049



 Bez większych niespodzianek w postaci aresztowań (Olivera) i porwań (Roya), całej rodzinie Queenów udało się przeżyć, aż do końca października. Rory dalej pracował z Ligą nad bazą dla młodych i już wkrótce mieli otworzyć ją dla drużyny Tytanów. Roy przez dwa tygodnie po porwaniu miał zakaz ruszania się z domu, a następnie przez kolejne dwa szlaban na Speedy'ego, w-f, bójki i baseball. Ross zajmował się swoimi typowymi, dziecięcymi sprawami. Na Olivera i Dinah spadła opieka nad Star City. Natomiast Hal został ściągnięty na Oa i skazany na ciężkie prace w kopalni za kradzież statku – a przynajmniej tak twierdził Oliver.

I tak nastał trzydziesty pierwszy października* – Halloween połączone z urodzinami Rossa. Nikt nie wiedział dlaczego Ross uznał ten dzień za datę swoich urodzin, ale szybko okazało się, że jest to zwyczajnie dzień urodzin jego poprzedniego wcielenia. Zważywszy na fakt, że następnego dnia urodziny obchodzić mieli bliźniacy, Arrow Daddy stwierdził, że zrobią dwa przyjęcia za jednym zamachem i w jednym salonie miały odbyć się urodziny Rossa, a w drugim Harperów.

Co mogłoby pójść nie tak, prawda?

- Zaraz zaczną się złazić chyba, nie? - spytał Oliver, wpychając sobie do ust chipsa. Miał na sobie kostium Draculi.

Przydałoby się wspomnieć, że zważywszy na drugie święto, obie imprezy były kostiumowe.

Przebrana za Dzwoneczek Dinah dała mu po łapach.

- Nie jedz tego! To na imprezę chłopaków!

Mężczyzna wywrócił oczami, opierając się o kuchenny blat.

- Którą imprezę bierzesz? - spytał, przypominając sobie, że nie pamięta, których imprezowiczów ma pilnować.

- Rossa. - mężczyzna jęknął wewnętrznie. Pewnie jęknąłby niezależnie od odpowiedzi. Nie czuł się na siłach do imprezowania z nieletnimi. Przecież toto alkoholu nie pije...

Do kuchni wpadli bliźniacy Weasley – pomysł Rory'ego – aby odebrać ostatnią porcję przekąsek przeznaczonych na ich przyjęcie urodzinowe. Oliver dawno nie widział tak podekscytowanego Roya i poczuł dużą chęć przytulenia go. Na szczęście w porę się opanował, uchraniając się przed ciosem w brzuch.

Bracia złapali miski z chipsami i cukierkami, i bez słowa wylecieli z pomieszczenia, trzepocząc szkolnymi szatanami i omal nie gubiąc wsadzonych do kieszeni różdżek. W ich zastępstwo przyszedł Ross w kostiumie postaci, której Arrow nie kojarzył. Wiedział, że wielokrotnie już mu mówili za kogo przebierze się jego synek, ale zdążył już zapomnieć.

- A ty kim jesteś? Dzieckiem Batmana i Catwoman? - zagadnął go. Blondynek zrobił obrażoną minę.

- Jestem Czarnym Kotem!

- Przecież mówię. - wzruszył ramieniem.

Dinah wepchnęła mężowi zgrzewkę coli, po czym trzepnęła go w ramię.

- Jesteś cudownym Czarnym Kotem. - zapewniła z czułością synka, poprawiając jego opaskę z kocimi uszkami – Zanieś to do Weasley'ów. - rozkazała oschle mężczyźnie.

- Weasley'e byli biedni. - wymamrotał Dracula, jednak posłusznie potruchtał z napojami do drzwi.

Kiedy wszedł do holu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Michael w stroju rasowego lokaja czatował pod drzwiami, więc blondyn nie musiał zaprzątać sobie głowy czymś takim, jak otwieranie gościom. Ale i tak przystanął, aby sprawdzić kogo przywiało.

- Dobry!

