016


 - Mogę wiedzieć czemu tak milczycie? - zapytał Lex, spoglądając na siedzących po drugiej stronie stołu bliźniaków. Starszy z nich uniósł głowę i spojrzał na niego znudzony.

- Bo Rory się boi, a mnie Ollie nauczył, że czasami lepiej milczeć, bo do idiotów i tak nic nie dotrze. - i to powiedziawszy, wrócił do dźgania widelcem kolacji.

Luthor odłożył sztućce z brzdękiem, który poniósł się echem po ogromnej jadalni. Bracia spojrzeli na niego uważnie z nutą zaskoczenia oraz strachu. Kto wie co ten człowiek faktycznie ma w głowie...

- Rozumiem, że postrzegacie mnie jako wroga. - złączył dłonie, podpierając łokcie na blacie stołu i przejechał wzrokiem po jego powierzchni – Zabieram cię od Olivera Queena oraz wmówiono wam, że jestem zamieszany w sprawę Rory'ego. W porządku. - wciągnął głośno powietrze przez nozdrza, dalej na nich nie patrząc. Już miał kontynuować, kiedy usłyszał jakiś pomruk od strony jednorękiego – Co powiedziałeś?

- Bo jesteś. - powtórzył głośniej, wbijając spojrzenie w talerz. Rude włosy opadały mu na twarz, zasłaniając oczy, ale bez trudu można było poznać po jego obliczu, że jest rozjuszony – Pamiętam cię! Ciebie, gnomy i tamtego profesorka! - Roy zamrugał zaskoczony oczami, zerkając z ukosa na brata. Lex wydawał się być równie zaskoczony.

- O czym ty...?

- Nie zgrywaj niewiniątka! Pamiętam! Wszystko! - poderwał głowę, patrząc na niego z czystą nienawiścią – Mówiłeś, że to jest konieczne! Że przepraszasz! Że wrócisz i wtedy ponownie spotkam się z bratem! A potem mnie uśpiliście! Mówiłeś o dzisiejszym dniu, prawda? Wszystko sobie zaplanowałeś! To jest twoja jedna, wielka gra!

- Zamilcz, do cholery! - warknął, uderzając dłonią w stół – Nie życzę sobie takiego zachowania pod moim dachem! Macie odnosić się do mnie z szacunkiem! Nie zamierzam tolerować bezpodstawnych oskarżeń oraz szczeniackich i bez szczelnych odzywek!

Roy prychnął, uśmiechając się wrednie pod nosem.

- No widzisz, trzeba było przemyśleć swój plan. - Lex już zamierzał odpowiedzieć – By the way, zasady dobrego wychowania jasno mówią o nie trzymaniu łokci na blacie.

* * * *

- Jesteś z siebie dumny? - zapytał, patrząc na leżącego na jego łóżku Roya.

- Bardzo! - oznajmił z dumnym z siebie uśmiechem - Widziałeś? Wyglądał, jakby chciał mnie zabić, ale wiedział, że nie może mi nawet zwykłego szlabanu wlepić!

Rory pokręcił z politowaniem głową, szykując sobie czyste rzeczy – zasadniczo jego rzeczy, były również rzeczami Roya, które na czas nie określony mu udostępnił. Wiadomo, jak trafią pod opiekę Olivera, to Dinah z miejsca zaciągnie Jednorękiego do centrum handlowego, dzierżąc w dłoni kartę blondyna.

- Idziesz się kąpać? - spytał, patrząc na niego z pozycji leżącej. Kudłacz skinął głową – Wykąpmy się razem! - wypalił – Tak, jak w dzieciństwie! - chłopak wydawał się w pierwszej chwili zaskoczony tą propozycją, jednak zaraz uśmiechnął się szeroko i przytaknął – To ja tylko skoczę po piżamę i zaraz jestem! - oznajmił, zrywając się na równe nogi i pognał do swojej sypialni, by po chwili wrócić z potrzebnymi rzeczami.

