12

Gdy wreszcie udało mi się w spokoju przebrać, nie wspominając oczywiście o tym jak musiałam szarpać się z Vincentem drzwiami z szatni, wyszłam z lokalu nie żegnając się z nikim. Zapomniałam nawet o Fritz'ie który zapewne i tak sobie świetnie radzi w nowej pracy.
Ponownie zajęłam swój ulubiony krawężnik i posłusznie czekałam na Rachel.

Zaczęłam rozmyślać o jutrzejszym dniu. Mam nadzieję że będę wstanie choć trochę umilić mojemu bratu czas. Z resztą, to lepsze niż siedzenie w domu nad książkami. Modliłam się tylko w duchu żeby Vincent wziął na poważnie moje słowa i nie utrudniał nam jutro życia. Będę mu za to naprawdę wdzięczna.

Wcześniej, będąc w szatni, udało mi się dodzwonić do szefa. Mężczyzna oczywiście zgodził się na dzień wolnego pod jednym warunkiem. Tego samego dnia mam przyjść na nocną zmianę. Ktoś przecież musi zastąpić Mike'a który był nieobecny w pracy z niewiadomych przyczyn.
Mimo iż nie byłam zachwycona tym jednym warunkiem szefa, zgodziłam się, specjalnie dla Ethana.

Pomijając to wszystko, i tak miałam pewne obawy. Nigdy jeszcze nie pracowałam na nocnej zmianie i nawet nie wiem jak do końca używać ten cały monitor i przyciski znajdujące się tuż przy drzwiach pomieszczenia. Do tego Vincent jeszcze nie wytłumaczył mi co i jak.

Nagle w oddali rozległ się warkot silnika. Lekko przymrużyłam oczy abym mogła dostrzec to, co znajdowało się daleko przede mną.

Po chwili mogłam dostrzec jakąś osobę jadącą na dużym, czarno-białym motorze.

Gdy kierowca gwałtownie zatrzymał się kilka metrów przede mną, ściągnął z głowy czarny kask i wtedy oniemiałam. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w dziewczynę, nie wierząc w to, co właśnie widziałam.

Kiedy wreszcie pył z piachu opadł z powrotem na ziemię, zerwałam się z miejsca.

- Rachel?

- Co tam? Zdziwiona? - zapytała blondynka śmiejąc się widząc moją minę.

- I to jak! - powiedziałam po czym zaczęłam oglądać z każdej strony to nowiutkie cudeńko. - Jak ci się udało je zdobyć? - zapytałam pełna podziwu.

- Zawsze sądziłam, że oszczędzanie to dobra rzecz - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem. - Do tego doszły moje urodzinowe pieniądze, i oto jest.

- Idealny - powiedziałam kładąc dłoń na lśniącym lakierze motoru.

Przyglądając się pojazdowi, w pewnym momencie dostrzegłam w jego odbiciu wychodzącego Vincenta z pizzerii.

Cholera, musimy jak najszybciej stąd odjechać.

- Rachel, jedźmy już - powiedziałam nerwowo próbując nie patrzeć na nadchodzącego chłopaka.

- Co się dzieje? - zapytała zdziwiona lecz ona także dostrzegła zbliżającą się do nas osobę. - No tak, racja. Wsiadaj - powiedziała po czym założyła na swoją głowę kask.

Pospiesznie usiadłam na tylnym, wolnym miejscu i złapałam za bluzę Rachel, która zaczęła powoli odpalać silnik.

- Błagam, szybciej - szepnęłam i zamknęłam oczy.
Chciałam znaleźć się już w domu.

Po chwili znowu rozległ się warkot silnika i wreszcie mogłyśmy stąd odjechać.

- Widzimy się jutro - odrzekł Vincent z uśmiechem kładąc dłoń na moim ramieniu.

Słysząc to, Rachel dodała gazu i ruszyłyśmy z parkingu zostawiając Vincenta samegp w tyle, pod pizzerią.
Jeszcze raz zerknęłam do tyłu po czym mocniej złapałam się dziewczyny.