Zajrzał While'owi przez ramię. Na ganku stała czwórka nastolatków – przyjaciele ze szkoły Rory'ego. Matt miał na sobie coś, co Oliver uznał za piżamę, ale w rzeczywistości było kigurumi – słowo, którego potem nauczył go Rory – będące kostiumem Króla Juliana. Emily przebrała się za damską wersję Kid Flasha – niech ją strzegą przed Westem. Josh za Kapitana Haka, a Susan za Morticie Addams.

- Auć! - lemur oberwał od pirata w ramię. Posłał mu złowrogie spojrzenie, kiedy Hofsttater przywitała się z lokajem, jak należy.

Oczywiście, Evans pozostawał na to wszystko obojętny i kontynuował.

- A pan kim jest? - zagadnął Michaela, kiedy wchodzili.

- Tym kamerdynerem, który zawsze jest mordercą. - odpowiedział mu śmiertelnie poważnie.

- Czadzik. - przyznał z uznaniem.

- Pomóc? - spytał Diamond, widząc dźwigającego Queena. Ten pokręcił przecząco głową.

- Nie, dziękuję. Wampirze moce i tak dalej. - uśmiechnął się lekko.

Z jadalni wybiegł Bat-Cat-Boy-Alias-Czarny-Kot, aby sprawdzić kto przyszedł wydał się być lekko rozczarowany widokiem kolegów starszego brata.

- O, yo! - przywitał się z nim nie kto inny, jak Matt, wyciągając z kolorowej torby czerwony długopis z nalepką Flasha. Podał mu go.

- Sto lat, sto lat! - Josh i Susan wręczyli mu czekoladę i paczkę cukierków, a Emily słodkiego misia z czerwoną kokardką – Ma cztery kolory. - oznajmił Evans, mając na myśli długopis. Wydawał się być możliwościami pisaka podjarany na równi z chłopcem, któremu oczy, aż błyszczały.

Oliver wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Michaelem. To będzie długi wieczór...

Obrócił się w kierunku schodów i zaklął pod nosem, gdy drogę zablokowały mu dwie rude czupryny. Oho... Cały dzień się z nim bawią w tą sztuczkę...

Zmrużył oczy.

- Roy, Rory...

- Nie wiem do kogo mówi. A ty, braciszku?

- Ja też nie, bracie.

- Fred, George... - westchnął. Unieśli pytająco brwi. Blondyn szczęknął zębami – Nie wciągniecie mnie w tą grę.

- A więc jednak!

- Nie rozpoznajesz nas!

- Co z ciebie za ojciec?!

- Rozpoznawałem, póki nie postanowiliście zmienić imion na Fred i George, nie informując mnie, który bierze jakie imię!

Zza pleców Green Arrowa rozległ się rozbawiony śmiech młodzieży. Mężczyzna mruknął coś pod nosem, wyminął bliźniaków i udał się na górę, aby odnieść colę.

W ciągu następnej godziny zjawiły się koleżanki Rossa przebrane za Wonder Woman (Jully; w spodenkach), Supergirl (Ginny; co wywołało chwilowy wściekły wyraz twarzy Dinah) i pojawiła się Sakura z Naruto („oglądam ze stalszym blatem" - oznajmiła Lucy). Następnie Robin (Wally), Kid Flash (Dick) i Conner w bluzie Ciasteczkowego Potwora. Zjawił się Robin Hood (Issac; „Dinah, możemy go adoptować?"; „Nie, Oliverze") jednocześnie z małą Black Canary (Emma; „Oll-"; „Nie, Dinah"). Potem przyszedł kolejny człowiek w piżamie, tym razem Pikachu (Donna).

- Dobra, dzieciarnia. - Oliver stanął przed tą starszą grupą i spojrzał nań uważnie – Proszę bez płodzenia potomstwa, morderstw, ćpania – tak, patrzę na ciebie, Narkomanie – Matt już otwierał usta, aby po raz kolejny zaznaczyć, że nie jest narkomanem, ale blondyn kontynuował – oficjalnie też bez alkoholu, ale ja nic nie wiem. - machnął dłonią - Jak coś, jestem na kanapie na korytarzu. Jak coś się będzie działo to krzyczcie. - skinął głową, patrząc na nich – A, i bez krzyków.

- To jak...

- Cicho bądź, Narkomanie. - Susan kopnęła Króla Juliana w piszczel, co ten skomentował niemęskim okrzykiem bólu.

