Rozdział 1




Gwałtowny haust powietrza przerwał ciszę. Johanna poderwała się do pozycji siedzącej i szeroko otworzyła oczy. Serce biło jej niczym galopujący mustang, tak mocno, że aż czuła puls w głowie. Dziewczyna wykonała serię wdechów i wydechów, dzięki którym zdołała się uspokoić i z powrotem opadła na poduszki. Przekrzywiła głowę, spoglądając na tkwiący na szafce nocnej budzik. Dochodziła czwarta nad ranem, co Johanna przyjęła z nieskrywaną irytacją. Znów będzie musiała się pomęczyć do rana w ciemnościach, gapiąc się bezczynnie w sufit. Czasami dziewczyna włączała sobie serial lub zaświecała światło i czytała książkę, lecz za każdym razem powieki jej opadały a ona czuła potworne zmęczenie. Problem w tym, że nawet gdy próbowała ponownie zasnąć, sen wcale nie przychodził, co było niezwykle irytujące. Nie mając innego wyboru, Johanna czekała aż przez okno przebiją się pierwsze promienie słoneczne i dopiero wtedy wstawała, by przyrządzić sobie mocną kawę i obfite śniadanie. Sobie i reszcie domowników, bo i na to znajdowała zazwyczaj czas - nawet jeśli wstawała dopiero o siódmej rano.

Tym razem jednak głód dał o sobie znać nieco wcześniej. Johanna przez chwilę rozważała czy zignorować ciche burczenie w brzuchu, czy zejść po cichu do kuchni i zjeść chociaż coś lekkiego. Po chwili namysłu wybrała drugą opcję i z ciężkim westchnieniem podniosła się z łóżka. Wsunęła stopy w różowe, puchate pantofle, które dostała od swojego brata jako bożonarodzeniowy prezent i nieśpiesznie opuściła swój pokój. Kierując się korytarzem w stronę schodów, zatrzymała się przed drzwiami pokoju swojego ojczyma, uważnie nasłuchując. Niemal natychmiast dotarło do niej głośne chrapanie, co Jo przyjęła z delikatnym uśmiechem. To powoli stawało się tradycją. Ilekroć tylko przechodziła rankiem obok pokoju ojczyma, starała się wychwycić jego rytmiczne chrapanie. Przynajmniej wtedy miała całkowitą pewność, że mężczyzna wrócił cały i zdrowy ze swojej zmiany. Patrick był prawnym opiekunem jej i Jaspera, pracował jako strażak i kompletnie nie miał pojęcia o radzeniu sobie z dwojgiem nastolatków, nie oznaczało to jednak, że nie próbował. Właściwie wkładał w rodzicielstwo więcej starań niż niejeden rodzic. Mimo to nie ułatwiało to wcale jego kontaktów z Johanną.

Gdy tylko zeszła do kuchni, od razu, kierując się odruchem, zabrała się za przyrządzanie kakao. Spojrzała na zegarek na ścianie i ciężko westchnęła. To będzie długi dzień, ale dla Johanny nie miało to znaczenia, bo wreszcie nadszedł piątek i w ten dzień dziewczyna miała spotkać się ze Scottem McCallem.





Parę godzin później Johanna zatrzymała samochód pod domem swojego sąsiada i uderzyła w klakson kilkakrotnie, spoglądając uważnie na drzwi niewielkiego białego domku z czerwonym dachem, nie wyróżniający się niczym szczególnym na tle innych domów w tej okolicy. Może poza ładnie wykończoną w starym stylu werandą, na której znajdował się bujany fotel. Ilekroć Johanna spoglądała na werandę państwa Hewitt, zawsze mówiła, że gdy będzie już staruszką, będzie siadała na podobnym fotelu na swojej werandzie i będzie spoglądała na wnuki bawiące się w ogródku. Na samą myśl, Jo uśmiechnęła się pod nosem i potrząsnęła głową. Po upływie kilkunastu sekund znów zatrąbiła, tym razem nieco przeciągle.

- Czemu Mason zawsze się spóźnia? - mruknął na oko dwunastoletni jasnowłosy chłopczyk, siedzący z tyłu czerwonej toyoty. Jasper nie odrywał swoich błękitnych tęczówek od swojego nowiutkiego iPada, klikając w jego klawisze szybko i zręcznie.

- Bo za długo śpi - odpowiedziała Johanna, odwracając głowę do tyłu i mierząc swojego młodszego brata uważnym spojrzeniem. - Zapnij pasy. Czemu muszę ci to za każdym razem powtarzać? - Jej pytanie zostało jedynie skomentowane wywróceniem oczu. Przyzwyczajony do takiego traktowania Jasper z ciężkim, wręcz teatralnym, westchnieniem sięgnął po pas i szybko się zapiął. I wtedy właśnie rozległo się trzaśnięcie drzwiami a ku nim po schodkach, zbiegał ciemnoskóry chłopak.

