- My future fake wife a.k.a Nadia Parkes -
- Cofnęli mnie klasę w dół. – powiedziałam przez telefon. – Muszę powtarzać klasę. – obróciłam się na moim obrotowym krześle i podjechałam bliżej biurka.
- O mój bożeeee. – jęknęła Dominika po drugiej stronie. – Nie podoba mi się to.
- Uwierz mi, mi też. – zaśmiałam się. Włączyłam laptopa. – Dobrze, że przynajmniej mam jakieś notatki. Gdy tak czytam te zeszyty to coś tam mi świta.
- SERIO? – usłyszałam huk po drugiej strony telefonu, odsunęłam komórkę od ucha i się zaśmiałam. Dziewczyna chyba spadła z krzesła.
- Tak. I jak przeglądam różne zdjęcia i wiadomości na telefonie to też. Już prawie całkowicie pamiętam wakacje 2020 roku i wycieczkę na Majorkę.
- Czyli to oznacza-
- Tak, pamiętam jak poznałam Tom'a.
Styczeń 2022 roku. Powoli zaczynam odzyskiwać pamięć. Codziennie Ada mnie odwiedza i opowiada mi wszystko. Dominika wysyła mi pełno zdjęć. Tom podsyła różne filmiki i informacje na temat mojego pobytu świątecznego w grudniu 2020 roku. Stwierdziłam, że chcę wiedzieć wszystko. Mimo, że nie są to szczęśliwe wspomnienia to jednak wciąż są to moje wspomnienia i mam prawo o nich wiedzieć.
Tom niestety w grudniu nas nie odwiedził, jednak jego brat oraz chłopak Dominiki przyjechał do Poznania i posiedział z nami dwa tygodnie.
W szkole było trudno, jednak przyniosłam ze szkoły kwitek otrzymany przez lekarza. Pierwszy semestr przesiedziałam w domu na indywidualnym nauczaniu, ale po feriach wracam normalnie do szkoły. Tylko, że klasę niżej. Pierwsze pół roku robiłam z nauczycielami materiał z klasy maturalnej, jednak nie dawałam sobie rady i rada pedagogiczna stwierdziła, że przeniosą mnie rok wstecz i utrwalę sobie czwartą klasę.
- MUSISZ MU TO POWIEDZIEĆ. – krzyknęła, znów odsunęłam telefon od ucha, bo zaraz stracę słuch.
- Już mu powiedziałam. – zaśmiałam się.
- A co z Jankiem? – zapytała.
- Szczerzę, nie czuję tego. Nie wiem, co stara ja w nim widziała. – zamyśliłam się.
- Musi być wyrozumiały, to nie twoja wina że tak się stało.
- Ostatnio obraził się, że nie mogłam wyjść z domu, by się spotkać. Ale musiałam się uczyć, wtedy brałam pod uwagę fakt, że będę pisać maturę w tym roku i egzaminy zawodowe, nie wiedziałam że mnie przeniosą.
- Z czasem się przyzwyczai, a jak nie to ma kurwa problem. – zaśmiała się. – Ja się z nim rozprawię.
- Będę cię w tym wspierać. – uśmiechnęłam się.
- Dobra muszę się pakować, widzimy się jutro.
- Do zobaczenia. – powiedziałam i się rozłączyłam.
Za tydzień zaczynają się ferie zimowe w województwie wielkopolskim, więc z Dominiką postanowiłyśmy je sobie przyspieszyć. Ja i tak do końca stycznia mam siedzieć w domu, a jej to różnicy nie robi, czy będzie ten tydzień w szkole czy nie.
Jutro wylatujemy do Londynu. Do Hollandów. Dzięki powoli odzyskującej się mojej pamięci niektóre wspomnienia są już rozmazane, a to już coś. Ważne, że świta mi czas spędzony z Tom'em. Nie był moim chłopakiem – tak wnioskuję z naszych wiadomości wymienionych w zeszłym i wcześniejszym roku. Najwyraźniej tylko się przyjaźniliśmy.
Odpaliłam sobie Netflixa i zaczęłam oglądać Young Royals.
Musiałam przysnąć. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Przetarłam oczy, z początku nie wiedziałam co się dzieje. Gdy dzwonek zadzwonił kolejny raz, wygrzebałam się z krzesła i otworzyłam drzwi.
- Tęskniłaś. – gaz pieprzowy rozpylony w powietrzu przez blondynkę, kopniak w klatkę piersiową, drugi w plecy. Trzaśnięcie drzwiami i black out.
