- Little photographer -
- Zabrałaś wszystko? – Dominika upewniła się, że niczego nie zapomniałam. Ada już jej wcześnie dała znać, że trzeba mnie pilnować jak małe dziecko na każdym kroku. Co według mnie jest absurdalne, bo nie sądzę by było ze mną aż tak źle. Chyba...
- Tak, tak. – odpowiedziałam jej po raz tysięczny.
Wtorek minął szybciej niż nam się mogło wydawać. Tamtego dnia mieliśmy naszą pierwszą wspólną wycieczkę po hiszpańskiej wyspie. Nie sądziłam, że może mi się tu na serio podobać. Zwiedzaliśmy przepiękne miejsca, których nazw już nie pamiętam, bo jednak moją pamięć można porównywać z pamięcią muchy. Oczywiście tak jak nam się z Dominiką wydawało, te wycieczki były w jakimś sensie pretekstem do zadania prac przez nauczycieli. Nasza wychowawczyni, która uczy nas przedmiotów zawodowych dała nam karty pracy, jednak mimo to, fotografowanie sprawia mi niesamowitą przyjemność, więc nie miałam na co narzekać.
Wszystkie porobione foty obie zgrałyśmy na dysk na laptopie brunetki, by nie zaśmiecać karty. Nie miałyśmy pojęcia ile zdjęć porobimy z Hollandami, więc lepiej dmuchać na zimno.
- Nie mogę się doczekać. – Dominika usiadła przy stoliku i dopijała do końca swoje cappuccino.
- Na początku mi mówił, że te zdjęcia będzie chciał tylko z braćmi. Nie wspominał nic o żadnej zbiórce. – zaczęłam rozmyślać.
- Bo jest skromny. – powiedziała. – Może nie chciał się przechwalać, czy coś.
- Chyba nie znam bardziej dobrego człowieka niż on. Przecież to ilu osobom pomógł z braćmi. To jest cudowne. – powiedziałam patrząc się wryta w ścianę rozmyślając wciąż nad wszystkimi wyczynami Tom'a.
- Weź. – zaśmiała się. – Zaraz mi się tu roztopisz.
- Nieśmieszne Dom, nie śmieszne. – popatrzyłam się prosto w jej brązowe oczy.
- Dobra chodź. – położyła filiżankę na blacie, po czym chwyciła swoją torbę z rzeczami potrzebnymi do naszego dzisiejszego zadania. Ja już od pięciu minut stałam gotowa do wyjścia. Dziesięć razy sprawdziłam, czy niczego nie zapomniałam. Oby się potem nie okazało, że coś zostawiłam w hotelowym pokoju.
Cieszę się, że możemy bez problemu wyjść z hotelu i nikomu nic do tego. Bo jednak gdybyśmy były niepełnoletnie to raczej nikt by nam nie pozwolił na cały dzień odseparować się od reszty klasy i wyjechać na drugi brzeg wyspy z Brytyjczykiem, którego poznałyśmy dosłownie dwa dni temu.
Od poniedziałku wraz z Hollandami jesteśmy w stałym kontakcie. Ustaliliśmy wszystko związane z dzisiejszym wyjazdem. Wyjeżdżamy wcześnie rano – wracamy późnym wieczorem, tak by zdążyć jeszcze na kolację w hotelu.
Była godzina szósta rano. W hotelu o tej porze nikogo nie było oprócz pań w recepcji, która najwyraźniej działa całodobowo. Cichy dźwięk wydobywający się z telefonu Dominiki wskazywał nową przychodzącą wiadomość. Brunetka szybko wyciągnęła telefon z kieszeni swoich dżinsowych spodenek i odczytała ją.
- Chłopacy zaraz zejdą. – powiedziała, a ja się tylko uśmiechnęłam. Znowu byłam bez telefonu. Stwierdziłam, że go zostawię w pokoju, bo jednak wolę nie ryzykować. Nawet w sumie go nie potrzebuję. Internetu i tak nie mam, w porównaniu do przyjaciółki. A jak nauczycielki będą czegoś chciały to na pewno również napiszą do Dominiki. Najważniejsze dzisiaj to aparat, a go pilnuję jak oka w głowie.
Po tym jak wieczorem w poniedziałek skontaktowałam się telefonicznie z Tom'em to dodał nas na Instagramie, bo tam będzie się nam łatwiej kontaktować. Stworzył grupę do której dodał Harry'ego, Sam'a, mnie i Dominikę.
