Rozdział 2

Niebieski kubek z białymi kropkami roztrzaskał się na kawałki. Johanna podskoczyła odruchowo i odwróciła się na pięcie, z przestrachem spoglądając na jasne płytki w kuchni Patricka. Jęknęła i ze smutkiem uzmysłowiła sobie, że nie da się skleić czegoś, co już zdążyło się roztrzaskać. Ów kubek o głębokim odcieniu błękitu był chyba ulubionym naczyniem jej ojczyma. Dziewczyna przełknęła ślinę i przykucnęła, zbierając to, co pozostało po rozbitym kubku. Nie zrobiła tego specjalnie, właściwie nawet nie zauważyła wcześniej tej rzeczy. Patrick miał okropny nawyk zostawiania niedopitej kawy na blacie, gdy rano śpieszył się do pracy i za każdym razem gdy Jo wracała ze szkoły najpierw musiała posprzątać naczynia pozostawione przez Patricka i włożyć je do zmywarki. Czasem były to talerze, patelnia z resztką jajecznicy, ale najczęściej był to właśnie kubek z kawą. Tym razem blondynka po prostu zapomniała, że za jej plecami wciąż znajduje się kubek i niechcący go strąciła łokciem. Kawa zaczęła kapać z blatu, tworząc niewielką kałużę na kremowych płytkach. Johanna westchnęła. Sięgnęła po ścierkę wiszącą na rączce piekarnika i wytarła podłogę.

- Głupi kubek! – warknęła pod nosem i rzuciła ścierką przez całą kuchnię. Nagle się zirytowała chociaż w zasadzie nie miała ku temu żadnych powodów. Poza tym, że doskonale wiedziała, dlaczego ten kubek był taką ważną rzeczą dla jej ojczyma. Patrick dostał go od jej matki na ich pierwsze wspólne walentynki. I chociaż Jo wiedziała, że to tylko zwykła rzecz, którą jej matka kupiła w jakimś sklepiku z pamiątkami, to również wiedziała, że dla mężczyzny miał on wartość sentymentalną. A ona go tak po prostu zniszczyła. Przypadkiem, ale w pierwszej chwili poczuła niewielką satysfakcję z racji tego, że po raz kolejny zrobiła na złość ojczymowi. Dopiero później uświadomiła sobie, że to głupie i dziecinne i pomimo tego, że nie przepadała za swoim ojczymem, musiała z nim wspólnie koegzystować i przynajmniej sprawiać wrażenie, że jej to odpowiada.

Jej rozmyślania przerwał szczęk zamka. Dziewczyna szybko podniosła głowę z lekkim niepokojem, nasłuchując uważnie. W jednej chwili dotarło do niej, że przecież wszyscy domownicy już od jakiegoś czasu są w domu. Jasper zaszył się w swoim pokoju i grał w jakieś gry a Patrick, który niedawno wrócił ze swojej zmiany, brał długą kąpiel w łazience na piętrze. Uświadomienie sobie tego sprawiło, że serce Johanny zabiło nieco szybciej. Tym bardziej, że drzwi wejściowe ustąpiły jakoś tak dziwnie, jakby zamek został popsuty. Blondynka podniosła się gwałtownie i sięgnęła szybko za siebie, chwyciła na oślep za pierwszą lepszą rzecz w zlewie, która okazała się być patelnią i podbiegła do ściany naprzeciwko, która stanowiła krótką przedziałkę między kuchnią a korytarzem. Johanna z bijącym sercem, przytuliła się do niej plecami i po odliczeniu w myślach do trzech wyskoczyła zza ścianki wprost na włamywacza – bo nie widziała innej opcji, kto miałby w taki sposób wchodzić do ich mieszkania. Na oślep uderzyła patelnią, krzycząc przy tym groźnie. Zaatakowany odpowiedział szybko kontratakiem i już po zaledwie paru sekundach Johanna z łoskotem uderzyła plecami o ziemię, jęcząc przy tym z bólu. Ze zdumieniem wpatrywała się w twarz napastnika oznaczoną czerwonym śladem na policzku, twarz ta nagle wydała jej się bardzo znajoma.

