- Prolog -
- Na serio nie chce mi się tam jechać. – zamruczałam rozmawiając z przyjaciółką przez telefon. – bez ciebie. – dodałam.
- Y/N, masz 18 lat. Całe życie przed tobą. – zaśmiała się Ada. – a z resztą będę 24/7 pod telefonem. Dla ciebie nawet zerwę się z lekcji.
- Dzięki bardzo. Serio. – położyłam się na łóżku i rozmyśliłam się. – kupię ci coś.
- Weź mi kup hiszpańskie wino. – zaśmiała się. – takiego jeszcze nie piłam.
- Dla ciebie wszystko. – uśmiechnęłam się mimo, że dziewczyna tego nie widziała.
- Może spotkasz tam jakiegoś chłopa. Hiszpanie są przystojni...
- Whoah, whoah, whoah. Spokojnie kobito. – zaśmiałam się. – nie jadę tam wyrywać żadnego Massimo i innych takich.
- No, ale kto wie. Jak nie pojedziesz to się nie dowiesz, a zdecydowanie zbyt długo jesteś sama.
- Normalnie odezwała się, laska na którą wszyscy bez wyjątków lecą – zaśmiałam się znowu. Ta dziewczyna wie jak mi poprawić humor.
- Jutro rano do ciebie przyjdę. Pomogę ci się pakować, bo wiem jak to u ciebie wygląda. Znam cię za dobrze.
- Co?? – zaczęłam udawać zdziwioną. – Ja umiem o siebie zadbać. – powiedziałam jak mała obrażona dziewczynka. Jednak po chwili zorientowałam się, że jest to lekko żałosne.
- Tak, yhym. A mój stary to Robert Downey Jr. – mruknęła dziewczyna po drugiej stronie telefonu. – A pamiętasz co było rok temu jak wyjechałyśmy razem na ferie do Mielna? Przez pół dnia latałyśmy po mieście w poszukiwaniu ładowarki do twojego telefonu, bielizny oraz jakiejś bluzy, bo pogoda była do dupy.
- To nie mój problem, że masz zasranego IPhone'a. – powiedziałam pod nosem.
- Tak czy owak. – powiedziała. – Jutro o 7 będę, stanę się twoim rycerzem na białym koniu i cię wybawię. Zbyt daleko jedziesz, a ja jako twoja przyjaciółka aka pomocna dłoń, muszę się upewnić, że puszczam cię tam w 100% przygotowaną. Więc, nie masz innej opcji stara. – powiedziała na jednym wdechu, a ja cicho się zaśmiałam.
Nie zasługuję na nią. Szczerze na nią nie zasługuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top