*
- Chyba sobie żartujesz! – krzyknęłam, gdy ból był już na tyle słaby, że dałam radę się podnieść z podłogi. Przeklinałam pod nosem tą szmatę. Nie sądziłam, że ją jeszcze kiedykolwiek spotkam. Nikt nie wytłumaczył mi w końcu co się stało na rzekomym ślubie Tom'a i Nadii i czemu go w końcu nie wzięli. Policja tylko chciała, bym zeznawała przeciwko Nadii, jednak nie pamiętam tamtego dnia wcale. A teraz jakimś cudem znów znajduje się na wolności? Może nigdy jej nie złapali...? Chuj z tym. Ważne teraz jest to, że mnie znalazła, a ja nawet nie wiem jakim cudem.
Pierwsze co zrobiłam to na ślepo poszłam do łazienki i przemyłam oczy obficie wodą, gdy ból powoli mijał i dałam radę otworzyć oczy, przebiegłam po mieszkaniu. Dziewczyny nie było. Wszystkie rzeczy były na miejscu. Czego ona ode mnie chciała?
Chwyciłam telefon. Wybrałam numer do Tom'a.
- Ona tu była. – powiedziałam drżącym głosem. Z pokoju sypialnianego przeszłam do kuchni, bo poczułam, że zaschło mi w gardle. Otworzyłam drzwi lodówki. – ZABIŁA MOJEGO MISIA. – rozpłakałam się. Zapomniałam o pragnieniu. Trzymałam w ręku mojego ulubionego pluszowego misia. Jedną z jedynych pamiątek po dziadkach. Wbity miał w brzuszek nóż. Jego wnętrzności zaczęły wypadać.
- Y/N spokojnie. Powiedz od początku co się stało.
Wytłumaczyłam, że Nadia była u mnie. Rozpyliła gaz, pobiła mnie i zamordowała mojego ulubionego kompana. Rozmawiając z Tom'em wciąż na głośniku weszłam do pokoju. Stanęłam przed lustrem. Zdjęłam bluzkę. Miałam ogromnego siniaka pod piersiami. Plecy wciąż mnie trochę bolały, jednak mniej, nie mogłam sprawdzić czy mam jakieś ślady po jej ataku.
- Przyjadę jutro po was na lotnisko. I zamówię wam ubera w Poznaniu. Ona wciąż może tam być. Uważaj na siebie, nikomu nie otwieraj drzwi, chyba że to Dominika albo Ada, nie wychodź sama z domu. Twoje bezpieczeństwo jest aktualnie najważniejsze. – ciepło wypełniło móje wnętrze, a serce zabiło mi szybciej. Czy w taki sposób Tom działał też na starą mnie? Oby tak, bo jeżeli nie to stara ja może tylko być zazdrosna z nowej mnie.
- Dzięki, że się o mnie martwisz... - uśmiechnęłam się mówiąc to. Why I'm falling for him?
- Y/N, ja się zawsze o ciebie martwiłem. Od pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Pomyślałem sobie „Wiem, że w przyszłości będę musiał ją chronić". Jesteś dla mnie bardzo ważna i teraz, gdy nie jestem pod wpływem Nadii nie będę musiał już tego ukrywać.
- Jak to już nie jesteś pod wpływem Nadii? Może opowiesz mi co się stało wtedy na tamtym ślubie? – zapytałam. Jak byliśmy ostatnio u Hollandów mówili coś o tym, ale wtedy byłam zbyt zamyślona i nawet nie słuchałam.
- To temat do bardzo długiej rozmowy. – zaśmiał się.
- Ja mam czas. – odpowiedziałam.
- Y/N jest już późno, powinnaś iść spać.
- Wcale nie jest późno, a z resztą tak szybko nie zasnę. – upierałam się. Może i lekko byłam zmęczona, ale jeżeli teraz Tom mi nie wyjaśni to i tak mój mózg wymyśli sobie swoją wersję i nie będę mogła ze spokojem spać.
- No dobrze. Zaczęło się to w dzień w którym wysyłaliśmy zaproszenia.
*Lipiec 2021*
- Ile masz kopert? – zapytałem dziewczyny.
- 223,224... - zaczęła wyliczać.
- Ja mam – zacząłem, ale mi przerwała.
- CISZA. – krzyknęła. Podniosłem ręce w geście poddania. Po kilku minutach powiedziała w końcu: - 341.
