4

Nie ściągając butów zaczęłam chodzić po domu.
Rachel powinna już dawno wrócić.
Zaczęłam chodzić w kółko, wpadłam na pomysł że może dziewczyna zostawiła gdzieś dla mnie karteczkę z informacją o tym, że musiała wyjść.
Przeszukałam dokładnie cały dom lecz to też nie dało żadnego skutku.

- Po prostu się spóźnia. Każdemu może się zdarzyć - pomyślałam po czym weszłam do swojego pokoju.

Chyba pójdę dziś wcześniej spać, muszę być wypoczęta aby dobrze funkcjonować jutro w pracy.
Mam tylko nadzieję że będę mogła robić coś ciekawszego niż pilnowanie dzieci.
Po chwili stania na środku swojego pokoju i patrzenia się w okno, postanowiłam zadzwonić do dziewczyny.
Złapałam za swój telefon i wybrałam numer przyjaciółki.

- Mam nadzieję że odbierzesz - powiedziałam na głos, mimo tego odpowiedziała mi głucha cisza.

Zaczęłam się martwić. Od razu przypomniałam sobie o wypadku o którym mówił Mike i o słowach Vincenta które jeszcze bardziej mnie przygnębiły.

Zimny prysznic dobrze mi zrobi. Później zrobię sobie popcorn, obejrzę swój ulubiony serial a w między czasie będę czekać na Rachel.
Wzięłam swoją czarno-białą piżamkę z jednorożcem i weszłam do łazienki.

Faktycznie po prysznicu czułam się o wiele lepiej.
Przeszłam do kuchni w której zrobiłam sobie popcorn z mikrofalówki, następnie przesypałam go do dużej miski zabierając z lodówki litrową Coca-Colę.
Przechodząc koło okna w swoim pokoju nagle zamarłam.
Przez ułamek sekundy kątem oka dostrzegłam w naszym ogrodzie jakąś osobę.
Jedyny kolor który udało mi się wyłapać to... Fioletowy.
Z wytrzeszczonymi oczami szybko otworzyłam okno i rozejrzałam się dookoła lecz nikogo nie udało mi się zauważyć.
Mam nadzieję że to nie Vincent, w ogóle mam nadzieję że to tylko moja wyobraźnia robi mi figle i tak naprawdę nikt nie stał na naszym trawniku.

Usiadłam na łóżku ze swoim laptopem i zaczęłam oglądać serial, lecz coś ciągle nie dawało mi spokoju.
Po chwili męczenia się z natarczywymi myślami, ubrałam swoją bluzę oraz trampki i wyszłam na zewnątrz.
Niepewnie obeszłam cały budynek dookoła sprawdzając najmniejszy kąt.

Nic.

To tylko mój wymysł.
Dla poczucia własnego bezpieczeństwa, postanowiłam dokładnie zamknąć bramę przed naszym domem, zapominając kompletnie o Rachel.
Teraz, już pewniejsza siebie, wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia.

▪▪▪

Około godziny 20:50, gdy słońce powoli zaczęło chować się za tutejszym lasem, rozległ się dzwonek domofonu.
Lekko wystraszona wyszłam przed drzwi by sprawdzić kto to.

- Coś się stało? Nigdy nie zamykałaś bramy - zapytała Rachel stojąc na chodniku.

- Przepraszam, ale będąc sama w domu czułam się trochę dziwnie - powiedziałam z uśmiechem po czym otworzyłam drzwi bramy i wpuściłam przyjaciółkę do środka.
- Gdzie byłaś? Martwiłam się - zapytałam wchodząc do domu.

- Po pracy skoczyłam jeszcze do mamy, sorry że cię nie poinformowałam - odpowiedziała Rachel zdejmując swoje buty.

Rachel w przeciwieństwie do mnie, bardzo często odwiedziała swój dom rodzinny. Bywała tam przynajmniej 2 razy w tygodniu.

- Jak było w pracy? - zapytała dziewczyna po chwili.

- Nawet dobrze, jutro muszę tam być na 12:00 - odpowiedziałam po czym westchnęłam. - Ciągle myślę o tym wypadku z przed kilku lat, dręczy mnie to.

- Jeśli chcesz, jutro możemy na internecie poszukać coś na ten temat - zaproponowała blondynka. - Teraz wypocznij i zapomnij o tym.

