3
- Gratuluję - powiedział czarnowłosy chłopak stojąc przed biurem szefa. - Mam nadzieję że będzie nam się dobrze współpracować - dodał.
- Też mam taką nadzieję - powiedziałam z uśmiechem gdy nagle drzwi biura otworzyły się a z nich wyszedł szef.
- Zaraz zjawi się tutaj Mike, oprowadzi Tequillę po pizzerii więc możesz wracać do pracy - mężczyzna powiedział do chłopaka. - Gdyby niespodziewanie pojawił się tutaj Vincent, trzymajcie go z dala od... - szef nie dokończył gdyż dostrzegł coś lub kogoś, prawdopodobnie osobę o której chwilę temu wspominał.
- Czyżbym zobaczył nowe twarze w naszym gronie? - zapytał ktoś stojąc tuż za mną i Rachel.
Lekko odwróciłam się do tyłu.
- Jestem Vincent, a jak panienka ma na imię? - zapytał mierząc mnie wzrokiem.
- Tequilla... - powiedziałam zszokowana wyglądem chłopaka.
Jego koszula była mocno fioletowa, włosy były tego samego koloru i były spięte w kucyk który swobodnie opadał na jego lewe ramię.
Zerknęłam mu w oczy, jego tęczówki razem ze źrenicami były bardzo jasne, niemalże białe.
Po lewej stronie jego koszuli dotrzegłam indetyfikator z napisem ,,Vincent'' a na głowie czapkę z napisem ,,Security''.
Wygląda na to że on też tu pracuje.
- Nie masz nic innego do roboty? Jak chcesz, chętnie znajdę ci jakieś zajęcie - powiedział szef wbijąjąc wzrok w Vincenta.
- Czy mi się zdaje, czy nie mam przypadkiem przerwy na lunch? - odpowiedział chłopak uśmiechając się szeroko.
Szef odsłonił rękaw swojego płaszcza i zerknął na zegarek spoczywający na jego nadgarstku.
- W takim razie idź już i nie zawracaj nam głowy - powiedział nie chętnie po czym skierował się w moją stronę i podał mi do ręki mój własny indetyfikator z wygrawerowanym imieniem. Później przeszedł do nieznanego mi jeszcze miejsca.
- Powodzenia - odparł chłopak z telefonem w ręku patrząc wrogo na Vincenta po czym odszedł.
Gdzie do cholery jest ten cały Mike?
- Podoba wam się tutaj? - zapytał nagle Vincent krzyżując ręce.
- Jest... Spoko - odpowiedziałam szybko.
- Chodźmy w inne miejsce, ten typ wydaje się być trochę... Dziwny - Rachel szepnęła mi do ucha tak, aby chłopak tego nie usłyszał.
Bez zastanowienia obróciłyśmy się na pięcie i zaczęłyśmy iść w stronę dużej sali gdy nagle zatrzymał nas uścisk dłoni na naszych ramionach.
- Nie radzę samemu wędrować po pizzeri jeśli jest tu się pierwszy raz. Mogę was oprowadzić, co wy na to? - zapytał tak mrocznym głosem jakiego jeszcze nigdy nie słyszałyśmy.
- Vincent, idź na przerwę - odezwał się ktoś. - Ja zajmę się nową pracownicą i jej towarzyszką.
Fioletowowłosy westchnął po czym rzekł.
- Naprawdę ty to potrafisz wszystko zjebać.
I odszedł machając nam na pożegnanie.
- Jeszcze się spotkamy, obiecuję - dodał znikając za ścianą.
- Przepraszam za niego, jest trochę... Nieprzewidywalny - odezwał się chłopak który odgonił od nas Vincenta. - Jestem Mike Schmidt, miło mi was poznać. A ty jesteś...? - Mike zerknął na mój indetyfikator.
- Tequilla - dokończyłam za niego. - A to jest Rachel, moja przyjaciółka.
