20. "Potrawy"
- Wei Ying. - usłyszał miły głos, który próbował go wybudzić ze snu.
Ostrożnie otworzył oczy, mrugając kilka razy, by przyzwyczaić się do światła i by wyostrzyć wzrok. Rozejrzał się powierzchownie, zauważając drewniany sufit, jak i ściany. Nie był już na zewnątrz w czyimś ogrodzie, ktoś musiał go przynieść do jakiejś gospody. Jego wzrok następnie powędrował na kultywatora siedzącego przy jego boku. Przy nim latał dzwonek przejrzystości, który był tak bardzo podobny do tego, który zgubił, kiedy Wen Zhuliu go dopadł. Mimo to uśmiechnął się na widok znajomej twarzy.
- Lan Zhan. - powiedział imię mężczyzny słabo, jednak zaraz odczuwając napływ swoich sił. Powoli wracał do siebie.
- Udało mi się zdjąć klątwę. Twoja demoniczna kultywacja musiała ją przyspieszyć, ale osłabić. - stwierdził, przyglądając się leżącemu chłopakowi, który chciał się powoli podnieść. - Twoje ciało jest bardzo słabe. Uważaj na siebie i zjedz coś. Po tym wyruszymy do grani Xinglu. - stwierdził swoim spokojnym głosem, będąc zadowolonym mimo wszystko z tego faktu.
- Dziękuję, Lan Zhan. - podniósł się, opierając o ścianę za sobą. - To ty znalazłeś mój dzwonek przejrzystości. - zaśmiał się, zaraz biorąc swoją rzecz z powrotem, kiedy drugi mu ją podał. Mężczyzna w bieli również się lekko uśmiechną, mogąc w końcu mu go oddać. - Hanguang-Jun jest taki życzliwy. Pomogłeś mi odnaleźć wiele moich rzeczy. W ramach nagrody, możesz go zatrzymać. - zbliżył się do niego, podając mu z powrotem dzwoneczek, który inaczej za bardzo przypominałby mu o siostrze. Lan Zhan zaskoczony spojrzał na swoją dłoń, gdzie znajdywała się wspomniana rzecz. - Chodźmy na obiad. Zgłodniałem! - wstał z łoża, zbliżając się do stołu, gdzie już czekały na niego potrawy zamówione przez drugiego kultywatora.
Od razu zauważył brak mięsa, ostrych przypraw i nie czuł od czarki alkoholu. Nie umknęło to jego towarzyszowi, który usiadł zaraz obok niego. Mina Wei Wuxiana była lekko przybita, ale mimo to zaczął jeść. W końcu był głodny. Nagle młodszy zastygł w miejscu, patrząc zamyślony na jedną z potraw.
- Gdzie Wen Ning? Powinien być wtedy ze mną. - spojrzał na Lan Wangji, spodziewając się odpowiedzi.
- Nie było go przy tobie. Jak dotarłem byłeś sam. - od razu odpowiedział, samemu kosztując jednej z potraw.
- Pewnie uciekł byś go nie zobaczył. - oparł rękę o stół, a na niej głowę. - Wiele rzeczy mi się śniło pod wpływem klątwy. Typowe halucynacje.
- Nie powinieneś się tym przejmować. - spojrzał miękkim spojrzeniem na niego, myśląc jakby mu dodać otuchy w takiej sprawie. Widzi jak coś go męczy.
- Nie będę. - dodał szybko. - Bez względu na to, jak bardzo żałuję, moje błędy nigdy nie znikną. Martwi przecież nie powrócą. - zaśmiał się gorzko, zakrywając twarz za rozpuszczonymi włosami.
- Twoja śmierć zmazała twoje winy. Powinieneś zakopać przeszłość i patrzeć teraz tylko na przyszłość. - stwierdził Lan Zhan, mówiąc poważnie, samemu tak uważając.
- Masz rację. - podniósł lekko głowę, by spojrzeć na swojego towarzysza. Mógł się przyznać, że był on jego prywatnym promykiem słońca, mimo swojej chłodnej postawy. Uśmiechnął się, kładąc głowę na stole. - Potrzebuję wina, Lan Zhan. - mruknął, robiąc dzióbek i udając dąsy.
- Wei Ying. - zmarszczył lekko brwi, nie mając zamiaru dawać mu nawet kropelki jakiegokolwiek alkoholu. - Twoje ciało ma się zregenerować.
- A alkohol oczyści je od wewnątrz. - zauważył trafnie, chichocząc, kiedy surowy wzrok przyjaciela na niego powędrował.
Wei Wuxian podskoczył nagle ze swojego miejsca, mając idealny plan w głowie. Uda, że musi skorzystać z toalety, by w tym czasie wymknąć się i kupić wino ryżowe. Kiedy chciał jednak powiedzieć cokolwiek, jego ciało zareagowało w zły sposób, będąc dalej osłabione przez klątwę. Czując jak nagle wszystkie siły go opuściły, runą na podłogę. Gdyby nie szybka reakcja Lan Zhana, na pewno nieźle by uderzył głową w drewniane podłoże. Opadł na niego, siadając mu prawie na kolanach i stykając się ledwo nosami. Dzieliły ich centymetry, a mocno zaciśnięte ramiona kultywatora na jego talii sprawiły, że jego mózg się wyłączył.
- Lan Zhan... - mruknął, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
Wymieniony mężczyzna po raz kolejny musiał się powstrzymywać, by nie zrobić niczego głupiego, co na pewno by później żałował. Nawet jeśli trzymanie swojego obiektu westchnień w ciasnych objęciach mu w tym nie pomagało, tak samo jak ich bliskość. Nie wspominając, że to właśnie on siedzi mu praktycznie na kolanach. Nie mógł przestać patrzeć w jego piękne oczy, zaczynając nieumyślnie rozluźniać uścisk i powoli krążyć dłońmi po jego sylwetce. Nie wiedział sam co robi, starając się na wierzchu dalej zachować swoją twarz i nie pokazywać jak bardzo w środku panikuje. Poczuł mniejsze dłonie na swoich barkach, które pewnie je tam dał by nie spaść. Lan Zhan lekko podniósł głowę, by patrzeć teraz centralnie w jego oczy, a nie tylko kątem na nie zerkać.
- Wei Ying. - powiedział spokojnie, słysząc jak jego głos wydawał się niższy niż zwykle.
Kiedy mężczyzna na jego kolanach chciał otworzyć usta i coś powiedzieć, na co Lan Wangji spojrzał na nie, ktoś otworzył drzwi do ich pokoju. Wei Wuxian szybko zszedł z miejsca gdzie siedział, zajmując miejsce obok swojego przyjaciela. Razem spojrzeli na swojego gościa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top