Przyglądałam się uważnie przyjaciółce, która zawzięcie z kimś pisała, jednak z amoku wybił mnie głos chłopaków.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się pierwszy Tom i przytulił mnie na powitanie. Potem zrobił to samo z Dom. – Dominika, poznaj moich braci. – zaśmiał się, bo teoretycznie już ich znałyśmy. Pisałyśmy obie z nimi na naszej grupie, jednak nie było nam jeszcze pisane się zobaczyć w realu. No może poza tą akcją na lotnisku.
- Miło was w końcu zobaczyć. – odezwał się Sam. Podszedł do mnie i również mnie przytulił, Harry po chwili zrobił to samo. – Tom sporo o tobie opowiadał. – powiedział do mnie cicho Sam, tak że mogłam poczuć jego cichy oddech na karku, jednak i tak Tom go usłyszał.
- Zamknij się stary. – ja się tylko zaśmiałam nie zwracając totalnie uwagi na słowa młodszego z braci. – Wszyscy gotowi? – zapytał już z uśmiechem, a gdy ja i Dominika skinęłyśmy głowami to udaliśmy się w stronę wyjścia z hotelu.
Duży pick-up z paką na której wszystkie rzeczy były już zapakowane, już stał przed hotelem, chłopak musiał już go wcześniej wynająć. Wsiedliśmy do środka. Tom za kierownicą, Harry obok niego, a ja, Dominika i Sam z tyłu. Przez wielkość auta w ogóle nie byliśmy ściśnięci z tyłu, a cała droga minęła nam bardzo przyjemnie. Przez całe cztery godziny jazdy przez kręte dróżki, piękne obszerne pola, mini pustynie, prześliczne wioski oraz dzikie lasy rozmawialiśmy, śpiewaliśmy oraz śmialiśmy się.
- Heyy, I'm gonna take my horse down the old town road and I'm gonna rideee till I can't no mooore. – darliśmy się wszyscy do jednej z piosenek Lil Nas'a X.
Gdy kolejna i kolejna i kolejna piosenka dobiegła końca, zaczęliśmy się zbliżać do celu. Przynajmniej według nawigacji Tom'a.
Dotarliśmy do małej wioski. Na pierwszy rzut oka rzuciła mi się bieda. Poczułam straszny żal do tych ludzi, my jako osoby żyjące w normalnych warunkach nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś może żyć tak ubogo.
Tom z paki wyciągnął pełne siaty jedzenia, ubrań, podstawowych przedmiotów codziennego użytku. Było tego pełno. Sam, Harry, Dominika i ja pomogliśmy mu to zanieść do takiego „centrum" wioski, w którym znajdowała się duża studnia, kilka ognisk oraz małe obeschnięte drzewa, które służyły jako suszarka na ubrania.
Ziemia tutaj – ogółem na Majorce – jest strasznie sucha. W okresie lipca-września jest najgorzej. Są teraz największe susze, przez które ziemia w tym miejscu nie jest w ogóle żyzna. Nic tu nie rośnie, i nie chce rosnąć.
Gdy mieszkańcy wioski zobaczyli nas to małe dzieci od razu podbiegły i się do nas zaczęły tulić. Widać, że nie mają często gości.
- Dzień dobry. – powiedział po hiszpańsku Tom i przywitał się z ludźmi, którzy do nas podeszli. – Przyszliśmy wam z pomocą. – wskazał na te wszystkie siaty, które zanieśliśmy. Tom i hiszpański? Jestem pewna, że w którymś z wywiadów wspominał, że sceny w Spidermanie podczas lekcji tego języka były dla niego najtrudniejsze.
- Dziękujemy wam bardzo. – starsza pani od razu mu podziękowała. Widziałam kątem oka, że się wzruszyła. Zaczęła dziękować nam wszystkim. Niestety ani ja ani Domka nie umiałyśmy tego języka, więc jakoś porozumiewałyśmy się z pomocą chłopaków, którzy w żadnym stopniu nie mieli z tym językiem problemów.
Ja i Dominika wyciągnęłyśmy aparaty. Zaczęłyśmy fotografować jak chłopacy roznoszą wszystko do domów. Było ich razem sześć, więc obstawiam że było sześć rodzin.
Gdy już wszystko było rozdane to zaprosili nas na ich tradycyjny obiad, oczywiście odmówiliśmy, bo nie po to daliśmy im to wszystko, by musieli nam się teraz odpłacać. Jednak poziom ich gościnności był nadmiernie wysoki. Starsza pani nie chciała słyszeć odpowiedzi „nie", więc nie mieliśmy innej opcji. Wszyscy tutaj byli bardzo mili i gościnni. Wpuścili nas tutaj - totalnych nieznajomych, a zachowują się w stosunku do nas jakbyśmy byli rodziną.
