genetyce i Johanna przyłapywała go na tym, że tylko jej przytakiwał, choć tak naprawdę nie miał pojęcia o czym do niego mówi, to naprawdę ich praca zawierała już całkiem dobry start, na którym mieli solidne oparcie w kwestii dalszego rozplanowania eseju.
- W porządku – oznajmiła dziewczyna i odwzajemniła jego uśmiech, odsuwając się od stolika. Faktycznie krótka przerwa nie mogła przynieść im żadnej szkody. Scott z ulgą oparł się wygodnie o fotel i założył ręce za głowę. Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu, na co speszona blondynka tylko odwróciła wzrok i odchrząknęła, nerwowo się uśmiechając.
- Hej, długo przyjaźnisz się z Masonem? – zagadnął niespodziewanie chłopak w chwili, gdy Jo powoli zaczynała się martwić, że kolejne parę minut przerwy przesiedzą w ciszy. Swoją drogą, dla samej Johanny nie byłaby to żadna niespodzianka. Niby radziła sobie z flirtowaniem, z rozmowami czy przekomarzaniem z kumplami również, ale jeśli chodziło o Scotta McCalla, Johanna nigdy nie potrafiła zdobyć się na rozpoczęcie jakiegoś swobodnego tematu. W odpowiedzi odruchowo przytaknęła ruchem głowy, trochę zaskoczona tym pytaniem, co pewnie Scott zauważył po jej zdziwionej minie, bo po chwili dodał wyjaśniająco: - Zauważyłem, że... podwozisz go do szkoły i... chyba trzymacie się razem.
- Uhm. Właściwie odkąd się przeprowadziłam do Beacon Hills. Mieszkamy po sąsiedzku a Mason – tutaj urwała na moment, szukając odpowiednich słów. Wcale nietrudno było jej opisać jaki był tak naprawdę jej przyjaciel, dlatego uśmiechnęła się pod nosem i podniosła rozbawiony wzrok na McCalla, widząc jak chłopak odpowiada jej pytającym spojrzeniem. Johanna zawsze z uśmiechem wspominała dzień, w którym Hewitt po raz pierwszy się do niej odezwał, co zapoczątkowało relację, której nigdy wcześniej nie miała z nikim innym. Może dlatego, że chłopak nigdy nie miał oporów, by do kogoś zagadnąć, a może dlatego, że w dniu, w którym wszystko szło nie tak, Jo zyskała przyjaciela? – Mason nie należy do nieśmiałych osób. Parę dni po naszej przeprowadzce do Patricka, po prostu do mnie podszedł, przedstawił się i zapytał czy go podwiozę, bo nie cierpi jeździć autobusami. W drodze do szkoły zapytał dlaczego praktycznie do samego rana świeci się u mnie w pokoju światło. Powiedziałam mu, że nie mogę spać w nocy i zazwyczaj po prostu czytam książki albo oglądam seriale. Tej samej nocy, około czwartej nad ranem, dostałam od niego wiadomość, żebym mu otworzyła. Stał w progu domu Patricka, dzierżąc w dłoniach ciemną puszkę. I powiedział mi wtedy, że słyszał, że kakao pomaga w zaśnięciu. – Johanna zaśmiała się lekko i wywróciła oczyma. – Od tamtej pory mamy... takie swoje hasło: kakao o czwartej rano.
Scott nie skomentował tej opowieści w żaden sposób i tylko skinął głową a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Teraz już sypiasz lepiej?
- Niezupełnie – ucięła krótko, ale nie ostro, Johanna, wzruszając bezradnie ramionami. Poniekąd jej bezsenność wiązała się z czynnikami, na które Johanna nie miała żadnego wpływu, ale czasami dziewczyna miewała koszmary. Złe sny, które sprawiały, że blondynka powtarzała sobie w myślach, że nie chce zasnąć. Czasami robiła wszystko, by ponownie nie zmrużyć oka, obawiając się, że potworny koszmar związany z tym, co wydarzyło się jakiś czas temu w jej życiu, powróci.
Johanna przekrzywiła głowę i zmarszczyła w zabawny sposób nos.
- Właściwie nie wiem czemu ci to powiedziałam – stwierdziła ze śmiechem i ponownie, tym razem z lekkim zakłopotaniem, wzruszyła ramionami.
- Bo spytałem – odparł Scott, szczerząc się do niej szeroko. – Zastanawiałem się nad tym.
Jo skinęła głową i postanowiła odbić piłeczkę.
