14

Stanęliśmy przy ogromnej, drewnianej szafce z półkami na której spoczywały pluszowe podobizny animatroników.

- Pewnie chcesz Foxy'ego? - zaśmiałam się po czym sięgnęłam po lisiego pluszaka który siedział na górnej półce.

- Tak! Ale wezmę chyba wszystkie cztery animatroniki. Są zbyt ładne żeby ich nie kupić.

Kiwnęłam głową i rozejrzałam się.
Pod ścianą po prawej stronie stała duża, tekturowa makieta która przedstawiała wszystkie cztery roboty, można było przy niej stanąć i zrobić sobie zdjęcie za niewielką opłatą.

Gdy Ethan po kilku minutach stania w kolejce podszedł do mnie z pluszakami w ramionach, poprosiłam aby ustawił się tuż przy makiecie.
Ja natomiast szybko zapłaciłam Kate, kasjerce która stała tuż za ladą.
Lada również była przepełniona różnymi drobiazgami z animatronikami.
Były tam różnego rodzaju breloczki, przypinki, długopisy, kubki i wiele innych rozmaitych rzeczy.
W sumie to sama chętnie kupiłabym sobie taki breloczek ale postanowiłam wydać swoje pieniądze na coś bardziej pożyteczniejszego.
Migiem dołączyłam do Ethana i pokazałam mu, jak mniej więcej ma stanąć do wspólnego zdjęcia.

Gdy był już gotowy, podeszłam do dużej skrzyni która stała kilka metrów przed nami.
W maszynie tej znajdował się aparat, który po wrzuceniu centa odliczał 5 sekund i robił podwójne zdjęcie.
Zgodnie z instrukcją zamieszczoną na skrzynce, wrzuciłam pieniądz do małego otworu i szybko ustawiłam się obok Ethana.

- Uśmiechnij się chociaż - zażartowałam po czym szturchnęłam brata w ramię.

Kiedy aparat odliczył 4 sekundę, poczułam jak ktoś mnie obejmuje.
Zaskoczona starałam się utrzymać uśmiech na swojej twarzy do końca i chyba nawet nieźle mi poszło, ale gdy tylko gotowe zdjęcia wyszły z maszynki, wymierzyłam potężny cios w bok osoby która stała za mną.
Chociaż jej nie widziałam, to potrafiłam rozpoznać kto to. Za bardzo wyczuliłam się na jego obecność. Na obecność Vincenta.

- Co jest? - jęknął łapiąc się za żebro.

Tak bardzo go to zabolało?

- Błagałam cię, żebyś się od nas odczepił! - krzyknęłam głośno ale nie zwracałam uwagi na ludzi którzy zaczęli mi się przypatrywać. - Naprawdę nie możesz spełnić tej prośby?

Vincent spojrzał na mnie zdziwiony po czym lekko zawstydzony rozejrzał się po ludziach.

- Od samego początku mnie męczysz, wykańczasz, niszczysz od środka. Dlaczego nie dasz mi w końcu spokoju? - zapytałam czując jak moja twarz płonie.

Ethan widząc w jakim transie się teraz znajdowałam, odsunął się trochę na bok i zmieszany czekał na dalszy ciąg wydarzeń. Nie próbował mnie nawet uspokajać, i tak to by nic nie dało.

Fioletowowłosy nie wiedząc co powiedzieć, co raczej mu się nie zdarza, odwrócił się natychmiast na pięcie i odszedł od kącika z pamiątkami.
Kątem oka udało mi się dostrzec jego twarz. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałam...
Uśmiech który zawsze widniał na jego twarzy nie zależnie od sytuacji, zniknął.
Od razu pożałowałam tego wszystkiego, co mu wykrzyczałam.
Zdałam sobie sprawę z tego, że tymi wszystkimi słowami mogłam go serio urazić.
Miałam wrażenie, że łapie mnie skurcz gdzieś w okolicach serca, co zdarzyło mi się już nie raz, zawsze gdy popełniłam celowo źle lub powiedziałam coś nie tak.

Muszę go przeprosić i pogadać tak na poważnie.
Mam tylko nadzieję, że zechce mnie w ogóle wysłuchać.

- Wróć do stołu, pooglądaj animatroniki lub pobaw się z dziećmi, niewiem - mruknęłam do brata po czym złapałam się za głowę.
Przez nagły przypływ emocji trudno było mi porządnie układać wypowiadane zdania.

Blondyn kiwnął głową i posłusznie wrócił na salę nawet się nie odzywając.
Postanowiłam poszukać Vincenta, ruszyłam z miejsca i zwróciłam się w stronę zaplecza zostawiając za sobą jedynie podejrzliwe szepty ludzi.

▪▪▪

Chłopaka jak zwykle nie mogłam znaleźć. Miałam wrażenie że wyszedł z pizzerii i już nigdy tu nie wróci.
Tego najbardziej się teraz obawiałam. W sumie, to trochę irytowało mnie to, że Vincent zawsze znika i pojawia się w najmniej odpowiednich momentach.
A teraz? Nawet nie wiem gdzie go szukać, gdzie mieszka.

Zawiedziona wróciłam do Ethana który zapewne siedzi teraz sam, a przecież nie na tym miało to wszystko polegać.
Mieliśmy ten dzień spędzić razem, a nie osobno.

Gdy przechodziłam obok biura szefa, w pewnym momencie usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące właśnie z tego pomieszczenia.
Czyżby to właśnie tam przebywał Vincent przez ten cały czas?
Z obawą chwyciłam za klamkę po czym ją przekręciłam.

- Cholera, ile razy mam powtarzać, że macie pukać? - odezwał się ktoś siedzący w pokoju.