Muszę przyznać, że wzruszyłam się kilka razy. Dla mnie to co tu się dzieje jest straszne dla mnie, dla nich takie życie to norma, a do wszystkiego dawno już przywykli. Jednak ja nie przywykłam do takich widoków. Oczywiście oglądałam w telewizji te wszystkie programy, w których pokazują jak żyją inni ludzie. Ale zobaczyć to na żywo, to jest co innego. Czujesz to wszystko na własnej skórze. Przeżywasz to.
Przez cały dzień robiłyśmy zdjęcia. A chłopacy to bawili się z dziećmi, a to pomagali sprzątać im w domach. Gotowaliśmy również wspólnie obiad, gospodyni pokazała nam co i jak. Oczywiście wszystko po cichu tłumaczył nam Harry, mimo że byłyśmy tu „służbowo" to chłopacy nam nie odmówili doświadczeń w tym dniu. Szczerze nie czułam się totalnie, że to dzień pracy. Robiłam to o co mnie poprosili, a w tym czasie poznawałam nowych ludzi i ich codzienne życie, którego ja nie znam.
Zbliżała się godzina piętnasta. Ja siedziałam na kamieniu z jedną z starszych już dziewczynek. Miała na imię Alicia, nie chodziła do szkoły, a jednak umiała trochę mówić po angielsku. Pokazałam jej na czym polega aparat, od razu się w to wciągnęła. Dałam jej do ręki, by mogła dokładnie go obejrzeć. Robiła to z dużą ostrożnością, by niczego przypadkiem nie zepsuć. Pokazałam jej jak się robi nim zdjęcia. Obróciła się w tym i zaczęła pstrykać zdjęcia. Na mojej twarzy zawitał wielki uśmiech, widok tej dziewczynki, szczęśliwej i zafascynowanej topił moje serce. Mogłabym tu siedzieć godzinami. Gdybym tylko mogła zostałabym tu dużej, jednak wszystko przerwał Tom, który właśnie podszedł do nas. Dziewczynka, która go zauważyła kątem oka, odwróciła się i z uśmiechem na ustach zrobiła nam wspólne zdjęcie, po czym oddała mi aparat.
- Dziękuję. – odpowiedziała i mocno mnie przytuliła, jej drobne ramiona objęły mnie. Poczułam w jakimś stopniu spełnienie.
- Widzę, że mamy tutaj przyszłą panią fotograf. – uśmiechnął się brunet.
- Nadaje się młoda. – popatrzyłam na nią dumna.
- Musimy już wracać. – przywrócił mnie do rzeczywistości Holland, a ja poczułam jak w łamie mi się serce. Ci ludzie są wspaniali i z chęcią bym została tu dłużej, jednak pora już wrócić.
- Obiecuję, że do was wrócę. Przyjadę tutaj z przyjaciółką – wiedziałam w głębi duszy, że muszę tu wrócić. Nie wiem kiedy, ale to zrobię. A Ada mi na pewno nie odmówi takich wrażeń.
- I ze mną. – wtrącił się Holland z uśmiechem.
- Przywiozę ci mój stary aparat. Będziesz mogła zrobić tyle zdjęć ile ci się podoba. – dodałam patrząc na Alicię, jej krótkie blond włosy powiewał lekki wiaterek, a jej zielone oczy błyszczały w słońcu.
- Będę tęsknić. – znowu mnie objęła, a ja ją mocniej przytuliłam, czułam na ciele jej bicie małego serduszka. Topiłam się, i to nie przez panującą tu temperaturę trzydziestu pięciu stopni Celsjusza, ale przez tą dziewczynkę.
- Ja też. – czułam na sobie wzrok Tom'a, jednak wciąż żyłam chwilą. Na zawsze zapamiętam ten dzień, obraz życia tych ludzi do końca będzie żył w moim umyśle i wiecie co? Nie chcę się go pozbyć. Wspomnienia najlepsze są te w głowie, a nie te na zdjęciach, żadne zdjęcie nie oddaje tego jak czułam się w objęciach tej dziewczynki oraz kilku innych osób poznanych tutaj.
Jestem za cholerę wdzięczna Tom'owi, że mnie tu zabrał, nawet jeżeli chodzi tylko i wyłącznie o pracę, chociaż nie wydaję mi się by miało tu chodzić tylko i wyłącznie o zdjęcia. Dzięki niemu przejrzałam na oczy. Może i nie zmienię stylu swojego życia, ale na pewno zacznę pomagać częściej ludziom w takich miejscach, bo to nie oni wybrali sobie takie życie, tylko los i nic nie mogą na to poradzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top