- Myślałeś już gdzie będziesz aplikować? – Pomyślała sobie, że trochę słabo, że jedyne o czym swobodnie potrafi rozmawiać to szkoła i edukacja, ale zadanego pytania nie mogła już cofnąć, dlatego tylko delikatnie się uśmiechnęła w kierunku bruneta. Chłopak nieco spochmurniał, choć uśmiech wciąż widniał na jego twarzy. Powoli przeczesał dłonią włosy i wyraźnie się zawahał, zanim jej odpowiedział.
- Właściwie nie miałem okazji jeszcze przejrzeć dokładnie ofert i... Sam nie wiem.
- Ale chcesz być weterynarzem, prawda? – I widząc jego zaskoczone spojrzenie, Jo lekko się zarumieniła i pośpiesznie dodała słowa wyjaśnienia: - Powiedziałeś o tym na pierwszy zajęciach z biologii rozszerzonej... Tak mi przypadkiem zapadło w pamięci.
- Och. Tak, chciałbym. Mógłbym pracować z Deatonem i zostać w Beacon Hills.
- Chcesz zostać tutaj? – Brwi Johanny ze zdziwienia powędrowały ku górze. Ta odpowiedź ją zszokowała i dziewczyna nie zdążyła tego w porę ukryć lub chociaż złagodzić. Bo wydawało jej się, że trochę zabrzmiała jak gdyby dla niej zostanie w tym miejscu oznaczało porażkę. Właściwie jeszcze od nikogo nie słyszała, że chciałby po studiach powrócić do miasteczka. Większość jej szkolnych znajomych wypowiadała się z pasją o podróżach, o mieszkaniu w większych miastach, o zdobywaniu świata. Ba, ona sama marzyła poniekąd o tym by wyjechać i już nigdy nie wrócić do Beacon Hills. I pewnie gdyby nie Jasper, dziewczyna zastanawiałaby się już nad wyjazdem na studia w jakieś odległe miejsce. Tymczasem Scott wypowiadając to jedno zdanie, wydawał się jej być w tym wszystkim szczery i prostolinijny. Może w jakiś sposób nawet urzekający. Coś jednak w jego oczach się zmieniło, gdy padło pytanie z ust Jo. Chłopak znów się zawahał.
- Chyba... Właściwie nie przemyślałem tego, ale chyba tak. – Posłał jej ciepłe spojrzenie brązowych tęczówek. – Ty nie?
Johanna bez zastanowienia zaprzeczyła ruchem głowy, opierając się wygodnie o krzesło, z głośnym westchnieniem. O ile Scott mógł mieć wiele powodów, by chcieć przez całe życie mieszkać w Beacon Hills, o tyle Johanna pragnęła się wyrwać z tego miejsca, do którego tak naprawdę nigdy nie należała. Po przemyśleniu być może potrafiłaby rozumieć Scotta. Chłopak tutaj się wychował, miał tutaj rodzinę, przyjaciół, dziewczynę, być może istniało również wiele innych aspektów, które sprawiały, że miejsce to było jego bezpieczną przystanią, miejscem, do którego nawet po latach spędzonych gdziekolwiek tylko by mu się zamarzyło, Scott by powrócił. Może był tak głęboko zakorzeniony, że nie widziałby się nigdzie indziej.
- Nie, ale to tak naprawdę nie ma znaczenia, bo przynajmniej na okres kolejnych kilku lat jestem tutaj uziemiona.
- Dlaczego tak? – zdziwił się chłopak i nawet z zainteresowaniem pochylił się w jej stronę, marszcząc czoło.
- Muszę zająć się bratem... - odparła, zaczesując włosy za ucho. Posłała mu delikatny uśmiech, trochę zakłopotany, bo nie do końca wiedziała jak może dać mu do zrozumienia, że niezbyt ma ochotę na dalsze wyjaśnienia. Poniekąd zdecydowała się w końcu na zgrabne zakończenie tematu. - To trochę skomplikowane, zdecydowanie zbyt długa rozmowa jak na naszą krótką przerwę. – Mówiąc to, zaśmiała się dźwięcznie. Pomimo tego, że lubiła Scotta i dobrze jej się z nim rozmawiało, to nie chciała mówić mu o swojej rodzinnej sytuacji. O tym, że aby wyjechać wraz z bratem z Beacon Hills musiałaby stać się jego prawnym opiekunem a to jak na razie nie było możliwe, pomimo tego, że bardzo by chciała i była gotowa już się o to starać. Mogła też zostawić go z Patrickiem, a sama zadbać o siebie i znalezienie własnej drogi życiowej, ale o takiej opcji nawet nie było mowy.
