- Photographic competition -

- Do torebki wrzuciłam ci portfel, w którym masz 400€ oraz 100zł, kartę miejską, byś jakoś dojechała na to lotnisko... - Ada popatrzyła się na mnie jak na debila.

- No co? – powiedziałam zdziwiona. – To nie moja wina, że tamten chuj nie przyjechał i musiałam iść z buta. - przygoda z nigdy przyjeżdżającym autobusem 190 w Poznaniu to żadna nowość.

- Dobra, nie ważne. – przewróciła oczami. – W torebce również masz powerbanka, bo nie możesz mierz go w walizce... - dziewczyna chwilę się zamyśliła. Potem dodała, że mam zabrać jakieś tam leki na wszelki wypadek, gdyby coś mnie złapało. Dobrze jest mieć własnego menagera, który ogarnia wszystko za ciebie.

- Ewentualnie pożyczę coś od Dominiki, na chillu. – machnęłam ręką.

- W walizce spakowałam ci wszystko co potrzebne, wczoraj jak skończyłyśmy gadać zrobiłam specjalną listę i jak widać – spojrzała na nią jeszcze raz, a potem na otwartą walizkę i torebkę. – wszystko masz gotowe. Chyba możemy jechać. – powiedziała, a ja spojrzałam na nią z zapytaniem.

- Jedziesz ze mną? - zdziwiłam się. 

- No muszę się upewnić, że na pewno dojedziesz na lotnisko. Nie chcę byś miała znowu przypał u wychowawcy. - westchnęłam mimo, iż wiem jakie przypały miałam wcześniej.

- Dzięki ci bardzo. – wygrzebałam się z końca łóżka i siedząc na kolanach przytuliłam dziewczynę w pasie, gdy ta jeszcze raz upewniała się, że wszystko jest na swoim miejscu.

- Co byś ty beze mnie zrobiła. – westchnęła, po czym kazała mi sprawdzić dojazd na lotnisko, jednak po chwili stwierdziła, że sama to zrobi. Lepiej nie ryzykować z zapomnieniem przez ze mnie komórki. Włożyłam telefon głęboko do torebki, by na pewno nigdzie nie wypadł. - Dobra, zbieramy się. – chwyciła mnie za ramię i zrzuciła z łóżka. 

Po dojechaniu na poznańskie lotnisko Ławica pożegnałam się z Adą. Było już po dziesiątej, więc byłam na zbiórce nawet wcześniej. Przy wielkiej tablicy z napisem „odloty" stała mała grupka osób z mojej klasy oraz trzech opiekunów – moja wychowawczyni, nauczycielka od polskiego i nauczycielka angielskiego klas młodszych. Gdy pośród nich odnalazłam moją przyjaciółkę Dominikę to od razu żwawym krokiem do niej poszłam.

- O hej Y/N! – dziewczyna przytuliła mnie i pocałowała w policzek na przywitanie.

- Hej. – uśmiechnęłam się. – Który to nasz lot? – spytałam patrząc na tablicę z wyświetlanymi odlotami w dniu dzisiejszym.

- Ten o dwunastej pięćdziesiąt pięć, do Palma de Mallorca. – wskazała ręką. - Lecimy Ryanairem. – dodała po chwili.

- Nie robi mi to żadnej różnicy. – zaśmiałam się. – Jedynym plusem tej wycieczki jest to, że odwołali nam dwie klasówki i lekturę. Serio nie chce mi się tam jechać.

- Bożeee Y/N... - przewróciła oczami brunetka. – Słuchać się tego nie da. Będzie zajebiście. Mamy mieć mega hotel, czekaj pokarzę ci. – Z swojej szarej torebki dziewczyna zaczęła szukać telefonu. Gdy go odnalazła to wpisała coś szybko w przeglądarkę i od razu wyświetliły się jej wyniki. Zabrałam jej telefon i przejrzałam kilka zdjęć obiektu noclegowego naszej tegorocznej wycieczki. Jestem typem osoby, która musi mieć dobry hotel, bądź ogólnie miejsce do spania w przyzwoitych warunkach. Bywałam na wielu wycieczkach i większość z noclegów zostawało wiele do życzenia.

- No muszę przyznać, że ładny, ładny.

