6. Królowa
Lodowe Olbrzymy jak na zawołanie zaczęły odchodzić od przybyszy z Asgard'u. Ci zdziwieni ich posunięciem nie wiedzieli co robić. Do uszu każdego zaczął docierać odgłos kroków o kamienne podłoże. Mieszkańcy Jothenheim'u zaczęli zbierać się przed tronem w równych szeregach, pozostawiając w miejscu gdzie znajdują się Asy przerwę. Młodszy brat patrzył na to zdziwiony. Przed chwilą jeden z nich na sekundę czy dwie dotkną jego nadgarstka niszcząc część ubioru, a tu nagle odchodzi. Spojrzał w miejsce dotyku dziwiąc się, że nie ma rany, tylko znikający niebieski ślad. Tron przed nimi zaczął się formować, zmieniając się w coś bardziej godnego tej nazwy. Nadal kamienny, ale wyglądał lepiej niż poprzednio. Przypominał już bardziej to czym ma być. Zza niego nadal wydobywały się kroki, do czego doszło pojedyncze stuknięcie. Wszystkie Olbrzymy uklękły na raz na jedno kolano, spuszczając wzrok. Asy dalej patrzyły w stronę tronu, nie wiedząc w ogóle co się dzieje. Widzieli cień znajdujący się za kamiennym siedziskiem. Wyglądał jakby należał do osoby normalnej, a nie jednej z tych zimnokrwistych bestii. Postać zaczęła wyłaniać się zza tronu. Przybysze przyglądali się jej zdumieni, rozpoznając po sylwetce, że jest to kobieta. Ubrana w srebrny pancerz na klatce piersiowej, gdzie nad piersiami widniały trzy świecące kamienie - biały, niebieski i zielony. Na biodrach spoczywał biały pas z dwoma mieczami na jej bokach. Spodnie w tym samym kolorze, a na stopach metalowe buty. Na jej barkach znajdowały się metalowe ochraniacze z szarym futrem, białą peleryną i kolcami idącymi ku górze. W jej reku dzierżyła lodowe berło z niebieskim światłem u góry. Gdy spojrzy się na jej twarz nie zobaczy się nic, prócz pięknych szarych włosów i czarnej maski wyglądającej jak skóra jednego z mieszkańców Jothenheim. Poruszała się majestatycznie i dumnie, gdzie tak samo zasiadła na tronie. W masce były dwie dziury na oczy, z których wydobywał się szary, lekko niebieski, błysk. Siedząc na tronie wyprostowana i dumnie, przelatywała przez wszystkich wzrokiem. Stuknęła raz o podłoże swym berłem, na co jeden z podwładnych powstał. Szedł w jej kierunku, gdzie stojąc na przeciwko niej, skłonił się w pół. Zaraz po tym stanął po jej prawej stronie.
- Wasza Wysokość. - zaczął poważnie nie spuszczając wzroku z ich gości. - Ta szóstka to przybysze z Asgard'u. Dwaj z nich to synowie samego Odyna, zwanego również "Wszechojcem". - jego głos mimo że brzmiał jak kilka minut temu, to wydawał się jakby łagodniejszy, ale nadal zimny. Przybysze z Asgard'u patrzyli na wszystko z niedowierzaniem. Nie wiedzieli co tu się dzieje. - Pozostała czwórka to prawdopodobnie jedni z żołnierzy. - zakończył odchodząc krok do tyłu, stojąc teraz dumnie i z podniesioną głową. Ale niestety kiedy znów usłyszał uderzenie w kamień, westchnął bezgłośnie. - To ja sprowokowałem księcia Asgard'u, Thor'a Odinson'a, drwiąc z niego. - słychać jak ciężko przechodzą mu te słowa przez gardło. Nie chciał tego mówić, ale nie chce się również jej narażać.
