22. "Miasto Yi"

Stanęli na krańcu pagórka, mogąc w końcu zobaczyć ich cel. Miasto Yi było oddalone dobre kilka kilometrów od najbliższej wioski, będąc spowite gęstą mgłą. Ciemne chmury wisiały nad nim, a nieprzyjemna atmosfera była wyczuwalna z daleka. Na usta Wei Wuxiana wkradł się tajemniczy uśmiech, a oczy zabłysły czerwienią. Zeszli na dół, stając przed wejściem i na chwilę się zatrzymując. Widzieli mimo mgły zniszczone i opuszczone budynki, latające papierowe pieniądze po ulicach, papierowe lalki walające się po ziemi i co najważniejsze - brak ludzi. Zaczęli chodzić po ulicach miasta, nie zauważając ani jednej żywej duszy w pobliżu. Nie słyszeli również młodzieży z sekt, których właśnie głównie szukają. Nagle jakiś przedmiot zaczął lecieć w ich stronę z niesamowitą szybkością. Zatrzymał się jednak w powietrzu przed Wei Yingiem, który zaczął od wejścia tutaj kumulować energię urazy. Spodziewał się wszystkiego, w tym i ataków. Parasol wybuchł przed nimi, przeszkadzając im tylko w poszukiwaniach. Wtedy poczuł coś jeszcze. Coś mrocznego uderzyło w niego, na co dostał bólu głowy.

- Czy to klątwa? Powinna zostać całkowicie zdjęta. - spojrzał na niego Lan Wangji, schylając się, by lepiej mu się przyjrzeć.

- Nie, to tylko mroczna miazma. Nic mi nie jest. - rozmasował skronie, mając co raz to gorszy humor. - Nie wierzysz mi? Mam ci pokazać? - uśmiechnął się zawadiacko, powoli zdejmując kawałek górnej części swojej szaty. Widząc jednak brak reakcji od starszego, szybko zrzucił z siebie górne ubranie. - Lan Zhan, coś z tobą nie tak. Zmieniłeś się. - zaśmiał się, stając w połowie nagi przed nim, kiedy drugi skanował go wzrokiem, patrząc na jego odsłoniętą część ciała.

Jego towarzysza nie interesowało zachowanie Wei Wuxiana, on wolał teraz przyjrzeć się uważniej ciału demonicznego kultywatora. Mimo wszystko było zadbane i nienaganne, w przeciwieństwie do jego poprzedniego. Lecz dwie wielkie fioletowe linie były widoczne na jego bokach, za które odpowiedzialny jest Zidian. Lekko zmarszczył brwi na ich widok, musząc jednak zaraz podnieść wzrok kawałek wyżej. Zerknął na jego różowe i stojące sutki, musząc zaraz ponownie oderwać wzrok i spojrzeć wyżej. Zdjął swój powierzchowny płaszcz, zarzucając na niego. Zapiął go szczelnie, by nikt inny za dużo nie zauważył. Nie będzie przecież pozwalać, by ktoś inny mógł oglądać jego Wei Yinga prawie nagiego.

- Jest zimno. Jeszcze się rozchorujesz. - mruknął, podnosząc z ziemi ubrania swojego towarzysza, które były całe w kurzu i ziemi.

- Zostaw je, nie przydadzą mi się już. - zaśmiał się, machając dłonią, na co ubrania stanęły w czarnym ogniu. Nie było po nich śladu po zaledwie kilku sekundach, a wiatr rozwiał ich popiół.

Krzyk pewnego chłopca rozniósł się po niebie, zwracając na siebie uwagę dwóch kultywatorów. Widząc to Wei Wuxian szybko zareagował, łapiąc go w niewielki wir powietrza, by wylądował miękko na ziemi. Rozpoznał od razu tego młodzieńca, łapiąc się za głowę.

- Jin Ling. - mruknął, podchodząc do niego.

- Wujek Mo! - zawołał zadowolony, podnosząc się z ziemi przy pomocy Lan Wangji. - Dziękuję, Hanguang-Jun. - skłonił się jak przystało, zaraz biegnąc do drugiego z mężczyzn. - Wujku Mo, ty nadal się wokół niego kręcisz? Aż tak go lubisz? - zaśmiał się, dźgając go łokciem po żebrach. Wtedy też jeszcze coś zauważył, odskakując nagle kawałek od niego. - Ty-ty nosisz jego ubrania! - krzyknął zaskoczony, wymachując palcem w jego stronę.

- Zimno jest. - wzruszył ramionami, zakładając ręce na piersi. - Gdzie inni twoi towarzysze? Nie powinniście być razem? - zapytał, nie widząc innych uczniów, którzy zwykle trzymają się razem na wypadach.

- Rozdzieliliśmy się przy wejściu. Mgła jest dość gęsta, dlatego nie mogłem ich nigdzie znaleźć, więc postanowiłem wzlecieć w górę. Niestety to też nic nie pomogło. - wyjaśnił, stając obok nich.

- Powinniśmy ich znaleźć. - dodał Lan Wangji, patrząc na Wei Wuxiana spokojniej.

- Przy okazji ktoś nam opowie o historii tego miejsca i jak tutaj trafili. - zerknął jednoznacznie na swojego siostrzeńca, który się lekko spiął.

-Wujku... - mruknął, zerkając na drugiego mężczyznę, chcąc szukać u niego pomocy i uniknąć reprymendy od swojego wujka o tym jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachowywali. Dostrzegł jedynie jego chłodne oblicze i ostre spojrzenie.

Mimo to zaczął opowiadać o mieście Yi, zdechłych kotach i o wielu innych sprawach, akceptując swój los. Sztuczny uśmiech swojego wujka mu nie pomagał. Wei Wuxian czekał aż skończy, by móc mu wygarnąć jak niebezpieczny jest świat i jak nieodpowiedzialnie się zachował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top