13
Freddy ze zgrzytem uniósł swoją ciężką głowę a jego wzrok spoczął na jakimś niewiadomym punkcie.
Gdy jego oczy wreszcie błysnęły jasnym światłem, szczęka robota uchyliła się lekko odsłaniając przy tym szereg metalowych zębów.
Nagle z playbacku animatronika zaczęła pobrzmiewać wesoła muzyczka, wręcz idealna dla dziecięcych uszu.
Zaraz po Freddy'm ruszył się Bonnie. Robot zamrugał kilkakrotnie po czym machnął swoją olbrzymią, pluszową łapą dając wrażenie że królik właśnie zaczyna swoją popisową grę na swojej czerwonej gitarze.
Ciekawe kto zaprogramował te wszystkie ruchy animatroników oraz ich odpowiednią kolejność i ile mu to zajęło?
Jako ostatnia poruszyła się Chica. Kurczak zaczął nadzwyczajnie rozglądać się wokół własnej osi razem ze swoją różową babeczką która znajdowała się na talerzu i tak już pozostało przez następne 5 minut.
Zaczęłam się denerwować. Ile im to jeszcze zajmie? Powinni już dawno wrócić.
Przez to całe martwienie się zaczęłam odruchowo stukać paznokciami o plastikowy blat stołu który zaczął lekko podrygiwać.
Mój wzrok jak szalony wędrował po całej sali, po ścianach, po suficie, po ludziach. Próbowałam znaleźć jakiś obiekt który sprawiłbym że choć na chwilę zapomniałabym o stresie.
W końcu mój wzrok ponownie spoczął na zwierzęcych robotach. Po kilku chwilach dostrzegłam jak jedno z dzieci podchodzi do progu sceny i z ogromnym zaciekawieniem przypatruje się żółtemu animatronikowi.
Wszystko wydawało się być w porządku, gdyby nie fakt, że gdy dzieciak prawie wspiął się na scenę, oczy trzech robotów spoczęły właśnie na nim.
Zachowanie animatroników momentalnie uległo zmianie.
Z ich playbacków nie leciała już przyjemna nutka, została ona zastąpiona przeraźliwym szumem i skrzeczeniem czegoś czego nie potrafiłam określić.
Ich szczęki były rozwarte szeroko.
Chłopiec z przerażenia omal nie upadł na ziemię widząc reakcję animatroników po czym zaczął płakać.
Do dziecka natychmiast podeszła matka która zaczęła pocieszać syna że nic się nie stało i że wszystko jest w porządku.
Ale nie było.
Puste oczy robotów nadal sledziły każdy ruch chłopaka przez co młody jeszcze bardziej się wystraszył i zapłakał.
Postanowiłam wreszcie zadziałać. Nie mogłam patrzeć na te wszystkie zdziwione twarze ludzi więc wstałam z miejsca i szybko zaczęłam szukać Fritz'a.
To on teraz przejął posadę mechanika i konserwatora więc powinien umieć naprawiać takie usterki.
Mam tylko nadzieję, że jest dzisiaj w pracy.
▪▪▪
Jak się później okazało, chłopaka nie było. Przeszukałam niemal każdy kąt w pizzerii lecz nie dało to żadnego rezultatu.
Dlaczego wszyscy tak po prostu zniknęli?
- Czyżbyś się zgubiła? - zapytał Vincent który jak gdyby usłyszał moje myśli i jak na zawołanie pojawił się tuż zaraz za rogiem.
- Wiesz gdzie jest Fritz? - zapytałam totalnie ignorując pytanie chłopaka.
- Nie ma go i zapewne już nie wróci.
- Co masz na myśli?
- Sądzę, że wystraszył się tego miejsca i zwiał pracować gdzieś na zmywaku. No ale z resztą. Czego by się tu spodziewać po takim cieniasie?
- Ta... Ważne że ty jesteś wspaniały i zajebisty - powiedziałam ironicznie przewracając oczami.
- Dziękuję - odparł Vincent po czym zaśmiał się złośliwie.
- Idiota - pomyślałam po czym podeszłam do drzwi które należały do pokoju dla pracowników.
Sprawdzę czy chociaż Fritz zostawił jakąś wiadomość chociaż szczerze wątpiłam w to, że zwolniłby się tak szybko.