- Jutro nie idę do pracy - mruknęłam po chwili.

- Przez Vincenta? - zapytała Rachel nie odrywając wzroku od jezdni.

- Nie... Rano pojadę do rodziców i zabiorę ze sobą brata. Obiecałam mu że wezmę go ze sobą do Freddy Fazbear Pizza.

- Szef zgodził się na dzień wolnego?

- Tak, ale muszę przyjść na nocną zmianę - powiedziałam na co Rachel nagle odwróciła się w moją stronę, lecz po chwili jej wzrok znowu spoczął na drodze.

- Dasz sobie radę? - zapytała po chwili ciszy.

- Chyba tak - odpowiedziałam chociaż sądziłam inaczej. - Będę musiała tylko przeglądać monitoring i sprawdzać czy ktoś przypadkiem nie zakradł się do pizzerii.

- Brzmi banalnie.

▪▪▪

Gdy znalazłyśmy się pod domem, Rachel otworzyła bramę z garażu i po chwili zaparkowała w nim swój nowy motor.

- Czyli teraz twój rower odejdzie w niepamięć? - zapytałam z uśmiechem na co dziewczyna prychnęła.

- No co ty, dalej będę go używać - powiedziała stawiając kask gdzieś na starej szafce. - Na przykład jak bedziemy planować jazdy na wycieczki rowerowe - dodała.

Tak... Jeśli w ogóle będziemy miały czas na takie wypady.
Od momentu kiedy obydwie zaczęłyśmy pracować, nie spędzamy ze sobą tyle czasu co kiedyś, w dzieciństwie.
Skończyły się wspólne wypady na dwór, do kina lub do obok leżącego miasta.
Teraz, gdy mieszkamy razem, może się wydawać że widzimy się cały dzień.
To jednak nieprawda. Zazwyczaj w tygodniu, ja i moja przyjaciółka widzimy się rano przed pracą lub wieczorem po pracy.

Nawet w weekend też za dużo się nie widzimy, ponieważ Rachel pracuje w soboty i tylko niedzielę mamy dla siebie.

- Informowałaś już swoich rodziców o jutrzejszych planach? - zapytała Rachel otwierając drzwi z domu.

- Nie i nie mam zamiaru - odpowiedziałam po czym zamknęłam garaż i dołączyłam do przyjaciółki. - Z rana pojadę po Ethana i od razu wezmę go ze sobą. Oni nie będą mieć nic przeciwko, w końcu to mój brat.

- No niby tak - zaczęła blondynka. - Ale nie wiesz jakie plany mają twoi rodzice. Może gdzieś wyjeżdżają?

- Wątpie. Od lat nie jeżdżą na urlopy czy na inne wycieczki.

- Mimo to, powinnaś wcześniej zadzwonić i się upewnić.

- Mogłam - mruknęłam po czym ściągnęłam swoje buty i położyłam na półce pod szafką z wieszakami.

Nie było sensu dalej się kłócić o to, czy dobrze zrobiłam nie informując rodziców o planach, więc po krótkiej odpowiedzi weszłam po schodach na drugie piętro domu i na resztę wieczoru zaszyłam się w swoim pokoju. Z tego wszystkiego odpuściłam sobie nawet prysznic i tak po prostu wskoczyłam w piżamę a następnie do łóżka lecz nie potrafiłam zasnąć.
Przez prawie całą noc miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje w wyniku czego co kilkanaście minut wstawałam i po cichu podchodziłam do okna i dokładnie badałam wzrokiem cały teren ogrodu który mogłam dostrzec z pokoju.

W końcu sięgnęłam po jedną książkę z półki i zaczęłam czytać.
Po chwili okazało się, że książka ta jest strasznie nudna i do tego pisana jakimś starym językiem lecz postanowiłam trochę się z nią pomęczyć.
Wkrótce udało mi się zasnąć.
Ostatnią godzinę na zegarku którą widziałam to była bodajże 5:20 więc za dużo nie odpoczęłam.
Mimo to, czułam się w pewnym stopniu wyspana.