- Uhm... Josh? – spytała niewinnie, z ogromnym szokiem widocznym w jej oczach. Spojrzenie chłopaka, który z dziecinną łatwością chwilę temu przewrócił ją na plecy i chwycił za nadgarstki, uniemożliwiając jej jakąkolwiek możliwość obrony, było dzikie i wściekłe. Po jego twarzy przebiegł jednak cień łagodności, gdy usłyszał jej głos i momentalnie jego ciemne tęczówki spojrzały na nią z lekkim zaniepokojeniem, ale i zdziwieniem. Chłopak poluźnił nieco uścisk, ale wciąż siedział na brzuchu blondynki, jakby obawiał się, że w każdej chwili dziewczyna może go zaatakować. – Diaz, no złaź ze mnie – warknęła Jo, gdy już się nieco otrząsnęła z pierwszego szoku spowodowanego widokiem chłopaka, i zaczęła się wiercić, i odpychać chłopaka rękoma.

- Co wy wyrabiacie?! – Johanna odchyliła głowę i spostrzegła, że po schodach zbiega jej ojczym. Miał na sobie tylko bokserki, które pewnie wsunął w pośpiechu, gdy usłyszał hałasy. Johanna od razu odwróciła wzrok i z rozdrażnieniem popchnęła Josha. Chłopak jakby wybudzony z transu, mruknął coś pod nosem i podniósł się, nawet nie patrząc na blondynkę. Johanna samodzielnie stanęła obok na równe nogi i naciągnęła nocną koszulę, która ledwo zakrywała jej uda. Poprawiła szybko blond włosy, zakładając je za uszy i posłała chłopakowi wściekłe spojrzenie. Schyliła się po patelnię, która wcześniej wypadła jej z rąk i trzymając za jej uchwyt, skrzyżowała ręce na piersi.

Nastała chwila ciszy, która stała się niezręczna i dziwaczna dla samej Johanny. Spoglądała to na jednego, to na drugiego i chyba po raz pierwszy w życiu zauważyła wyraźne podobieństwo między tą dwójką. Wcześniej jakoś się nad tym nie zastanawiała, a miała przecież ku temu sporo okazji. Josh był siostrzeńcem Patricka i od jakiegoś czasu mieszkał w jego domu, co cieszyło Jaspera a tylko denerwowało Johannę, bo jak można się domyśleć, z Joshem również nie potrafiła się dogadać. Zarówno Josh jak i Patrick byli brunetami o takiej samej karnacji i głębokim spojrzeniu ciemnych tęczówek. Oboje na swój chłopięcy sposób byli bardzo przystojni. Jednak co ważniejsze, obaj niezmiernie irytowali swoją obecnością Jo.

- Gdzie się podziewałeś? – spytała ostro Johanna, zakładając ręce na piersi i spoglądając na Josha karcącym wzrokiem. Nie mogła znieść, że Patrick do tej pory nie wypowiedział ani słowa. Josh był tymczasowo pod jego opieką. Powinien to docenić i przynajmniej starać się nie uprzykrzać reszcie życia, tymczasem Josh robił co mu się tylko podobało. Znikał na całe dnie, czasem nie wracał na noce, wagarował a ostatnio zniknął nawet na znacznie dłuższy okres czasu. Po prostu. Bez żadnego uprzedzenia czy wyjaśnienia. I nagle zjawia się nie wiadomo skąd, jakby nic się nie stało. To dla samej Jo było zupełnie niepojętne! Josh zrobił tylko naburmuszoną minę, włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił wzrok.

- Nie jesteś moją matką – warknął, nawet na nią nie patrząc. Johanna miała zamiar mu odpyskować, ale zanim zdążyła się odezwać, to jej ojczym zabrał głos.