Zamknęli się we dwóch w przestronnej łazience. Swoje rzeczy położyli w bezpiecznej odległości od dużej wanny, zdając sobie sprawę, że nie będą bezpieczne zbyt blisko.

Łucznik odkręcił ciepłą wodę i nalał trochę płynu do kąpieli, który stał na półce z kosmetykami i zaczął się rozbierać bez większej krępacji. Tak samo jego brat, chociaż miał lekkie problemy ze względu na swoją jednoręczność. Kompletnie nadzy stanęli przodem do siebie i wzajemnie przebiegli spojrzeniami po swoich ciałach.

Roy zauważył jak chudy jest jego brat i przyjemnie pozbawiony większych blizn.

Rory nie mógł nie zauważyć wysportowanej sylwetki bliźniaka oraz chmary blizn.

Obaj jednocześnie spojrzeli na tatuaż swojego bliźniaczego odbicia.

- Równie czerwony, jak zapamiętałem. - uśmiechnął się Speedy, dotykając czerwonej wersji swojego tatuażu. Po chwili przestał się uśmiechać pod wpływem przykrych wspomnień – Rory, przepraszam za to, że... No wiesz. Zrzuciłem cię wtedy, ale ja... naprawdę nie chciałem.

- Daj spokój. - uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na jego ramieniu – Wiem, że nie chciałeś zrzucić mnie z klifu...

- Ale ja nie o tym! - przerwał mu płaczliwym tonem – Mówię o tym, jak zrzuciłem cię z drzewa prosto w ramiona taty, żeby mieć czas na ucieczkę!

Kudłacz przywalił mu z całej siły jaką posiadał w ramię.

- Łżesz! To akurat zrobiłeś specjalnie!

- No. - przytaknął ze śmiechem, ocierając spływające po policzkach łzy – Zrobiłem to specjalnie. Nie chciałem dostać kary. Tata był straszny, kiedy był zły.

- Czemu ryczysz? - zapytał łamliwym głosem.

- Bo nie mogę uwierzyć w to, że znów mam cię przy sobie. - całkiem się rozpłakał i przystawił wewnętrzną stronę nadgarstków do oczu, chcąc zatamować łzy.

- Roy, przestań, bo ja też zaraz zacznę ryczeć...

- Byłoby miło, żebym nie wyglądał na jakiegoś płaczliwego siusiumajtka.

- A się posikałeś? - spytał, mieszając łzy ze śmiechem.

- Jeszcze nie. - odparł, nadal płacząc i również się śmiejąc.

- Tam masz jakąś doniczkę z kwiatkiem. - wskazał mu doniczkę stojącą w kącie. Speedy przetarł ponownie policzki.

Kilka minut później po ogarnięciu głupawki oraz płaczu, i odlaniu się (nie do doniczki), bracia Harper nareszcie wylądowali w wannie, mocząc się w ciepłej wodzie. Aktualnie byli zajęci siłowaniem się na nogi, jednak dość szybko im się to znudziło.

- Więc poznałeś rodzinę od Williama? - zapytał po dłuższej ciszy Rory. Łucznik skinął głową i odchylił głowę do tyłu, próbując ubrać w słowa rodzinę Rossów.

Elizabeth „Beth" Ross alias mama - sympatyczna kobieta o długich, mysich włosach i roziskrzonych niebieskich oczach. Beth pracuje jako nauczycielka biologii w liceum.

Louis Ross alias tata – dziwny człowiek o brązowych włosach i szarych oczach, lubujący się w kumpelskim klepaniu po plecach każdego, kto się napatoczy. Nadużywa słowa „koleś". Pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego w gimnazjum i trener tamtejszej drużyny piłki nożnej.