Szybko przygotowałam sobie czyste ubranie i zbiegłam na dół prosto do łazienki.
Rachel pewnie jeszcze spała, bo nigdzie jej nie dostrzegłam i cały dom miałam dla siebie.

W łazience, gdy zaczęłam się przebierać, zadzwonił mój telefon.
Od razu go odebrałam nie sprawdzając nawet kto dzwoni. Wiedziałam kto to.

- Kiedy po mnie przyjedziesz? - zapytał energicznie Ethan nawet się ze mną nie witając.

- Niedawno wstałam. Muszę się najpierw ogarnąć.

Ethan westchnął.

- Czekam tak już od paru godzin - powiedział wreszcie.

- Jak to?

- Nie spałem pół nocy. Po prostu nie mogę się doczekać twojego przyjścia.

- Spokojnie, daj mi pół godziny i od razu po ciebię pojadę. Zadzwonię po taksówkę żeby było szybciej.

- Okej. Będę czekać - odrzekł szczęśliwie po czym się rozłączył.

Naprawdę mu zależy. Nic nam nie może zniszczyć tego dnia, w szczególności towarzystwo pewnej osoby.
To on był tym jedynym problemem.

Jedynym. Pieprzonym. Problemem.

Nie zwlekając weszłam pod prysznic a po 15 minutach byłam już gotowa.
Rozluźniona wyszłam z łazienki i przeszłam do kuchni.
Tym razem coś zjem, nie mam ochoty na jedzenie pizzy z Freddy Fazbear Pizza. Nie mówię, że jest ona zła ale wierzcie mi, jadłam lepsze.

Podeszłam do dużej lodówki i wyciągnęłam z niej dwa małe jogurty które pewnie kupiła sobie Rachel, bo ja zazwyczaj nie jadam takich rzeczy ale dziś naszła mnie na nie wyjątkowa ochota.

- Kiedyś jej odkupię - pomyślałam i wzięłam się za jedzenie jogurtów razem z musli które znalazłam w jednej z szafek.

- Ty już na nogach? - zapytała przyjaciółka która stała w drzwiach kuchni przecierając ręką oczy. - Myślałam że pojedziesz tam dopiero około południa.

- Miałam taki zamiar, ale Ethan nie spał pół nocy i wręcz nie może się doczekać mojego przyjazdu.

- Rozumiem - odrzekła kiwając lekko głową. - Czy to moje jogurty? - zapytała po chwili wpatrując się uważnie w puste pojemniczki które trzymałam w dłoni.

- Odkupię ci - powiedziałam uśmiechając się.

- To była edycja limitowana! Wiesz jaki to ból kiedy ktoś zje twoje jogurty z edycji limitowanej? - zapytała Rachel śmiejąc się i podkreślając przy tym dwa ostatnie wypowiedziane wyrazy. - Nie musisz mi ich odkupywać. To tylko jedzenie - dodała po czym przeszła do salonu i usiadła na kanapie.

- Która jest godzina? - zapytałam uświadamiając sobie to, że nawet nie wiem jaki mamy czas.

- Za piętnaście dziesiąta. A kiedy tak w ogóle wychodzisz?

Jestem spóźniona. Muszę jak najszybciej wyjść z domu.

- Wezmę tylko pare rzeczy i wychodzę - powiedziałam biegnąc w stronę drzwi.

Szybko założyłam buty, wzięłam portfel i zadzwoniłam po taksówkę która przyjechała pod nasz dom po 6 minutach.

▪▪▪

- Tequilla! - usłyszałam chłopięcy głos.

Zerknęłam w okno samochodu, właśnie podjeżdżaliśmy pod blok moich rodziców.
Ethan wstał z kamiennych schodów i szybko podbiegł do czarnego pojazdu.