- Dziękuję, Morti. - Dracula skinął jej głową – Bawta się! - rzekł i wyszedł.

Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, z głośników popłynęła głośna muzyka. Pan domu nie przejął się tym, wyciągając zza doniczki butelkę piwa i klapnął z nią na kanapie stojącej na końcu korytarza pod oknem.

W drugim salonie sprawa wyglądała nawet na groźniejszą od tej drugiej. Mianowicie, Ross założył swój własny harem. Żaden z zaproszonych kolegów – a może po prostu żadnego nie zaprosił? - nie zjawił się i był jedynym chłopcem na przyjęciu. Jednak ani jemu, ani dziewczynkom zdawało się to nie przeszkadzać i zdążyli w najlepsze oddać się grze wideo polegającej na tańczeniu.

Nasz Czarny Kot albo był beznadziejnym tancerzem, albo dawał swoim oblubienicom fory, wykonując bliżej nieokreślone, nie skoordynowane ruchy. Może ktoś byłby w stanie uwierzyć w tą drugą wersję, ale na pewno nie Dinah, która właśnie zasłoniła oczy dłonią. Przypomniała sobie, jak kilka lat temu, mimo sprzeciwów Hala, wyciągnęła i jego, i swojego przyszłego małżonka na dyskotekę. Potem razem z Jordanem dyskretnie się ulotniła, aby ktoś nie pomyślał, że przyszli tam razem z tą dziwnie tańczącą pokraką.

Tak, Ross ewidentnie talent taneczny odziedziczył po ojcu. I nawet fakt, że zwyczajnie musiał stąpać na odpowiednie pola na macie nic nie pomagał. Koordynacja Queenów kończy się, kiedy w ręku nie trzymają łuku, a kołczan nie ciągnie ich do tyłu.

Mimo że Ross sromotnie przegrywał z Jully, wyglądał na bardzo pewnego siebie, co pewnie było sprawką tego, że Lucy i Ginny dopingowały go niczym zawodowe cheerleaderki. Jedynie Emma przypatrywała się walce, nie opowiadając się za żadną ze stron. Całkiem prawdopodobne, że dalej się starał i walczył, chcąc jej zaimponować.

Zupełnie jak Ollie – pomyślała Canary – Z równie marnym skutkiem – dodała jeszcze i zachichotała do swoich wspomnień związanych z mężem z ery, kiedy to z Halem ciągle dokuczali nowemu członkowi Ligii, nazywając go Robin Hoodem. Ona oczywiście była po prostu sympatycznie złośliwa! To Harold był tym wrednym z ich dwójki!

Pomijając już Flasha, który tylko od czasu do czasu coś pobąkiwał, żeby przestali mu dokuczać i robić na złość.

Muzyka przestała grać, a na połowie ekranu należącym do Jully wyświetlił się napis „Winner!". Chłopiec oparł się dłońmi o kolana, łapczywie łapiąc powietrze. Mała Wonder Woman spojrzała na niego z tą swoją typową surową obojętnością, po czym poklepała go po plecach, mówiąc, że nieźle sobie poradził.

Emma klasnęła w dłonie i spojrzała wyzywająco na koleżankę.

- Wygląda na to, że muszę tanecznym krokiem skopać ci twój tyłek, Jull! - w tym momencie wyglądała niemal jak prawdziwa Black Canary, gdy ktoś zwyzywał w jej obecności Olivera (bo Ollie oczywiście sobie sam nie poradzi) – Chyba zapomniałaś gdzie twoje miejsce.

Mały Ross i jego mama wyglądali na nieco zdezorientowanych, Ginny i Lucy wydały z siebie głośne, przeciągłe „uuuuu!", a sama Jully uśmiechnęła się do Emmy hardo, przyjmując wyzwanie.

- O co chodzi? - szepnął chłopiec w kierunku koleżanek, ale te go zignorowały. Chwilę później został posadzony między nimi na kanapie, a z głośników znów popłynęła muzyka.

Wondy i Kanarek ustawiły poziom trudności na maksymalny.