- Plus będziemy mieć All Inclusive. – dodała, a ja od razu spojrzałam się na nią ze zdziwieniem. – Dostaliśmy dofinansowanie, nie pamiętasz? Nasza klasa wygrała w olimpiadzie fotograficznej, a nagrodą był wyjazd właśnie na Majorkę. Musimy tylko porobić zdjęcia, by mogli oni wstawić na stronę.

- Racja. Było coś takiego. – odpowiedziałam i znowu zanurzyłam się w ekranie IPhone'a Dominiki szukając więcej informacji o mieście, w którym będziemy przebywać przez aż dwa tygodnie.

Po około jedenastu minutach wszyscy już zebrali się w hali lotniska, więc mogliśmy oddać bagaże i przejść kontrolę bezpieczeństwa. Gdy wszystkie osiemnaście osób już się odprawiła całą grupką podeszliśmy pod naszą bramkę z numerem cztery. Do odlotu naszego samolotu było jeszcze pięćdziesiąt jeden minut, więc cała moja klasa rozsiadła się na wolnych miejscach w terminalu odlotów.

Z moją niezdarnością wolałam niczego z mojego bagażu podręcznego nie wyciągać, więc wraz z przyjaciółką słuchałyśmy wspólnie muzyki na jej słuchawkach bezprzewodowych, Spotify akurat zarzucił nam jeden z kawałków One Direction.

- Idę po kawę, chcesz też? – zapytałam podnosząc się z siedzenia.

- Weź mi białą z cukrem. – powiedziała, po czym podała mi swój telefon. – Zapłać, potem mi przelejesz blikiem. – dodała.

- Dzięki, wielbię cię kobieto moja. – uśmiechnęłam się, po czym poszłam w stronę automatu z gorącymi napojami w rytm piosenki „Live while we're young". Wpatrując się w telefon przyjaciółki i przeglądając beztrosko jej Instagrama nie zauważyłam pewnej osoby stojącej na mojej krótkiej drodze do automatu. – Prz-przepraszam pana bardzo. – nic by się nie stało, gdyby nie fakt, że wypierdzieliłam się przez jego torbę, która stała na podłodze. Mężczyzna od razu podał mi pomocną dłoń i wraz z jego pomocą wstałam na równe nogi. Już czułam na sobie wzrok moich rówieśników z klasy i ludzi dookoła na lotnisku. Idiotka, idiotka, idiotka. Będą się śmiać jak nic. 

- Przepraszam Panią, nie powinienem stać na środku, ale nie mogę się tutaj odnaleźć. – brytyjski akcent dotarł do moich uszu, a gdy podniosłam wzrok do góry i ujrzałam twarz mężczyzny od razu moje źrenice się rozszerzyły. Autentycznie to poczułam. Zrobiłam się cała czerwona ze wstydu. 

- Może w czymś mogę pomóc? – z moim strasznym angielskim po chwili ciszy coś wymruczałam i nieśmiało spojrzałam na bardzo dobrze znanego mi aktora. 

- Bramka czwarta na Majorkę. – pokazał mi swój bilet, ja na niego szybko kiknęłam i czułam jak serce mi przyspiesza. To mój lot. Japierdolę. Lecę z jednym z najpopularniejszych aktorów na całym świecie. Czułam jak mi nogi lekko się trzęsą.

- Tak się składa, że akurat ja tam lecę z klasą. – powiedziałam cicho wciąż niedowierzając w tą rozmowę. – To jest tam. – wskazałam palcem na drugą część terminalu. Gdzieś w okolicach mojej ukochanej klasy.

- Z klasą? – spojrzał się na mnie pytająco z uśmiechem brunet. Czemu on ze mną rozmawia. Autentycznie się dziwię.

- Tak, powiedzmy, że to takie klasowe wakacje. – odpowiedziałam już trochę bardziej śmiało. Uspokój się Y/N. To nic takiego. Po prostu rozmawiasz z Tom'em Hollandem jak gdyby nigdy nic. To chyba normalne, co nie? Nie, nie jest normalne, ale wolę to sobie wmawiać.

- Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc. – chłopak znowu się uśmiechnął. – A tak w ogóle jestem Tom. – dodał i podał mi rękę. Czy to się dzieje naprawdę?? Bo chyba śnię. - Tom Holland. - My name is Bond. James Bond??