- Wsiadaj - powiedziałam i podałam kierowcy kolejny adres na który miał nas zawieźć. Nim Ethan zajął miejsce obok mnie, zdążyłam otworzyć drzwi i spojrzeć na duże okna bloku. Sądziłam że ujrzę w nich swoich rodziców lecz tak się nie stało.
Posmutniałam.

Gdy chłopak wreszcie uporał się z zapięciem pasa, samochód ruszył.

- Jak tam rodzice? - zapytałam.

- Nie wiem. Chyba jeszcze śpią. A tak ogólnie to w porządku.

- Typowe - odrzekłam cicho z uśmiechem.

- A o której wracamy?

- Jeszcze tam nie dojechaliśmy a ty już pytasz o powrót?

- Nie, ale jutro jadę z rodzicami nad jezioro i chcę być wyspany, no wiesz, dziś to chyba całą noc zarwałem.

- Rozumiem - powiedziałam. - Około godziny 19 zadzwonię po tatę, przyjedzie po ciebie.

Szczerze, to chętnie bym z nimi pojechała ale niestety muszę zostać na noc w pracy. Gdyby nie ten urlop...

- Jak jest we Freddy Fazbear Pizza? - zapytał Ethan po czym ściągnął swoje okulary i zaraz znowu je założył.

- Sam się przekonasz - odpowiedziałam na co chłopak podskoczył w fotelu z ekscytacji.

- To będzie najlepszy dzień mojego życia - dodał po chwili wyglądając przez szybę.

- Oby... - pomyślałam.

Po kilku minutach Ethan znowu się odezwał przerywając ciszę.

- O, jest! - wykrzyknął wskazując palcem budynek na co sam kierowca się uśmiechnął. - Na żywo wygląda o wiele inaczej - dodał.

Gdy pojazd zaparkował na żwirowym parkingu przed pizzerią, zapłaciłam starszemu mężczyznie i wyszłam z auta.

- Ale super - odrzekł Ethan badając wzrokiem każdy centymetr budynku. - Słyszysz to? - zapytał nadsłuchując jakieś dźwięki.

Faktycznie, muzykę z pizzeri dało się usłyszeć nawet na zewnątrz.

- Słyszę tą muzykę codziennie. Z czasem zaczęła mnie już nudzić - powiedziałam śmiejąc się. - Chodźmy, zobaczysz jak jest w środku - dodałam i zaczęłam iść w stronę wejścia.

Chwyciłam za metalową klamkę i niepewnym ruchem otworzyłam drzwi które jak zawsze skrzypnęły.

Gdy już znaleźliśmy się w środku, zaczęliśmy iść korytarzem.
W między czasie blondyn przyglądał się rysunkom które wisiały na ścianach.
Jego reakcja jest dokładnie taka sama jak moja, kiedy pierwszy raz przyszłam do tego miejsca.

- Ten jest dziwny - odezwał się po chwili zatrzymując się w połowie drogi do głównej sali.

- O co chodzi? - zapytałam i podeszłam do swojego brata.

- Popatrz.

Po chwili zerknęłam na rysunek który o dziwo całkiem wyróżniał się od innych.

On jako jedyny przedstawiał wszystkie cztery animatroniki stojące przed pizzerią która płonęła.

- Myślałem, że są tylko cztery animatroniki, Freddy, Bonnie, Chica i Foxy - odrzekł chłopak który jeszcze bardziej zaczął się przypatrywać kartce papieru.

Mi również udało się dostrzec ten dziwny element.
Wśród płomieni znajdował się jeszcze jeden robot.
Żółty kolor królika zlewał się z kolorem płomieni i dlatego tak trudno było go dostrzec.
Na ten widok aż ścisnęło mnie w żołądku.
Nie słyszałam nigdy o żółtym króliku. O co tu chodzi? I dlaczego pizzeria płonie?
Chciałabym się tego dowiedzieć ale na pomoc nie mogłam liczyć.
Mike i tak mi nic nie powie.
Jeremy? Wątpię żeby on cokolwiek coś wiedział na ten temat.
Scott? Nawet nie wiem gdzie on się teraz znajduje.
W takim wypadku została mi ostatnia osoba która może jest w stanie odpowiedzieć na moje pytania.
Imię tej osoby z trudem przychodziło mi na myśl.