Wysokiej postury młodzieniec po dwudziestce, ubrany w błękitną koszulę zaczął nas oprowadzać po zakamarkach pizzerii. Jego głowa była przykryta czarną czapką z daszkiem na której pisało ,,Night Watch'' która w całości przykrywała jego włosy. To pewnie on jest zatrudniony na nocną zmianę.
- Tu mamy kuchnię. Goście zaraz po wejściu zamawiają jedzenie w terminale do składania zamówień po czym odbierają swój numerek. W razie potrzeby, gdy będzie brakować kelnerów, ty będziesz musiała po prostu te zamówienia rozdać gdy kucharze je przygotują. Nic skomplikowanego, prawda?
Kiwnęłam głową i przeszliśmy dalej.
Mike oprowadził nas po pomieszczeniu z pamiątkami dla dzieci, było tam mnóstwo pluszaków które przedstawiały czwórkę głównych animatroników oraz dużo starych automatów z grami.
Wokół tego wszystkiego wisiały kolorowe balony.
Później przeszliśmy koło toalet oraz koło Pirackiej Zatoki. Foxy stojąc na małej, okrągłej scenie właśnie opowiadał o jakiejś przygodzie która totalnie wciągnęła wszystkie dzieciaki spoczywające wokół niego. Po skończeniu cofnął się do tyłu a fioletowa kurtyna zasłoniła całą scenę.
Zachwycone dzieci odeszły w różne strony opowiadając o opowieściach które przed chwilą usłyszały.
- Czasami trzeba pilnować aby dzieci nie zbliżały się za bardzo do Foxiego. Nie chcemy aby pewna sytuacja sprzed kilkunastu lat znowu się powtórzyła - odrzekł Mike prowadząc nas dalej.
- Co się takiego stało? - zapytała Rachel coraz bardziej zaciekawiona tym miejscem.
- Zdarzył się pewien wypadek...Ale nie rozmawiajmy o tym, nie warto - powiedział chłopak.
Nie chcąc drążyć tematu, postanowiłyśmy już o tym nie wspominać.
Mike zaprowadził nas do biura, w którym przebywali pracownicy na nocnej zmianie. Było tam tylko i wyłącznie biurko na którym stał laptop, mały przenośny wiatrak i krzesło przy biurku. Na ścianach standardowo wisiały rysunki dzieci i jeden, duży plakat na którym były wszystkie animatroniki.
- Trochę tu brudno - powiedziała Rachel odganiając dłonią od siebie pyłki kurzu.
- To prawda, ale na razie nikomu nie spieszy się tu sprzątać, z czasem da się do tego przyzwyczaić - chłopak zaśmiał się ściągając z głowy swoją czapkę którą również zaczął odganiać kurz.
Wtedy zauważyłyśmy że Mike tak na prawdę nie miał włosów, jego głowa była gładziutka lecz dało się na niej dostrzec wyraźną bliznę. Chłopak widząc nasz pytający wzrok odrzekł z uśmiechem:
- Mały incydent w dzieciństwie, ale jest w porządku.
Na koniec wstąpiliśmy do średniej wielkości pomieszczenia. Stał tam duży stół, kilka krzeseł i szafek. Na jednej z nich stał duży ekspres do kawy i parę kubków.
- Tu pracownicy spędzają czas kiedy zacznie się ich przerwa obiadowa. Kiedy zacznie się twoja, możesz śmiało wejść do kuchni i wziąć sobie coś do jedzenia i w spokoju zjeść właśnie tu - po tych słowach Mike wyprowadził nas z powrotem do głównej sali.
- Myślę że pokazałem ci już wszystko, masz jakieś pytania? - zapytał.
W mojej głowie siedziało tylko jedno pytanie, o jakim wypadku mówił Mike?
- Nie raczej nie - odpowiedziałam.
- W porządku, jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować to możesz zwrócić się do Jeremiego, szefa lub w ostateczności...do Vincenta, ale tylko w ostateczności - chłopak wypowiadając ostatnie wyrazy wyraźnie ściszył głos.
- Jeremy? - zapytałam.