Przecież tak bardzo zależało mu na tej pracy.
Sama widziałam jego entuzjazm gdy pierwszy raz zjawił się w pizzeri.
- Stój - usłyszałam za sobą po czym Vincent całym swoim ciałem zablokował mi dostęp do drzwi. - Co robisz?
- Chcę wejść do środka, możesz mi łaskawie zejść z drogi?
Vincent nagle udał wielce zdziwionego po tym jak usłyszał moje pytanie po czym wskazał na metalową tabliczkę która wisiała na drzwiach tuż przed nami.
- Nie rozumiem. Przecież to pomieszczenie jest dostępne tylko i wyłącznie dla pracowników - powiedział wreszcie z dużą dokładnością i powagą.
- A kim ja tu do cholery jestem? - ryknęłam.
Chłopak momentalnie zaczął analizować wzrokiem mój ubiór po czym po krótkim namyśle rzekł:
- Jak dla mnie, to zwykłym klientem pizzerii.
Spojrzałam na chłopaka z rozbawieniem.
To właśnie teraz nastąpił ten moment. Moment, w którym miałam ochotę roześmiać się na cały budynek a zaraz po tym rozpłakać.
Powstrzymałam się jednak z trudem po czym westchnęłam.
- Wpuść mnie tam na chwilę i sobie odejdę. Przyrzekam.
- Nie.
- Serio chcesz żeby szef się o tym dowiedział? To się robi już męczące...
- Możesz nawet do niego zadzwonić. Szefunio i tak nie odbierze.
- Jesteś tego pewnien?
- Jestem. Słuchaj, radzę ci poszukać swojego braciszka i do niego wrócić zanim nie jest za późno. Jeśli nie ustąpisz, będę musiał odpowiednio zareagować.
- Uważaj bo ja za chwilę też odpowiednio zareaguję i wylądujesz z hukiem na tamtej ścianie - warknęłam wskazując palcem fragment starej ściany znajdującej się parę metrów dalej.
Vincent zaśmiał się.
- Tak się składa że nie jestem tu zwykłym pracownikiem. Dla sprostowania, pełnię tu również funkcję ochroniarza i w każdej chwili mogę zrobić z tobą co tylko zechcę. Widzisz? - odrzekł z uśmiechem po czym odpiął od swojego paska ze spodni duże, błyszczące kajdanki.
Przedmiot pod wpływem ruchu zadźwięczał w powietrzu na co lekko drgnęłam.
- Masz jeszcze jakieś inne zabaweczki? - zapytałam żartobliwie lecz Vincent odebrał to chyba zupełnie inaczej.
Teraz wyglądał na bardzo poważnego ale uśmiech nadal nie zchodził mu z twarzy.
- Hmm... Jakby się nad tym tak zastanowić, to chyba mam jeszcze w swojej szafce stary gaz pieprzowy, paralizator, nowiutką pałkę...
- Dobra, tyle mi starczy - powiedziałam odsuwając się trochę do tyłu.
Nie żebym się go wystraszyła i tych jego ,,zabawek'' ale zaczęłam obmyślać nowy plan.
Gdybym z nienacka runęła na drzwi, Vincent nie zdołałby zareagować i mnie zatrzymać.
Pewnie wpadlibyśmy do tego pomieszczenia we dwójkę ale to już lepsze niż nic.
Widząc jednak jak chłopak powoli zaczyna się do mnie zbliżać z kajdankami w ręku, uciekłam.
Vincent jeszcze chwilę temu wspominał o Ethanie i teraz to na nim najbardziej mi zależy i na jego bezpieczeństwu a nie na sprawdzaniu tego czy Fritz faktycznie odszedł.
Szybkim krokiem wtargnęłam do głównej sali i zaczęłam szukać brata.
Ku mojemu zdziwieniu animatroniki zachowywały się już jakby były w pełni normalne i naprawione, ale nadal bacznie je obserwowałam próbując wyłapać najmniejszy szczegół który wskazał by na to, że te roboty jednak robią to, co chcą.
Po krótkiej chwili odciągnęłam od nich wzrok i skierowałam się w stronę Foxy'eg i Pirackiej Zatoki.
Byłam pewna że to właśnie tam odnajdę Ethana.
I tym razem mój instynkt mnie nie zawiódł.