Vincent.

A właśnie, mam nadzieję, że nie ma go jeszcze w pracy.

- Idziemy dalej? - zapytałam lecz odpowiedziało mi tylko echo.

Odwróciłam się gwałtownie.
Ethan zniknął.
Szybko wbiegłam do sali gdzie znajdowała się scena i zaczęłam szukać brata.

Mimo iż było przed południem, ludzi tu nie brakowało. To trochę utrudniło mi szukanie, przez moment miałam wrażenie że wszystkie dzieciaki wyglądają tak samo.
W końcu kątem oka dostrzegłam blondyna ubranego w czerwoną bluzę stojącego w gronie dzieci tuż przed Piracką Zatoką.

Odetchnęłam z ulgą i podeszłam do brata kładąc mu dłonie na ramieniach.

- Nie oddalaj się już ode mnie, dobrze?

- Przepraszam. Chciałem zobaczyć Foxy'ego. To chyba właśnie jego najbardziej nie mogłem się doczekać.

Lisi robot podszedł do widowni wciąż stojąc na scenie i dwa razy machnął łapą na której znajdował się hak po czym sztywno cofnął się do tyłu.
Rozległ się zgrzyt zardzewiałego metalu a oczy zwierzaka przestały lśnić.
Po tym tuż przed nami opadła kurtyna która zakończyła całe przedstawienie.

- Przynajmniej zdążyłem na końcówkę - odezwał się Ethan zadowolony.

- Podobał ci się występ? - zapytał chłopak stojący tuż obok nas.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że to pytanie było skierowane do nas.
Momentalnie napięłam policzki by powstrzymać swoją nagłą złość.

- Było super! - powiedział Ethan po czym klasnął raz w dłonie.

- Ty już w pracy? - zapytałam nadal wpatrując się we fioletową kurtynę pokrytą gwiazdami.

- Oczywiscie. Czekałem na ciebie.

- Kto to jest? - zapytał blondyn odwracając się w moją stronę.

- To jest... - zaczęłam ale kompletnie nie wiedziałam jak dokończyć to zdanie.

Ethan widząc moją minę nagle nabrał powietrza w płuca.

- Twój chłopak? - zapytał po czym zakrył usta.

- Vincent, miło mi cię poznać - nieoczekiwanie przerwał nam fioletowowłosy po czym podał mojemu bratu dłoń na przywitanie.

- Ethan - odpowiedział chłopak. - Też tu pracujesz? - zapytał widząc na koszuli Vincenta odznakę z Freddym.

- Owszem. Jesteś tu pierwszy raz? Mogę cię oprowadzić jeśli twoja kochana siostra wyrazi na to zgodę - odparł Vincent.

- Mogę iść z Vincentem? Mogę? - Ethan zaczął ciągnąć mnie za szarą bluzę robiąc do tego swoją słodką minkę.

Nie byłam przekonana co do tego pomysłu.
Nie po tym co widziałam.
Po prostu nie.

- Proszę... - jęknął chłopak. - Ty sobie gdzieś tu usiądziesz i poczekasz na nas.

- No dobra... Ale wracajcie za chwilę - mruknęłam widząc jak Ethan posmutniał.

Blondyn kiwnął głową po czym podbiegł do sceny na której stały pozostałe animatroniki i właśnie śpiewały jakąś piosenkę.
Korzystając z chwili złapałam Vincenta za rękę i przytrzymałam.

- Zrób mu coś, to cię zatłukę tu, przy wszystkich - warknęłam.

- Luzik. Zaopiekuję się nim - odrzekł z uśmiechem i podążył za moim bratem.

W ostatnim momencie chciałam coś jeszcze powiedzieć ale powstrzymałam się.
Szybko zajęłam jakiś wolny stolik i usiadłam przy nim.
Teraz tylko pozostało mi czekać aż Ethan razem z Vincentem wrócą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top