- Okej - powiedziałam po czym wyszłam na balkon by podziwiać ostatnie promyki słońca.
Dla pewności, jeszcze raz wychyliłam się za barierkę i kiedy byłam już pewna, że nikt nie wkradł się na nasz ogród, usiadłam na miękkim krześle.

- Co robisz? - usłyszałam po chwili.

- Rozmyślam o jutrze. Ten Vincent... Mam wrażenie że jest... Dziwny?

- Pewnie tylko ci się wydaje. Popracujesz tam kilka dni, poznasz go bliżej i może zmienisz o nim zdanie - powiedziała Rachel przysiadając się do mnie.

Przez parę chwil chciałam powiedzieć przyjaciółce o dzisiejszych niepokojących słowach chłopaka ale ostatecznie postanowiłam tego nie robić.
Nie będę jej zamartwiać.

- Pewnie tak - powiedziałam.

Po kilkudziesięciu minutach blondynka wróciła do swojego pokoju a ja zaraz po niej.
Oby dwie jutro musimy pojawić się w pracy i nie możemy się spóźnić, w szczególności ja.
Szef mógłby się za to na mnie pogniewać.
Wskoczyłam do swojego łózka, przykryłam się kołdrą i nastawiłam sobie budzik dokładnie na 10.30.
Zasnęłam w mgnieniu oka.

▪▪▪

Przebudziłam się nad ranem o 10, a raczej zostałam wybudzona przez kogoś.
Otworzyłam leniwie oczy, Rachel stała nad moim łóżkiem z wystraszoną miną.

- Wstawaj szybko! Musisz coś koniecznie zobaczyć! - krzyknęła po czym wytargała mnie siłą z łóżka.

Zostałam zaprowadzona do salonu i posadzona przed telewizorem.
Aktualnie leciały jakieś miejskie wiadomości.

- Za chwilę będą o tym mówić! - powiedziała nerwowo łapiąc za pilot do telewizora po czym go podgłośniła.

- Ale... O czym? - zapytałam.
Nie byłam jeszcze dokładnie wybudzona i trudno było mi teraz myśleć o czymkolwiek.

- Patrz - Rachel wskazała palcem na ekran. 

Naszym oczom ukazała się fotografia Freddy Fazbear Pizza.
Młoda dziennikarka zaczęła informować o zdarzeniu które miało miejsce wczoraj w pizzerii.

,,Wczorajszego dnia, w godzinach wieczornych, w Freddy Fazbear Pizza doszło do zaginięcia dwójki dzieci.
10 letni chłopiec i 8 letnia dziewczynka zniknęli bez śladu na terenie tego lokalu.
Dedektywi przeprowadzili śledztwo lecz niczego nie udało im się znaleźć, co by naprowadziło nas na trop dzieci.
Kamery umieszczone na zewnątrz i wewnątrz budynku również niczego nie zarejestrowały.
Jeśli ktokolwiek wie coś na temat zaginionych, gdzie mogą się znajdować lub ewentualnie kto stoi za ich porwaniem, prosimy o natychmiastowy kontakt z policją lub z redakcją''

Po tych słowach wyświetliły się zdjęcia dzieci.
R

achel wyłączyła telewizor.

Przez dłuższą chwilę żadna z nas nie zdołała się odezwać.

- Myślisz, że po tym zdarzeniu będę mogła normalnie pracować? - zapytałam.

- Gdyby nastąpiły jakieś zmiany to szef pewnie by do ciebie zadzwonił i poinformował.

- W sumie racja. Pójdę normalnie do pracy i spróbuje pomóc w odnalezieniu tych dzieci.

- Sądzisz że nadal są w tej pizzeri i przesiedziały tam całą noc? Napewno z niej wyszły.

- I do tej pory nie wróciły?

- Powiedzieli, że stało się to w godzinach wieczornych, jeśli dzieciaki wyszły z pizzerii i nie wróciły, to jest duże prawdopodobieństwo że zgubiły się gdzieś w pobliskim lesie.

- Mój boże... - złapałam się za głowę. - Sądziłam że chociaż ten dzień będzie mniej stresujący.

- Będzie dobrze. Miejmy nadzieję że odnajdą te zguby całe i zdrowe.

Zdezorientowana poszłam do łazienki, umyłam się, pomalowałam i ubrałam.
Byłam gotowa.

Wysyłając Rachel błagające spojrzenie zarzuciłam na plecy swój plecak, wsiadłam na rower i pojechałam do pracy w której tak jak wczoraj pojawiłam się przed czasem.
Przypięłam swój rower do latarni i pełna obaw weszłam do pizzerii.

