- I hate Christmas -

Święta Bożonarodzeniowe to chyba moje nowe znienawidzone dni w roku.

Całymi dniami siedziałam w naszym tymczasowym mieszkaniu. Unikając jakiegokolwiek kontaktu ze światem. Dzisiaj już Wigilia, zrezygnowałyśmy jednak z pomocy Sam'a i postanowiłyśmy zrobić tradycyjne polskie dania.

Trzy dni temu, gdy powiedziałam o wszystkim Hollandom Sam poszedł szukać Tom'a. Z tego co wiem chłopak wytłumaczył wszystko rodzicom i braciom. Podobno to bardziej skomplikowane. Ja nie znam całej historii, bo Nadia tamtego dnia akurat wparowała do kuchni, a ja wyszłam wkurwiona na Tom'a.

Chłopak dobijał się do mnie jak mógł. Próbował się tłumaczyć, jednak zablokowałam jakikolwiek kontakt, bo dla mnie to za dużo. Nie jestem gotowa jeszcze na poznanie całej prawdy, bo dla mnie sprawa jest jasna. Tom pozwolił mi się spotkać z Jack'iem znając jego zamiary.

Nikki obiecała, że nie piśnie słowa gdzie z Dominiką zamieszkujemy, więc nie mamy się obawiać niezapowiedzianej wizyty ze strony ich najstarszego syna. A bracia Tom'a trzymają naszą stronę, więc tutaj mamy przewagę.

- Musimy podjechać do centrum. – powiedziała brunetka przeglądając dojazd do najbliższego polskiego sklepu w mieście. – Weźmiemy taksówkę. – skinęłam głową i wybrałam odpowiedni numer.

Godzinę później byłyśmy na miejscu. Zabrałyśmy z półek najpotrzebniejsze rzeczy.

- Barszcz mamy... - zaczęłam wyliczać, czy wszystko co chcemy znajduje się w koszyku. – Po rybę pójdziemy do innego sklepu...

- Składniki na bigos też wszystkie mamy. – popatrzyła na przepis w telefonie.

- Dobra to idziemy do kasy. – powiedziałam pchając wózek przed siebie.

Nasza Wigilia będzie dosyć biedna, ale nie chcemy robić dwunastu potraw, których i tak w dwójkę nie zjemy i potem się tylko zepsują.

I tak, kupiłyśmy gotowy barszcz, bo nie chcemy się bawić w kuchareczki. Nie mamy do tego talentu, więc wolimy pójść na skróty.

W polskim sklepie kupiłyśmy jeszcze nasze ulubione pierogi ruskie oraz jogurty, których normalnie nie znajdziemy na półkach angielskich sklepów. Bo wiecie – Z Piątnicy, no bo skąd.

Następnym naszym przystankiem był sklep rybny, w którym zakupy zrobiłyśmy raz dwa. Kolejki akurat nie było.

Wszystkie sklepy dnia dzisiejszego były otwarte jedynie do dwunastej, więc musiałyśmy się pospieszyć.

Drogę powrotną postanowiłyśmy przebyć komunikacją miejską.

- Jak nie spalimy domu to będzie sukces. – zaśmiałam się, bo Dominika ma świętą rację. Kiedyś byłam u niej w mieszkaniu, robiłyśmy projekt fotograficzny wspólnie. Tematem było „Jedzenie jako sztuka". Więc zamiast pójść na skróty, jak zwykle to robimy, postanowiłyśmy sobie utrudnić zadanie. Zrobiłyśmy wielką miskę makaronu, wszystko byłoby super, gdybyśmy o nim nie zapomniały. Podczas, gdy makaron się gotował my siedziałyśmy w pokoju dziewczyny i wymyślałyśmy jak zaaranżujemy naszą fotografię. Jeszcze męczyłyśmy się z tłem, bo nic nie mogłyśmy znaleźć jednolitego. W końcu wykorzystałyśmy stare prześcieradło. Gdy Dominika zawieszała tło na ścianę, ja zaczęłam przygotowywać swój wygląd do pozowania. Nasza koncepcja polegała na tym, że na wielkim talerzu będzie porcja makaronu z sosem, a ja będę wyglądać jak artystka prosto z Włoch. Włosy zakręcone jak makaron, ubrania w kolorze czerwonym. Taki był koncept, jednak musiałyśmy odłożyć plany na bok i sprzątać przez pół dnia kuchnię. Przez muzykę, którą włączyłyśmy nie słyszałyśmy jak woda się zagotowała, po czym zaczęła kipieć. Finalnie zrobiłyśmy zdjęcia w plenerze z kebabem w ręce i otrzymałyśmy naciąganą dwóję.