Jeffrey „Jeff" Ross alias starszy syn/starszy brat – trzynastoletni klon Louisa, tyle że z oczami Beth. Od następnego semestru uczeń drugiej klasy gimnazjum. Lubi baseball, ale nie ma kumpli, żeby z nimi grać, bo większość dzieciaków z jego szkoły woli gry komputerowe.

Philip Ross alias Dzieciak z akumulatorem w dupie – siedmiolatek, ewidentnie wdał się z wyglądu w matkę. Wszędzie go pełno, jego urok osobisty i wrodzona słodycz powala na kolana do tego stopnia, że Roy stracił dwie godziny z życiorysu na zabawie z nim. Jego największym idolem jest Flash.

Roy milczał jeszcze przez chwilę.

- Wiesz, sympatyczna rodzina, w którą ja się zdecydowanie nie wdałem. - pokręcił z rozbawieniem głową. Chociaż może? Był podobny do Philipa. Hal zawsze powtarzał mu, że po wszelkich parkach, domu i ogrodzie biegał, jakby miał akumulator w tyłku. O ile w zasięgu wzroku nie było Olivera. Ponoć przy Oliverze był spokojniejszy.

A, no i sporo osób z Ligii nie chciało nim się zająć po raz drugi, argumentując, że nie jest dzieckiem, a szatan przejął nad nim kontrolę. No cóż.

Łucznik przyjrzał się bratu.

- Pomóc ci umyć włosy? - spytał w końcu. Po chwilowym szoku Rory skinął głową na znak zgody – Chodź tu. - mruknął, zmieniając pozycję tak, że siedział na swoich kolanach. Kudłacz posłusznie usiadł przed nim, odwracając plecami – Zamknij oczy. - polecił, sięgając po wąż prysznicowy i odkręcił ciepłą wodę. Najpierw upewnił się, że woda nie będzie ani za zimna, ani za ciepła, po czym skierował strumień na rozczochraną czuprynę bliźniaka i namoczył ją – Nie chciałbyś ich ściąć? - zapytał, sięgając po butelkę z szamponem.

-Nie. - zaprzeczył – Podobają mi się.

-To może je chociaż jakoś ogarnąć? - zaproponował, mydląc rude włosy brata. Po chwili namysłu nalał sobie jeszcze odrobinę płynu i nałożył go na swoje włosy – Wiesz, fryzjerzy, do których notorycznie ciąga mnie Ollie potrafią stworzyć prawdziwe arcy- urwał, zdając sobie sprawę, że brzmi jak typowy rozpieszczony dzieciak.

- Pomyślę. - mruknął w odpowiedzi Rory, nie szczególnie przejmując się urwanym zdaniem.

Speedy zmył mydliny z ich włosów i wrócił do poprzedniej pozycji. Rory został między jego nogami i nie wyglądało na to, aby taka pozycja jakkolwiek ich peszyła.

Moczyli się w ciszy, relaksując ciepłą wodą. Po chwili Kudłacz ostrożnie zmienił pozycję tak, że nogami wystawał z wanny. Roy podniósł jedną powiekę i spojrzał najpierw na przerzucone przez ściankę wanny nogi, a potem na brata.

- Zmarzniesz. - rzucił krótko.

- Dobrze, mamo.

- Morda.

Rory uśmiechnął się, opierając plecami o drugą ścianę wanny.

- Hej, Roy, moglibyśmy dzisiaj... No wiesz...

- No nie wiem. Mów jaśniej. - odparł, trzymając oczy zamknięte.

- Mo-moglibyśmy... - zaczął się jąkać. Speedy otworzył oczy i spojrzał na niego wyczekująco – Bo ja... Bo ja nie najlepiej znoszę noce i...

- Boisz się spać sam? - na te słowa Rory speszył się i uniósł ramiona, próbując się w nich schować – Daj spokój! Nie wstydź się! Jak chcesz, to możemy spać razem! Skoro kąpiemy się we dwóch, jak za starych, dobrych czasów, to i możemy spać w jednym łóżku!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top