Ku mojemu zdziwieniu znajdowało sie tam mnóstwo ludzi, lecz nie wyglądali na zadowolonych.
Wszyscy stali zgromadzeni wokół szefa, wykrzykiwali coś.
Zaraz koło gromadki rozwścieczonych ludzi stał Mike, Jeremy i Vincent który widocznie był rozbawiony całą sytuacją.
Nagle nasze oczy się spotkały, szybko odwróciłam głowę w inną stronę.

W końcu, widząc że szef powoli nie radzi sobie z uspokojeniem zgromadzonych, postanowiłam trochę pomóc.
Wzięłam ze sobą Mike'a i Jeremiego, którzy byli zdziwieni moim przybyciem i razem przecisnęliśmy się przez tłum ludzi prosto do szefa.

- Proszę o spokój! - warknął Mike. - Wydzieranie się nic wam nie da, takim zachowaniem nie pomożecie w odnalezieniu dzieci - dodał.

- W ramach przeprosin za całą zaistniałą sytuację, możemy państwu zaoferować 50% rabatu na wszystko w tym dniu - powiedział szybko szef.

Po chwilowych kłotniach wszyscy wreszcie trochę się uspokoili, od razu polecieli na tą tanią bajeczkę.

- Ludzie są naprawdę naiwni - mruknął mężczyzna po czym mnie przywitał.
- Dzięki za opanowanie tej sytuacji. Gdyby nie wy, pewnie by rozsadzili ten lokal w powietrze. - Dobra, ale teraz nie ociągać się i do roboty. Mam już wystarczająco dużo spraw na głowie.

▪▪▪

- Mike, co tu się wczoraj stało? - zapytałam widząc jak szef odchodzi by jeszcze raz na spokojnie porozmawiać z rodzicami którzy tu przybyli.

- Wiem tylko tyle co usłyszałem w wiadomościach. Oglądałaś je?

Kiwnęłam głową.

- Szef za bardzo nie chce o tym rozmawiać, nie dziwię się mu.

- Rozumiem... W takim razie co dziś robimy?

- Spróbuj poszukać jakichś śladów które mogły by nas naprowadzić na jakiś trop. Ta cała grupa dedektywów miała szczerze wywalone na te zaginięcie i nawet nie przeszukali całej pizzerii. Pewnie coś przeoczyli.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy - powiedziałam z uśmiechem.

- Tylko pamiętaj o podstawowych obowiązkach - Mike zaśmiał się po czym pożegnał się ze mną i wyszedł z lokalu.

Tak więc zostałam sama z Jeremym i Vincentem, lecz brakowało mi tu jednej osoby a dokładniej czarnowłosego chłopaka z którym zapoznałam się zaraz po przyjściu na rozmowę z szefem.
Nawet nie wiem jak on ma na imię.

- Myślałem że się tu dziś nie pojawisz - powiedział Vincent podchodząc do mnie.

- Dlaczego niby? - zapytałam.

- Sądziłem, że wystraszysz się tego miejsca i uciekniesz. Widocznie źle cię oceniłem - odpowiedział uśmiechając się.

- Dzięki - mruknęłam po czym przeszłam do szatni.

▪▪▪

Stojąc już przy swojej szafce, wyciągnęłam z niej ciuchy robocze i schowałam swoje.
Odgarnęłam długie włosy i narzuciłam na siebie koszulę.
Zapinając ją, nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia przez co omal nie wyrwałam ostatniego guzika w koszuli.

- Mógłbyś następnym razem najpierw zapukać? - zapytałam zdenerwowana widząc Vincenta.

- Czyżbyś miała jakieś sekrety? - zapytał mrocznie zamykając za sobą drzwi.

- Ja...? Uh, nie... Mogę przebrać się w spokoju?

Chłopak niebezpiecznie zbliżał się w moją stronę, zaczęłam cofać się do tyłu lecz w końcu zetknęłam się z metalowymi szafkami.

- Czyżbyś się mnie bała? Nic ci nie zrobię, póki będziesz grzeczna i nie będziesz stwarzać problemów - powiedział po czym opierając się dłońmi na szafkach zawisnął nade mną.

Poczułam się bardzo nie komfortowo, jedyną ucieczką która mi została to były drzwi ale bałam się ruszyć.
Nie wiedziałam do czego ten typ jest zdolny.
Vincent po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie, lekko schylił się i szepnął mi na ucho.

- Masz naprawdę ładny dom i ogród.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top