Kobieta wstała gwałtownie z tronu, a światło w jej lodowym berle zabłysło trochę jaśniej. Zaraz po tym ten sam Olbrzym co wcześniej, kolejny raz tego dnia wylądował na ścianie. Zaczęła powoli iść w kierunku przybyszy. Lodowe Olbrzymy od razu wstały, gdy tylko wykonała pierwszy krok i zaczęły odchodzić na boki i uważnie się przypatrując poczynaniom ich królowej. Im bliżej ich była, tym bardziej mogli dostrzec, że wzrostem daleko jej do jednego z Olbrzymów. Była normalnego wzrostu. Stanęła jakieś dwa metry przed nimi, uwarzenie się im przyglądając.
- Thor Odinson? - jej głos prędko nie zostanie przez nich zapomniany. Jest taki delikatny, choć poważny i zimny.
Blondyn o niebieskich oczach podszedł dwa kroki bliżej, uważnie przyglądając się dziwnej i nieznajomej osobie, która prawdopodobnie jest królową Jothenheim'u. Zastanawiał się od kiedy, jak to zrobiła i dlaczego akurat Jothenheim. Miał tyle pytań w głowie. Chciał się dowiedzieć kim jest.
- Ja jestem Thor. - powiedział z powagą, choć ciężko mu było to utrzymać. Chciał mimo wszystko jeszcze trochę powalczyć. Uwielbiał to uczucie.
Szarowłosa patrzyła mu teraz w oczy. Puściła swoje berło, które zostało nieruchomo na swoim miejscu, a niebieskie światło znikło. Podeszła mały krok do przodu, ku zdziwieniu wszystkich, by z ręka na sercu i drugą z tyłu pleców, skłonić się lekko przed nim. Lodowe Olbrzymy patrzyły na to wściekle. Może ich władcą była kobieta i od nie dawna, ale ona wie jak nimi rządzić. Do tego silna, mądra i zna się bardzo dobrze na sprawowaniu obowiązków jako królowa. Do tego to co im obiecała, jakie ma plany i co już zaczęła, od razu spodobały się każdemu na Jothenheim'ie. Gotowali się w środku widząc jak kłania się jakiemuś blond chłopczykowi, któremu tylko walki w głowie. Niektórzy już zaczęli tworzyć lód na rękach, lecz gdy berło samo stuknęło o podłoże, to niechętnie przywrócili ręce do poprzedniego stanu.
- Proszę o wybaczenie. - powiedziała swoim przyjemnym dla ucha głosem, wtrącając blondyna w zakłopotanie. Jednak szybko zrozumiał o co chodzi i równie szybko przybrał poważną twarz. Nie wiedząc co powiedzieć, dlatego skinął głową na znak, że wybacza.
Kobieta wyprostowała się, chwytając za lodowe berło. Zauważyła na nadal czarnym niebie wir. Przeczuwająca co on oznacza zaczęła iść w kierunku, gdzie ma się zjawić kolejny gość. Za nią ruszyło kilku z Olbrzymów, wymijając Asów tak, by nikogo nie dotknąć. Nie dla ich dobra, tylko dla własnego.
- Laufey. - Olbrzym o tym imieniu jak najszybciej znalazł się przy jej prawym boku. Szybko pozbierał się po kolejnym uderzeniu. Nie będzie pokazywać słabości.
Kobieta stanęła w miejscu obserwując wir na niebie. Laufey stanął po jej prawej stronie pokazując, że jest jej prawą ręką. Patrzył jak podnosi swoje berło i mu podaje. Od razu za nie chwycił i poczuł przyjemne mrowienie. Na jego ciele zaczęła pojawiać się srebrno-biała zbroja z hełmem. Berło zmieniło się w srebrną włócznię. Ruszył kilka kroków do przodu, zasłaniając kobietę własnym ciałem. Przygotował się na powitanie kolejnych gości z Asgard'u. Znów pojawiło się to światło oślepiając kilku. Tęczowy strumień uderzył w kamienną ziemię Jothenheim'u, pokazując wszystkim postać na koniu. Gdy tylko światło zgasło mogli ujrzeć twarz jeźdźcy. Laufey aż się uśmiechnął i ruszył jeszcze jeden krok do postaci przed sobą. Reszta Olbrzymów zasłoniła swoją królową, tworząc z siebie tarczę. Wątpili w walkę, ale niczego nie można się po nim spodziewać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top