- Y/N. – uścisnęłam jego dłoń delikatnie, by przez przypadek go nie zepsuć, czy coś takiego. Teraz nie powiedz niczego głupiego szmato. – Znam cię od kiedy wyszedł film „Impossible". Kocham twoją grę aktorską. Jesteś świetnym aktorem i to jak pomagasz ludziom dzięki "The brothers trust". To jest niesamowite. – dobra y/n nie było źle, chyba się nie wygłupiłaś. Chłopak cicho się zaśmiał. Idiotka, idiotka, idiotka. Zamknij się już, bo tylko sprawę pogarszać. Nie widzisz jak ta szmata Gośka i Baśka się na ciebie gapią? Wróć do klasy i skończ ten cyrk. Moje myśli nie dawały mi spokoju. 

- Dzięki ci bardzo. - uśmiechnął się. - Chcesz może autograf lub zdjęcie? – zapytał się miło. Ja z wielkim uśmiechem pokiwałam lekko głową i podałam mu telefon Dominiki. Ten szybko cyknął zdjęcie i oddał mi komórkę. – Gdzie tak pędziłaś, że wpadasz na przypadkowych ludzi? – zaśmiał się wciąż się na mnie patrząc. Już poczułam jak policzki mi płoną, mimo że często mi się zdarza wpadać na ludzi, bo jestem straszną niezdarą to jednak nie na co dzień zdarza mi się wpaść na Tom'a Hollanda we własnej osobie.

- Szłam po kawę dla mnie i przyjaciółki. – powiedziałam po chwili ciszy.

- Harry, Sam. – odwrócił się do chłopaków, którzy stali za nim. – Wypiłbym kawę, a wy?

- W sumie to słabo spałem. – zaczął Harry, czyli młodszy brat Tom'a. - Z chęcią. - dodał po chwili rozmyślania.

- Weź mi czarną. – powiedział krótko widać, że Sam był zmęczony. – Dzięki stary. – dodał.

- Nie ma sprawy. – odpowiedział Tom, a ja tylko stałam jak wryta patrząc się na nich, bo nie wiedziałam czy mam sobie odejść czy co. – To chodź Y/N. Postawię ci kawę. Za to, że stałem tak na środku i wylądowałaś na podłodze. – uśmiechnął się, jednak zamiast pójść w stronę automatu skierował się w stronę małej kawiarenki na terenie terminala. Zarumieniłam się jeszcze mocniej.

- N-nie trzeba. - zająknęłam się.

- Nie chcę słyszeć żadnego „nie". – krzyknął idąc już kilka kroków przede mną. Nie wiedziałam co zrobić w takiej sytuacji, więc dogoniłam bruneta i po chwili już szłam krok w krok z nim. W mojej głowie trwała aktualnie burza z piorunami, bo wciąż nie docierało do mnie to co się właśnie wydarzyło. – Poproszę trzy czarne kawy i... - chłopak spojrzał się na mnie z zapytaniem. – Co dla ciebie i przyjaciółki? – zapytał cicho.

- Dwie białe z cukrem. – powiedziałam do niego.

- I dwie białe z cukrem. – powtórzył do ekspedientki.

Po zapłaceniu czekaliśmy chwilę na odbiór naszych kaw.

- Więc powiedz mi Y/N. – zaczął, a moje serce od razu zabiło dwa razy szybciej. – Jak to możliwe, że jedziecie na wakacje z szkołą? – zapytał miło z uśmiechem.

- Moja klasa wygrała konkurs fotograficzny, a nagrodą były wakacje na Majorce dla wszystkich. – odpowiedziałam. – Jesteśmy klasą fotograficzną. – dodałam po chwili.

- Oo to bardzo fajnie. – spojrzał się na mnie. – Czyli ty też robisz zdjęcia? Bo wiesz jadę właśnie do Hiszpanii również na małe rodzinne wakacje, ale nie ukrywam, że z chęcią zrobiłbym sobie małą sesję zdjęciową z braćmi. Organizujemy kolejną zbiórkę dla biednych właśnie z Majorki. Jedziemy tam na odpoczynek i żeby popracować nad tym. Chcemy poznać kilka rodzin dla których będziemy zbierać pieniądze. Może chciałabyś nam pomóc? Oczywiście zapłacimy ci. – uśmiechnął się na mnie, po czym popatrzył na trzymane w rękach paragony. – Do jakiego miasta jedziecie?