- Ale chcesz być weterynarzem? – Johanna oderwała się od własnych myśli i zerknęła na Scotta przelotnie, ze zmarszczeniem czoła. Jej usta ułożyły się w zdziwione „o", kiedy próbowała sobie przypomnieć, kiedy taka informacja padła z jej strony i jak to możliwe, że Scott mógłby ją zapamiętać. Chłopak jednak uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niej porozumiewawczo. I w tym momencie Johanna zdała sobie sprawę, że McCall tylko powtórzył za nią jej własne słowa wypowiedziane chwilę temu. – Strzelam.
- Całkiem trafnie. Tak, też chciałabym zostać weterynarzem – odparła, uśmiechając się lekko. Scott skinął głową a jego wzrok powędrował w kierunku schludnych i przejrzystych notatek dziewczyny.
- Wydaje mi się, że będziesz świetna. – Johanna zaśmiała się perliście na te słowa i pokręciła z politowaniem głową.
- I opierasz ten argument na...?
- Na tym, że już jesteś świetna – powiedział bez zastanowienia, powodując, że rozbawiony i nieco niedowierzający uśmieszek zszedł z twarzy Jo. Dziewczyna podniosła na niego zaskoczone spojrzenie i otworzyła usta, chcąc zapytać go, co dokładnie miał na myśli. Bo jeśli opierał się tylko na jej wiedzy to jednak się mylił. W końcu nie zostanie znakomitym weterynarzem po ukończeniu zaledwie szkoły średniej, prawda? Jeszcze daleka droga przed nią. Zanim jednak zdążyła się odezwać, Scott odwrócił się w stronę drzwi – dokładnie w tym samym czasie rozległ się głośny tupot stóp, wbiegających po schodach i chwilę później w progu pokoju McCalla pojawił się, ubrany w przetarte ciemne jeansy i czerwoną luźną koszulkę, Stiles Stilinski.
Chłopak niemalże wpadł z rozbiegu do pomieszczenia i w ostatniej chwili zdołał przytrzymać się framugi drzwi, chwiejąc się lekko. Jego brązowe oczy, tak inne od oczu Scotta, w który Johanna dostrzegała niekiedy złote plamki i które emanowały ciepłem i spokojem za każdym razem, gdy w nie spoglądano, rozszerzyły się na widok Johanny. Stiles posłał skonfundowane spojrzenie dziewczynie i zamrugał kilkakrotnie, zupełnie jak gdyby myślał, że tylko mu się wydaje, że ją widzi tutaj – w pokoju swojego najlepszego przyjaciela, siedzącą tuż obok niego na wysokim krześle i miękkiej podkładce. Johanna poczuła się nie na miejscu i być może dlatego gwałtownie odsunęła się w tył, chociaż tak na dobrą sprawę, nie zrobiła przecież niczego, co powinno wprawiać ją w stan zakłopotania.
- Scott... Uhm... Cze... Cześć, Johanna – wydukał w końcu Stiles i uniósł dłoń w geście przywitania, po czym ułożył ją sobie na karku i zdobył się na lekki uśmiech. W odpowiedzi dziewczyna tylko wymruczała jakieś pozdrowienie i przez moment wpatrywała się beznamiętnie w swoje dłonie. Jednak wzrok Stlinskiego powędrował w kierunku bruneta. Chłopak posłał swojemu przyjacielowi długie i wymowne a zarazem stanowcze spojrzenie.
- Mam sprawę do Scotta, niezwłoczną i... czy to, czy to, co robicie jest ważne? – spytał, machając dłonią w kierunku notatek piętrzących się na stoliku i otwartego notebooka Jo, który wciąż zawierał niedokończony esej. Johanna przygryzła wargę i pokiwała przecząco głową, kierując swoje spojrzenie na McCalla, jakby to od niego oczekiwała ostatecznej odpowiedzi. Scott wydał jej się nagle spięty, jakby poruszony nagłym pojawieniem się Stilesa w jego domu. Gwałtownie się wyprostował i przez chwilę zdawał się zapomnieć, że Jo siedzi tuż obok niego. Chłopcy mierzyli się porozumiewawczym spojrzeniami przez dobrą chwilę, zupełnie jakby telepatycznie zaczęli wymieniać się informacjami.