Miło wspomina mi się te szczęśliwe chwile w moim życiu, było ich mało w porównaniu do tych gorszych, jednak wszystkie te sytuacje sprawiły, że jestem tą osobą, jaką jestem teraz.

Podczas przygotowywania jedzenia Dominika robiła zdjęcia swoim aparatem. Na święta nauczyciel od fotografii zadał nam zadanie dla chętnych, by uwiecznić na zdjęciach magię świąt. By trochę odskoczyć od rzeczywistości po skończonej kolacji uwinęłyśmy się z domu i pojechałyśmy taksówką znowu do centrum Londynu. Miasto wyglądało prześlicznie. Wzięłam ze sobą również mój aparat i robiłam pełno zdjęć. Kilka razy zapozowałam przy Big Benie. Słynny most przy Tamizie był ozdobiony lampkami, więc nie mogłam się powstrzymać i zrobiłyśmy małą sesję przy nim.

Ulice były puste. Zbliżała się dwudziesta druga, mimo tego miasto żyło pełnym życiem. Latarnie przy chodnikach rzucały słabe światło, które ratowało nas przed tym, by jakiekolwiek fotografie wyszły ładnie.

Gdy byłam z kimś zaufanym mogłabym wyjść pośrodku nocy i się nie bać. Tak właśnie było i tym razem. Do dwudziestej czwartej chodziłyśmy w tę i we w tę podziwiając piękny obraz ośnieżonego Londynu. W takich momentach jak te cieszyłam się pełnią życia i zapominałam o wszystkich złych rzeczach z ostatnich dni.

Do domu zrobiłyśmy sobie długi spacer. Pizgało niemiłosiernie, jednak nie przeszkadzało to nam. Dobrze, że Dominika ma dobrą pamięć i wiedziała jak dotrzeć na miejsce, bo od niskiej temperatury padły nam telefony i zdałyśmy się tylko na naszą orientację w terenie, a gdy jest tak ciemno to jeszcze trudniej się połapać.

Dochodziła pierwsza w nocy, a my byłyśmy już pod blokiem. Ujrzałyśmy światło świecące się w oknie naszego mieszkania. Stanęłyśmy chwilę w miejscu, Dominika spojrzała się na mnie trochę przestraszona.

- Zostawiłyśmy zapalone światło w kuchni? – zapytała powoli.

- Jestem pewna, że je zgasiłam przed wyjściem. – powiedziałam, po czym chwyciłam dziewczynę za rękę i pociągnęłam do środka bloku. Jechałyśmy na trzecie piętro, szybko zaczęłam szukać kluczy w kurtce, którą użyczyłam znowu od dziewczyny (to inna od płaszcza, który miałam na sobie podczas spotkania z Jack'iem, powiedziałam brunetce, że już nigdy w życiu go na siebie nie założę), ale w pośpiechu nie mogłam niczego znaleźć. Dziewczyna włożyła ręce do kieszeni swojej kurtki, po czym wyjęła pęk kluczy, który dostaliśmy od Hollandów. Serce mi biło strasznie. Ręce dziewczynie się trzęsły i nie mogła włożyć klucza w dziurkę. Zapaliłam światło na korytarzu. Cichy dźwięk otwieranych drzwi. Znowu chwyciłam ją za rękę i weszłyśmy powoli do środka.

W naszym salonie siedział Tom ze swoim bratem Sam'em.

- Co wy tu robicie?? – krzyknęła Dominika, a ja stałam jak słup soli za nią.

- Kochanie. – podszedł zmartwiony chłopak do niej i mocno ją przytulił. Zrobiłam kilka kroków w tył. – Martwiłem się. – odsunął się od niej. Tom wciąż siedział przy stole w salonie i popijał herbatę. – Nie odbierałyście, więc postanowiłem was odwiedzić. Ale was tu nie było. – spojrzał się też na mnie.

- Ale co on tu robi. – powiedziałam z wyraźną pogardą w głowie i wskazałam na Tom'a.

- Chciałem ci wszystko wytłumaczyć...- powiedział cicho.

- Nie jestem na to gotowa. – Byłam zła wciąż za to co mi zrobił. A aktualnie nie mam ochoty na rozmowę z nim, więc odwróciłam się, chwyciłam za klamkę i wyszłam z mieszkania.

Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać, a miałam nadzieję, że chłopacy niedługo opuszczą nasze lokum. Pokierowałam się na plac zabaw, usiadłam na huśtawce, z której miałam idealny widok na wejście do bloku. Oparłam głowę na łańcuchu i poczułam łzy cisnące mi się z oczu. Zaczęłam płakać. Dobry humor znowu mi się zjebał i jedyne na co miałam ochotę to zakopać się dwa metry pod ziemią i wąchać kwiatki od spodu. Jeżeliby ktoś w ogóle postawił kwiaty na moim grobie.

Chciałam mu wybaczyć, chciałabym mieć jakieś usprawiedliwienie. Ale nie mogłam niczego znaleźć. Dobrze okej, podpisał z agencją kontrakt, udaje parę z Nadią, ale czemu ona ma jakiś na niego wpływ? Co on małe dziecko i nie potrafi się jej postawić?

Zamknęłam oczy. Płakanie na dworze, gdzie temperatura wynosi minus dziesięć boli trzykrotnie.

Rozmarzyłam się. W mojej głowie pojawił się scenariusz, gdzie Tom nie był pod wpływem Nadii. Scenariusz, w którym zakochał się we mnie. Bronił mnie, ochraniał przed złem świata, tak jak to robi Sam z Dominiką. Ale przecież jestem Y/N, Y/N, która zasługuje na największe zło tego świata, a szczęścia zaznaje co raz to rzadziej.

Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Zerwałam się na równe nogi o mało się nie przewracając na piasku.

- Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć. – powiedział to bardzo cicho.

- Tom. – zaczęłam zniżonym tonem głosu. – Mówiłam ci. Nie chcę słuchać tego. To mnie przerasta. -Zaczęłam się łamać.

- Daj mi tylko pięć minut. Tylko pięć. – rzekł błagającym głosem. – Możesz mnie nienawidzić, sam siebie nienawidzę. Ale daj mi to wszystko wytłumaczyć. Wysłuchaj mnie teraz, a potem jak chcesz zniknę z twojego życia na zawsze. – Nie widziałam jego twarzy. Plac nie był oświetlany, ale mogłam się domyślić, po łamiącym mu się głosie, że uronił kilka łez.

- Dobrze. – powiedziałam cicho, a chłopak przeszedł obok mnie i usiadł na drugiej huśtawce, a zasiadłam po prawej.

- Nadia. Ona mnie zastrasza. – schylił głowę. Chwycił się dwóch łańcuchów, by nie spaść z huśtawki. Patrzyłam się wciąż na niego próbując dostrzec jakąś emocję na jego twarzy. Był rozmazany w świetle księżyca, a płatki śniegu spadające z chmur spadały na jego brązowe włosy. – Powiedziała, że jak się nie zgodzę to zniszczy mu karierę. – chciałam coś powiedzieć, jednak postanowiłam mu nie przerywać. – Jak jeszcze byliśmy ze sobą naprawdę, nagrała seks taśmę bez mojej zgody. Warunki umowy były jasne. Albo się godzę i udaję jej partnera, albo filmik wycieka do sieci. Nie miałem innego wyboru, musiałem się zgodzić. Jednak nie byłem jej przychylny na początku, buntowałem się. Powiedziałem, że możemy pokazywać się razem na mieście i różnych eventach, ale na tym koniec. Ja mieszkam sam z Harrisonem, a ona sama gdzie tylko chce, byle nie u mnie. Nie spodobało jej się, więc po tym jak wróciliśmy ze Stanów wprosiła się do mnie. Parę dni mieszkaliśmy w hotelu, bo wiedziałem, że ty u nas mieszkasz i nie chciałem robić zamieszania. Ale zamiast tego wdepnąłem w większy gnój. Tego dnia, gdzie widziałaś nas w galerii powiedziała, że przy zamawianiu mam się słowem nie odzywać. Poznałem od razu Jack'a, kojarzyłem go ze zdjęć z imprez, na których Nadia była. Ostatnio byliśmy na jego urodzinach i zawzięcie z nim rozmawiała. Ona wiedziała o jego przeszłości, i jako jedyna nie była jego ofiarą. Zerwali dzień przed podpisaniem naszego kontraktu, a od tamtego czasu często się z nim spotykała. Chciałem coś zrobić, widziałem jak on na ciebie patrzy! – podniósł wzrok i popatrzył się na mnie. – Nie mogłem tego znieść. Chciałem krzyknąć, by cię przed nim ostrzec, ale zagroziła mi leaknięciem tamtej taśmy... Od początku cię nie lubiła. Widziała w tobie konkurencję. Bała się, że zabierzesz jej mnie. Czego nie rozumiałem, przyjaźniliśmy się i to tyle. A ona chciała zniszczyć ci życie. Niczego mi nie powiedziała. Któregoś dnia przeczytałem jej wiadomości jak spała i dowiedziałem się tego. Jednak dowiedziała się o tym szybko i dostałem „karę" jak to ona nazwała. Nie mogłem się z tobą kontaktować, sprawdzała mój telefon, jeszcze bardziej zaczęła mnie kontrolować. Gdy tego samego dnia dzwoniłaś do mnie z zapytaniem o tą płytę była akurat w przymierzalni w sklepie, chciałem ci pomóc jednak zauważyła, że z kimś rozmawiam, sprawdziła z kim i zabrała mi telefon. Wszystko to przez jedną głupią taśmę. Nie chciałem byś kiedykolwiek została skrzywdzona. Gdy poznałem ciebie bliżej wiedziałem, że będę musiał cię chronić przed wszystkimi złami tego świata.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Czyli jednak bał się jej. W takim przypadku mu się nie dziwię. On nie miał żadnego wpływu, to ta pieprzona psychopatka próbuje zniszczyć mu karierę dla własnego dobra.