- Sa Coma. Do jakiegoś hotelu Safari Protur coś tam. – zaśmiałam się patrząc na swoje dłonie. Mój mózg zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa w pobliżu tego chłopaka. - I z chęcią ci pomogę, za darmo. Z moją przyjaciółką mogę. Zabrałyśmy swoje aparaty, więc nie ma problemu. - niby wakacje, jednak kilka projektów do szkoły warto zaliczyć właśnie tam.

- Żartujesz? – zaśmiał się, a ja spojrzałam tylko na niego i pokręciłam przecząco głową.

- Pół godziny spędziłam na stronie tego hotelu i pięć razy przeczytałam plan naszej „wycieczki", więc jestem pewna na sto procent. – zaśmiałam się, bo było to prawdą. Ja muszę wszystko sprawdzać milion razy, by być pewna gdzie jadę. Tyle, że akurat tym razem zabrałam się za to zdecydowanie za późno.

- Myślę Y/N, że się dogadamy. – objął mnie ramieniem stojąc obok mnie. Może ten wyjazd nie będzie aż tak zły. – Podam ci mój numer, to się zgadamy, a z resztą na pewno cię jakoś znajdę. Cieszę się, że nie jesteś jak te wszystkie inne moje fanki, co się na mnie rzucają. – znów się do mnie uśmiechnął. – Kiedyś jedna dziewczyna ukradła moją kurtkę i zaczęła ją wąchać, znalazła w jednej z kieszeni chusteczkę to ją zabrała. Mój ochroniarz od razu ją dogonił, jednak chusteczki wciąż nie odzyskałem. – zaśmiałam się na jego słowa, bo przypomniało mi się coś. Ale chłop ma rację. Ja nie jestem tym typem osób co by miało zemdleć na widok idola, bądź robić inne irracjonalne rzeczy, ja raczej po prostu się ekscytuje, ale wewnętrznie i tego nie ukazuję. Idole to też ludzie, musimy ich traktować jak każdego innego.

- Widziałam to na Twitterze, laska od razu się pochwaliła. Ja jestem tego zdania, że aktorzy tacy jak ty to też ludzie, a wasza sława nie zmienia tego, że macie życie prywatne i przestrzeń osobistą. – chwilę zaczęłam myśleć co właśnie powiedziałam. – A co do przestrzeni osobistej to jeszcze raz przepraszam. – powiedziałam trochę ciszej, bo zapomniałam, że jeszcze kilka minut temu wpadłam na niego.

- Spokojnie. – zaśmiał się. – Ważne, że nie ukradłaś mi kurtki. I nie zemdlałaś. - dodał, chociaż było blisko do zemdlenia ze wstydu. Wciąż czuję masę par oczu skierowanych w moją stronę. A chuj w was klaso fotograficzna.

- Obstawiam, że już kilka takich sytuacji miałeś.

- I to nie raz. -zaśmialiśmy się oboje.

- A właśnie. Mój numer. - chłopak z kieszeni wyjął długopis i na jednym z paragonów zapisał swój numer. Po czym podał mi papierek. - Tylko nie zgub. - zaśmiał się. Dla niego to żart, ale nawet nie wie, jak bardzo wszystko gubię.

- To w moim przypadku jest bardzo prawdopodobne. - zaśmiałam się i schowałam paragon głęboko do kieszeni bluzy.

Chwilę później nasze zamówienie było gotowe, więc wyszliśmy z kawiarenki i skierowaliśmy się w stronę bramek.

- Bardzo miło było cię poznać Y/N, będziemy w kontakcie. – jedną ręką mnie objął i idąc do swoich braci jeszcze raz mi pomachał, ja odwzajemniłam gest i powróciłam do Dominiki. Nie zauważyłam nawet, że nie było mnie przez ponad piętnaście minut.

- Mam ci duuuużo do opowiedzenie stara. – powiedziałam podając jej kubek z kawą i telefon.

- A ja mam dużo pytań. – powiedziała, po czym upiła łyk kawy.

Sięgnęłam do kieszeni bluzy i wyjęłam paragon z numerem telefonu chłopaka, schowałam go do portfela, by był bezpieczny wraz z innymi moimi dokumentami.

- A więc... - zaczęłam opowiadać całą historię spoglądając raz po raz na bruneta stojącego już przed bramką.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top