- Wiem, wiem, przepraszam! Zaspałem- zawołał brunet, gdy już wsiadł do samochodu i rzucił plecak na tylnie siedzenia. - Cześć, młody.

- Siema - odparł bez entuzjazmu Jasper wciąż najwyraźniej zafascynowany grą. Johanna wywróciła oczyma i spojrzała wymownie na swojego pasażera. Chłopak natychmiast zrozumiał i zapiął pasy, za co dziewczyna obdarzyła go łagodnym acz porozumiewawczym uśmiechem. Dopiero wtedy odpaliła silnik i włączyła się na główny pas jezdni.

- Nie wracam dzisiaj od razu po lekcjach - oznajmiła po chwili ciszy Johanna, podczas gdy Mason zaczął podpinać swój pendrive do wejścia USB. Robił to codziennie i za każdym razem włączał jakieś klubowe kawałki, przy czym doskonale zdawał sobie sprawę, że niewiarygodnie drażni to Johannę.

- Hm? - mruknął, podnosząc na nią wzrok i dopiero wtedy dotarły do niego jej słowa. Momentalnie zrobił zdziwioną minę i posłał jej nieco zaciekawione spojrzenie. - Czemu? Masz coś do zrobienia?

- Umówiłam się... ze Scottem McCallem.

- Co? - Mason gwałtownie się poderwał i z niedowierzaniem spojrzał na swoją koleżankę, zupełnie jakby ta oznajmiła mu, że jest w ciąży czy coś podobnego. Ciemnoskóry zmarszczył czoło jakby w głębokim zamyśleniu, wciąż uparcie spoglądając na nią pytająco.

- Projekt będziemy razem robić - dopowiedziała Johanna, wypowiadając każde słowo powoli i wyraźnie, przy czym zdążyła jeszcze wywrócić oczyma. Posłała Masonowi podejrzliwe i szybkie spojrzenie. - Skąd takie zdziwienie?

- Powiedziałaś to takim tonem jakby się z tobą na randkę umówił. A wiesz... On i Kira. - Wypowiedz Masona przecięła powietrze niczym ostrze. Johanna ciężko westchnęła. Jak nikt inny zdawała sobie sprawę, że między nią a Scottem McCallem nic nigdy nie będzie. I chociaż bardzo ucieszyła się, gdy chłopak poprosił o pomoc w projekcie z biologii, doskonale wiedziała, że zrobił to tylko dlatego, że potrzebował partnera w tej pracy. I wybrał ją ze względu na jej oceny a nie z czystej sympatii. I chociaż Johanna bardzo chciała by było inaczej, nie mogła nic w tej kwestii poradzić. Problem w tym, że od zawsze lubiła Scotta i szczerze nie miała serca, by mu odmówić w chwili, gdy poprosił ją o pomoc.

Scott McCall należał do osób, od których bije dobra energia i dawało się ją wyczuć przy każdej rozmowie z tym chłopakiem. Johanna słyszała, że jest naprawdę lojalnym przyjacielem i często stawia dobro drugiego człowieka ponad swoje własne. W ostatnich latach udowodnił też, że jeśli chce coś osiągnąć to nic nie stanie na przeszkodzie, by udało mu się to zrobić. Tak było właśnie, gdy groziło mu powtarzanie klasy. Scott bez niczyjej pomocy poradził sobie na tyle znakomicie, że zdał wszystkie egzaminy poprawkowe naprawdę z dobrym wynikiem. Jo postrzegała go jako miłego i dobrego chłopaka. I od niespełna półtorej roku była w nim lekko zadurzona. Nigdy nie postarała się, by ją dostrzegł, głównie dlatego, że przecież McCall nie był singlem już od jakiegoś czasu.

Z zamyślenia wyrwały ją ostre basy płynące z głośników.

- Kiedy zrobisz w końcu prawko? - mruknęła z irytacją Johanna, wywracając oczyma. Tylko się droczyła, bo podwożenie chłopaka naprawdę nie sprawiało jej żadnego kłopotu, ale niezmiernie denerwowało ją, gdy Hewitt postanawiał ustawić najwyższą głośność muzyki w jej samochodzie. Mason w odpowiedzi tylko się dźwięcznie zaśmiał.

- Wiesz, że to niczego nie zmieni, prawda? Nie każdego stać na własny samochód. Poza tym co ci tak bardzo przeszkadza w tej muzyce?

- Czuję się jak w klubie - odparła nieco rozdrażnionym tonem.

- I?