- Gdzie byłeś? – Ku ogromnemu zdumieniu Jo, głos Patricka był łagodny. To sprawiło, że blondynka otworzyła usta i szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w mężczyznę, kompletnie nie dowierzając, że jeszcze nie zrobił kazania swojemu wychowankowi. Albo, że nie zaczął na niego jeszcze krzyczeć. Josh wbił w niego długie spojrzenie i nieco obojętnie wzruszył ramionami.

- To tu, to tam.

- Martwiliśmy się o ciebie – powiedział Patrick nadal tym samym spokojnym tonem, na który Johanna tylko wywróciła oczyma. Chociaż może to była reakcja na treść wypowiedzi jej ojczyma? Ona przez cały czas podejrzewała, że Josh jest cały i zdrowy, i po prostu gdzieś się włóczy ze swoimi kumplami.

- Tak, ty na pewno – odparował chłopak bezczelnie.

W zasadzie Johanny nie powinno to dziwić. Ona sama przecież rozmawiała z Patrickiem w bardzo podobny sposób. Również się z nim sprzeczała dla samej zasady, również wystawiała na próbę jego troskę i dobroć. I robiła wszystko, co powinno skutecznie zniechęcić do niej Patricka. Z tą różnicą, że Johanna przynajmniej miała jakiś powód, by to robić. Poza tym, pomimo całego swojego wrogiego nastawienia starała się dbać o dom jak najlepiej umiała i pokazać, że docenia to, że ma dach nad głową. Sprzątała, prała, robiła zakupy, przygotowywała obiad. Właściwie wykonywała każde obowiązki domowe jakie jej przypadały. Nawet sprawdzała czy jej ojczym codziennie w nocy wrócił do domu i w razie gdyby był nieobecny Jo zadzwoniłaby do sekretarki Straży Pożarnej, by upewnić się, że z mężczyzną wszystko w porządku. Tylko rozmowy z Patrickiem zupełnie jej nie wychodziły. Dziewczyna rozmawiała z nim tylko wtedy kiedy to było konieczne, gdy na przykład chodziło o Jaspera, o szkołę albo o wyjście, które wiązało się z późnym powrotem do domu. Jednak nie można tego było nazwać chyba do końca rozmową. To było po prostu przekazywanie informacji. Tymczasem Josh nie kwapił się chociażby do wysłania wiadomości, że żyje i nikt go nie porwał.

- Nie możesz tak znikać! – Nagłe, ostre podniesienie głosu sprawiło, że Johanna drgnęła i ze zdziwieniem spojrzała na Patricka. Zaskoczył ją, bo do tej pory myślała, że mężczyzny nie da się wyprowadzić z równowagi. Josh poprzez swoją ignorancję był najwyraźniej do tego zdolny.  – Jesteś pod moją opieką...

- Musiałem zobaczyć się z ojcem. – Tym prostym zdaniem Josh ponownie sprawił, że zapanowała niezręczna cisza. Na te słowa Johanna zesztywniała na moment a rysy jej twarzy momentalnie złagodniały. Wiedziała, że powinna zostawić ich samych, bo bynajmniej sprawy zniknięcia Josha jej nie dotyczyły. Tym bardziej, że cała ta kwestia dotycząca ojca chłopaka była na tyle skomplikowana, że rzadko kiedy temat ten poruszany był w obecności osób trzecich, takich jak właśnie Johanna. I jedyne co wiedziała dziewczyna to, że ojciec Josha zajmował się sprawami, które skutecznie oddaliły go od syna. Już miała wycofać się z powrotem do kuchni kiedy napotkała spojrzenie chłopaka. Kłamał. Nie musiała znać go na wylot, by rozpoznać, że Josh coś przed nimi ukrywa.

- Byłeś w Meksyku? – zapytała z lekkim niedowierzaniem, chcąc upewnić się, co do swoich podejrzeń.

- Tak. 

- Znalazłeś to czego szukałeś? – spytał ostro Patrick, świdrując wzrokiem młodego chłopaka. Josh jednak nie zamierzał odpowiedzieć, założył ręce na piersi, prychnął i skierował się w stronę schodów. Nonszalancko wyminął swojego wujka i zaczął wspinać się po schodach.