- Ah, jeszcze się nie poznaliście? W takim razie możesz go teraz poszukać. Pewnie siedzi w sterowni i naprawia mechanizmy które zasilają animatroniki.
- Dobrze, dzięki za oprowadzenie po pizzerii - powiedziałam uśmiechając się.
- Do zobaczenia - Mike odwrócił się i skierował w stronę wyjścia.
- Ale jestem podjarana, chyba jeszcze bardziej niż ty - Rachel szturchnęła mnie w ramię śmiejąc się.
- Nie czuję się tu jeszcze zbyt pewnie. Dalej do końca nie wiem co mam robić w tym miejscu.
- Chodźmy do Jeremiego, zapoznamy się z nim i może dowiemy się czegoś więcej - dziewczyna chwyciła mnie za rękę i zaczęła prowadzić przez labirynt stołów.
Problem tkwił w tym że Mike zapomniał nam pokazać gdzie znajduje się ten pokoik ze sterownią. To mogło być wszędzie!
Postanowiłyśmy poszukać szefa, lecz jego też nie potrafiłyśmy nigdzie znaleźć.
Po kilku minutach chodzenia trafiłyśmy za scenę, o dziwo tam znalazłyśmy drzwi z napisem ,,Control room".
- Nareszcie - mruknęłam po czym zapukałam w drzwi.
Cisza.
- Tylko mi nie mów że go tutaj nie ma - powiedziała Rachel załamanym głosem.
- Może ma przerwę? - zapytałam po czym chwyciłam klamkę drzwi i ją przekręciłam. - Przepraszam...? - odezwałam się widząc chłopaka o bujnych, brązowych włosach który grzebał coś śrubokrętem w jakimś mechanizmie.
Brunet podskoczył nagle odwracając w naszą stronę swoje zielone oczy.
- Och, to tylko wy. Już myślałem że to szef przyszedł się na mnie powydzierać - powiedział nieśmiało.
- Jesteście tu nowe? - zapytał.
- Tak, w zasadzie to tylko ja będę tu pracować. To moja przyjaciółka, Rachel - wskazałam na dziewczynę stojącą tuż obok mnie.
- Jeremy, miło mi - odparł z uśmiechem. - Mogę wam w czymś pomóc? - zapytał wsadzając śrubokręt do kieszeni swojej koszuli.
- Nie za bardzo wiem co mam robić - westchnęłam.
- Najpierw musisz się przebrać abyś wyglądała jak pracownik, bo w tym stroju wyglądasz jak najzwyklejsza klientka - Jeremy zaśmiał się a my zaraz po nim.
Nagle rozległo się dzwonienie telefonu.
Rachel szybkim ruchem chwyciła swój telefon po czym szepnęła:
- Szefowa...
I odebrała.
Po krótkiej rozmowie dziewczyna ze złością wsadziła telefon do swojej bluzy.
- Jakaś dziewczyna się rozchorowała i nie może przyjść do pracy. Szefowa kazała mi ją zastąpić - powiedziała po chwili.
Posmutniałam. Nie chciałabym aby Rachel mnie teraz opuszczała.
- Będę czekać w domu - blondynka pożegnała się ze mną a następnie z Jeremym i wyszła z pomieszczenia wymijając szefa który akurat przechodził koło sterowni.
- Evans, mam nadzieję że wiesz co masz robić - powiedział widząc mnie razem z brunetem.
- Nie do końca... - powiedziałam ze wstydem.
- Przebierz się, Foxy za chwilę ma zaplanowany występ przed dzieciakami i chciałbym abyś popilnowała te bachory aby za blisko do niego nie podchodziły.
- Dobrze - powiedziałam z entuzjazmem.
- Pokażę ci gdzie jest szatnia.
▪▪▪
Aby znaleźć się w przebieralni, musieliśmy przejść przez długie i mało oświetlone korytarze.