Blondyn właśnie kończył gawędzić z jakimś innym dzieckiem i gdy tylko mnie dostrzegł, podbiegł.
- Już myślałem, że sobie poszłaś - powiedział.
- Nie zostawiłabym cię tutaj, nigdy.
- Nawet gdyby Vincent powiedział, że jeśli będziesz chciała, to może się mną zająć?
Od razu na myśl przyszła mi ta cała kolekcja dziwnych przedmiotów Vincenta i momentalnie pobladłam.
Nie wiedzieć dlaczego nagle wyobraziłam sobie własnego brata przykutego do jakiejś rury w ciemnym i opustoszałym pokoju.
Szybko odgoniłam od siebie tą okropną wizję i uśmiechnęłam się.
- Tak ci powiedział? Cóż, to miłe z jego strony, ale ja razem z rodzicami potrafimy się tobą zająć i nie potrzebujemy do tego pomocy Vincenta.
- Fajny jest - odparł Ethan który jak gdyby w ogóle mnie nie słuchał. - Zostańcie parą! Chciałbym więcej z nim spędzać czasu - dodał na co prychnęłam.
- Nie, dzięki. Nie mam zamiaru jeszcze umierać.
- No weź. Nawet Rachel znalazła sobie chłopaka a ty jesteś ciagle sama od kąd pamiętam.
Rachel ma chłopaka? Jakoś nic mi o tym nie wspomniała. Z resztą, kto to mógł być?
- Chłopaka? - zapytałam by się upewnić że dobrze usłyszałam.
- Noo... Taki brunet. Z twarzy wygląda na bardzo miłego.
Brunet? I do tego miły?
...
To musi być Jeremy.
- A skąd w ogóle wiesz że są parą, co?
- Widziałem ich kilka razy jak sobie wędrowali po parku. Rozmawiali, śmiali się. Raz ten chłopak dał jej kwiatka.
- Serio? - zapytałam na co Ethan kiwnął głową.
Trochę zaskoczyła mnie ta wiadomość o nowym związku Rachel.
- Usiądźmy - dodałam wreszcie po czym zaczęłam szukać stolika który już wcześniej zajęliśmy.
Na szczęście odnalazłam go dość szybko, ponieważ zostawiłam na jego blacie dużą, czerwoną serwetkę zwiniętą w kulkę i własne okulary przeciwsłoneczne które ułatwiły mi szukanie.
Kazałam Ethanowi trochę odpocząć i poczekać na mnie przy stole.
Postanowiłam zamówić dla nas pizzę na którą naszła mnie wyjątkowa ochota.
Sama weszłam na kuchnię gdzie przynajmniej zostałam miło powitana, nie to co odwalił Vincent.
Po krótkiej rozmowie poprosiłam o pizzę dla dwojga.
- Co się dzieje z Mikeem? Nie widuję go w pracy już od jakiegoś czasu, tak samo jak Scott'a...
- Nie wiemy za wiele, ale Mike podobno się rozchorował, co trochę mnie dziwi. Scott pewnie mu cały czas towarzyszy, są prawie jak bracia ale myślę, że to nie powód żeby nie przychodzić do pracy - odparła Rin która właśnie starannie pracowała nad ciastem na pizzę.
Rin to nieco starsza ode mnie dziewczyna która pracuje tutaj podobno od paru miesięcy na kuchni.
Jej włosy zawsze są upięte w kok a jak dziewczyna już zacznie z kimś rozmawiać, to potrafi tak non-stop przez 2 godziny.
Po prostu jest bardzo gadatliwa ale sądzę, że to jednak jej zaleta a nie wada.
Zawsze interesuje swoich słuchaczy, nie ważne o czym by opowiadała, o swoich wakacjach, przeżyciach, znajomych czy też o obiedzie który jadła wczoraj.
- Rozumiem. Czyli Fritz'a i szefa też pewnie nie ma?
- Szefa widziałam rano ale później, przed godziną dziesiąta gdzieś wyszedł. A tego rudzielca jeszcze nie widziałam. Trudno w ogóle zapamiętać mi jego imię - odparła Rin śmiejąc się.
- Dość nie spotykane, no nie? - zapytałam po czym wychyliłam się na chwilę z kuchni by sprawdzić czy Ethan siedzi na swoim miejscu.
