5. Jothenheim

Jothenheim
2011 - czasu Ziemskiego

Planeta paskudna, zimna i najgorsza ze wszystkich. Większość żyjących stworzeń czy mieszkańców pobliskich królestw trzyma się od tego miejsca jak najdalej. Żyją tam potwory zwane Lodowymi Olbrzymami. Zimne, ogromne i krwiożercze bestie. Miejsce ich zamieszkania spowija tylko mrok i lód. Żadne stworzenie, jak na przykład człowiek, długo by tam nie przeżyło.

Nad Jothenheim'em zaczęła unosić się czarna chmura. Zmieniała się w wir. Obserwujący to mieszkańcy planety wiedzieli doskonale co to może oznaczać. Zadowoleni z tego co to zwiastuje zaczęli chować się w cieniu, by czekać na rozkazy. Z zadowolonymi minami przypatrywali się wirze na niebie. Wir zaczął obracał się szybciej, by zaraz z niego wystrzelił jasny, strasznie odznaczający się tle szarości Jothenheim'u, promień w tęczowych kolorach. Moc światła była na tyle mocna, że kilku stojących Olbrzymów musiało zasłonić oczy. Nie są przyzwyczajeni do tak mocno rażącego światła, czy ogólnie jakiegokolwiek światła. Na ziemiach, czy raczej zimnych i szarych skałach, stanęło sześciu nie znanych wielu osobników. Ubrani w zbroje i z bronią w rękach. Pięciu mężczyzn i jedna kobieta, która wcale na słabą nie wyglądała. Wszyscy rozglądali się po nieznanej im krainie, gdzie tak rzadko ktoś ją odwiedza. Jedyne co widzieli to skały, lód, mrok i gęste, ciemne chmury. Nie zauważyli jeszcze żadnego z Olbrzymów, co dobrze znaczyło. Szli dalej do niby pałacu mrocznej planety. Rozglądali się we wszystkie strony, idąc ostrożnie i w gotowości do walki. W ich głowach krążyły myśli, gdzie podziały się te dzikie, zimnokrwiste i ogromne bestie. Jakby nie było po nich śladu. Przez całą drogę do zniszczonego pałacu nikogo nie spotkali, dopiero jak doszli do celu. Tam na kamiennym "Tronie" siedziała jedna z tych właśnie bestii. Czerwone oczy patrzyły na każdego z nich z uwagą i kpiną. Owszem, radowała go wieść, że może zmierzyć się z synami samego Odyn'a i jego najlepszych rycerzy, jednak nie miał co do tego pewności. Nie wiedział czy powinien zaczynać wojnę. Rozmyślał nad tą sprawą, biorąc pod uwagę fakt, że pewnej osobie może się to nie spodobać. Może i nie jest zbyt długo na tej planecie, ale wie co ma robić. Nawet nie zauważył, kiedy wdał się w dyskusje ze starszym synem Odyn'a.

- Przebyliście długą drogę, by umrzeć. - usłyszeli niski i głęboki głos Olbrzyma przed sobą. Patrzyli w jego czerwone oczy z determinacją i złością.

- Jestem Thor Odinson. - przedstawił się dumnie syn Odyna, jak i książę Asgard'u, myśląc, że go nie znają.

- Wiemy kim jesteś. - w głosie nie dało się tym razem usłyszeć nic, choć brzmiał tak samo jak wcześniej. Thor mocniej ścisnął rękojeść Mjolnir'a, nie spuszczając wzroku z osoby siedzącej na kamieniu. Widać było jak się denerwuje.

- Powiedz, jak dostaliście się do Asgard'u? - spytał poważnie, choć słychać złość w jego głosie, jak i widać ją w jego oczach. Jego przyjaciele powoli wiedzieli, że Thor może wybuchnąć w każdej chwili, jeśli osoba przed nimi powie coś nie stosownego.

Ten za to spokojnie obrócił głowę, patrząc swymi czerwonymi oczami na pewien punkt w tamtym kierunku. Co chwilę jednak myślał nad sprowokowaniem syna tak zwanego "Wszechojca", choć pewnej osobie się to może nie spodobać.

- W domu Odyna jest wielu zdrajców. - odpowiedział spokojnie przenosząc swoje spojrzenia na przybyszy. Po minie blondyna od razu wiedział zdenerwowany jest. Spodobał mu się ten widok.

- Nie szkaluj imienia mego Ojca! - warknął z wyższością i dumą do swego rodziciela.