Tu na ścianach nie było rysunków, za to dużo plakatów z animatronikami lub same ich zdjęcia. W pewnych miejscach wisiały makiety pizzy a na suficie były zawieszone sznurki ze srebrnymi gwiazdami które swobodnie opadały.
Wreszcie na końcu korytarza znajdowała się mała salka która służyła za szatnię.
- Tu masz wolną szafkę i czyste ciuchy w które masz się przebrać - szef podał mi kluczyki do szafki z numerkiem ,,5''. - Ciuchy są w rozmiarze męskim, nie przewidziałem że jakaś kobieta podejmie się pracy tutaj ale myślę że będą na ciebie pasować - dodał po czym zostawił mnie samą.
Zaczęłam się rozbierać lecz postanowiłam nie zmieniać spodni ponieważ te nowe były o kilka rozmiarów za duże, natomiast lekko granatowa koszula leżała na mnie idealnie.
Kończąc zapinać małe guziki koszuli podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim.
Wyciągnęłam swój indetyfikator po czym go przypięłam do granatowego materiału.
Szybko przeczesałam swoją brązową grzywkę i resztę włosów na które później nałożyłam czapkę która swoim wyglądem bardziej przypominała policyjną czapkę gabardynową.
Na niej również pisało ,,Security''.
Zadowolona zamknęłam swoją szafkę, wyszłam z szatni i zaczęłam iść w kierunku Pirackiej Zatoki.
W pewnym momencie przypomniałam sobie o Vincencie. Gdzie on do cholery był? Jeśli jest pracownikiem to powinien być gdzieś tu i pracować, a ja ani razu go jeszcze nie spotkałam.
▪▪▪
Cały mój dzień w pracy minął bardzo szybko, pomijając to że okropnie się nudziłam.
Musiałam stać przy rozbieganych dzieciach i pilnować tego żeby nie podchodziły do lisiego animatronika.
Jedyne co mnie zdziwiło to to, że roboty przeznaczone dla dzieci mają w sobie tak niebezpieczne elementy.
Przyglądając się Foxiemu zauważyłam że jego hak który znajdował się na prawej ręce oraz jego zęby były bardzo ostre.
Gdyby jakieś dziecko przypadkowo wpadłoby na ten hak, on bez problemu mógłby przebić biedakowi skórę i tkanki pod nią.
Śmierć gwarantowana.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
Pod koniec zmiany, o godzinie 19:50 mogłam iść do szatni i przebrać się w swoje wcześniejsze ciuchy.
Zabrałam swoje wszystkie rzeczy i żegnając się z szefem oraz z Jeremym wyszłam z pizzerii.
- Bądź jutro o 12:00 - powiedział mężczyzna i wrócił do swojego biura.
Rozejrzałam sie wokół.
Mam nadzieję że popracuję tu dłużej niż pół miesiąca.
Powtarzając sobie w głowie słowa szefa podeszłam do swojego roweru i odpięłam od niego zabezpieczenie które łączyło go z latarnią.
Poprawiłam swoją koszulkę i już miałam jechać gdy coś mnie zatrzymało.
- I jak wrażenia w nowej pracy? - usłyszałam za sobą.
Doskonale wiedziałam kto to.
Nie odwracając się odpowiedziałam:
- Całkiem nieźłe, cieszę się że dostałam tą pracę.
Vincent zaśmiał się, postanowiłam się odwrócić.
- Tak... Ciesz się nią... Póki jeszcze możesz - powiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy po czym pozwolił mi odjechać.
▪▪▪
Jadąc do domu ciągle rozmyślałam o słowach chłopaka. Szczerze, to trochę mnie przeraziły ponieważ nie wiedziałam o co dokładnie mu chodzi.
Może miał na myśli to, że szef może mnie szybko zwolnić za jakieś małe przewinienie?
Nie wiem, i postanowiłam o tym zapomnieć gdy wreszcie dotarłam pod swój dom.
Chcąc szybko opowiedzieć Rachel o swoim dniu, wrzuciłam rower do garażu i od razu weszłam do budynku.
Rachel w nim nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top