- Pizza za chwilę będzie - powiedziała dziewczyna gdy tylko wróciłam na kuchnię.
Kiwnęłam głową.
- Rin, mogę cię o coś spytać?
- Pytaj.
Przez chwilę rozważałam decyzję nad cofnięciem pytania ale w końcu udało mi się jakoś w sobie zebrać i zapytałam:
- Vincent traktuje tak każdego?
Po tym pytaniu rozejrzałam się dookoła by upewnić się, że chłopak nas nie podsłuchuje.
- Niestety tak... Ale z tego co widzę to... Chyba się nieco zmienił. Od kiedy pojawiła się tutaj pewna osoba, nie jest już taki jak kiedyś, oczywiście w dobrym znaczeniu.
- Pewna osoba?
- Tak. Wcześniej, kiedy się do kogoś przyczepił, odpuszczał sobie po dwóch czy trzech dniach widząc, jak druga osoba go spławia. A teraz...
- A teraz, co? Kim jest w ogóle ta druga osoba bo nie rozumiem?
- To ty - Rin uśmiechneła się ciepło po czym wrzuciła gotowe ciasto do dużego, dwu drzwiowego pieca. - Chodzi teraz taki zamarzony a kiedy tylko usłyszy twoje imię to od razu rozgląda się w poszukiwaniu ciebie.
Może to dziwnie zabrzmieć, ale mam wrażenie, że zainteresowałaś go bardziej niż inni pracownicy.
Oniemiałam. To, co przed chwilą usłyszałam, wydawało mi się tak bardzo śmieszne, nierealne.
Miałam nadzieję, że dziewczyna po prostu żartuje sobie ze mnie ale z czasem przestałam w to wierzyć.
Rin raczej taka nie jest.
- Zainteresowałam...?
- No wiesz... Z resztą, sama się przekonasz.
Przecież Vincent przy każdej możliwej okazji uprzykrza mi życie.
To właśnie tak okazuje mi to zainteresowanie moją osobą?
- Proszę, to na koszt firmy - odrzekła Rin po kilku minutach ciszy po czym puściła mi oczko.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i wyszłam z kuchni z jedzeniem na okrągłej tacy na której był odciśnięty wizerunek Freddy'ego.
Po drodze wzięłam ze sobą jeszcze jakaś Colę i podeszłam do naszego stołu.
- Jedz, póki ciepłe - powiedziałam a Ethan od razu złapał się za pałaszowanie pizzy.
- Są tu jakieś pamiątki? Chciałbym sobie coś kupić.
- Pewnie, że są. Vincent nie pokazywał ci tego miejsca?
- Nie. Ale byliśmy na zapleczu. Było tam mnóstwo animatroników i samych ich części których nawet nigdy nie widziałem.
- Co? - zapytałam po czym uderzyłam pięścią w stół który omal się nie złamał. Momentalnie odechciało mi się jeść.
Ethan aż podskoczył z wrażenia ale raczej zrozumiał o co mi chodzi.
Po jakiego diabła Vincent zaprowadził go na zaplecze?
Błagałam go o to, żeby chociaż przez jeden dzień zachowywał się normalnie.
- Coś się stało? - zapytał blondyn który jednak nie miał pojęcia o niczym.
- Słuchaj - zaczęłam po czym ściszyłam głos. - Chcę, żeby Vincent trzymał się od ciebie z daleka. Nie można mu ufać, rozumiesz?
- Ale... dlaczego?
- Proszę cię. On jest złym człowiekiem. W każdym razie, nie możesz nawiązać z nim głębszego kontaktu - odrzekłam po czym spuściłam wzrok.
- No dobrze... W takim razie, nie będę już z nim rozmawiał, ale wiedz, że konpletnie cię nie rozumiem.
Po tych słowach Ethana oparłam się wygodnie o oparcie krzesła. Z tych całych nerwów rozbolała mnie głowa.
Po oznajmieniu Rin naprawdę sądziłam, że Vincent faktycznie choć trochę się zmienił. Liczyłam też na dalsze zmiany.
Niestety, kolejny raz się pomyliłam co do niego.
- Idziemy po pamiątki? - zapytał Ethan po jakimś kwadransie wstając od stołu. - Nie chcę już jeść.
- Chodź - powiedziałam po czym również wstałam i zaprowadziłam brata do kącika z pamiątkami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top