- I z tą taśmą jeszcze jest to, że jakbym złamał umowę i filmik poleci do sieci powie, że ją zgwałciłem. A to jest na to dowód.

Słów mi brakło. Nagle zrobiło mi się go żal. Jesteśmy tu tylko marionetkami w teatrzyku Nadii i nic nie możemy z tym zrobić. Jesteśmy bezradni, bo każda nasza opcja kończy się tym samym – zakończeniem kariery Tom'a i zniszczeniem jego reputacji.

- Przepraszam. – powiedziałam pod nosem. – Nie powinnam oceniać cię tak pochopnie nie znając całej prawdy. – spojrzałam się na niego próbując w ciemności odnaleźć jego brązowe tęczówki.

- Miałaś do tego pełne prawo. – odpowiedział.

- Nie boisz się, że ona teraz cię szuka? – zapytałam. Przecież jest po pierwszej w nocy, może zbliżać się nawet druga, a patrząc na ograniczenia jakie nałożyła na niego Nadia obstawiam, że ma godzinę policyjną. Plus nigdzie, by go samą nie puściła.

- Była u nas na Wigilii. Powiedziałaś moim rodzicom prawdę o niej, tak? – skinęłam głową, bo nie ma sensu tego ukrywać. – I dziękuję ci za to bardzo. Moja mama ją zna jeszcze za czasów naszego prawdziwego związku i wie, że jest uczulona na sos chilli. Do potrawy na wigilijnym stole dodała bardzo dużo tego sosu, Nadia zjadła i wylądowała w szpitalu. Lekarz na szczęście nie pozwolił mi zostać na noc, więc wróciłem do domu. Zobaczyłem, że ciebie nie ma, więc udałem się do domu rodzinnego sądząc, że może poszłaś tam do Domy. Jednak, gdy Sam powiedział, że wie gdzie jesteście. Postanowiłem pojechać tu z nim, powiedziałem mu wszystko, dzięki czemu się zgodził. Zobaczyliśmy, że was tu nie ma. Czekaliśmy na was dobre kilka godzin, mój brat bardzo się martwił, ja sam z resztą też. Rozmyślałem czy ktoś wam przypadkiem krzywdy nie zrobił, patrząc na wydarzenia sprzed kilku dni. Chciałem wykorzystać czas, dopóki Nadii nie ma w pobliżu i wyjaśnić wszystko. Strasznie cię za to przepraszam. To wszystko moja wina.

- To nie twoja wina Tom, że Nadia cię wykorzystała i teraz cię szantażuje. – powiedziałam ze spuszczoną głową. Wstałam z huśtawki, podeszłam do niego i go przytuliłam. Zrozumiałam, że nie jest on za to odpowiedzialny, tylko ta psychopatka. Odsunęłam się od niego. – Mam plan, jak to zrobimy. Po nowym roku mam sprawę w sądzie. Nic nie wspomnę o Nadii. Zeznam tylko na Jack'a. Potem wracam do Polski.

- Nasze drogi się rozejdą? – zapytał z mocno słyszalnym smutkiem w głosie.

- Przepraszam Tom... Nie mamy innego wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top