Olbrzym poderwał się z niby Tronu, stojąc przed nim i groźnie patrząc na jednego z książąt. Nie mógł pozwolić, by ktoś taki jak Odyn był uznawany za kogoś godnego naśladowania. Kogoś idealnego, dobrego i bez niczego, co można mu narzucić.

- Twój ojciec to zwykły morderca i złodziej! - nie odwracał wzroku od osób przed sobą. Jego głos był teraz gniewny i nie obchodziło go, że może to się komuś nie spodobać. Jednak po powiedzeniu tych słów, uspokoił się trochę. - Przybyliście tu by zawrzeć pokój? - zapytał zmieniając na tę chwilę temat, nawet jeśli w jego głosie słychać drwinę. - Marzysz o bitwie, jak chłopiec który chce uchodzić za mężczyznę. - drwił z niego, co nikomu prócz mieszkańców planety w ogóle nie odpowiadało.

Z zakamarków, cienia, kryjówek, czy po prostu jakiejś skały, zaczęły wychodzić Lodowe Olbrzymy, otaczając przybyszy z Asgard'u. W oczach widoczna była żądza władzy i przelewu krwi. Na ich twarzach widniały zadowolone uśmieszki. Krążyli, poruszali się, czy po prostu obserwowali. Wyglądali jak drapieżniki, które w każdej chwili mogły rzucić się na swoją zwierzynę.

Ktoś odezwał się, choć nikogo to niezbyt przejęło. Mieli coś do załatwienia i prawdopodobnie, rozpęta się tu zaraz walka, gdyż bestie Jothenheim'u zaczęły tworzyć swoje typowe lodowe bronie na rękach. Czekali teraz tylko na znak. Młodszy brat podszedł do blondyna i starał się go uspokoić przed nagłym wybuchem.

- Thor, zastanów się. Mają przewagę. - powiedział będąc obok niego i chwytając go za ramię.

- Zamilcz, bracie. - syknął do niego na chwilę odrywając wzrok od lodowej bestii przed sobą.

- Nie wiesz co możesz rozpętać. - zaczął spokojnie, bacznie ich wszystkich obserwując. Pewnej osobie się to nie spodoba co właśnie robi, ale w tej chwili go to nie obchodziło. - Ja tak. Odejdźcie, puki jeszcze możecie. - był spokojny, choć w środku korciło go by ich sprowokować. Zszedł z tronu, kierując się w ich stronę. Z każdym krokiem dało się usłyszeć tupnięcia, gdyż posiada on potężny rozmiar jak i budowę ciała. Stanął na przeciwko nich patrząc im w oczy. Synowie Odyna - przeszło mu przez myśl.

- Przystajemy na twą propozycje. - lekko się skulił pod wzrokiem osobnika przed sobą, mocniej naciskając na ramie brata, który zaraz na niego spojrzał. Thor z powrotem patrzył z czystą nienawiścią przed siebie na Olbrzyma. Nie mógł tak po prostu odejść. To do niego nie pasowało. To nie w jego stylu. - Chodź, bracie. - powiedział czarnowłosy odchodząc puki jeszcze może. 

Thor jeszcze chwilę patrzył wściekle na bestie, jednak zaraz się odwrócił. Za to Lodowy Stwór, musiał go sprowokować, co było oczywiste.

- Uciekaj do domu, Księżniczko. - po raz kolejny z niego zadrwił, doskonale wiedząc jak to się skończy. W końcu Thor Odinson nie będzie tolerować takiego zachowania. Reszta jego kompanów, w tym i jego brat, również zdawali siebie z tego sprawę.

- Niech to. - mruknął młodszy brat zatrzymując się w miejscu.

Thor uśmiechnął się znacząco, dając tak również reszcie znak co się zaraz stanie. W jego dłoni dzierżył teraz wilki młot. Nadal z zadowoleniem na twarzy zamachnął się nim, by uderzyć postać za sobą. Trafił, na co poleciał do góry i uderzając w skałę. Nie czekał długo uderzając kolejnego i kolejnego, nie przestając ze swoją "zabawą". Pozostała piątka dzierżąc w dłoniach broń zaczęła naśladować blondyna i walcząc z Olbrzymami. Używali sztuczek, czy po prostu miecza lub topora, by ich niszczyć. Udawało im się. Coraz więcej z nich padało martwych lub rozsypywało się w pył. Jednak druga strona nie pozostawała im dłużna. Również ich raniła, głównie lodem na swych rękach, gdyż dotkniecie ich nie było takie łatwe. Tylko raz i tylko jednemu się to udało. Mieli kontynuować, ale coś to zakłóciło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top