- Ok. – odpowiedziałem zrezygnowany. – Ja 102.
- Nalep wszystkie znaczki. – rzuciła na mnie wszystkie koperty oprócz jednej, z którą poszła do pokoju obok, tak że większość z nich spadła na podłogę, a reszta została porozrzucana po całym stole. Głośno westchnąłem i posprzątałem bałagan zrobiony przez moją „przyszłą żonę".
Trwało to godzinami zanim nakleiłem wszystkie koperty. „Potem jeszcze trzeba będzie wysłać bilety lotnicze" – pomyślałem sobie i już byłem zrezygnowany tym całym wydarzeniem. Modlę się, by jak najwięcej osób odpowiedziało, że nie pojawią się tam.
- SZYBIEJ TO RÓB!
- NIE JESTEM PIEPRZONYM ROBOTEM NADIA.
- A MÓGŁBYŚ BYĆ. BYŁOBY MI O WIELE ŁATWIEJ.
- TO ZNAJDŹ SOBIE I GO KURWA WYKORZYSTUJ.
Kłóciliśmy się cały wieczór.
- Potem dzień przed ślubem, czyli mój „kawalerski". Miał być to ostatni dzień mojej wolności, jednak jak wiadomo wolność straciłem jakiś rok wcześniej.
*Październik 2021*
- Nie mam nastroju. – powiedziałem do Harry'ego. – Boję się jutrzejszego dnia.
- To jest niesprawiedliwe.
- Tu nie ma sprawiedliwe, niesprawiedliwe. Wpakowałem się w bagno i się z niego wypakuję. Usunę tą taśmę. – powiedziałem pewny siebie.
- Nie chcę ci psuć humoru stary. – zaczął Sam. – Ale sądzę, że ona ma pełno kopii zapasowych...
- Wiem... - zamyśliłem się. – Trzeba coś ogarnąć, bo jak nie ma taśmy, nie ma problemu. Kończę ten cyrk. Nie mam zamiaru się żenić z kobietą, której nie kocham.
- Trzeba będzie wykorzystać zamieszanie podczas ślubu. – dodał Harry. – Mówiłeś, że wzięła swój laptop? – skinąłem głową. Bierze go dosłownie wszędzie. – Nasz kuzyn Jake jest programistą, założę się że pomoże nam w skasowaniu tego.
- Misja Usunąć Taśmę i Wziąć Rozwód ogłaszam za rozpoczętą. – powiedziałem zadowolony.
Następnego dnia zamieszanie było straszne. Wszyscy latali w tę i z powrotem. Każdy kręcił się obok pokoju Nadii, a przy moim siedzieli tylko moi najbliżsi. Nie chciałem sztucznego tłumu, gdyby to był prawdziwy ślub to pewnie byłbym w lepszych humorze na rozmowy z gośćmi, ale to nawet nie są moi goście. To Nadia wybrała listę od A do Z, a ja nie miałem nawet wyboru.
- Ile jest razem ludzi? – zapytał Harry.
- Coś około 350. – odpowiedziałem. Tak jak sądziłem, sporo osób nie przyjechało.
- Dobra to jak kilka osób nie przyjdzie na ceremonię to chyba Nadia nie zauważy.
- Nie obrazisz się stary, że nas nie będzie? – zapytał Sam.
- Jeżeli uda wam się to będę was wielbić do końca życia. – uśmiechnąłem się.
- Dobrze, że ona wybrała ci drużby. Przynajmniej możemy się wymknąć. – przypomniał Harry. No tak, czemu mnie to nawet nie dziwi. Przecież ja nie miałem żadnego wpływu na to wydarzenie, ja po prostu jestem, bo jestem.
- Temu tylko mogę być jej wdzięczny. – zaśmiałem się.
- Ile mamy jeszcze minut? – spojrzałem na zegarek.
- Pół godziny.
- Dobra to przygotujmy cię. Współgwiazdę wieczoru, bo oczywiście gwiazda jest tylko jedna i jest nią Nadia Parkes.
Założyłem garnitur, którzy otrzymałem w prezencie od marki Louis Vuitton, specjalnie szyty na tę jakże uroczystą okazję.
Nie cieszę się ani trochę z tego dnia. To mój ślub, czyli powinien być to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu, jednak czuję się, jakbym miał iść tam na skazanie. No w sumie jakby to przemyśleć to nie widzę dużej różnicy. Nadzieja tkwi w Jake'u, Sam'ie i Harry'm. Wierzę że im się uda, Nadia będzie tak zapatrzona w tą ceremonię, że nie ma bata, że odkryje moje zamiary. Zbyt długo czekała na ten dzień, będzie jak najszybciej chciała się pobrać.