- Jo nie chodzi do klubów, bo jest sztywniarą i nie lubi klubów - dobiegł ich głos z tylnych siedzeń. W odpowiedzi na ten zarzut Johanna posłała bratu groźne spojrzenie, na co Jasper tylko obojętnie wzruszył ramionami i powrócił do swojej gry. Dziewczyna ściszyła nieco radio i od razu dorzuciła:

- Ja prowadzę, ja wybieram czego słuchamy - oznajmiła stanowczo i trochę bojowym tonem. Nakazała Masonowi ustawić swoją ulubioną stację z rockowymi balladami, na co chłopak jęknął.

- To może chociaż Linkin Park? Mam parę ich kawałków - powiedział proszącym tonem i nie czekając na odpowiedź, włączył „Leave out all the rest". Westchnienie wydobyło się z ust Jo, ale dała za wygraną i przystała na tą propozycję. Mason miał nad nią przewagę, ponieważ znał ją na tyle dobrze, że doskonale wiedział jak sprawić, by momentalnie złagodniała i pozwoliła mu wybierać utwory towarzyszące ich drodze do szkoły.

Po chwili jazdy, Jasper odłożył swojego iPada i pochylił się do przodu, wspierając się na fotelach Jo i Masona. Jego mina wyrażała głęboką zadumę nad czymś, co wydawało się, że go trapi.

- Ej, Mason, mogę cię o coś spytać?

- Jasne - odparł chłopak z szerokim uśmiechem. Johanna jednak wstrzymała oddech. Zawsze obawiała się niespodziewanych pytań swojego młodszego brata, bo ilekroć one padały, zawsze były one zbyt ciekawskie albo nietaktowne. Niby Mason powinien być do tego przyzwyczajony, w końcu często we wcześniejszych latach przebywał w towarzystwie zarówno Jo jak i Jaspera, ale nigdy nie wiadomo za co tym razem przyjdzie Johannie przepraszać.

- Całowałeś się kiedykolwiek z dziewczyną czy od zawsze wiedziałeś, że wolisz fujarki?

Samochód gwałtownie zahamował na czerwonym świetle aż całą trójkę porządnie szarpnęło do przodu.

- Jezu Chryste! Jasper! - skarciła brata Johanna, odwracając głowę w jego stronę. Spojrzała na niego gniewnym spojrzeniem, z niedowierzaniem malującym się w jej oczach a następnie skierowała się w kierunku Masona, chcąc go przeprosić, ale ciemnoskóry niespodziewanie wybuchnął głośnym śmiechem.

- Stary, całowałem się z twoją siostrą.

- LOL. Naprawdę? Fuuu!

- ANI SŁOWA! Oboje. Jasper, takie słownictwo jest nieodpowiednie, jasne? Jak ja cię wychowałam...

- Właściwie to Patrick nas...

- Zamilcz - warknęła Johanna, ściskając mocno kierownice i odwracając się w stronę sygnalizacji świetlnej. Chwilę później dziewczyna z piskiem opon ruszyła, jadąc prosto do szkoły, do której chodził Jasper. - Wypad - powiedziała mu, gdy tylko zatrzymała się przed bramką szkoły podstawowej.

Jej młodszy brat z drwiącym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy szybko wyskoczył z samochodu i wypuszczony przez Masona, pożegnał się niedbałym machnięciem dłoni z siostrą i natychmiast pobiegł wzdłuż dziedzińca do grupki swoich kolegów.

- Serio, Mason? Wyciągać to przed moim głupim bratem? - mruknęła Jo, gdy brunet z powrotem się usadowił na swoim miejscu i zapiął pasy. Johanna mrucząc coś pod nosem, zaczęła wycofywać z parkingu, koncertując się na wstecznym lusterku.

- Hej, chciałem mu wyjaśnić, że tylko mnie uczyłaś, ale nie dałaś mi dojść do słowa! - zawołał w swojej obronie Mason, na co Johanna nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, który mimowolnie pojawił się na jej twarzy. Spojrzała na niego z ukosa, ale postanowiła już tego więcej nie komentować.

Wysiadając z samochodu na parkingu Beacon High, Mason gwałtownie odwrócił się w stronę, zatrzaskującej drzwiczki auta, Johanny i wsparł się na dachu pojazdu.

- Co jest? - rzuciła Jo, marszcząc czoło i widząc jak chłopak zaciska usta, jak gdyby zastanawiał się czy wypowiedzieć słowa, które przemknęły mu przez myśl, czy lepiej pozostawić je w swojej głowie. Gdy jeszcze przez chwilę Mason milczał, Jo posłała mu pytające spojrzenie i okrążyła samochodu, podchodząc do chłopaka. - O co chodzi?

