6. "Jin Ling"

Nadal przebywał w lesie, wspominając swoje stare życie. Wiele napsocił, jednak wiele też uratował. Będzie musiał się udać w najbliższym czasie do Yiling, by sprawdzić czy wszystko dalej jest jak powinno. Od lat tam nie był, miał jednak nadzieję, że to co tam zostawił, nadal tam jest i to w lepszym stanie niż kiedy odchodził. Westchnął, z powrotem rozpuszczając włosy i kierując się w nieznanym kierunku.

Strzała przeleciała mu centralnie przed twarzą, wbijając się w drzewo obok. Nie robiąc sobie z tego nic, wyjął ja, by zobaczyć wyryty herb sekty LanlingJin. No tak, przecież juniorzy z Lan powiedzieli, że są tu głównie ze względu na Nocne Łowy. Młody chłopak wyszedł zza drzew, mając na sobie ubranie właśnie tej sekty. Włosy związane miał w wysokiego kucyka, gdzie kilka kosmyków układało się na wzór grzywki i kilka opadało po bokach jego twarzy. Wei Ying zaczął się domyślać kto to mógłby być. Nie jest to na pewno syn cesarza, który zmarł lata temu i mimo wielu bękartów, uznawał jako swojego dziedzica tylko swoje jedyne dziecko z żoną. Dlatego musi to być albo jakiś inny uczeń albo to właśnie jest syn jego zmarłej siostry. Jego oczy rozszerzyły się na tę myśl. Zaryzykuje.

- Witaj młody Paniczu Jin. - powiedział spokojnym głosem, kłaniając się z szacunkiem.

- To ty... - zaskoczony widokiem odszedł na kilka kroków, jednak szybko wrócił do normy, zauważając, że zachowuje się inaczej niż zwykle. - Bo to ty, prawda? - zdziwiony podszedł bliżej, przyglądając mu się.

- Nie sądzę bym się tak bardzo zmienił, Paniczu Jin. - uśmiechnął się lekko, zauważając jak bardzo z wyglądu przypomina lidera sekty Jiang, Jiang Chenga. Wdał się w rodzinę matki.

- Niby tak, ale... no wiesz... nie zachowujesz się jak wariat. - przyznał, przykładając dłoń do podbródka, zaczynając rozmyślać nad tym dziwnym zjawiskiem.

- Nie tak powinieneś zwracać się do wujka. Sekta Jin nie naucza manier? - założył ręce na piersi, nachylając się lekko w jego stronę.

Młodzieniec wtedy sobie właśnie ten fakt uświadomił, ponownie patrząc na mężczyznę przed sobą. Zapomniał o tym całkowicie! Przecież Mo Xuanyu jest bękartem jego dziadka, co nadal czyni go jego wujkiem. Jednak kiedy jeszcze przebywał w sekcie Jin, nigdy o tym nie wspominał i nawet nie mówił o sobie jak o jego wujku. Chyba teraz, kiedy jest przy zdrowych zmysłach o tym sobie przypomniał.

- Nie będę się do ciebie tak zwracał! Zostałeś wykopany z sekty, więc nie jesteś jej członkiem, co czyni ciebie również nie moim wujkiem! - krzyknął, wskazując na niego palcem, odskakując na większą odległość. Wei Wuxian zaśmiał się, opierając się zaraz o drzewo za sobą.

- Nie będę cię zmuszać, w końcu jak sam powiedziałeś, nie jestem członkiem sekty Jin. To jednak nie zmienia faktu, że powinieneś się chociaż trochę nauczyć manier. Wujek Jiang cię ich nie nauczył? - zapytał, spodziewając się pewnie nie małego wybuchu, zauważając już wcześniej, że mimo urody matki, to charakter ma na pewno po ojcu.

- Wujek nauczył mnie wielu przydatnych rzeczy! To nie moja wina, że moi rodzice nie zdążyli... - przerwał, spuszczając głowę i zaciskając mocno pięści.

- To prawda. To nie twoja wina. Mimo to bardzo ich przypominasz. Jesteś tak samo uroczy jak twoja matka. - powiedział spokojnym głosem, mając lekki, smutny uśmiech na ustach. Podszedł bliżej chłopca, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Nie noś głowy w dole, nie jesteś przecież słaby. - na jego słowa Jin Ling podniósł wzrok na niego, patrząc zaskoczony w jego oczy. Lekki rumieniec zagościł na jego policzkach, tak samo uśmiech na twarzy. - Teraz zmykaj łapać okrutne trupy i inne potwory, by pokazać innym, że nikt nie pokona syna Jin Zixuan i Jiang Yanli! - poklepał go po plecach, dodając otuchy.

- Tak jest, wujku Mo! - krzyknął zmotywowany, zaraz odbiegając od niego w tylko sobie znanym kierunku.

- To dobry dzieciak. - przyznał Wei Wuxian, oglądając jak znika za drzewami.

Wyczuwając coś za sobą, odwrócił się lekko w bok, by fioletowa błyskawica go nie trafiła. Spojrzał na jej właściciela, który powoli wynurzał się zza krzaków. Jego mina była wściekła i surowa. Od razu go rozpoznał. Nie zmienił się przez te kilkanaście lat prawie wcale. Jedynie to ma dłuższe włosy i zmężniał na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top