- Przepraszam, ale... - zaczęłam i zajrzałam do pokoju.
Moim oczom ukazał sie szef. - Oh, dzień dobry.

- Witam. Coś się stało? Tak nagle tutaj przyszłaś a myślałem że spędzasz czas z rodzeństwem.

- Spędzam... Ale szukałam Vincenta.

- Vincenta? Wychodził właśnie kiedy podjechałem samochodem pod pizzerię. Wyglądał na... Przytłoczonego? Nie mam pojęcia.

- Aha... - powiedziałam cicho po czym wbiłam wzrok w panele podłogi.

- Pokłóciliście się?

- Można tak powiedzieć.

- Tym lepiej dla ciebie. Przynajmniej da ci wreszcie spokój na jakiś czas. Każdy wie, że to natrętny i wredny typ - odparł mężczyzna po czym widząc mój wyraz twarzy, podrapał się w tył głowy. - W każdym razie... Przydzieliłem ci kogoś do pomocy na nocną zmianę. No wiesz, byś nie czuła się samotna.

- Kogo? - zapytałam miejąc nadzieję że to będzie Vincent. To chyba będzie pierwszy raz, kiedy będę cieszyła się słysząc jego imię.

- Fritz'a. Nauczysz go paru rzeczy.

- Szkoda tylko, że ja też nic nie potrafię.

- Powiem temu wariatowi żeby przyszedł do was, pokaże wam co robić w danej sytuacji.

Kiwnęłam głową.

- Oczywiście o północy zadzwoni do ciebie Scott. Potowarzyszy ci przez chwilę i udzieli instrukcji w razie gdybyś czegoś nie rozumiała.

- Scott. A właśnie, dlaczego on i Mike są nieobecni? - zapytałam przypominając sobie o tamtej dwójce.

- Mike...? Mike jest chory. A Scott jest ciągle przy nim ale za parę dni wrócą, spokojnie.

- Rozumiem - odparłam chociaż wcale tego nie rozumiałam ale nie chciałam niepotrzebnie zagadywać szefa. - Pójdę już - dodałam po czym podeszłam do uchylonych drzwi.

- Do zobaczenia - szef pożegnał mnie i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia.

Cholerny Fritz.
Nie mam zamiaru go jeszcze uczyć.
Do tego jest zbyt energiczny, jestem pewna, że przez swoją nie uwagę coś zniszczy.

▪▪▪

Wieczorem, około godziny dwudziestej, do Ethana zadzwonił ojciec i poinformował go, że za dziesięć minut będzie pod pizzerią.
Ethan, szczęśliwy a zarazem wykończony, pożegnał się z małą grupką chłopców z którymi bawił się i rozmawiał cały dzień po czym szybko wyszedł przed budynek.
Ja natomiast przez tą całą resztę dnia przesiedziałam oparta na stole z telefonem w ręku.
Wiedziałam, że to nie w porządku z mojej strony ale nie potrafiłam zapomnieć o tamtych wydarzeniach.

- Będę spał jak zabity - powiedział blondyn wycierając ręka spocone czoło. - Masz moje pluszaki?

Na to pytanie sięgnęłam do swojej torby i wyciągnęłam z niej wszystkie cztery zabawki i wspólną fotografię. 

- Masz. Drugie zdjęcie wezmę ja, dokupię tylko do niego jakąś ramkę.

Ethan chwycił zdjęcie w dłonie i zaczął mu się obojętnie przyglądać.
Po chwili jednak się uśmiechnął.

- Nieźle razem wygladacie. Spójrz tylko na swoją minę, normalnie jakbyś miała zaraz wybuchnąć - zaśmiał się na co ja westchnęłam ciężko.

- Mamy niezłą pamiątkę. Za jakiś czas znowu tu możemy przyjechać, jeśli będziesz chciał.

- No jasne.

Nagle na parking wjechało duże, srebrne auto osobowe które po paru sekundach zatrzymało się tuż przed nami.
Ethan zerwał się z miejsca i pognał do mężczyzny który właśnie wysiadał z samochodu.
Blondyn zaczął wymachwiać zdjęciem przed oczami taty na co ten go uspokoił i kazał wsiąść do auta.

- Hej - powiedziałam wreszcie. - Mam nadzieję, że w niczym wam nie przeszkodziłam zabierając tutaj Ethana ze sobą.

- Skądże. Dobrze, że chociaż raz wyszedł z tego domu. Od jakiegoś czasu w ogóle z nikim się nie spotyka.

- Może coś się stało? Pytaliście go?

- Oznajmił, że wszystko w porządku. Teraz to nawet mama nie potrafi do niego dotrzec.
No ale jedziemy jutro z rana nad jezioro. Może zabierzesz się z nami? Ethan pewnie się ucieszy.

- Nie mogę - powiedziałam po czym posmutniałam. - Muszę zostać na noc.

- Dorosłe życie już takie jest, powinnaś się już powoli przyzwyczajać - odparł mężczyzna.
Ile już razy słyszałam to zdanie z jego ust?

- Dobra. My się już zbieramy bo musimy jeszcze się spakować i przygotować kanapki na podróż.

- Miłej wycieczki.

Tata wrócił do auta, zajął miejsce kierowcy i szybko zapiął pas.
Ethan przykleił się do szyby po czym pomachał mi na pożegnanie co wyglądało dość śmiesznie.
Odpowiedziałam tym samym i zaczęłam obserwować jak samochód odjeżdża a następnie znika za drzewami.

Gdy zostałam sama, pochodziłam jeszcze chwilę po parkingu by trochę odświeżyć umysł.
Dziś moja pierwsza nocna zmiana.
Co za przeżycie.
Do tego muszę siedzieć z tym narwanym rudzielcem który zresztą już niebawem powinnien się zjawić.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top