- Wiesz... - zaczął Mason, jednocześnie idąc w kierunku wejścia do szkoły. Johanna podążyła za nim wciąż z pytającym spojrzeniem, bo nagle jej przyjaciel zaczął zachowywać się dziwnie i trochę jej to nie pasowało a i jednocześnie odrobinę martwiło. - To ze Scottem... To tylko projekt z biologii, prawda?

- Tak, jasne - odpowiedziała natychmiast Johanna zgodnie z prawdą. Posłała mu pretensjonalne spojrzenie. Nadal nie rozumiała skąd ta nagła troska z jego strony. - Mason...?

- Bo wiesz, jesteś dla mnie jak siostra i nie chciałbym żeby... żeby pewne sprawy Scotta cię przytłoczyły. Rozumiesz? - spytał chłopak, odchrząkując znacząco i jednocześnie unikając wzroku blondynki. Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i spojrzała na niego z rozczuleniem. Zawsze wiedziała, że może na Masona liczyć w każdej sytuacji, ale jak dotąd nie sądziła, że aż tak się o nią martwi, co w tej chwili było dla niej niesamowicie miłym gestem.

- Starsza siostra, z którą się całowałeś? - mruknęła żartobliwie Johanna, obracając całą sytuację w żart, bo jednak pora była zbyt wczesna jak na poważne rozmowy. Mason tylko wywrócił oczami i westchnął z udawanym poirytowaniem.

- Nie oglądałaś „We're the Millers?" - Johanna jęknęła w odpowiedzi, również wywracając oczyma. Mason doskonale wiedział, że oglądała ten durny film właśnie z nim, bo ją do tego zmusił któregoś weekendu. Już miała mu się jakoś odgryźć, gdy zobaczyła zmierzającego w ich stronę niskiego chłopaka, nieustannego kompana Masona, który na jej widok jakby się zawahał i nieco zwolnił. Widząc to, Jo postanowiła odpuścić te żartobliwe przepychanki.

- Twój przystojny kolega chyba ma do ciebie sprawę. Widzimy się jutro! - Johanna szybko się pożegnała i z uśmiechem na twarzy skierowała się do wejścia do szkoły, wymijając przy okazji Liama Dunbara.






Lekcje minęły jej zaskakująco szybko i bez niespodziewanych ekscesów a po skończonych zajęciach, Johanna poszła prosto do biblioteki. Już wcześniej zdążyła zaopatrzyć się w potrzebne materiały. Zarezerwowała poprzedniego dnia przydatne książki i gdy przekroczyła próg biblioteki szkolnej, wystarczyło je tylko odebrać, co też uczyniła i od razu skierowała się do jednego z wolnych stolików przy strzelistym oknie. Zaczęła spokojnie przeglądać książkę do biologii, licząc na to, że Scott lada chwila się zjawi. Nic takiego jednak nie nastąpiło w ciągu kolejnego kwadransa, więc dziewczyna wyjęła słuchawki z torby i nałożyła je sobie na uszy. Zaczęła odrabiać zadania przy akompaniamencie ballad rockowych. Stwierdziła, że skoro Scott się spóźniał to najwyraźniej miał bardzo ważny ku temu powód. Nie zamierzała zaczynać bez niego, więc wypożyczone książki leżały tuż obok niej, podczas gdy blondynka rozwiązywała starannie zadania z matematyki.

Po godzinie zaczęła się jednak niepokoić, więc wysłała Scottowi wiadomość. Napisanie jej zajęło Jo trochę czasu, głównie dlatego, że cały czas wahała się czy nie wyjdzie na nachalną. Może po prostu zapomniał? Cóż, mogło się tak przecież zdarzyć a ona nie powinna bez powodu dramatyzować. Niestety, minęło kolejne dwadzieścia minut a jego wciąż nie było. Uczniowie to zjawiali się na krótką chwilę, to wychodzili, zakończywszy swoją pracę. Za każdym razem gdy ktoś wchodził do biblioteki, Jo podnosiła głowę z nadzieją widoczną w jej oczach. W końcu, gdy zegarek na ścianie wskazał osiemnastą, Johanna postanowiła wrócić do domu, świadoma w pełni tego, że Scott najwyraźniej nie zamierza się pojawić na ich umówionym spotkaniu. Była lekko zirytowana tym faktem, straciła przecież parę godzin na bezczynnym czekaniu na niego.

Wychodząc z biblioteki, Johanna poczuła jak jej telefon wibruje i rozlega się krótki dźwięk oznaczający, że dostała wiadomość tekstową. Wyciągnęła go szybko, z bijącym sercem.

- „Przepraszam. Coś mi wypadło. Możemy to przełożyć? Scott" - przeczytała na głos z lekkim grymasem na twarzy i z ciężkim westchnieniem szybko wystukała twierdzącą odpowiedź, przekonując się w myślach, że pewnie wydarzyło się coś naprawdę istotnego.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top