W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

- Kogo niesie? - spytała cicho samą siebie Dinah – Zaraz wracam. - zwróciła się do dzieci i udała się do holu. Gdy tam dotarła, Michael rozmawiał już z jakąś dziewczyną. Zdecydowanie musiała zostać zaproszona przez któregoś z bliźniaków.

Miała krótkie czarne włosy, na które wsunęła srebrny diadem, który przypominał kobiecie trochę opaskę Diany. Miała na sobie srebrną kurtko-bluzę i spodnie kamuflujące.

- Dobry wieczór. - przywitała się z nią dziewczyna, kiedy tylko ją dostrzegła.

- Dobry wieczór. - uśmiechnęła się do niej – Jesteś koleżanką bliźniaków?

- Rory'ego. Tak sądzę. - odrzekła powoli – Jestem trochę spóźniona, ale...

- Chodź. Zapraszamy! - złapała ją za rękę, podniecona faktem przybycia do ich domu potencjalnej, w jej przekonaniu, przyszłej żony Rory'ego. Wszem i wobec ogłaszam, iż Dinah Niegyś-Lance-Teraz-Queen na stałe włączył się tryb shiperki – Zaprowadzę cię! - oznajmiła entuzjastycznie.

- Ech...? Okej? - mruknęła, nie zdążywszy nawet zarejestrować, że kobieta ciągnie ją po schodach na górę.

Natomiast Canary była tak wniebowzięta, że nawet nie zwróciła uwagi, że Oliver nie siedzi z dzieciakami, a do tego chowa pośpiesznie jakąś butelkę.

Penny zdążyła tylko skinąć mu głową w ramach powitania. Kobieta już łapała za klamkę, kiedy drzwi otworzyły się i wyjrzał człowiek w piżamie.

- Panie Queen, bo kazał pan krzyczeć jak... - Matt urwał, widząc Blackwood – Penny. - mruknął.

Dziewczyna spojrzała na niego w milczeniu.

- Czemu jesteś w piżamie? - spytała głosem wypranym z emocji.

- To nie piżama! - oburzył się.

- Co się dzieje? - zza Matta wyjrzał Rory, którego przydługie włosy ktoś, a konkretnie Josh, związał w kucyk przy pomocy złoto-czerwonego krawatu Gryffindoru. Znieruchomiał, widząc nowo przybyłą, a następnie się rozpromienił – Cześć! Fajnie, że wpadłaś! - na jego policzki wstąpiły lekkie wypieki.

Król Julian wycofał się do pomieszczenia, wracając do reszty imprezowiczów, a Dinah podeszła do męża, aby dać dwójce nieco przestrzeni.

- No... - spuściła wzrok – Mogłeś po prostu do mnie zagadać, zamiast wrzucać kartkę do szafki. - mruknęła.

- Sorka, ja... No, jakoś tak wyszło. - uśmiechnął się skrępowany – Fajny kostium! - zmienił szybko temat – To Thalia, nie? W sensie, córka Zeusa z Percy'ego Jacksona?

Skinęła twierdząco głową.

- Wolę Anabeth, ale jestem bardziej podobna do Thali i...

- Świetnie wyglądasz. - zapewnił z coraz bardziej czerwoną twarzą.

- Dzięki. - skinęła głową.

- Chodź, gramy w „kto da Mattowi gorsze zadanie do wykonania". - zaśmiał się, przesuwając w drzwiach.

Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Dinah wydała głośny pisk, potrząsając mężem.

- Widziałeś?! Widziałeś?!

- Nie, tak mocno ściskałaś mi ramie, że mnie zamroczyło. - mruknął, wyrywając rękę z uścisku silnych dłoni małżonki.



* 31 października 2016 wypadał w poniedziałek (sprawdziłam), jednak uznajmy, że była to niedziela, ok?

Maraton żartów o Rory'm uważam za otwarty! Pozwolę sobie zacząć – jak nazywa się wielokrotny orgazm u Rory'ego w krótkim czasie? Konwent cosplay'owy!

Tak widzę umiejętności taneczne Olivera i Rossa:

Btw, przypominam o Q&A. Zadawajcie mi pytania do 18.02, a ja na nie odpowiem. Tylko pamiętajcie dać na początku [Q] albo [P]

A, i spokojnie. Do gwałtów jeszcze wrócimy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top