- Josh! JOSH!

- Staruszek nie otworzył mi drzwi. Jak zwykle. – Johanna wpatrywała się beznamiętnie w plecy Josha. Zrobiło jej się go żal i szczerze mu w tym momencie współczuła. Chociaż po chwili przypomniała sobie, że wcześniej odniosła wrażenie iż brunet kłamie. Z każdym kolejnym jego słowem zaczynała jednak szczerze w to wątpić i gdy tak przyglądała się jak odchodzi dotarło do niej, że być może Josh jednak nie skłamał i naprawdę był u swojego ojca. Sama dobrze rozumiała jak to jest nie mieć dobrego kontaktu z własnym ojcem, w końcu jej biologiczny „tata" też nigdy nie przykładał się do naprawienia ich relacji. Było jej szkoda Josha. To uczucie pogłębiło się, gdy spojrzała na Patricka, który tylko westchnął ciężko i bezradnie zwiesił ręce wzdłuż tułowia. Nie była przyzwyczajona do takiego widoku i szczerze, wolałaby nie oglądać swojego ojczyma w stanie bezradności. Wzdrygnęła się, gdy Josh bardzo wymownie trzasnął drzwiami i przymknęła na moment oczy, rozważając w duchu czy powinna się wtrącić. Mogła przecież po prostu iść spać i zapomnieć o całej sprawie, prawda? Chyba jednak nie byłaby sobą gdyby tak postąpiła. Pewnie nawet by nie zasnęła.

- Pogadam z nim – oznajmiła w końcu i, po drodze wciskając Patrickowi patelnię do rąk, pomknęła po schodach w stronę pokoju Josha. – Och, niechcący stłukłam twój kubek – dodała jeszcze, odwracając się do mężczyzny, gdy już była na ostatnim schodku. Patrick obojętnie wzruszył ramionami i skierował się do kuchni. Pewnie w celu posprzątania bałaganu, którego narobiła Johanna. Tymczasem blondynka wzięła głęboki oddech w płuca i podeszła do drzwi Josha.

- Josh! – zawołała, pukając do drzwi kilkakrotnie, po czym nacisnęła na klamkę, ale drzwi wcale nie ustąpiły. Wywróciła oczyma i pomyślała o tym, że Patrick wcale nie powinien dawać im kluczy od pokoi, zamykanie się w nich było głupotą a nie chęcią zabezpieczenia swojej prywatności. – Josh, daj spokój.

- Nie chce mi się z tobą gadać! – usłyszała z wnętrza pokoju a zaraz potem Josh puścił głośno muzykę. Miała ochotę na niego wrzasnąć, ale wystarczyła jej już jedna uwaga odnośnie tego, że nie jest jego matką, jak na ten wieczór. Wymruczała parę niewyraźnych słów pod jego adresem i przez chwilę zastanawiała się czy nie zacząć się do niego otwarcie dobijać.

Niespodziewanie dotarł do niej dźwięk otwieranych drzwi i nagle z jej lewej strony pojawił się Jasper.

- Josh wrócił? – spytał chłopiec z iskierkami radości w oczach, na co Jo tylko z westchnieniem skinęła głową. Chyba tylko Jasper cieszył się z powrotu Josha. Chociaż, może Johanna nie powinna tak myśleć. – Ale super! Josh, Josh, mogę ci pokazać nową grę?

    Johanna już miała wytłumaczyć swojemu braciszkowi, że Diaz źle się czuję i prawdopodobnie poszedł już spać i nie wpuści Jaspera do swojego pokoju, gdy nagle drzwi się otworzyły a w nich stanął Josh. Brunet uśmiechnął się w stronę Jaspera, gdy ten, szczerząc się szeroko, przemknął obok zdezorientowanej Johanny i pod ramieniem Josha wślizgnął się do jego pokoju. Diaz jeszcze tylko posłał Johannie bardzo wymowne spojrzenie i zamknął jej drzwi przed nosem z głośnym trzaskiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top