Pół godziny minęło niespodziewanie szybko. Powinienem stać już przy łuku weselnym na dalekiej łące za hotelem. Wraz z Paddy'm pobiegliśmy, lekko zwróciliśmy na siebie uwagę, jednak co mnie to obchodzi.
W okól nas stało ponad trzystu ludzi. Nadia stała jeszcze z ojcem daleko. Zaczęła grać powolna muzyka, a dziewczyna wraz z ojcem zbliżała się do mnie, mojego drużby (czyli Paddy'ego) oraz jej druhny (czyli jakiejś jej koleżanki, która mało mnie obchodzi). Zanim jednak do mnie doszła rozbrzmiał alarm wydobywający się z hotelu. „Nie taki był plan" – pomyślałem. Jednak wszyscy wpadli w panikę, Zaczęli uciekać. Zobaczyłem na twarzy Nadii, że jest zdenerwowana. No nie dziwię się jej, jednak ja jestem na maksa szczęśliwy, bo ten alarm przedłużył czas do zawarcia małżeństwa z Nadią. Pobiegłem za resztą gości zostawiając moją fałszywą pannę młodą w tyle. Gdy przebiegałem przez hol zauważyłem chłopaków.
- Udało się! – krzyknął Jake, nasz kuzyn.
- Ratujemy ci teraz dupę, więc chodź szybko. – Harry chwcyił mnie pod rękę. Podbiegliśmy na parking, wsiedliśmy do JEPP'A Jake'a, w którym siedziała już jego żona za kierownicą. Wcisnęła gaz do dechy i uciekliśmy z piskiem opon.
- TAAK! – krzyknąłem, gdy pędziliśmy drogami na wyspie Bali. – Jakim cudem ci się to udało? – zapytałem chłopaka.
- Wbiłem się jej na początku na dysk główny. Wyczyściłem go całkowicie. Potem znalazłem wszystkie, ale to wszystkie kopie zapasowe. Zniszczyłem je. Jeżeli miała kopie na różnych kontach to właśnie je straciła, gdyż wgrałem najlepszego wirusa, który niszczy wszystko w komputerze. Przyznajcie, że jestem geniuszem. – powiedział z śmiechem zadowolony z siebie.
- JESTEŚ PIEPRZONYM GENIUSZEM JAKE! – krzyknąłem i poklepałem go po ramieniu. – Zajebista robota stary. Jestem ci winny przysługę.
- Czego nie robi się dla rodziny. – powiedział.
Na lotnisku nie obchodziło nas w jaki samolot wsiądziemy. Byle jak najszybszy. Kupiliśmy bilet do Niemiec, lot miał się odbyć za godzinę, więc odprawiliśmy się i po pół godzinie siedzieliśmy już w samolocie. Jak dobrze, że żona Jake'a – Vanessa, zadbała o nasze dowody osobiste i ogarnęła je wcześniej. Musiała na serio wierzyć w staranie swojego męża, że pomyślała o tym wcześniej. I na tym polega małżeństwo. Na wspieraniu i wierze w siebie nawzajem, a nie o głupi kontrakt. Właśnie marzę o takiej osobie. I nie wiem czemu, ale gdy myślałem o przyszłości to tylko o tej z Y/N. A teraz nawet nie wiem gdzie ona jest. Oby bezpieczna w domu. Cieszę się, że nie było jej tutaj, jeszcze ta szmata by jej coś zrobiła...
- Myślałeś o przyszłości ze mną? – zarumieniłam się, dobrze że mnie nie widział.
- Teraz nie jest to ważne. – usłyszałam zakłopotanie w jego głosie. – Dobra opowiedziałem ci wszystko, a teraz idź spać, bo jutro rano jedziecie do mnie!! – podkreślił ostatnie słowa, a ja się zaśmiałam.
- Wiesz co muszę cię poprawić. Nie jedziemy do ciebie, tylko do Sam'a. – zażartowałam. – Przez cały pobyt będziemy siedzieć u twoich rodziców i się nie spotkamy. PRZEZ CAŁE DWA TYGODNIE!! – podkreśliłam, po czym wybuchliśmy śmiechem.
- Śpij dobrze Y/N, dobranoc... - i się rozłączył.
I miał rację. Spałam dobrze, bo śniłam o nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top