- Stary... - ponaglił go Stiles i jednocześnie posłał dziewczynie lekki uśmiech, jakby przepraszający. – Poczekam na dole – zdecydował w końcu, kiwając przy tym głową i odwrócił się na pięcie. Tymczasem Scott westchnął ciężko i zwrócił się w stronę dziewczyny, opierając rękę na stoliku i spoglądając na nią odrobinę zmartwionym wzrokiem.
- Joy, przepraszam cię za to. Mamy pewne...
- Pewne sprawy? – Znów dokończyła blondynka, przekrzywiając głowę, acz tym razem bez wyraźnego rozbawienia. Poczuła się zakłopotana całą tą sytuacją i dziwnym zachowaniem chłopców. Niemniej, pośpiesznie zaczęła pakować swoje rzeczy do żółtej torby z długim paskiem i tylko lekko się uśmiechnęła, choć nadal nie patrzyła w oczy bruneta. – W porządku. Widzimy się...?
- Jutro – obiecał Scott, zanim jeszcze dziewczyna zdążyła dokończyć swoje pytanie. Obdarzył ją delikatnym uśmiechem i przeciągłym spojrzeniem, na które odpowiedziała tym samym i tylko nieśmiało skinęła głową, wyrażając zgodę na jutro.
Dopiero gdy siedziała już w swoim samochodzie i niedbale rzuciła torbę na siedzenie pasażera, Johanna zdała sobie sprawę z czegoś na pozór nieistotnego dla rozwoju całej tej sytuacji. Blondynka zorientowała się, że Scott zmiękczył jej imię w nietypowy sposób, w jaki nikt przedtem nigdy się do niej nie zwrócił. Scott nazwał ją Joy. I może nie miało to żadnego znaczenia, może nawet chłopak wypowiedział ten skrót niechcący, bez zastanowienia i odruchowo, ale nie zmieniło to faktu, że Johanna wyjeżdżała sprzed domu McCallów z radosnym uśmiechem.
*
Przez następne parę dni Scotta McCalla nie było w szkole. Zresztą nie tylko jego, co Johanna zauważyła zupełnie niechcący, bo przecież nie zamierzała ich teraz wszystkich szpiegować. I gdy dziewczyna próbowała podpytać o cokolwiek Masona, ciemnoskóry zbył ją mruczącą odpowiedzią, którą zasugerował jej, że prawdopodobnie nagle wszyscy się rozchorowali. Chociaż dla Jo powód ten nie wydawał się wystarczający, by Scott nie odpowiadał na jej wiadomości, to jednak przyjęła do informacji, że ani Scott, ani żaden z jego przyjaciół przez kolejnych parę dni nie pojawią się w szkole. Termin oddania projektu zbliżał się nieubłagalnie i powoli Johanna zaczynała tracić cierpliwość. Gdyby robiła to sama, projekt już dawno byłby gotowy i Jo nie musiałaby wciąż o nim myśleć i zamartwiać się tym, że nie zdążą, tymczasem chciała być fair. Zarówno wobec siebie jak i wobec McCalla i nie wybiegać przed szereg, a zrobić go wspólnymi siłami.
Nadszedł długo wyczekiwany piątek. Johanna miała przed sobą test z historii i zarazem ostatnią lekcję tego dnia, co sprawiało, że na zajęcia szła z pozytywnym nastawianiem. Weszła do klasy w momencie, gdy w sali nie było jeszcze zbyt wielu osób i skierowała się natychmiast na sam koniec rzędu pod oknami. Theo Raeken, siedzący z środkowego rzędu, posłał jej lekki uśmiech, gdy go mijała i chociaż Jo do tej pory nie miała okazji, by z nim porozmawiać, uprzejmie odwzajemniła uśmiech. Usiadła w przedostatniej ławce i wyjęła swój telefon, by móc jeszcze ostatni raz przejrzeć screeny notatek, które dostała trzy dni wcześniej od Gabby, jednej z koleżanek z klasy. Wodziła palcem po ekranie iPhona i w skupieniu śledziła tekst zapisany okrągłym i czytelnym pismem, niemal kaligraficznym.
- Cześć. – Na to jedno słowo, Johanna nie tylko drgnęła z przestrachem, ale również wypuściła telefon z dłoni, przez co jej iPhone uderzył z głuchym stukotem o blat ławki. Blondynka podniosła głowę na stojącego przed nią Scotta McCalla, którego zupełnie się tutaj nie spodziewała. Automatycznie na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, obejmujący nawet jej zielone oczy.
- Dawno cię nie było – zauważyła radośnie, nie przestając się uśmiechać i ponownie biorąc w dłonie swój telefon. Od niechcenia przejrzała jeszcze dwa ostatnie zdjęcia zawierające screeny notatek z historii i podniosła zaciekawione spojrzenie na bruneta, wciąż czekając na jakąś odpowiedź z jego strony.
- Taaaak. Nie odzywałem się, bo musiałem załatwić coś z Kirą – powiedział jej chłopak, siadając w ławce przed nią i wyciągając zeszyt z plecaka.
- Kirą? – zdziwiła się Johanna i momentalnie w swoim sercu poczuła lekkie ukłucie. Zaraz jednak wyperswadowała sobie, że jest ono zupełnie irracjonalne i nie powinna tak się czuć, bo nie miała ku temu żadnych podstaw. – Z twoją dziewczyną, Kirą? – upewniła się, choć przecież wcale nie musiała i te słowa, jak sobie zdała sprawę później, były głupie. Jednak to odpowiedź Scotta sprawiła, że dziewczyna nieomal nie spadła ze swojego krzesła.
- Kira już chyba nie jest moją dziewczyną. – Głos Scotta zabrzmiał szorstko, jakby z żalem i rozgoryczeniem i Johanna autentycznie poczuła falę współczucia z powodu ich zerwania. I kompletnie siebie nie rozumiała, bo to oznaczało, że przecież Scott był teraz singlem. Mimo wszystko jednak Jo nie wiedziała, dlaczego Kira i Scott nagle się rozstali. Jasne, wiedziała, że jakiś czas temu dziewczyna Scotta wyjechała wraz z całą rodziną, stąd zastępstwo na lekcjach historii, ale nie sądziła, że ta dwójka jest jedną z tych par, które nie wytrzymają związku na odległość. I mimo wszystko, mimo tego, że od jakiegoś czasu była beznadziejnie zauroczona osobą Scotta, życzyła im szczęścia. Tym bardziej, że Kira wydawała jej się naprawdę sympatyczna.
- Och – wymsknęło jej się, przy czym posłała mu dodający otuchy uśmiech i niepewnie wyciągnęła dłoń w jego kierunku, by dotknąć jego ramienia w geście pocieszenia. – I jak się z tym czujesz?
Na to bardzo psychologiczne pytanie, brunet parsknął tylko śmiechem i wzruszył ramionami. Nie odpowiedział jej, więc blondynka tylko cofnęła swoją dłoń i pokiwała głową ze zrozumieniem, spuszczając wzrok. Po chwili zagrzmiał dzwonek, więc chłopak odwrócił się w stronę tablicy. Johanna po raz ostatni spojrzała na swoje notatki w telefonie, jednocześnie przetrawiając w myślach to, czego właśnie się dowiedziała. W momencie, gdy panna Johnson wmaszerowała do klasy z arkuszami sprawdzianów i wesołym tonem oznajmiła, że przygotowała naprawdę szczegółowy test na dzisiaj, Scott ponownie odwrócił się w stronę Jo z miną skrzywdzonego szczeniaczka, która momentalnie rozbroiła dziewczynę i sprawiła, że blondynka uśmiechnęła się delikatnie.
- Znasz jakieś fajne i spokojnie miejsce, gdzie mogłabyś pomóc nadrobić mi zaległości? – Johanna zaśmiała się bezgłośnie i tylko z rozbawieniem skinęła głową. Nie mogłaby mu odmówić, nie, kiedy spoglądał na nią proszącym wzrokiem i wydawał jej się taki zagubiony.
_____________________________
Dziękuję za wasze komentarze, przemyślenia i gwiazdki! Nawet nie wiecie jak mnie cieszy, że przybyło mi paru czytelników *.* . Przyznam szczerze, że miałam blokadę twórczą i kompletnie nie wiedziałam jak ująć postać Scotta w tym rozdziale. W końcu to Scott McCall, prawda? Kanonicznie jest prawie ideałem i jak się okazało ciężko było mi go opisać. Jednak w końcu dziś przysiadłam i udało mi się napisać rozdział 4, który Wam już tutaj wyżej zaprezentowałam.
Co prawda święta już prawie minęły, ale życzę Wam jak najwięcej chwil spędzonych w gronie rodziny, smacznego jajka, bogatego zająca, i żeby zbędnych kilogramów nie przybyło oraz mokrego poniedziałku!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top